R O Z D Z I A Ł 27

43 1 0
                                    

Lorenzo zerknął ukradkiem na swoją nową pracownicę, gdy ta sztywno podparła się dłońmi o blat jego biurka. Po jej minie i zaszklonych oczach prędko wywnioskował, że nie miała dla niego dobrych wieści. Dziwne, kiedy spotkał rano Caramona, młodzieniec wydawał się być jej zupełnym przeciwieństwem: radosnym, zadowolonym, zaangażowanym, a przecież współpracowali razem nad jednym zadaniem. Skąd te różnice? Mógł od razu zapytać młodego najemnika o raport, ale z jakiegoś powodu uznał, że wolał go usłyszeć od dziewczyny. I nie mylił się co do swoich przeczuć. Jej niepokój go na swój sposób fascynował.

– Skąd ta wina wymalowana na twojej buźce?

– Wracam z raportem, szefie. – Wystękała bez śmiałości.

– Jeszcze nie doszły do mnie wieści odnośnie waszej aktywności w porcie... – Zaczął powoli, obserwując jej rozchylające się w popłochu usta. – ...a to może znaczyć dwie rzeczy, albo się obijałaś, albo naprawdę wzięłaś sobie do serca moje słowa. To jak, udało ci się cokolwiek ustalić z Caramonem?

Zawahała się, prostując sztywno tułów i zakładając ręce za plecy, jakby zrobił jej co najmniej wyczerpującą musztrę.

– Znaleźliśmy magazyn przemytników w mieście. – Poinformowała.

– Niech zgadnę, te szczury ukrywały coś w slumsach?

– Tak, ich magazyn znajdował się przy wejściu od strony doków.

– Jak ma się rozumieć, wszyscy jego dotychczasowi bywalcy nie będą nam przeszkadzać w konfiskacie pozostawionych tam towarów?

Kiwnęła niemrawo głową, a uradowany Lorenzo przyklasnął w dłonie.

– Wyśmienicie! – Zaśmiał się z zadowoleniem. – Natychmiast tam kogoś wyślę. Podoba mi się twoja oszczędność w słowach dziewczyno, jeśli czegoś nie powiesz, to nikt nie będzie mógł później się na to powoływać.

– Cóż... – Mruknęła, kwasząc się niespodziewanie. – W takim razie powinieneś wiedzieć, że udało mi się przekonać jednego z przemytników do przejścia na naszą stronę.

Jak się tego spodziewała, Lorenzo poderwał się gwałtownie z krzesła. Przeszedł wzdłuż pokoju, zatrzymując się na krótki moment przy kominku, a jego krok po raz pierwszy nie był tak spokojny, jak zawsze widziała go Tessa. Nagle poczuła chęć ucieczki przed gniewem zarządczy, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa, więc tylko pokornie spuściła głowę na własne buty, czekając na reprymendę.

– Pozwoliłaś któremuś z nich przeżyć? – Warknął na nią wściekle. – Czyżbyś już zapomniała, jakie były rozkazy?

Milczała, kuląc się przed nim jak zbity pies, więc tylko podrapał się po zadbanym zaroście, wzdychając przeciągle. Była młodą, głupiutką dziewczyną. Zawziętą, ale nawet to nie uchroniło jej przed popełnieniem błędu. Może zareagował zbyt ostro? Musiała mieć jakieś uzasadnione powody, by utrzymać tego faceta przy życiu.

– Właściwie... – Odezwał się wreszcie, o wiele spokojniejszym tonem. – ...gdy się nad tym zastanowię, twoja niesubordynacja może okazać się bardzo pozytywna w skutkach. Kto wie, co uda nam się z niego wyciągnąć... Widzisz, w gildii potrafimy docenić niestandardowe rozwiązania i improwizację, czego z pewnością nie można powiedzieć o staroświeckim Roderichu i jego straży. Coś jeszcze?

Znowu na niego patrzyła zaszklonymi oczami.

– Odkryliśmy kryjówkę przemytników na Bursztynowym Wybrzeżu. – Dokończyła niemal z poddaniem, na co Lorenzo prychnął drwiąco, bo przecież to był najcenniejszy sukces ich zadania. Powinna być z siebie dumna. Zbliżył się i poklepał ją po ramieniu, siląc się na uśmiech.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz