64. CLAUDIA

185 26 27
                                    

Kiedy rozmawialiśmy o wejściu w senny wymiar, nawet w połowie pomysł ten nie zdawał się tak nierealny jak rzeczywistość. Zwłaszcza że senny wymiar, jaki znałam, różnił się nieporównywalnie od miejsca, do którego trafiłyśmy z Li. Czułam, żeby nie zabierać ze sobą siostry, zaś stojąc pośrodku gęstej, szarawej mgły, byłam absolutnie pewna, że intuicja doradzała słusznie.

W sennym wymiarze czas stanowił pojęcie względne, co nawet nie napawało zdumieniem. Absurdalnie fakt ten zdawał się logiczny. Rozglądnęłam się dookoła po raz kolejny, nie będąc pewną czy zdążamy we właściwym kierunku. Niby Moiel dała nam wskazówki, jak dotrzeć do sennego drzewa, ale labirynt ciągnął się chyba w nieskończoność. Dosłowny labirynt, bowiem wokół nas wznosiły się wysokie, skalne ściany.

- Mgła robi się gęstsza – zauważyłam. Mój głos brzmiał, jakbym mówiła pod wodą. Stłumiony i niewyraźny nieznacznie zniekształcał słowa. Zerknęłam na Li, która ramionami obejmowała samą siebie. – Gdzieś w pobliżu powinna być woda.

- Powinna być – powtórzyła niemrawo, rozglądając się dookoła. Kroki starała się stawiać nieznacznie za moimi, jakby usiłowała kroczyć po śladach wyraźnie wyżłobionych w podłożu. – Wolałam już, kiedy Morfeusz prowadził mnie nad Połyskujące Jeziora.

Wyłoniłam się zza zakrętu, decydując się iść w prawo. Na naprzeciwległej ścianie dostrzegłam znaki przypominające runy. Również się objęłam, pocierając ramiona. Niby nie czułam chłodu, ale zimny dreszcz przebiegał wzdłuż kręgosłupa. Podeszłam bliżej ściany, przyuważając drobinki wyglądające jak kropelki. Wyciągnęłam dłoń, chcąc się upewnić, a przesuwając palcami po chropowatej fakturze ściany, poczułam na opuszkach wilgoć.

- Wilgoć i runy – szepnęłam.

- Jesteśmy blisko – skwitowała Li, rozglądając się uważnie. Tuż obok nas labirynt rozwidlał się, ale tylko po lewej dostrzegłam kolejne znaki. – Tamtędy?

- Na to wygląda – odparłam.

- Zastanawiałaś się, o co zapytamy ojca, kiedy już go tutaj znajdziemy?

Wejrzałam na siostrę. Po głowie krążyło multum rozmaitych myśli, ale nad sformułowaniem konkretnego pytania wciąż jeszcze się nie zastanowiłam solidnie. Koniec końców mogło się okazać, że furtka wskazana przez Morfeusza wcale nie istnieje, a my wrócimy z kwitkiem. Przy dobrych wiatrach, zadrwiła szydząca podświadomość, przypominając o czyhających na nas zagrożeniach. Otworzyłam usta, chcąc rzucić jakimś mało przemyślanym hasłem, kiedy wdepnęłam w kałużę, a odgłos chlupnięcia odbił się od ścian echem.

- Mokre – stęknęłam niezadowolona. Moiel mówiła, że będziemy namacalne, ale zapomniała zaznaczyć, że powinnam się solidniej ubrać na taką wyprawę. – Teraz już na pewno jesteśmy blisko mokradeł.

- Cała droga znajduje się praktycznie pod wodą – zauważyła siostra, wytężając wzrok. – Możemy zawrócić, ale wtedy zboczymy z trasy i na bank nie dotrzemy ani do drzewa, ani do krainy umarłych.

- Ale wiesz, że to wszystko tylko teoria, prawda? – spytałam poważnie. Mimo najszczerszych chęci nie ruszyłam wstecz, brnąc przed siebie i coraz wyraźniej mocząc stopy w wodzie. – Morfeusz nie był pewien, gdzie dojdziemy ani nawet czy istnieje granica między światem snów a Hadesem, nadmiernie interpretując slogan o wiecznym odpoczynku.

- Xerebem – poprawiła mnie, zasługując na powątpiewające spojrzenie. – Xereb włada podziemiami.

- Xereb? – mruknęłam, a po chwili zastanowienia dodałam. – Gdzieś już o nim słyszałam.

- Nie dziwota – poparła Li. – To jeden z czterech wielkich bóstw atuariańskich.

- Bóstw? Wierzysz w to? – Podałam jej rękę, którą natychmiast pochwyciła. Wkroczyłyśmy na podmokły teren. Jeśli akuratnie stopa nie nurzała się w wodzie, grzęzła w bagnie. Posłała mi sceptyczne, odrobinę zaintrygowane spojrzenie. – Iskra, Morfeusz, teraz jeszcze jakiś Xereb. Nie wolałabyś, żeby życie było prostsze? Wiesz, bóg lub jego brak? Dobro i zło?

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz