R O Z D Z I A Ł 45

71 1 0
                                    

Pani Agatha była bardzo surową kobietą, a Tessę ani trochę to nie zdziwiło. Będąc zamkniętą pod ziemią przez większość czasu, wśród praktycznie samych, rosłych mężczyzn, Agatha musiała wyrobić sobie szacunek i mocno utwardzić swój naturalnie delikatny, kobiecy charakter. W miejscu pracy musiała być jak skała: nieugięta, uparta i chłodna. Stanowisko wyrobiło w niej pewien niezbywalny pragmatyzm, który był cechą większości osób zamieszkujących w miejscach surowych i trudnych do opuszczenia. Niezaprzeczalnie, widok na kopalnię, jaki witał każdego dnia mocno wpływał na podejście do życia, nawet na panią Agathę... Pomimo wieku podchodzącego już pod wczesną starość, jej osoba nadal budziła respekt. Tessa widziała to w sposobie, w jakim odnosili się do niej wszyscy najemnicy. Z trwogą, z wyuczonym szacunkiem. I w sposobie, w jakim ona sama na nich patrzyła spod zwężonych oczu, ciskających ostrzegawczymi piorunami.

Agatha tylko po krótce wytłumaczyła Tessie nowe obowiązki i bez większego zacieśniania znajomości odesłała ją do wschodniej części kopalni, z koszem pełnym butelek wody, piwa i malutkimi naczynkami wypełnionymi mięsnym gulaszem. Dziewczyna maszerowała więc bez pospiechu, rozdając po drodze aromatyczne posiłki najemnikom, zaś skromny napitek zapracowanym w pocie czoła górnikom. To nie było sprawiedliwe, według niej. Podczas gdy najemnicy obżerali się do sytości, większość kopaczy musiała zadowolić się w ciągu dnia pojedynczymi owocami bądź marną, rozwodnioną breją z kawałkiem czerstwego chleba, którą gotowali sobie sami po zakończonej pracy. Słyszała głośne burczenie w brzuchach górników i widziała ich wychudzone sylwetki, a kiedy któryś z nich z utęsknieniem zaglądał do wnętrza kosza, odwracała na bok zrozpaczoną twarz, by ukryć przed nimi swoje współczucie. Doprawdy, to nie było sprawiedliwie i nie omieszka wspomnieć o tym samemu Lorenzo, choćby miało ich to poróżnić i skonfliktować.

– Dziękuje, pięknie dziękuję. – Mruknął do niej siwy, długowłosy starzec, łapczywie wypijając pół butelki wody na raz. Jego głos skrzeczał, jakby starzec od kilku dni nie zwilżał gardła wodą. Ani nawet niczym innym. – Jesteś tu nowa, co?

– Owszem. – Potwierdziła, siląc się na ciepły uśmiech, choć nie było jej ani krzty przyjemnie na niego patrzeć. – Mógłbyś opowiedzieć mi coś o kopalni, dobry człowieku?

– Nie ma wiele do opowiadania. – Wzruszył ramionami. – Na brak złota i roboty nie mamy powodu narzekać.

– Czyli... wszystko w porządku? Nie muszę się niczego obawiać, tak? – Zainteresowała się, nie zdejmując z ust wymuszonego uśmiechu. Kiedy odpowiedział jej tym samym, zauważyła spore braki w pożółkłym uzębieniu.

– Oczywiście, mamy tu pewne problemy i niedogodności, ale póki trzymamy się z chłopakami razem, to da się to jakoś przeżyć. Chociaż Igor mógłby się wziąć choć trochę za swoich chłopaków, ostatnio pozwalają sobie na zbyt wiele. Ale to nie są sprawy, które ciebie dotyczą, panienko. Ty nie masz żadnych powodów do zmartwień.

Wzdrygnęła się, zerkając ukradkiem na najemnika, który stał nieopodal nich, wsparty plecami o kamienną ścianę. Nie odrywał swoich oczu od starca, a jego mina i szybkie tupanie nogą wyraźnie sugerowały, że czas na przyjacielskie pogawędki właśnie im się skończył. Tessa zaczęła się zastanawiać, czy ten pomysł z wypytywaniem nie był jednak ślepym zaułkiem, ale jak inaczej mogła zdobyć potrzebne informacje? Prędko opuściła rozmówcę, wciskając najemnikowi po drodze naczynko z posiłkiem, i kierując się do kolejnej groty. Czuła się co najmniej niezręcznie, otoczona uradowanymi z jej przybycia kopaczami, którym przecież niosła tylko wodę. Tylko i aż tyle, choć zachowywali się, jakby co najmniej ratowała im życie od głodowej śmierci.

W trzeciej, największej grocie natrafiła wreszcie na Desmonda. Mężczyzna zajęty był dłubaniem kilofem w pokaźnej żyle złota, i nawet by jej nie zauważył, gdyby nie nagłe poruszenie wśród pozostałych kopaczy. Ktoś go szturchnął łokciem, sugestywnie poruszając brwiami i oblizując usta w ordynarnym geście. Desmond warknął, zaciskając zęby, bo nigdy nie lubił, gdy bez ostrzeżenia odciągano go od pracy.

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz