- Hayley, zrób trzy głębokie wdechy... - Cora masowała ramiona brunetki, próbując ją przy tym jakoś uspokoić.
- Mogę ich zrobić nawet dwadzieścia. To chyba i tak nic mi nie da. Serce tak mi wali, że aż w głowie mi się kręci.
- Powinnaś coś zjeść. Wiem, że się stresujesz, ale nie dość, że nie zmrużyłaś oka, to jeszcze od samego rana nie tknęłaś nic poza kawą.
- Nic innego nie przełknę... - Hayley zamknęła oczy i spróbowała skupić się na oddechu.
Stres, który przejął kontrolę nad jej ciałem skutecznie maskował zmęczenie, jakie zapewne odczuwałaby w innych warunkach. Cora spędziła u niej noc i większość czasu spędziły na rozmowie, bo nie było cienia szansy na to, żeby Hayley mogła zasnąć. Obecność przyjaciółki niezwykle jej pomogła. Gdyby musiała siedzieć w domu sama, zadręczałaby się myślami związanymi z tym, co ją dziś czekało.
- Wiesz co mnie najbardziej cieszy w tym wszystkim? - Cora usiadła naprzeciw niej i złapała ją za dłonie. - Cieszę się, że ta szmata po tamtym wybryku ani razu już nie zakłócała ci spokoju. Nie musiałaś oglądać tej parszywej gęby, a dziś w sądzie też nie musisz za wiele na nią zerkać. Wystarczająco zmęczone masz oczy i nie ma co ich dodatkowo katować.
Brunetka zaśmiała się na słowa przyjaciółki. Jej niechęć do Tamary i sposób w jaki to okazywała stanowiły czasem zabawną kombinację.
- Może rzeczywiście po tamtej akcji uświadomiła sobie, że takie zachowanie nie ma żadnego sensu. Peyton mówiła, że jej zdaniem to był jednorazowy wyskok i więcej się nie powtórzy. Najwidoczniej miała rację.
- Bardzo możliwe. Najważniejsze, że do tego kurwiszcza coś dotarło i już nie wojowała tam, gdzie nie powinna.
- Masz rację.
- Dobra, piękna... Ja zgłodniałam, więc przygotuje jakieś śniadanie. Może chociaż spróbujesz coś dziabnąć. Obiecuję, że nie będę cię zmuszać, ale postaram się skutecznie pokusić cię zapachami dobrego posiłku.
- Nie wiem, czy będziesz miała z czego wyczarować coś, co mnie skusi.
- Już ja coś wymyślę! - Ciemnoskóra wstała i ruszyła w kierunku kuchni.
Hayley podkuliła nogi i oplotła je rękami. Opierając głowę na kolanach, zamknęła oczy i pogrążyła się w swoich myślach. Cora miała rację, że milczenie Tamary było dużym plusem całej sytuacji. Niestety zbiegło się wraz z milczeniem ze strony Peyton. Prawniczka ewidentnie stosowała taktykę unikania, która była niezwykle skuteczna. Hayley zdawała sobie sprawę z tego, że dziewczyna nie musi poświęcać jej więcej czasu niż ten, który był potrzebny do realizacji powierzonego jej zadania. Miała jednak wrażenie, że po wieczorze spędzonym na szczerych rozmowach coś się między nimi zmieniło i zachowanie Peyton wskazywało na to, że nie chce trzymać jej na dystans tak, jak robiła to wcześniej. Później jednak wszystko wróciło nie tyle do normy, co przybrało nawet na sile. Liz próbowała w międzyczasie zorganizować kolejny wypad na drinka, jednak kobieta bez jakiegokolwiek tłumaczenia zdecydowanie odrzucała każdą propozycję.
Kilka dni temu Lizzie odwiedziła Hayley razem z Corą. Mówiła, że zachowanie Peyton zastanawia ją i martwi jednocześnie. Zna ją na tyle dobrze, że potrafi dostrzec kiedy ją coś dręczy i teraz ewidentnie było coś na rzeczy. Nie była jednak w stanie zupełnie nic z niej wyciągnąć, ponieważ Peyton słysząc jakiekolwiek pytanie na ten temat, szybko ucinała rozmowę i zaczynała mówić o czymś innym, nawet na nią nie patrząc. Do tej pory nawet jeśli nie otwierała sie przed nią zupełnie, dawała jej chociaż strzępki informacji, żeby Liz mogła wiedzieć co zaprząta jej głowę.
