R O Z D Z I A Ł 3

74 1 0
                                    

Tessa nie dużo czasu spędziła u Markusa. Oddała mu jego własność, zamienili kilka boleśnie oficjalnych słów, a on ani razu nie zapytał o Marvina, jakby celowo unikał tego tematu, chociaż ciekawość biła z każdego skrawka jego ciała. Patrzył bardzo przenikliwie w jej oczy, szukając w ich szarości wytłumaczenia. Z widoczną zazdrością zerkał na ramię i barki, na których to niespodziewanie wylądowała dłoń chłopaka. On nigdy nie odważył się jej dotknąć, choć bardzo tego chciał i, zdawałoby się, miał na to jej bezsłowne pozwolenie. Ale Markus nie uważał się za byle prostaka bez wychowania. Potrafił odrzucić w bok swoje niemal zwierzęce pragnienia i traktować rudowłosą z szacunkiem, jak damę. Bo na to zasługiwała. Dziewczyna garbiła się i okręcała w taki sposób, żeby ukryć przed nim widok na to miejsce, chociaż jej palce raz po raz wędrowały ku górze, jakby swoim własnym dotykiem chciała pozbyć się tego uczucia. Albo zachować je na dłużej. Czuł, że to nie powinno należeć do jego oczu. Miało pozostać jej słodką tajemnicą, więc nie naciskał.

Tessa sama nie miała ochoty mu się tłumaczyć, bo i nie bardzo było z czego, więc podjęła trudną decyzję o powrocie do Silbach. Pożegnała krótko mężczyznę i popędziła do wioski raźnym krokiem, nie oglądając się za siebie, chociaż była pewna, że jego czujne oczy śledzą ją aż do samej bramy.

Po drodze zaczepiła jeszcze Folkarda, wyrzucając mu słuszne pretensje odnośnie głupoty jego podopiecznego, a on ze szczerością podziękował za ocalenie tyłka młodzika i w razie kłopotów obiecał wstawić się za nią u Albyna, do którego już prawdopodobnie doszły słuchy, że odważyła się postawić stopę poza teren Silbach.

A niech to Beliar pochłonie!

Tessa nie miała zamiaru wracać do domu i narażać się na przedwczesny gniew ojca. Albyn jeszcze nie raz i nie dwa zdąży zrobić jej pouczający wykład na ten temat. To mogło zaczekać. Z pewnością miał teraz dużo papierkowej roboty, a nawet kiedy jego obowiązki były spełnione, rzadko opuszczał chłodne wnętrza dworu, więc szanse na spotkanie go w polu czy karczmie graniczyły z cudem.

Dużo czasu zajęło jej zastanawianie się, czy dołączyć do Marvina i mieszać się w całe to zamieszanie wokół niego i jego brata, ale ta cholernie silna potrzeba niesienia pomocy rannemu Jornowi wzięła górę ponad niepochlebne zachowanie młodszego brata. I przy okazji zżerała ją ludzka ciekawość. Marvin obiecał odpowiedzieć na wszystkie pytania, a z minuty na minutę w jej głowie pojawiały się coraz to nowsze, coraz to odważniejsze i coraz to bardziej złożone. Cóż, skoro obiecał, to będzie się musiał bardzo postarać, bo w duchu postanowiła sobie, że nie odpuści mu tak łatwo. I uparcie będzie czekać na rehabilitację jego zachowania. Na przeprosiny.

„Pod Kretoszczurem" o tej porze była prawie pusta. Mieszkańcy Silbach zajęci byli pracami w polu czy w swoich warsztatach, a jedynymi gośćmi Bastiana byli towarzysze Jorna. Tessa przekroczyła próg gospody i natychmiast dostrzegła braci siedzących przy stoliku na wprost baru. Rozmawiali o czymś ściszonymi głosami, pochyleni w swoim kierunku. Bez wahania dołączyła do nich, zajmując miejsce obok Marvina, a na wprost Jorna, by mieć na niego lepszy widok.

Oceniała go szybko, z góry na dół. Wyglądał zdrowiej, niż wczoraj, i to ją bardzo ucieszyło.

– Jak się dzisiaj czujesz? – Zapytała bez słowa wstępu.

– Jest mi już zdecydowanie lepiej, ale nie czuję się jeszcze na siłach, by wstawać. – Odpowiedział Jorn bez zawahania. Popatrzyła na niego z ukosa, z lekkim zawodem, kiedy nie udzielił jej dalszych wyjaśnień odnośnie swojego porannego spaceru. Następnym razem mógłby chociaż uprzedzić o zamiarze opuszczenia pokoju.

– Zaraz zorganizuję nam porcję gulaszu Marthy. Cokolwiek jest składnikiem tej zupy, na pewno przywróci ci siły. – Poinformowała. – A później zajmiemy się zmianą opatrunku i poszukiwaniem dalszej pomocy.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz