Peyton oddychała ciężko. Przepełniała ją wściekłość i była na granicy płaczu. Często reagowała w taki sposób, gdy czuła zbyt wiele negatywnych emocji w jednej chwili. Teraz jednak nie mogła pozwolić sobie na to, żeby dać jakikolwiek upust swoim emocjom. Miała kolejny problem, który nadal stał na korytarzu i ewidentnie nie chciał jej zostawić w spokoju.
- Jeśli liczysz na to, że sobie teraz pójdę, to zaznaczam, że nigdzie się nie wybieram. Musimy porozmawiać. - Hayley oparła dłoń o drzwi do gabinetu.
- Proszę cię, nie teraz...
- Chrzanić to. - Hayley naparła na drzwi i weszła do środka. - Wiem, że przyszłam w złym momencie i widzę, że jesteś wkurwiona. Wiem też, że jeśli teraz nie będę uparcie stała przy swoim, ty znowu zaczniesz mnie ignorować i pewnie dużo czasu upłynie do chwili, w której zgodzisz się ze mną porozmawiać.
- Hayley...
- Teraz ja mówię. - Dziewczyna podeszła do niej blizej. W odczuciu Peyton stała teraz zdecydowanie zbyt blisko. - Nie będę cię teraz wypytywać o to, co słyszałam. Bo jak zapewne się domyślasz, słyszałam sporo. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że denerwuje mnie to twoje dyktowanie warunków w kwestii naszej znajomości. Jak masz ochotę, zbliżasz się do mnie. Coś jest nie tak, odsuwasz się i kończysz rozmowy tak, że nawet nie dajesz mi możliwości powiedzieć zwykłego, durnego słowa pożegnania. Pojęcia nie masz jak mnie to doprowadza do szewskiej pasji za każdym razem.
Peyton na moment zapomniała o tym, co chwilę temu się wydarzyło. Skupiła się na tym, że Hayley dosłownie przeszywa ją wzrokiem. W tym całym swoim słowotoku wydawała się być pewniejsza siebie niż przedtem. Wpatrywała się w nią tak intensywnie, że Peyton poczuła, że powinna w tym momencie odpuścić. Widać jej lekcja nawiązywania silnego kontaktu wzrokowego nie poszła w las. - No już... - Powiedziała cicho i chwyciła brunetkę delikatnie za ramię. - Zrozumiałam o co ci chodzi. Już się dalej nie nakręcaj, bo dotarło wystarczająco.
- To dobrze. Przepraszam, że wparowałam tu do środka wbrew twojej woli, ale musiałam. - Hayley odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Wiem... - Peyton nie miała jej tego nawet za złe. Była świadoma tego, że swoim zachowaniem daje sprzeczne sygnały i to może być nie tylko irytujące, co i męczące. - Posłuchaj mnie... Porozmawiam z tobą, ale nie teraz, dobrze? Muszę się czymś zająć i ochłonąć. To nie jest żadna wymówka. To po prostu naprawdę nie jest odpowiedni moment.
- W porządku, rozumiem.
- Nie chcę, żebyś myślała, że celowo cię ignoruję. Masz jakieś plany na wieczór?
- Nie mam... - Hayley spojrzała na nią zaskoczona.
- W takim razie zapraszam cię do siebie. Zrobię na kolację makaron z krewetkami i porozmawiamy.
- A co, jeśli nie lubię krewetek?
- Wiem, że lubisz. - Peyton odpowiedziała odruchowo. - Wyglądasz na kogoś, kto je lubi. - Dodała szybko.
- Zgadłaś. - Brunetka uśmiechnęła się. - Jednak powinnam doprecyzować. Ja nie lubię krewetek, ja je uwielbiam.
- Doskonale. Wyślę ci swój adres i dam znać w kwestii godziny. Nie wiem na którą się wyrobię ze wszystkim.
- Dobrze, Peyton. Nie będę ci już przeszkadzać i do zobaczenia później.
- Do zobaczenia. - Prawniczka poczekała aż dziewczyna wyjdzie i sięgnęła po telefon
- Dzień dobry, słoneczko. - Tom odebrał bardzo szybko.
- Cześć... Tom, czy znajdziesz dzisiaj wolną chwilę, żeby podjechać do kancelarii?
- No pewnie, a co się stało?
- Ten skurwysyn znowu zrobił mi nalot w gabinecie.
- Mam sprawdzić, czy niczego ci nie podłożył?
Peyton uwielbiała w swoim przyjacielu to, że często nie musiała wiele mówić i po jednym zdaniu wiedział już, czego od niego potrzebuje. - Dokładnie.
- Jest możliwość, że wykorzystał twoją chwilę nieuwagi?
- Szczerze mówiąc, nie wiem... Wiesz, że staram nie spuszczać z niego wzroku i obserwować uważnie co robi. Dziś jednak tak mnie zagotował, że straciłam czujność w niektórych momentach i na niego nie patrzyłam. Znam jego sztuczki i wiem, że mógł to wykorzystać.
- Groził ci?
- Sugerował, że mogę pożałować swoich działań z nim związanych. Muszę mieć się na baczności.
- Sukinsyn. Chętnie oklepałbym mu mordę. Słuchaj, mogę być tak za dwie godziny. Mam sprawę niedaleko. Jak zrobię swoje, wpadnę do ciebie i wszystko sprawdzę.
- Dziękuje. Czasem nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Na szczęście jestem i będę stał na straży twojego bezpieczeństwa. Zadzwonię jak podjadę pod kancelarię, dobrze?
- Dobrze. Będę czekać.
Peyton po skończonej rozmowie usiadła w fotelu za biurkiem i zakryła twarz dłońmi. Ten dzień zupełnie nie wyglądał tak, jak powinien. Nie dość, że znów musiała odeprzeć atak człowieka, którego nienawidziła ze wszystkich sił, to jeszcze na to wszystko pojawiła się Hayley. Peyton nie spodziewała się, że dziewczyna postanowi pojawić się w kancelarii niezapowiedzianie. W dodatku natrafiła na rozmowę, której słyszeć nie powinna. Peyton spodziewała się, że wieczorem może usłyszeć pytania o to, co wydarzyło się w jej gabinecie i kim był ten człowiek. Sama sobie zadawała teraz pytanie, na ile będzie w stanie wytłumaczyć cokolwiek i otworzyć się w kwestii związanej z tym, czego świadkiem była Hayley. Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie miała pojęcia czy chce o tym rozmawiać, czy powinna próbować to tłumaczyć, jednak przeczuwała, że nie zostanie to całkowicie przemilczane.

CZYTASZ
Prawo przyciągania
RomanceHayley to dziewczyna, która pomimo tego jak wiele osiągnęła nadal nie wierzy w siebie. Jej poczucie własnej wartości zostało dodatkowo zaburzone przez osobę, z którą była w toksycznym związku. Peyton uchodzi za bezwzględną adwokat, która nie ma w z...