Hayley nie rozmawiała z Corą na temat tego, co miało miejsce podczas wieczoru spędzonego razem z Peyton. Jej przyjaciółka nie zadawała nawet pytań z tym związanych, co było dość zaskakujące, biorąc pod uwagę wścibską naturę Cory. Brunetka nie chciała mówić jej o tym, że tak bardzo otworzyła się przed prawniczką i w jej odczuciu nawiązała z nią dużą nić porozumienia. Sama do końca nie rozumiała jak to się stało, że bez większych oporów opowiadała jej o tym, o czym mówić nie chciała. Nie rozumiała też swojej fascynacji Peyton, która po tamtym wieczorze przybrała na sile. Od początku kobieta ją onieśmiela i intryguje. Po ich rozmowie mogła lepiej ją poznać i przekonać się, że pod maską zimnej i bezwzględnej kobiety sukcesu, za którą chciała uchodzić kryje się wrażliwa i uczuciowa kobieta, która tak ciekawie opowiada o swoim postrzeganiu świata, że można byłoby jej słuchać godzinami bez znudzenia. Gdyby Hayley miała możliwość spędzić z nią znów więcej czasu i po prostu porozmawiać, zgodziłaby się od razu. Od bardzo dawna z nikim nie rozmawiało jej się tak dobrze, jak z Peyton.
Z zamyślenia wytrącił ją dźwięk telefonu. - Chyba przyciągnęłam ją myślami... - Powiedziała cicho widząc na wyświetlaczu imię prawniczki. - Slucham?
- Dzień dobry, Hayley. Jak się czujesz?
- Zestresowana. - Tylko tyle przyszło Hayley do głowy w ramach odpowiedzi na to pytanie.
- Spałaś cokolwiek?
Brunetka uniosła brwi w zaskoczeniu. Nie spodziewała się takich pytań. - Niestety nie.
- Tak myślałam... Miałam zadzwonić już wcześniej, ale uznałam, że dam ci więcej czasu.
- Więcej czasu na co?
- Na względny odpoczynek i relaks przed rozprawą.
- Czy jest coś, co chciałaś ze mną omówić w tej sprawie?
- Owszem.
- Co takiego?
- Chcę wiedzieć co będziesz miała dziś na sobie.
Hayley otworzyła szerzej oczy i wyprostowała się na kanapie. - Czekaj... Pytasz mnie o to, co założę?
- Tak. Wybrałaś już strój?
- Jeszcze nie...
- W takim razie pamiętaj, żeby założyć coś w czym będziesz czuła się pewnie i pięknie. Jesteś piękną kobietą, ale dziś ma to z ciebie emanować właśnie głównie poprzez pewność siebie, rozumiesz?
- Czy ty mi właśnie powiedziałaś, że jestem piękna?
Peyton głośno westchnęła. - Pomijając to, co powiedziałam... Rozumiesz do czego zmierzam?
- No właśnie nie za bardzo.
- Hayley... Dziś twój wielki dzień. Masz wyglądać jak milion dolarów, który ktoś dziś spektakularnie straci. Dziś masz jej pokazać, że jesteś silną i zdecydowaną kobietą, która do niczego jej nie potrzebuje. Ty wyjdziesz z sali jako rozwódka, która wygrała nowe i spokojne życie, a ona ma wyjść z poczuciem, że wiele straciła, nie tylko na papierze.
- Mówisz tak, jakby to miało się skończyć na tej jednej rozprawie.
- Bo tak właśnie będzie.
- Nie byłabym taka pewna...
- Wystarczy, że ja jestem. Przekonasz się, że mam rację. - Peyton odpowiedziała jej zdecydowanym tonem. - Za trzy godziny będę po ciebie.
- To nie spotkamy się dopiero w sądzie?
- Pojedziesz tam razem ze mną. Do zobaczenia wkrótce, Hayley. - Po tych słowach prawniczka rozłączyła się nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
Brunetka odłożyła telefon na stół i przez chwilę się w niego wpatrywała. - Nic z tego nie rozumiem. - Powiedziała sama do siebie. - Zupełnie nic...
CZYTASZ
Prawo przyciągania
RomanceHayley to dziewczyna, która pomimo tego jak wiele osiągnęła nadal nie wierzy w siebie. Jej poczucie własnej wartości zostało dodatkowo zaburzone przez osobę, z którą była w toksycznym związku. Peyton uchodzi za bezwzględną adwokat, która nie ma w z...