R O Z D Z I A Ł 5

119 1 0
                                    

– Gdzie byłaś? – To były pierwsze słowa, jakie Teresa usłyszała po przekroczeniu progu domu. Albyn nigdy nie owijał w bawełnę. Zawsze był konkretny i bezpośredni.

– Muszę odpowiadać? Przecież doskonale wiesz, gdzie byłam. – Odparła, choć od razu wiedziała, że żadne wytłumaczenia nie były w stanie powstrzymać nadciagającego wykładu. Nic by jej przed tym nie uchroniło, choćby było poparte wolą samego Adanosa. Wykłady ojca były jak podmuch zimnego wiatru i nie sposób było ich unikać. W ostateczności wzruszyła lekceważąco ramionami, szykując się na jego złość.

Dosiadła się do stołu, na którym czekała już kolacja. Pachnąca, smakowita i bardzo pokaźna kolacja. Jil przeszła dzisiaj samą siebie.

– Dobry wieczór, Barbaro. – Dorzuciła, gdy dołączyła do nich kolejna osoba.

Barbara, druga żona Albyna, jak zwykle ją zignorowała. Dziewczyna już dawno pogodziła się z faktem, że pani Barbara nigdy nie zastąpi jej matki, ani nawet nie stanie się jej dobrą koleżanką czy powiernicą dziecięcych sekretów, więc nie zrobiło to na niej absolutnie żadnego wrażenia. Po prostu, pewnego dnia ta chłodna, ale niebywale elegancka kobieta pojawiła się w jej życiu jako nowa towarzyszka Albyna, a ona nauczyła się funkcjonować w obecności jej osoby, choć przyszło to z niemałym trudem. Obie udawały, że dla siebie praktycznie w ogóle nie istnieją. Było to na swój sposób dobrym rozwiązaniem, bo Barbara nigdy nie maczała palców w sprawy pomiędzy nią, a ojcem, ani tym bardziej nie interesowała się jej wychowaniem. Tessa była stuprocentowo pewna, że to Jil miała większy udział i zasługi w przygotowywaniu jej do dorosłego, kobiecego życia, niż druga żona Albyna.

Nałożyła sobie porcję wiejskiej jajecznicy i marynowanej rzepy, czując, jak Albyn wierci w niej szarymi oczyma.

– Nie mylisz się. Wiem gdzie byłaś. Wiem co robiłaś. I wiem z kim. – Wyrzucił pretensjonalnym tonem. – Wiem to, bo moi ludzie plotkują między sobą. 

– Dlaczego zatem próbujesz dać mi do zrozumienia, jak mało informacji do ciebie dociera?

– Bo to ty powinnaś się ze wszystkiego tłumaczyć, Tereso. Nie twój przyjaciel Victor, nie wartownicy bram, nie ten pijaczyna Rik, tylko ty sama.

– Ojcze, zanim dasz mi kolejną nauczkę, wiedz, że...

– Nie dam ci żadnej nauczki. – Przerwał jej. Nawet Barbara podniosła na jego słowa zaskoczone oczy, a jej widelec zawisł w powietrzu w połowie drogi do ust. Rudowłosa mało nie zachłysnęła się kęsem. Zakaszlała, odsuwając się nieznacznie od stołu i odwracając wykrzywioną bólem przełyku twarz. Jego słowa były tak zaskakujące, że zapomniała o usprawiedliwieniach. – Folkard przekazał mi, że znalazłaś tego nieudacznika Rolfa. Był bardzo wdzięczny. To się ceni, Tereso.

– Dziękuję, ojcze.

– Rozmawiałem też z Markusem.

– Z Markusem? – Głos jej wyraźnie zadrżał, a policzki pokrył soczysty rumieniec, co nie uszło czujnej uwadze starszego.

– Tak, z Markusem. Wspominał, że na własną rękę zajęłaś się udzielaniem pomocy tym uciekinierom. Prawda to?

– Prawda. – Potwierdziła bez zawahania. – Pozwól mi wyjaśnić!

– Zatem wyjaśnij.

– Mieszkańcy bardzo burzą się ich obecnością. Trzeba postanowić, co z tymi ludźmi zrobić, zanim dojdzie do buntu przeciwko twojemu stanowisku, ojcze, i zanim tamci narobią niepotrzebnego zamieszania. Są głodni, zmęczeni i zdesperowani, więc nie zawsze będą potulnie siedzieć i czekać na pomoc z nieba. Przyjdzie w końcu dzień, w którym wezmą sprawy w swoje ręce. A Ramsey... Sir Ramsey nie byłby zadowolony, gdyby okazało się, że sobie nie radzisz z władzą, nie sądzisz?

BOGOWIE Z NICH ZAKPILI - Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz