R O Z D Z I A Ł 37

37 1 0
                                    

Biegli szaleńczym tempem za Gonzalo, chociaż ani Marvin, ani nawet Teresa – rodowita mieszkanka Archolos, nie byli w stanie dokładnie określić, w której części wyspy się znajdowali. Minęli rozległe tereny winnicy, a później niedużą polanę z malowniczym stawem, by wskoczyć na trakt znikający za zakrętem pobliskiego wąwozu. Dziewczyna wiedziała tyle, że nieopodal znajdowało się ogromne bagno, ale od zawsze powtarzano jej, że te tereny nie były bezpieczne. Właściwie, były najniebezpieczniejsze na całej wyspie. Teraz już wiedziała, z jakiego konkretnie powodu.

Było już całkowicie ciemno, co zdecydowanie utrudniało im orientację w terenie. Otaczały ich skalne wzniesienia, na szczycie których rosły pojedyncze drzewa. Ich poszarpane, gęste korony drapieżnie odznaczały się na tle granatowego nieba, a za nimi widać już było tylko wysokie, ostre szczyty. Ścieżka ciągnąca między skałami rzeczywiście była kręta i nieprzewidywalna. Raz się zwężała, raz wydawała się być nienaturalnie szeroka i ledwo widoczna pod przesuszoną trawą. Raz wspinała się w górę, a raz spływała łagodnie w dół. Słyszeli w oddali odgłosy różnych zwierząt, niosące się nocnym echem po okolicy. Od gdakania ścierwojadów, przez skrzekliwe prychnięcia goblinów, aż po dudniące chrapanie, które mogło zwiastować tylko jedno: skrytego w mroku nocy cieniostwora. Tessa sięgnęła po łuk i strzałę, wytężając wzrok. Rozejrzała się płochliwie przed siebie, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zobaczy nic poza skałami i rzadką roślinnością, spływającą głównie w formie bluszczu i pnączy po owych skałach . Żaden zwierz nie pojawił się w zasięgu ich oczu, a jej wyraźnie ulżyło z tego powodu. Walka nocą nie była zbyt rozważna, nawet gdyby tyczyła się stada polnych bestii czy spasłych kretoszczurów, pozornie nie niebezpiecznych dla człowieka.

Marvin tylko ukradkiem popatrzył na jej przygotowaną broń. W przeciwieństwie do niej, nawet nie pomyślał o dobyciu miecza i prawie skarcił się za to w myślach. Prędko zreflektował się, wysuwając ostrze z pochwy i mierząc jego ostrzem w stronę podejrzanych dźwięków.

Gonzalo zwolnił nagle kroku i ostro zakręcił w stronę skalnej groty. Byliby się z nim zrównali, kiedy nagle mężczyzna krzyknął w przerażeniu, chwytając za swoją buławę i odskakując w tył tak daleko, na ile pozwoliły mu miękkie po biegu nogi. Zza ściany groty wybiegły czarne gobliny, ściskające w drobnych łapkach drewniane lagi i krzyczące na nich skrzekliwymi, prychającymi głosikami.

Tessa bez zastanowienie naciągnęła cięciwę. Wypuściła strzałę na stworzenie, które podbiegło niebezpiecznie blisko nogi Gonzalo, machając kijem w agresywnym otępieniu i za wszelką cenę starając się sięgnąć jego łydki. O ile uderzenia kijków nie były inwazyjne, a jedynie bolesne, tak ugryzienia tych stworzeń mogły zakończyć się nieprzyjemną śmiercią. Doskonale o tym wiedziała, a blizna na jej przedramieniu była najlepszym tego dowodem. Mężczyzna pokiwał jej głową z wdzięcznością. Przyjęła nieme podziękowanie, chwilę później znowu precyzyjnie strzelając i uśmiercając drugą, równie zawziętą bestyjkę. Gobliny były zwinniejsze i szybsze, niż im się na pierwszy rzut oka wydawało. Ciężko było skupić się na jednym, gdy wokół biegało całe rozwścieczone stado. Gonzalo musiał odpędzić się od następnej dwójki, tym razem samodzielnie. W tym samym czasie Marvin pozbył się trzech kolejnych goblinów, najpierw odtrącając je ostrzegawczym kopnięciem nogi, a dopiero później – gdy stworzenia nie wycofały się po ostrzeżeniu – przebijając ich drobne ciałka ostrzem miecza. Prychnięcia i wrzaski goblinów umilkły, a Marvin z odrazą otarł zakrwawiona klingę miecza o trawę. Nie przepadał za goblinami. Były tylko durnymi zwierzakami, a widział w nich całą masę ludzkich cech. Stadność i hierarchię, zbieractwo, praktyczne wykorzystanie zebranych przedmiotów... Gobliny były zdecydowanie zbyt ludzkie, a to sprawiało, że zabijanie ich przychodziło mu z trudem, którego w żaden logiczny sposób nie potrafił wyjaśnić. Przecież były tylko zwierzakami...

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz