- Zajebisty zakres usług ma ta kancelaria, skoro adwokat odwozi cię nawet do sądu na rozprawę. Nie ruszaj się, bo mi krzywo wyjdzie. - Cora od kilkunastu minut robiła Hayley makijaż. Wzięła sobie do serca to, co usłyszała na temat zaleceń Peyton odnośnie wyglądu i uparła się, że jeszcze bardziej to podkreśli.
- Totalnie mnie tym zaskoczyła.
- Hayley, jesteś pewna, że mam tam z tobą nie jechać? Wiesz, że to dla mnie żaden problem i z przyjemnością rzucę tej piździe kilka nienawistnych spojrzeń zanim wejdziecie na salę.
- Nie trzeba. Doceniam to, że chcesz tam przy mnie być, ale to naprawdę nie jest konieczne.
- No w sumie sama tam nie będziesz. Przecież będzie z tobą Peyton, a z nią to chyba można czuć się bezpiecznie.
Hayley zaśmiała się cicho na trafność słów swojej przyjaciółki.
- Powiedziałam coś zabawnego?
- Nie, Cora... To chyba moja dziwna reakcja na stres.
- No dobrze, jeszcze chwila i będziesz gotowa na podbój świata. Poprawię jeszcze włosy. Bardzo dobrze, że zgodziłaś się na rozpuszczone.
- Przecież w spiętych, tak jak chciałam i tak byś mnie nie wypuściła.
- Słuszna uwaga. - Cora uśmiechnęła się do niej zadowolona. Teraz była w swoim żywiole. Stylizacje i makijaż to był jej świat i nie trzeba było namawiać jej dwa razy na działania w tym zakresie. - Gotowe. Powiem ci, że jak dla mnie to wyglądasz naprawdę świetnie. Wyglądasz tak, że aż chciałoby się ciebie przelecieć, ale od razu wiadomo, że to nie będzie łatwa sprawa i człowiek będzie musiał się cholernie natrudzić, żebyś chociaż uwagę na niego zwróciła.
- Teraz sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. - Hayley wstała i podeszła do lustra w korytarzu.
- Koniecznie musimy ci kupić więcej damskich garniturów. W tym bordowym wyglądasz obłędnie i zastanawiam się dlaczego on tak długo wisiał w szafie zapomniany. Obstawiam, że do twarzy będzie ci w butelkowej zieleni i jestem absolutnie pewna, że w takiej klasycznej czerwieni będziesz wyglądała po prostu wykurwiście. Ożywimy twoją garderobę i sama zobaczysz, że poczujesz się lepiej.
Brunetka westchnęła i spojrzała na swoje odbicie. - No rzeczywiście... Dobrze wyglądam. Muszę przyznać ci rację.
- Czyli co, jutro wybieramy się na zakupy?
Hayley odwróciła się do przyjaciółki i uśmiechając się zapytała. - A może wybierzemy się dzisiaj?
- Jestem za! A po zakupach idziemy na wino. Ten dzień trzeba będzie jakoś odreagować.
Gdy Peyton zadzwoniła, że czeka przed domem, Hayley przytuliła przyjaciółkę przed wyjściem. - Trzymaj za mnie kciuki, żeby mnie to nie przerosło.
- Poradzisz sobie. Ja to wiem, a jestem przekonana, że i Peyton zadba o to, żebyś dała radę. - Cora pocałowała ją w policzek. - Bądź dzielna i zadzwoń jak będzie już po wszystkim. Ja obiecuję, że tym razem nie zapomnę zamknąć drzwi na klucz.
Brunetka wyszła na zewnątrz. Peyton stała przy samochodzie i rozmawiała przez telefon. Widząc Hayley, zakończyła rozmowę i schowała telefon do kieszeni marynarki. Krzyżując ręce na piersi, prawniczka wodziła wzrokiem od dołu do góry. - Stój. - Powiedziała, gdy Hayley była już dwa kroki przed nią. - Teraz się obróć.
- Ja jadę na sprawę rozwodową, czy jakiś casting? - Hayley wykonała polecenie Peyton. - I jak, może być?
Peyton kiwnęła głową i uśmiechnęła się zadowolona. - Zadanie wykonane celująco. Wyglądasz pięknie i z klasą, a przy tym nie jest to wyzywające. O to mi właśnie chodziło. Zapraszam do samochodu.
- Zawsze dowozisz swoich klientów do sądu? - Zapytała Hayley zapinając pas bezpieczeństwa.
- Nie. - Odpowiedziała Peyton. - Do tej pory nigdy tego nie robiłam.
- Dlaczego więc po mnie przyjechałaś?
- Nie powinno być to dla ciebie nic nadzwyczajnego. Jesteś pierwszą klientką, z którą spędzałam czas prywatnie poza kancelarią. Jesteś też pierwszą klientką, z którą jadłam zapiekankę w parku późnym wieczorem. To po prostu kolejne odstępstwo od normy. Choć jak się tak bardziej nad tym zastanowić... To właśnie jest definicja normy w twoim przypadku. Mam na myśli postępowanie wbrew utartym schematom. Normą jest to, że działam inaczej, niż zwykle.
- Ale nie musiałaś po mnie przyjeżdżać.
- Nie musiałam, to prawda. Nie chciałam, żebyś sama kręciła się po sądzie i stresowała tym, że możesz gdzieś tam spotkać Tamarę. Będziesz tam ze mną i jeśli cokolwiek się stanie, ja będę mogła natychmiast zareagować i uspokoić sytuację.
- Ale co mogłoby się stać? - Hayley z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez dziewczynę czuła sie coraz bardziej zdezorientowana.
- Prawdopodobnie nic.
- Peyton, o co chodzi?
- Liz powiedziała mi, że nie chcesz, żeby Cora towarzyszyła ci w sądzie. Chciałam, żebyś mimo jej braku jeszcze przed wejściem do środka czuła, że masz czyjeś wsparcie i ktoś przy tobie czuwa nad wszystkim.
Brunetka wpatrywała się w Peyton. Choć dziewczyna wydawała sie być opanowana i skupiona na prowadzeniu pojazdu, Hayley miała wrażenie, że bije od niej pewnego rodzaju niepokój. Nie potrafiła sama sobie powiedzieć co podsuwa jej taką myśl. Po prostu to czuła. - Zapewne miałaś wiele sytuacji, kiedy ktoś był w sądzie sam i nie miał przyjaciół, którzy mogliby go dopingować.
- W większości przypadków tak jest.
- To dlaczego mój przypadek traktujesz inaczej? Jestem taka, jak cała reszta osób, która płaci ci za poprowadzenie swojej sprawy.
Prawniczka rzuciła jej szybkie spojrzenie i głośno westchnęła. - Każdego dnia powinnaś mieć obok siebie kogoś, kto wspierałby cię na każdym kroku. Nie powinnaś dojść w swoim życiu do etapu, w którym zmierzasz na własną sprawę rozwodową. Nie powinnaś tak w siebie wątpić i pozwolić komuś na to, żeby tak cię krzywdził. Ktoś powinien od dawna dodawać ci skrzydeł i pilnować, żebyś boleśnie nie upadła z wysokości. Wszystko wygląda jednak inaczej, dlatego chociaż teraz mogę dopilnować, żebyś przeszła przez ten etap najmniej boleśnie, jak to tylko jest możliwe.
Hayley nic na to nie odpowiedziała. Próbowała przeanalizować słowa, jakie właśnie usłyszała. Przez myśl przemknęło jej, że być może Cora poprosiła Peyton o to, żeby miała ją na oku. Zupełnie niepotrzebnie, bo nie muszą pilnować jej jak małego dziecka. Nie była silną i niezłomną jednostką godną naśladowania, ale nie była chyba aż tak nieporadna, żeby rozczulać się nad nią do tego stopnia.
- Nie chcę, żebyś odebrała źle to, co powiedziałam. - Prawniczka prawidłowo zinterpretowała milczenie Hayley. - Nie mam złych intencji i nie jest to podszyte żadnymi ukrytymi motywami. Jeśli moje zachowanie wygląda dla ciebie jak wykraczanie poza zawodowe kompetencje, trudno. Nie będę cię za to przepraszać.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać. Ja po prostu nie rozumiem twojego zachowania i tych sprzecznych sygnałów. Z jednej strony mnie unikasz, z drugiej zaś, zupełnie niespodziewanie zmniejszasz ten dystans między nami. Nie nadążam i nie wiem czego mam się spodziewać. W momencie, w którym oswajam się z tym, że chcesz trzymać dystans, ty w jakiś sposób się do mnie zbliżasz. Kiedy już pomyślałam, że przekroczyłyśmy pewną granicę i coś się między nami zmieniło, ty znowu się wycofujesz. Teraz jak to ładnie ujęłaś, wykraczasz grubo poza swoje kompetencje i ja nie mam pojęcia o co ci chodzi.
Prawniczka przygryzła wargę. - Muszę jeszcze coś zabrać po drodze z kancelarii. - Odpowiedziała po chwili.
- W porządku... - Tylko tyle wyrzuciła z siebie Hayley. Zrozumiała, że dla Peyton temat rozmowy jest już skończony i nie ma zamiaru w żaden sposób wyjaśnić jej swojego zachowania.
CZYTASZ
Prawo przyciągania
RomanceHayley to dziewczyna, która pomimo tego jak wiele osiągnęła nadal nie wierzy w siebie. Jej poczucie własnej wartości zostało dodatkowo zaburzone przez osobę, z którą była w toksycznym związku. Peyton uchodzi za bezwzględną adwokat, która nie ma w z...