Prorocze sny (SN)

8 1 0
                                    

SYN NEPTUNA

"- Obóz nie oprze się takiej armii - dokończył Frank. - Chyba że skądś nadejdzie pomoc.

Po tej rozmowie płynęli dalej w milczeniu.

Percy wciąż rozmyślał o cyklopach i centaurach. Myślał o Annabeth, o satyrze Groverze, o swoim śnie, w którym zobaczył budowany okręt.

"Skądś musiałeś przybyć", powiedziała Reyna.

Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć skąd. Mógłby wezwać jakąś pomoc. Obóz Jupiter nie powinien być zmuszany do samotnej walki z gigantami. Muszą gdzieś być jacyś sprzymierzeńcy.

Pomacał swoje gliniane paciorki, ołowianą tabliczkę probatio i srebrny pierścień od Reyny. Może w Seattle uda mu się porozmawiać z jej siostrą Hyllą. Może ona wyśle jakąś pomoc - jeśli nie zabije go natychmiast, gdy go zobaczy.

[...]

Sny miał, jak zawsze, chaotyczne i przerażające.

Był na górze Tamalpais, na północ od San Francisco, wraz z innym atakując starą warownię tytanów. Nie miało to sensu, bo przecież nie było go wówczas wśród Rzymian, ale ujrzał to wszystko wyraźnie: tytana w zbroi, Annabeth i dwie inne dziewczyny walczące u jego boku. Jedna poniosła śmierć. Klęczał przy niej, patrząc, jak rozsypuje się w gwiazdy. 

Potem zobaczył olbrzymi okręt w suchym doku. Spiżowa głowa smoka na dziobie połyskiwała w porannym słońcu. Okręt miał już takielunek i uzbrojenie, ale coś było nie tak. Z otwartego luku na pokładzie buchał dym z jakiejś maszyny. Chłopak z kręconymi czarnymi włosami ostukiwał maszynę kluczem francuskim, głośno klnąc. Obok niego, przyglądając się uważnie silnikowi, przykucnęło dwoje innych półbogów: krótko ostrzyżony blondyn i dziewczyna, długowłosa brunetka.

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że to dzień przesilenia - powiedziała. - Mamy dzisiaj odpłynąć.

- Wiem! - Chłopak znowu uderzył parę razy w silnik. - To mogą być rakiety bąbelkowe. Albo nasadki samogwintujące. A może Gaja znowu coś miesza? Nie mam pojęcia!

- Ile to potrwa? - zapytał ten jasnowłosy.

- Dwa, może trzy dni.

- Mogą nie wytrzymać tak długo - powiedziała dziewczyna.

Percy domyślił się, że chodzi o Obóz Jupiter. Potem sen się zmienił.

Zobaczył chłopca włóczącego się z psem po żółtych wzgórzach Kalifornii. Kiedy obraz się wyostrzył, dostrzegł, że to jednak nie chłopiec. To był cyklop w poszarpanych dżinsach i flanelowej koszuli. Pies był górą zmierzwionego czarnego futra wielkości nosorożca. Cyklop niósł na ramieniu potężną maczugę, ale Percy nie wyczuwał w nim wrogości. Wykrzykiwał imię Percy'ego nazywając go... bratem?

- Czuć go gdzieś dalej - jęknął cyklop do psa. - Dlaczego czuć go gdzieś dalej?

- RAUF! - szczeknął pies, a sen znowu się zmienił.

Zobaczył pasmo zaśnieżonych gór, tak wysokich, że szczyty ginęły w chmurach. W cienistych załamaniach skał ukazała się twarz Gai.

- Taki cenny pion - powiedziała uspokajającym tonem. - Nie bój się, Percy Jacksonie. Zdążaj na północ! Tak, twoi przyjaciele zginą, ale ciebie na razie zachowam przy życiu. Mam wobec ciebie wielkie plany.

[...]

~ Czekaliśmy na ciebie ~ zagrzmiał głos olbrzyma. ~ Podczas gdy ty się grzebiesz, idąc na północ, żeby mnie odnaleźć, moja armia zniszczy twoje ukochane obozy - najpierw Rzymian, potem tych drugich. Nie możesz zwyciężyć, półbożku."

strona 247-250


Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz