Teresa otworzyła oczy i usta na całą szerokość, kiedy dostrzegła wyrzuconą na sam środek ścieżki ogromną skrzynię i wysypujące się z jej wnętrza złote monety. Takiej ilości złota nie miała prawa się spodziewać. Nikt by się nie spodziewał. A jeszcze bardziej zdziwiła się, bo przy skrzyni kręcił się dosyć młody, ciemnowłosy facet, co raz popychając pojemnik albo bezskutecznie starając się go dźwignąć zwiotczałymi od zmęczenia ramionami. To jego sapanie i wysiłek słyszeli już z odległości.
Marvin dobył miecza. Metaliczny, złowieszczy dźwięk wysuwanej z pochwy broni poniósł się pomiędzy wysokimi drzewami. Zaalarmowany ich pojawieniem się mężczyzna już z daleka podniósł ręce do góry, w geście poddania. Wsparł się całym ciężarem ciała o skrzynię i zamiast uciec – na co miał szansę – potulnie czekał, aż się z nim zrównają twarzą w twarz. Musiało mu cholernie zależeć na tym skarbie, albo po prostu był niespełna rozumu, skoro ryzykował dla niego własnym zdrowiem i życiem.
– Kolego! – Zagaił ostro Marvin. – Coś mi się wydaje, że ta skrzynia nie należy do ciebie.
– Ja tylko... – Wybełkotał, przeskakując pomiędzy nimi oczami. Niespodziewanie zatrzymał je na chłopaku, a jego wargi drgnęły w nerwowym tiku. – Jasna cholera! Marvin! Ty tutaj?
Marvin opuścił nieznacznie miecz, krzywiąc się w grymasie zaskoczenia. Obcy znał jego imię? Przez dłuższy czas przyglądał się mężczyźnie, aż nagle jego usta wygięły się w wesołym uśmiechu, jakby niespodziewanie przypomniał sobie, z kim ma do czynienia.
– Coen, ty stary draniu! – Uradował się. Natychmiast schował miecz i zbliżył się do mężczyzny, z którym ochoczo poklepali się po ramionach, zaśmiewając przy tym pod nosem. – Ciebie się tu nie spodziewałem!
Coen zmarszczył czoło, kiwając w zamyśleniu głową. Jego postawa rozluźniła się i nawet pokusił się o zerknięcie na towarzyszkę Marvina, choć nie poświęcił jej zbyt wiele uwagi. Gdyby ktoś mu powiedział, że próbując nielegalnie przywłaszczyć sobie cudze skarby na obcej ziemi zostanie przyłapany przez starego druha, pewniakiem by go wyśmiał. Takie rzeczy zdarzały się zbyt rzadko, żeby uznać je za zwykłe zbiegi okoliczności. To, że wpadł akurat na Marvina było jak boska łaska zesłana wprost z niebios, choć ostatnim razem widzieli się w niezbyt przyjaznej atmosferze. A więc jednak przeżyje. I może nawet podchwyci odrobinę tych cudownie błyszczących monet. Oczywiście pod zgodą Marvina.
– Na Londram zrobiło się zbyt gorąco. – Odezwał się z westchnieniem. – Orkowie są już blisko. Pewnie zaatakują z dnia na dzień. Ten statek to była ostatnia okazja, by brać nogi za pas.
– Słusznie zrobiłeś.
– No, ale tobie widzę powodzi się nie najgorzej... – Mruknął Coen, zerkając ukradkiem na pancerz strażnika. Potem posłał rudowłosej znaczący uśmieszek, jakby spodziewał się, jakie relacje mogą ją łączyć z Marvinem. – Marvin obrońca Archolos! Kto by się spodziewał!
Urwał na chwilę, w trakcie której chłopak przyciągnął do siebie ukochaną i znacząco chwycił ją za biodro. Coen parsknął, wyciągając do niej rękę w powitaniu, którą niepewnie ścisnęła, siląc się na pozornie sympatyczny wyraz twarzy, choć w tym momencie szargało nią ogromne zdumienie.
– To jest Tessa. – Przedstawił natychmiast Marvin z wyczuwalną w głosie czułością.
– Ah, czyli nie muszę się obawiać, że nadal masz mi za złe incydent z twoją Holgą? – Zarechotał żartobliwie, a już po chwili uciekał oczami na bok, zdając sobie sprawę z niezręczności, w którą wpędziły ich jego słowa.
Marvin odchrząknął wymijająco. Jego grdyka uniosła się i opadła, gdy zerknął na stojącą u jego boku ognistowłosą kobietę. Dzielnie wytrzymał zaciekawione spojrzenia obojga towarzyszy.
CZYTASZ
BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: Archolos
FanfictionInspirowane modem "Kroniki Myrtany: Archolos" powstałym dla gry "Gothic II: Noc Kruka" studia Piranha Bytes. Większość postaci nie jest moim tworem. Przeniesienie fabuły gry na tekst pisany. Uwaga, dużo przesłodzonego romansu, trochę erotyki. Ucie...