65. LAILA

139 21 23
                                    

Rozczarowanie. Ogromne, niewysłowione poczucie porażki gniotło duszę, która ponownie domowiła się w niewygodnym ciele. Świadomość, że nie udało się nam rozmówić z ojcem ani nawet odszukać go w tamtym wymiarze dokuczliwie pulsowała w skroniach, rozsadzając je nader nieprzyjemnym uczuciem. Niewiele mogłam poradzić na to, że czułam się po prostu źle. 

Otworzyłam oczy, słysząc docierające z pobliska słowa. Zmrużyłam je, życząc sobie w duchu, aby obraz nabrał wyrazistości, gdyż zamazane, zlane ze sobą barwy dodatkowo przyprawiały o ból głowy.

- Lilio? – Męski głos dotarł do moich uszu, rozbrzmiewając niczym uporczywy, drażniący dzwoneczek. – Lilio, najdroższa, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Kochana?

Odchrząknęłam. Dałabym wiele za ciszę i spokój, za odrobinę stonowania, podczas gdy zasypana zostałam gradem pytań. Przyłożyłam dłoń do twarzy, lekko rozmasowując skronie, a także przesłaniając nieznacznie oczy. Światło raziło mnie nieprzyjemnie, a lampa sprawiała wrażenie rozmytego błysku oślepiającego nadwrażliwy zmysł wzroku. Z pomocą Reythena przysiadłam, czując ucisk w głębi czaszki. Zdecydowanie nie budziłam się ze snu.

- Napijcie się, dziewczęta – poleciła Moiel, której również nie zabrakło w pomieszczeniu. Ktoś coś wsunął mi między palce, a dopiero po chwili zorientowałam się, że trzymałam naczynie wypełnione wodą. – Dobrze wam zrobi. Lepiej? – zapytała po chwili, zaś wywnioskowałam, do kogo się zwracała. – Woda to podstawa, nigdy o tym nie zapominajcie.

- Nigdy więcej nie zamierzam się tam wybierać – oznajmiłam szczerze.

W głowie huczało, wirowało i buzowało jednocześnie. Powoli zbierało mi się na wymioty. Czułam się jak na trzydniowym kacu, przypłacając złym samopoczuciem bibę stulecia, w jakiej po prawdzie nigdy nawet nie przyszło mi uczestniczyć. Zawsze bowiem pełniłam ledwie funkcję reprezentacyjną, udając ułożoną, perfekcyjną damę, którą nawet nie byłam, na wszelkich przyjęciach uśmiechając się w grzecznościowym tonie.

- Jesteś skołowana – stwierdziła Moiel. – To normalne po takim wysiłku.

- Mówisz, jakby wcale ci nie zależało, żeby więcej nie powtarzała tego wyczynu – wtrąciła siostra, mamrocząc niewyraźnie, ale zrozumiale. Odwróciłam głowę, patrząc na nią, a przynajmniej dokładając starań, żeby skupić rozbiegany wzrok. Ściskała nasadę nosa, siedząc z zamkniętymi oczami, po czym wywnioskowałam, że powrót do świata żywych także daje się jej mocno we znaki. Wykrzywiła nagle usta, kiedy twarz okrasił grymas, po czym przesłoniła je dłonią, rozglądając się w panice oraz wachlując się drugą. – Misa. Boże, dajcie misę!

- Niedobrze...? – Nie skończyłam nawet pytać, kiedy siostra praktycznie zeskoczyła z łóżka, żeby dopaść do blaszanego naczynia, zwracając zawartość żołądka. Kompletnie nie wzięłam pod uwagę, jak ona w ciąży musiała się czuć, jeśli ja zaliczałam zgon. Kiedy odgłosy oddawania wymiocin ucichły, postanowiłam ponownie się odezwać. – Lepiej?

- Jeśli to jest lepiej, nie chcę wiedzieć, jak jest gorzej – wymamrotała, chwiejąc się na nogach.

- Powinnaś usiąść – zasugerował mężczyzna o zielonych igiełkach zamiast włosów, podtrzymując Claudię. Nim zdołała stracić równowagę, złapał ją pod ramię, podprowadzając z powrotem do łóżka i dopilnowując, żeby bezpiecznie zajęła miejsce. – Nie chcę cię straszyć, ale musisz w miarę szybko dojść do siebie.

- Bo co? – zapytała oszołomiona.

- Bo...

- Nic na tyle istotnego, żebyś nie mogła wypocząć, się nie stało – wtrąciła Moiel protekcjonalnym tonem. Minęła Deshaya, niosąc w dłoni czysty pojemnik na wypadek, gdyby siostrę znów naszło na wymioty. – Powiedzcie mi lepiej obie czy osiągnęłyście cel. Strasznie długo was nie było.

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz