R O Z D Z I A Ł 16

91 1 0
                                    

Marvin nie poprowadził ich prosto do karczmy, ale ona ani razu nie zaprotestowała na niezapowiedziany spacer w cieniu i chłodzie nocy. Pewniakiem, nie zaprotestowałaby na żaden inny pomysł, nawet jeden z tych nielogicznych i głupich, bo jej stan był – według Marvina – fatalny, a już na pewno odbierający możliwość samodzielnego myślenia. Nie mógł żadną miarą pojąć i wytłumaczyć sobie, dlaczego on, zmęczony, zirytowany i jednakowo zatroskany, prowadzi ją – zlęknioną i otumanioną, najpierw wzdłuż murów i pól uprawnych, później przez tę bardziej oddaloną bramę wjazdową i plac targowy, aż wreszcie obok kantora gildii i budynku urzędnika, obok których w ogóle nie powinni byli przechodzić. Najwygodniej byłoby im wrócić do ciepłego pokoju, a jednak z jakiegoś powodu zdecydował się zrobić to zbyteczne koło po ulicach niemal całego miasta. Po dłuższej rozwadze uświadomił sobie, że uparcie czekał na jej otrząśnięcie, a spacerem próbował wykupić dla niej trochę wyrozumiałego czasu. 

 Wpierw udali się do siedziby magów, a Marvin gotów był bez zapowiedzi wpakować się do wnętrz plebani, własnoręcznie obudzić zrzędliwego Tengrala i oznajmić mu o powodzeniu, bądź też niepowodzeniu misji z Runarem. Tessa szła obok, cały czas wsparta o jego ramię. Chociaż już nie płakała, a jej oddech ustabilizował się do zdrowego rytmu, Marvin wiedział, że nadal nie jest obecna duchem. Jej oczy błąkały się od punktu do punktu, a z ust czasami uchodziło głośne westchnięcie. Mógłby przeciągać tę chwilę w nieskończoność, ale sam nie czuł się najpewniej. Powieki mu opadały, a nadwyrężony w boju nadgarstek upierdliwie wypominał to, czego chwilę temu dokonali. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że zwyczajnego mordu na przypadkowych ludziach, choć początkowo to oni mieli być ofiarami... Mieli cholerne szczęście. Dlatego musiał prędko dokończyć sprawę z paladynem i wrócić do „Syreniego Lamentu", żeby położyć towarzyszkę do łóżka, zawinąć ją w koc, i gdy ona w końcu zbierze się do kupy, samemu udać się na zasłużony odpoczynek.

Tengral krążył drobnym krokiem w kółko przed wejściem do plebani, jakby spodziewał się ich nocnej wizyty. Widocznie musiał już rozmawiać z Runarem. Obrzucił przelotnym spojrzeniem bladą dziewczynę i skupił się na Marvinie, dochodząc do wniosku, że w tym stanie niczego się od niej nie dowie, chociaż to właśnie jej powierzył zadanie z nawróceniem paladyna od fałszywych relikwii.

– A tej co dolega? – Wskazał na rudowłosą podbródkiem.

– Wypadek przy pracy, jest w szoku. Runar nie będzie już sprawiać problemów. – Poinformował bez słowa wstępu chłopak.

– Tak, rozmawiałem z nim. – Potwierdził zgodnie mag. – Wygląda na to, że chłopak się opamiętał, i chętnie usłyszę, co mu w tym pomogło?

– W dużym skrócie, prosił nas, abyśmy odnaleźli dla niego tę całą boską relikwię. Znaleźliśmy faceta, który twierdził, że jest w jej posiadaniu. Zwabił nas w pułapkę i próbował zabić.

– Podobno nieźle się spisaliście i nie zdradziliście Runara, gdy mieliście ku temu okazję.

– Runar tak powiedział? – Wysapała Tessa, podnosząc na maga mętne oczy. Odpowiedział jej pojedynczym skinieniem.

– Gdybyśmy go zdradzili, i tak nie pozwoliliby nam tak po prostu odejść. Chcieli zrobić krzywdę Tessie. Poza tym, przegapilibyśmy pokaz umiejętności Runara. Wybitny z niego szermierz.

– Cóż, widziałem w swoim życiu lepszych, ale faktycznie, chłopak ma ogromny potencjał. – Zastanowił się Tengral.

– Zrobiliśmy to, o co prosiłeś. – Wtrąciła wściekle rudowłosa, prostując się nagle. – Czas na nagrodę.

– Sprawiliście się powyżej oczekiwań. Nie tylko pozbyliście się naszego wstydliwego problemu, ale pomogliście zrozumieć Runarowi ważną lekcję. – Mag sięgnął do głębokiej kieszeni płaszcza, wyciągając z niego mieszek i zwinięty rulon papierów. – Proszę, oto złoto. Weźcie też te zwoje światła. Niech wskażą wam drogę w waszych najczarniejszych godzinach. A tu, dodatkowo, referencje na prośbę twojej towarzyszki.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz