- Peyton... - Lizzie weszła do jej gabinetu. - Stary chcę cię widzieć u siebie za pięć minut. Jest wkurwiony.
- To już jego problem. - Prawniczka wzruszyła ramionami. Spodziewała się, że będzie musiała odbyć z nim rozmowę, bo godzinę temu odmówiła klientowi, którego podstawił jej Keppler. Mężczyzna nie był zadowolony z tego faktu i odgrażał się, że tak tego nie zostawi.
- Idziesz?
- Powiedziałaś, że chce mnie widzieć za pięć minut. To znaczy, że mogę tam pójść za dziesięć.
- Chcesz go jeszcze bardziej wkurwić? - Lizzie spojrzała na nią zaskoczona.
- Jestem teraz zajęta. - Prawniczka sięgnęła po telefon. Chwilę temu dostała wiadomość od Hayley i miała zamiar ją odczytać.
- No dobra. To ci nie przeszkadzam. - Dziewczyna wyszła z gabinetu.
Od Hayley:
Jak Twój dzień? Mam nadzieję, że nie masz dziś zbyt wielu powodów do nerwów. Mnie czeka spotkanie z wyjątkowo kapryśnym klientem. Zmieniałam projekt dla niego już trzy razy zgodnie z jego wymysłami, ale ciągle zmienia koncepcję i chce czegoś innego. Jeśli dziś znów nie będzie coś mu pasowało to chyba wsadzę mu ten projekt w dupę.Peyton uśmiechnęła się podczas czytania wiadomości. To chyba jej pierwszy uśmiech w ciągu tego popieprzonego dnia.
Do Hayley:
Jeśli zrobisz mu jakąkolwiek krzywdę i to zgłosi, mogę Ci dać namiary na dobrego prawnika. Mój dzień nie należy niestety do zbyt przyjemnych. Za chwilę czeka mnie rozmowa z „szefem", więc poćwiczę teraz wysokie tony, bo zakładam, że za drzwiami jego gabinetu odbędzie się festiwal krzyku.Od Hayley:
Trudno mi wyobrazić sobie Ciebie w akcji, gdy krzyczysz. Próbuje, ale nie wychodzi. Potrafisz wiele osiągnąć tym swoim tonem nieznoszącym sprzeciwu. To może dlatego.Do Hayley:
Mhm... Bardzo mi schlebia, że w godzinach pracy próbujesz wyobrazić sobie mnie W AKCJI, GDY KRZYCZĘ.Od Hayley:
Pani Mecenas! Nie o to mi chodziło!Do Hayley:
Na Ciebie krzyczeć nie mam zamiaru. Przez Ciebie raczej też krzyczeć nie będę. Aż tak intensywnie nie komunikuję, że jestem zadowolona.Od Hayley:
Peyton!Do Hayley:
Już ćwiczysz? Bardzo dobrze. Trenuj...Od Hayley:
Powodzenia na spotkaniu. Niech nie będzie żadnych ofiar!Peyton znów się uśmiechnęła. Przez krótką chwilę udało jej się delikatnie rozładować napięcie. Jakiekolwiek rozmowy z Hayley zawsze dobrze na nią działały. Dziewczyna odłożyła telefon i wyszła ze swojego gabinetu, żeby udać się na rozmowę.
- Chciałeś mnie widzieć. - Odezwała się po wejściu do pomieszczenia, w którym siedział Bill.
- Nie potrafisz pukać? - Warknął mężczyzna.
- Potrafię, ale po co miałam to robić, skoro na mnie czekasz. Ty też nie pukasz, gdy już raczysz sam się do mnie pofatygować i nie wysyłasz w tej sprawie Liz.
- Powiedz mi, za kogo ty się, kurwa, uważasz? - Mężczyzna był wściekły i nie próbował tego nawet ukrywać.
- Za twój najcenniejszy dorobek w kancelarii, dzięki któremu renoma wystrzeliła w górę jeszcze bardziej. Za kogoś, z kogo zawsze byłeś dumny, kto ma świetną intuicję i nigdy cię nie zawiódł, a także za kogoś, kto stoi pierwszy w kolejce do zostania wspólnikiem. - Peyton odpowiedziała spokojnym tonem i usiadła.
CZYTASZ
Prawo przyciągania
RomanceHayley to dziewczyna, która pomimo tego jak wiele osiągnęła nadal nie wierzy w siebie. Jej poczucie własnej wartości zostało dodatkowo zaburzone przez osobę, z którą była w toksycznym związku. Peyton uchodzi za bezwzględną adwokat, która nie ma w z...