47.

954 106 9
                                    

Hayley wróciła do mieszkania Peyton nie tylko z papierosami. Dodatkowo zrobiła zaopatrzenie, żeby napić się czegoś mocniejszego. Rzadko zdarzały się chwile, w których próbowała uspokoić się alkoholem lub papierosami, ale dziś poczuła potrzebę zastosowania kombinacji tych środków.

Peyton widząc ją głośno odetchnęła. Wyraźnie jej ulżyło. - Przez moment zastanawiałam się, czy w ogóle wrócisz i chęć zapalenia nie jest pretekstem, żeby po prostu wyjść. - Powiedziała i zabrała od niej reklamówkę. - Zabawne... - Dodała zaglądając do środka. - Dosłownie chwilę przed twoim przyjściem pomyślałam o tym, że mam ochotę na drinka.

- Oczywiście, że bym wróciła. - Odpowiedziała spokojnym tonem Hayley. Gdy wyszła z mieszkania była roztrzęsiona. Na szczęście dość szybko udało jej się ochłonąć.

- Masz prawo być na mnie wściekła. Gdybyś wyszła i nie chciała ze mną rozmawiać... Nie byłabym tym nawet zdziwiona.

- Peyton... - Hayley podeszła do niej i złapała ją za rękę. - Nie jestem na ciebie wściekła. Nie jestem nawet zła.

- Nie?

- Nie. Gdzie można zapalić? - Brunetka sięgnęła po papierosy.

- Chodź... - Prawniczka zaprowadziła ją do salonu. - Zwykle otwieram okno na oścież i siedzę na parapecie.

Hayley usiadła obok Peyton i odpaliła papierosa. - Zanim poproszę cię o wyjaśnienie całej tej sytuacji, chcę powiedzieć coś pierwsza.

- W takim razie zamieniam się w słuch.

- Jak już powiedziałam wcześniej, nie jestem na ciebie zła. Byłam roztrzęsiona i nie pamiętam kiedy ostatni raz ogarnęła mnie taka panika. Początkowo myślałam, że mi odbiło, bo z jakiego powodu ktoś miałby mnie śledzić? Dziś jednak trudno było mi tłumaczyć to wszystko dziwnym zbiegiem okoliczności i gdy zobaczyłam, że ten samochód ruszył za mną spod pubu i podąża taką samą trasą... Naprawdę spanikowałam. Miałam wracać z pubu do siebie, ale kazałam taksówkarzowi przywieźć mnie do ciebie. Nie myślałam racjonalnie w tamtym momencie. Chyba podświadomie uznałam, że jeśli rzeczywiście ktoś mnie śledzi, u ciebie będę bezpieczna.

- Po czym się okazało, że poczułaś się zagrożona właśnie przeze mnie. - Odezwała się Peyton.

- Myślałam, że weźmiesz mnie za wariatkę. Wiesz jak się wystraszyłam w momencie, kiedy pokazałam ci, który samochód za mną jeździ, a ty od tak postanowiłaś tam zejść?

- Przepraszam cię za to. - Peyton spojrzała na nią smutno i zeszła z parapetu.

- Możesz mi powiedzieć z jakiego powodu wynajęłaś ludzi do tego, żeby mnie obserwowali?

- Przygotuję drinki i wtedy ci na to odpowiem, dobrze?

- W porządku. - Hayley usiadła na kanapie.

Brunetka bez większego trudu zdążyła już zauważyć, że Peyton nie jest w najlepszej formie. Widać było, że jest zmęczona. Była blada, a jej spojrzenie nie było takie wyraziste jak zwykle. Nawet ton, w którym wypowiadała cokolwiek był inny. Nie brzmiała jak pewna siebie kobieta, która nie ugnie się przed nikim. Brzmiała jak ktoś, kto chwilowo nie ma na nic siły, przez co mówiła o wiele ciszej i delikatniej.
Zapewne w pracy zakłada maskę, ale Hayley podejrzewała, że odgrywanie roli tej silnej i bezwzględnej pani adwokat w obecnej sytuacji męczy ją jeszcze bardziej, bo musi w to wkładać jeszcze więcej sił, które widocznie są na wyczerpaniu.

Peyton wróciła z dwoma szklankami. Jedną wręczyła Hayley. - Zacznę od tego, że nie chciałam tym sprawić, żebyś poczuła się zaniepokojona i myślała, że grozi ci jakieś niebezpieczeństwo. Miałam nadzieję, że nie zorientujesz się, że ktoś cię obserwuje.

Prawo przyciąganiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz