R O Z D Z I A Ł 30

75 1 0
                                    

Marvin poczuł radosne motylki w brzuchu, gdy ciszę w pokoju przeszyło energiczne pukanie do drzwi. Nareszcie! Wrócili z Silbach!

Popędził żwawym krokiem przez długość pomieszczenia. Uchylił wejście niemal na całą szerokość, szczerząc się jak głupi, i w tej samej chwili prawie jęknął, gdy zobaczył w progu Caramona. Tylko Caramona. Rozejrzał się dla pewności, ale najemnik ewidentnie był sam. Po jego ukochanej nie było nawet najmniejszego śladu. Uniósł brew, zerkając na Caramona pytająco, a on zaś wykręcił palce splecionych dłoni do dziwnych, bolesnych od samego patrzenia pozycji.

Co do Beliara?! Zwykle to Tessa kłopotała się w ten sposób!

Milczał jeszcze przez chwilę, czekając na wyjaśnienie, ale z ust najemnika nie padło ani jedno słowo.

– Gdzie jest Teresa? – Fuknął zniecierpliwiony, zakładając ręce na krzyż. Zabrzmiało to ostrzej niż zamierzał, ale jej nieobecność zaczęła działać mu na nerwy. – Mów, pókim opanowany.

– Spokojnie, jest bezpieczna. – Odpowiedział natychmiast młodzieniec. – Kazała cię przeprosić i przekazać, że zostanie na noc w Silbach. Sprawa z jej ojcem jest nieco bardziej... skomplikowana, ale wszystko się wkrótce ułoży, zobaczysz.

Marvin głośno wypuścił powietrze z ust, mrużąc oczy. Nie musiał patrzeć na Caramona, żeby wyczuć jaki był spięty każdym mięśniem, zniechęcony do dłuższej rozmowy i zestresowany. Jego czerwona twarz i drgające wargi wprost krzyczały, że w Silbach stało coś poważnego. Albo osobistego i tłamszącego dla samego Caramona. A to go wcale nie uspokajało. Nie pomagało mu uwierzyć w jego zapewnienia odnośnie bezpieczeństwa dziewczyny, choć Marvin nie miał też żadnych podstaw, by mu nie zaufać.

– Kręcisz coś, Caramonie. – Zauważył trafnie, a Caramon wykrzywił się jeszcze bardziej i skulił ciało. Zdawał się być teraz taki drobny i niegroźny. – Gadaj, co tam się stało!

– Marvin, do cholery, to nie moja rola, żeby z tobą gadać na takie tematy! – Sprzeciwił się, a Marvin zamarł i rozchylił usta na ostrość i chłód głosu, z którym spotkał się po raz pierwszy, odkąd się poznali. Zwykle Caramon był opanowany, czasami głupio rozweselony. Nie do końca był pewny, co spowodowało tę diametralną przemianę w jego zachowaniu. – Jeżeli chcesz wiedzieć, to porozmawiaj sobie ze swoją kobietą! Na pewno ci wszystko jutro opowie. A tymczasem, dobrej nocy.

Caramon ani razu na niego nie spojrzał, gdy opuszczał piętro karczmy, przeciskając się pomiędzy pojedynczymi ludźmi oblegającymi pomieszczenie z kominkiem i stołami. Potrącił kogoś przy samych schodach, a ten ktoś obrzucił go bardzo paskudnym określeniem.

Marvin zatrzasnął drzwi, jęcząc na głos z zawodem. Ściągnął z ciała ubrania i położył się do łóżka, intensywnie zastanawiając się nad tym, co mogło spotkać Tessę podczas wizyty w Silbach. Ale mógł tak sobie gdybać nawet i całą wieczność. Domysłów były miliony i żaden z nich wcale nie poprawiał mu nastroju, dlatego wreszcie postanowił wyrzucić je z głowy, bo co jeden to zdawał się być coraz bardziej fantazyjny. W trakcie drogi spadła z konia i złamała nogę? Albyn skuł ją łańcuchami i zamknął w piwnicy? Postanowiła jednak zostać w Silbach i związać się z Markusem? To były paskudne, zwodnicze i mało realne wizje, przez które długo nie będzie mógł zasnąć.

Jednego był absolutnie pewny: Caramon nie zostawiłby dziewczyny samej, gdyby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo, a to go napawało marną cząstką optymizmu wśród tej plątaniny ponurych myśli.

Zamknął oczy i przekręcił się na drugi bok. Przyłapał się na grzebaniu dłońmi w pościeli, jakby odruchowo szukał wśród jej fałd obecności rudowłosej, ale za każdym razem trafiał tylko na pustkę i chłód materiału. Cóż, nie pozostawało nic innego, jak liczyć na jej rychły powrót z samego rana. Możliwe, że zdążą się jeszcze minąć w karczmie, nim Marvin uda się do Rodericha po pierwsze zlecenie.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz