R O Z D Z I A Ł 4

84 1 0
                                    

Ciągnąca się wzdłuż drogi formacja skalna rosła coraz wyżej, im dalej od wioski byli. Skrót biegł praktycznie wzdłuż niej, co świadczyło, że od jaskini, w której kryli się Darryl i Maiwen, dzieliła ich już nieduża odległość. Marvin zwolnił tempa. Albo sam poczuł zmęczenie od żwawego kroku, albo musiał wyczytać je z czerwonych twarzy Tessy i Ruperta, którzy dzielnie brnęli za nim z wbitymi pod nogi oczyma i zaciśniętymi ustami. Na samym końcu dreptał stary Aro, prowadzony na długiej, luźnej wodzy i leniwie szurający kopytami o leśne podłoże.

Las przerzedził się, a teren wypłaszczył. Coraz częściej zamiast ciemnobrązowej ziemi pod stopami pojawiał się miękki, nadmorski piach. Szum pobliskiego morza przebijał się nieśmiało pośród leśnych dźwięków ptaków i szumu liści. Gdzieś w oddali usłyszeli charakterystyczne charczenie topielców, na szczęście gady musiały być daleko poza zasięgiem ich wzroku. W końcu, w stromym pionie skał pokazała się ogromna dziura z zaciemnionym, głębokim wnętrzem. Wejście do poszukiwanej jaskini.

Rudowłosa nałożyła na cięciwę strzałę. Rupert i Marvin dobyli swoich broni i znowu tempo ich marszu przyśpieszyło. Z bliska ciemność jaskini rozproszyła się od miękkiego, migoczącego pomarańczową barwą światła. Towarzysze młodzieńców najwidoczniej rozpalili wewnątrz ognisko. Nagle, odgłosy topielców, które słyszeli po drodze, stały się wyraźniejsze i zdecydowanie głośniejsze. Jakby wzmocnione rozproszonym echem. Serce Tessy zamarło na kilka sekund, a Rupert zatrzymał się w połowie kroku, sztywniejąc całym ciałem. Topielce wcale nie czaiły się w zaroślach, jak im się wcześniej wydawało...

– Oh... – Mruknął przerażony Rupert. – Wygląda na to, że mają gości.

– Jesteś gotów? – Zapytał Marvin, postępując kilka kroków do przodu.

– Nie, ale mamy jakieś wyjście? Trzeba ich stamtąd wyciągnąć.

– Tess, osłaniaj nas. W razie kłopotów uciekaj. To nie twoja walka.

– Jasne. – Prychnęła pod nosem dziewczyna, truchtając za nimi. – To trzeba mi było grzecznie zaczekać w Silbach...

Przywiązała do najbliższego drzewa konia i przyczaiła się przy niewielkim głazie, okryta jego cieniem przynajmniej w połowie. Zawsze to mniejsza szansa na zdradzenie swojej pozycji, a mogła stąd swobodnie napinać łuk. Marvin i Rupert wbiegli do wnętrza jaskini, zasłaniając jej widok na to, co się tam działo. Zdążyła jedynie zauważyć, że topielców były cztery sztuki, w tym jeden dorodny i przerośnięty, nawet jak na swój gatunek. Nigdzie natomiast nie widziała rzekomej Maiwen i tego rannego Darryla. Topielce zaatakowały jako pierwsze, a chłopcy nie szczędzili im ostrych ciosów. Gadzia krew tryskała po ścianach i podłożu jaskini. Jeden stwór, najmniejszy i najchudszy z całej gromadki, szybko padł pod stopami Ruperta, sycząc i wijąc się w bolesnej agonii. Marvin dorwał tego ogromnego. Uchylał się przed jego pazurami i kłami, ostrożnie cofając w głąb jaskini i robiąc miejsce do walki swojemu koledze. Gdy topielec rzucił się na niego, Tessa była prawie pewna, że zadrasnął łapą o ramię chłopaka. Zachłysnęła się powietrzem. Starała się dostrzec czerwień krwi na koszuli, ale szczęśliwie Marvin był cały. I cholernie zawzięty w pojedynku ze stworem. Z jego ust padło paskudne, donośne przekleństwo, ale miał do tego święte prawo, bo walka była zacięta.

Po drugiej stronie Rupert okładał pałką innego topielca. Ostatni z potworów wydawał się unikać starcia z chłopakami. Syczał i prychał przy wąskiej szczelinie w ścianie. Ciął pazurami po kamieniach, jakby za wszelką cenę chciał się przez nie przebić. Tessa wstrzymała oddech i zmrużyła oczy. To tam musieli ukryć się Maiwen i Darryl! Mieli mnóstwo szczęścia, że szczelina była na tyle wąska, żeby gady nie były w stanie się w nią wcisnąć, a żeby pomieścić ich oboje. Naciągnęła łuk i wypuściła strzałę na stwora. Nie trafiła. Grot odbił się od jego twardej, pokrytej łuskami skóry grzbietu, a on ani na moment nie oderwał się od szczeliny. Warknęła na siebie i wypuściła kolejną strzałę, tym razem celując w miękki brzuch, tuż pod wierzgającymi łapami. Precyzyjnie i spokojnie, tak jak uczył ją Markus. Zwierzę zawyło, gdy grot wbił się w nie z ogromną siłą. Wypuściła kolejną strzałę. I kolejną. W myślach dziękowała Markusowi za wszystkie dobre rady i lekcje. Powinna była częściej sobie o nich przypominać. I częściej go odwiedzać.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz