R O Z D Z I A Ł 15

71 1 0
                                    

Tessa była tak zaaferowana odnalezieniem Kafa, że zupełnie zapomniała o bożym świecie. Przestała rozmyślać o aktualnej porze dnia, o tym, że była potwornie głodna, a nawet o tym, że Marvin przepadł z samego rana i aż do tej chwili nie miała z nim kontaktu. A teraz, gdy rudy gnojek w końcu wpadł w ręce jej i Caramona, skupiała się tylko na dotrzymaniu mu kroku, bo rudzielec zasuwał w tłumie po uliczkach miasta energicznie i zwinnie, jakby robił to przez całe życie. Absolutnie nie mogła go zgubić. Nie po to biegała za upartą Sigrid po dzielnicy rzemieślniczej i prawie na kolanach błagała ją o informacje. Nie po to wysłała biednego Caramona do wnętrza burdelu po kolejne wskazówki, bo sama nie miała odwagi wejść w jego niemoralne progi. I nie po to oglądała gołe tyłki klientów łaźni, gdy szukała w jej wnętrzu tego „smarkacza", żeby im zwiał przy pierwszej lepszej okazji. Ich pierwsze spotkanie skończyło się tak, że Caramon ostrzegawczo przywalił mu w nos, a Kaf potulnie obiecał zaprowadzić ich do swojego pracodawcy, który rzekomo opłacił przekręt wykonany na Bodowinie i Ernesto. A jednak wolała go trzymać blisko, na celowniku, bo miała problem w uwierzenie w jego słodkie obietnice.

Zerknęła na Caramona idącego obok. Wydawał się być zadowolony. Zresztą, jeszcze w dzielnicy rzemieślniczej zdradził jej dyskretnie, że świetnie się bawi przy tym małym śledztwie. Dobrze, że uznawał to za wspaniałą rozrywkę, ale od powodzenia zadania zależała jej reputacja w gldii, dlatego mniej podzielała jego entuzjazm i mimo wszystko zachowywała przy Kafie ostrożność i powagę.

Rudzielec na powrót zaprowadził ich do dzielnicy rzemieślniczej. Ostrzegawcza iskierka buchnęła w głowie Tessy płomieniem, ale starannie zamaskowała swoje wątpliwości, nawet gdy wbiegli w zaułek zagrodzony skrzyniami i beczkami pomiędzy obskurnymi budynkami.

Kaf zwolnił, bo zaułek kończył się niewysokim murkiem i zadaszeniem ze sterty desek, które prawdopodobnie nad ich głowami stanowiły coś na wzór podestu dla tragarzy. Dziewczyna spostrzegła, jak Caramon profilaktycznie wysunął się przed nią, oddzielając ją od Kafa. I on musiał poczuć obawy co do intencji rudzielca i do miejsca, do którego ich zaprowadził.

– A więc, jesteśmy na miejscu. – Ogłosił zadowolony rudzielec.

– Przecież to ślepa uliczka. – Warknęła Tessa.

– Bystra jesteś. – Zakpił.

– Dość tej błazenady. Idziesz z nami po dobroci, czy mamy cię zaciągnąć do Ernesto siłą?

Kaf wybuchnął nieprzyjemnym, złowieszczym śmiechem. Rechot przypominał krakarnie wrony, a na jego dźwięk włosy na przedramionach i karku stawały dęba. Popatrzyli na siebie krótko z Caramonem, bo chyba obydwoje w jednakowym momencie domyślili się, że trzęsący się i zginający w pół z rozbawienia rudzielec zaciągnął ich w pułapkę.

– Co cię tak śmieszy? – Zapytał ostro Caramon.

– Wy i wasze miny! Już za chwilę!

Nie musieli się odwracać, żeby usłyszeć kroki kolejnych osób, które pojawiły się w zaułku. Zostali odcięci. Tessa zaklęła, a młody najemnik powtórzył tępo te słowo, choć jego zszokowany ton nadał mu nieco komizmu.

– Pozwólcie, że kogoś wam przedstawię. – Zarechotał Kaf, wskazując ręką za ich plecy. Odwrócili się przez ramie, a Tessa miała wrażenie, że nagle w oczach jej się rozdwoiło. A raczej roztroiło. – Rof i Jef. Moi bracia. Bez nich plan zupełnie by nie wypalił.

– Nie było jednego zbieracza... tylko trzech... – Powiedziała szeptem dziewczyna, przyglądając się bliźniakom.

– Podobni, nie? – Wyrzucił radośnie Kaf. – Nie ma to, jak dobrze namieszać ludziom w głowach!

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz