R O Z D Z I A Ł 34

46 1 0
                                    

– Obywatelko, radzę opanować swój ton i opuścić mój gabinet, jeżeli nie masz do mnie innej sprawy. – Fuknął oburzony Roderich, mierząc Tessę zmrużonymi, lekko zaspanymi oczami.

Dziewczyna zacisnęła zęby i dłonie w pięści, nie spodziewając się tak chłodnego potraktowania. Facet miał prawo być na nią zły, bo słońce jeszcze porządnie nie wstało, a ona już robiła burzliwą awanturę w jego gabinecie, choć sama uważała, że jej pojawienie się było w pełni uzasadnione. Marvin nie wrócił do miasta przez całą noc. O ile wieczorem się o niego martwiła, tak teraz panikowała całym ciałem i umysłem. Dlatego z karczmy wybiegła niedługą chwilę po tym, gdy niebo z nocnej czerni rozjaśniło się do porannej szarości. Gdy zimna mgiełka nie zdążyła jeszcze opaść, a ptaki obudzić ludzi porannymi śpiewami.

– Chcę tylko wiedzieć, gdzie jest Marvin, kapitanie. – Wycedziła ostro. – I dlaczego nie wrócił jeszcze do Archolos.

– Nie wrócił? – Roderich poderwał głowę, a jego mina przez chwilę wyrażała równie wielkie zaskoczenie, co jej gniew. Szybko jednak przywdział profesjonalną maskę powagi i obojętności. – Marvin wykonuje moje rozkazy, więc musiał mieć powód, żeby zostać tam... tam, gdzie się obecnie znajduje.

Do wątpliwości w jej oczach dołączył teraz strach.

– Ha! – Prychnęła, wyrzucając rękoma w powietrzu. – Czyli ty też nie wiesz, co się z nim dzieje!

– Powtarzam po raz kolejny, dziewczyno, uspokój się i waż swoje słowa. – Zagrzmiał ostro. – Chyba nie chcesz, żeby Lorenzo dowiedział się o bezczelności i arogancji swoich pracowników wobec władzy królewskiej? Mogłabyś mieć z tego same nieprzyjemności.

– Możesz mnie straszyć Lorenzo, a nawet samym Królem Myrtany, kapitanie, ale wiedz, że nie wyjdę stąd, dopóki Marvin nie wróci do Archolos! – Opadła na krzesełko przy biurku i skrzyżowała ręce, unosząc przy tym wysoko podbródek. – Albo dopóki nie dowiem się, co takiego zatrzymało go w drodze.

Roderich westchnął, kręcąc w niedowierzaniu głową. Jeśli ta uparta dziewczyna nie wyjdzie z jego gabinetu w przeciągu najbliższych pięciu minut, zawoła Oktava i siłą ją stąd wyprowadzą, wlepiając po drodze wysoką grzywnę za zniewagę władzy. Nie mógł sobie pozwolić na tak bezczelne zachowania wobec swojej osoby, w końcu był cholernym kapitanem straży miejskiej, i byle smarkula nie powinna mu była pyskować. A Lorenzo i tak dowie się o niepochlebnym zuchwalstwie jego najemniczki. Choćby dla zasady.

Maszerując sztywnym krokiem wokół gabinetu, raz za razem zerkał w jej kierunku, ale z twarzy dziewczyny nie schodził upór i stanowczość. Domyślił się, że Marvin musiał być dla niej kimś ważnym, inaczej już dawno poddałaby się i wyszła na jego pierwsze polecenie. Sam chłopak nigdy o niej nie wspomniał, choć Roderich wiedział, że nie miał ku temu wyraźnych powodów. Albo odwagi. Dziewczyna należała do gildii kupieckiej, a strażnikowi zwyczajnie nie wypadło wchodzić w bliższe relacje z ludźmi z Araxos, zwłaszcza teraz, gdy między organizacjami dochodziło do ostrych konfliktów i nieporozumień. Ale skoro młody już miał z nią powiązania, to mógł mieć tylko nadzieję, że nie wymieniają się pomiędzy sobą poufnymi informacjami na temat swoich frakcji. Będzie musiał z nim o tym poważnie porozmawiać. O ile Marvin wróci, bo jego dłuższa nieobecność była niepokojąca nawet dla niego. Nie mógł po sobie tego pokazać. Nie przed nią, gdy siedziała przed nim roztrzęsiona do granic możliwości, a jednak skrupulatnie udająca odważną i butną. Z arogancją i zuchwałością było trochę jak z narowistymi końmi. Agresją maskowały strach i potrzebowały chwili wyciszenia, aby obdarzyć zaufaniem drugą istotę. Ludzie pod wieloma względami byli podobni do koni.

Ona też przypominała mu charakterną, nieujarzmioną szkapę. Odchrząknął ostrzegawczo, bo jej spojrzenie było przesadnie nieprzychylne. Przecież nie miał nic wspólnego ze zniknięciem chłopaka. Wysyłając go do Silbach nie przypuszczał, że może do tego dojść.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz