3

508 23 6
                                    

Sookie

Nasz ostatni koncert przed wylotem na europejską część trasy miał miejsce w mieście Inczhon. Moi przyjaciele byli niezwykle podekscytowani występem. Ja także się cieszyłem. Mimo, że wcześniej dostałem list z pogróżką, to nie chciałem pozwolić, aby to mnie zdemotywowało.

Występy na żywo były tym, co kochałem najmocniej w swojej pracy. Uwielbiałem sprawiać innym radość. Mimo, że zdawałem sobie sprawę z tego, iż większość naszych fanek leciała na nasz wygląd, a nie na muzykę, w ostateczności mi to nie przeszkadzało. Podczas koncertów czułem jedność z fanami i miałem wręcz wrażenie, że byliśmy jedną wielką rodziną. Nic nie równało się z koncertami dla naszych wielbicieli.

- Inczhon, jak mija wam noc?! - krzyknął do mikrofonu Van. Fanki zapiszczały. W Korei Południowej zachowanie fanów było o wiele łagodniejsze niż zachowanie naszych europejskich czy amerykańskich wielbicieli, ale było to równie kochane.

- Jak wiecie, jutro wylatujemy do Europy - oznajmił Shin, puszczając do nakierowanej na niego kamery oczko. - Zaczynamy od Londynu. Odwiedzimy Paryż, Mediolan, Berlin, Rzym i inne piękne miejsca. To jednak tutaj wszystko się zaczęło. Prawda, chłopaki?

- Tak właśnie było - dodał Hyun. Mimo, że ta rozmowa wyglądała na spontaniczną, to taka nie była. Wszystko było dokładnie ustalone tak, aby podczas koncertu nie miała miejsce choćby najmniejsza pomyłka. Nawet nasza garderoba została delikatnie zmieniona z powodu ostatniego incydentu na scenie. - To tutaj, w naszym pięknym kraju, zaczęliśmy tą przygodę. Chcielibyśmy wam bardzo podziękować za wszystko co dla nas robicie, Risers!

Tak, nazwa naszego fandomu może nie była zbyt wyszukana, ale to nie miało większego znaczenia. Nasi fani, a właściwie fanki, podłapywały wszystko. Kochały nas i gdybyśmy nazwali nasz fandom w jeszcze dziwniejszy sposób, one z radością i dumą prezentowałyby się światu właśnie pod taką nazwą.

- Jak wiecie, w naszym zespole ostatnio wydarzyło się coś przykrego - dodał Shin, spojrzawszy na mnie. - Mimo wszystko, Sookie nie został zupełnie sam. Ma nas. Swoją prawdziwą rodzinę.

Uśmiechnąłem się do przyjaciela, choć miałem ochotę zawyć z bólu. Musiałem jednak grać. Gdybym pokazał swoje prawdziwe emocje przed publicznością, nie skończyłoby się to dobrze.

W Korei Południowej panowała taka moda, że gdy coś złego działo się w naszym życiu, musieliśmy o tym poinformować media. Nasze życie niejako nie należało więc do nas. Należało do naszych fanów. Należało do wszystkich, którzy się nami zainteresowali.

Gdy w zeszłym roku Van miał mieć operację, musieliśmy wydać stosowne oświadczenie na naszych portalach społecznościowych. Tak właściwie to nie my to zrobiliśmy, a nasi ludzie. My nawet nie mieliśmy dostępu do mediów. Nie mieliśmy czasu na takie bzdury.

Kiedy więc moja mama odeszła, o tym również został poinformowany świat muzyczny Korei Południowej. Fani od razu zaczęli płakać i wysyłać do mnie listy. Nie czytałem ich jednak. Zajmował się tym mój menadżer. Tak właściwie to byłem pewien, że wcale nie czytał tych listów, a po prostu się ich pozbywał. Na konferencjach prasowych musieliśmy jednak z wdzięcznością kłaniać się do kamery i dziękować za wszystko, co robili dla nas fani.

Przyszedł ten moment koncertu, który chciałem odwlec w nieskończoność. Musiałem jednak powiedzieć to, co zostało dla mnie napisane, a czego musiałem się nauczyć.

Wyszedłem przed chłopaków. Spojrzałem na kilkanaście tysięcy fanów, którzy przybyli tutaj, aby razem z nami świetnie się bawić. Nie byłem głupi i wiedziałem, że to dzięki nim Rising Together miało szansę zaistnieć. Mimo, że moje uczucia w stosunku do fanów były mieszane, to faktem pozostawało, że bez nich bylibyśmy nikim.

Angelic NostalgiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz