R O Z D Z I A Ł 13

62 1 0
                                    

Tessa krążyła wokół pokoju, wykręcając palce do dziwnych, bolesnych pozycji. Była zła. Nie, była wściekła na Marvina. Jak mógł jej zabronić wyjścia do slumsów?! Uparty osioł z Londram! A jeśli właśnie potrzebował jej pomocy? Przecież potrafiła stanąć w swojej obronie!

Kopnęła w desperacji w fotel i natychmiast pożałowała tego gestu, bo stopę przeszył ostry ból rozchodzący się od czubków palców, aż po kostkę. Syknęła, okręcając nogę kilkukrotnie w powietrzu, jakby to miało złagodzić dolegliwość jej nieuzasadnionego wybuchu i ataku na bogu ducha winny mebel. Bogowie, nie radziła sobie nawet z meblem... W końcu opadła w fotelu z rezygnacją i naciągnęła na ciało lniany koc, którym w nocy nakrywał się Marvin. Materiał przesiąkł jego zapachem. Zbliżyła go do twarzy i głęboko wciągnęła powietrze, czując charakterystyczną woń podobną do wiatru i lasu. Tak pachniało w Silbach. Zapach Marvina przywodził jej na myśl zapach domu. Zapach bezpieczeństwa.

Na raz odrzuciła koc i poderwała się z miejsca, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie robiła. A gdyby tak brat Jorna wrócił ze slumsów i przyłapał ją z nosem w jego nakryciu? To byłoby... niezręczne i dziwne. Dla nich obojgu, choć dla niego nawet bardziej, bo nie znał jej intencji i fascynacji, jakimi go skrycie darzyła.

Bez większego namysłu chwyciła za swój łuk i opuściła pokój. Zbiegła po schodach, po raz drugi tego dnia powitała Helgę machnięciem dłoni i wynurzyła się z dusznego wnętrza karczmy na słońce. Marvin kazał jej grzecznie siedzieć w karczmie, ale miała głęboko w poważaniu jego bezsensowne nakazy podszyte bezsensownymi obawami. Nie planowała iść za nim do slumsów, bo to byłoby skrajną głupotą, ale chciała przynajmniej pozwiedzać miasto pod jego nieobecność, a może dowiedzieć się przy okazji czegoś, co ułatwi im dalsze poszukiwania Jorna.

Żwawo ruszyła w stronę kaplicy Adanosa, a stamtąd wprost na dzielnicę rzemieślniczą, której nie miała jeszcze okazji zobaczyć. Miejsce to nie prezentowało się zbyt atrakcyjnie, było szare i zaniedbane. Budynki z okruszonym tynkiem zniszczył czas, a dachy i okiennice były niechlujnie połatane spróchniałymi deskami. Nic jednak nie przyćmiewało ważności gospodarczej dzielnicy, bowiem znaleźć tu można było niemal wszystko: kowala, rzeźnika czy cieślę. Minęła po drodze nawet skromny lombard.

Wyszła na ścieżkę ciągnącą się obok koszar, a dalej ruszyła w stronę ogromnego kościoła Innosa o strzelistej, ostrej wieży, która górowała wysoko ponad całym miastem. Kościół zbudowany był na wzniesieniu, więc musiała pokonać kilka stopni, nim dotarła na kamienny plac otaczający budowlę.

Budynek miał w sobie coś... drapieżnego. Może te przesadnie ostre zakończenia fasady? Może witraże z jaskrawym szkłem, które mieniły się w blasku słońca wszystkimi barwami tęczy? Zdecydowanie nie odczuwała w tym miejscu spokoju i równowagi, jakie spływały na nią w kaplicy miłościwego Adanosa.

– Innosy, złote Innosy dla każdego! – Usłyszała skrzekliwą reklamę pobliskiego straganu. – Kup jednego, wygraj drugiego!

Teresa z zaskoczeniem przystanęła przy kramie, wbijając wzrok w niecodzienny asortyment. Parsknęła śmiechem, łapiąc w dłonie posążek przedstawiający boga i przyglądając mu się z bliska. Zdecydowanie było z nim coś nie tak. Był krzywy, zadziwiająco lekki, chociaż pokryty złotem. Dyskretnie wbiła paznokieć, badając strukturę materiału. Był bardzo... miękki.

– Młoda niewiasto, może chcesz wprowadzić odrobinę boskiej mocy naszego Pana do swojego domu? – Handlarz znalazł się przy niej w ułamku sekundy, świdrując oczami. – Oferuję szeroki wybór posążków Innosa na każdą kieszeń.

– Nie mam domu. – Powiedziała śmiertelnie poważnym tonem.

– Ee... – Handlarz spuścił głowę i podrapał się po karku. Tessa usilnie walczył z kącikami ust cisnącymi się ku górze. – Nic nie szkodzi, proszę się nie martwić.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz