57

240 19 2
                                    

Sookie

Nadszedł czas na nasz koncert w Waszyngtonie. Od rana byłem podekscytowany i nabuzowany. Po śniadaniu zadzwoniła do mnie Ling, aby przeprowadzić ze mną konsultację psychologiczną na odległość. Kobieta promieniała. Życzyłem jej wszystkiego dobrego i zapewniłem, że nie było ze mną źle. Czasami miałem w nocy koszmary dotyczące Rhetta i tego, co mi zrobił w swoich norweskich lochach, ale wiedziałem, że sobie z tym poradzę. Może moje życie nie było idealne, ale nawet gwiazdy miały swoje problemy.

Po śniadaniu pojechaliśmy na miejsce koncertu. Jako, że w Waszyngtonie nie znajdowało się właściwe dla naszej ogromnej liczby fanów miejsce koncertowe, musieliśmy takie stworzyć. Oczywiście zrobiła to nasza ekipa. Tak więc koncert miał odbyć się w parku przy Białym Domu. Rzadko miały miejsce takie wydarzenia, jednak prezydent na pewno miał mieć niezły widok na nasz koncert i wcale nie musiał kupować biletu, gdyż wszystko mógł zobaczyć ze swojego okna.

Kiedy przejeżdżaliśmy przez ulice, widziałem mnóstwo fanów Rising Together. Twyla z podekscytowaniem ściskała mnie za rękę. Dziewczyny ustawiały się w ogromnych kolejkach ciągnących się chyba na kilometr. Przez cały czas nie mogłem dojść do tego, jakim cudem odnieśliśmy aż tak duży sukces. Byłem za niego wdzięczny każdego dnia, lecz niezmiennie cała ta otoczka pozostawała dla mnie czystym szaleństwem.

- Rany, te dziewczyny mają koszulki z twoją twarzą.

Zaśmiałem się. Na pewno miało minąć trochę czasu, zanim Twyla przyzwyczai się do takiego życia.

- Na szczęście żadna z nich nie będzie miała mojej twarzy między nogami. W przeciwieństwie do ciebie.

Twyla uderzyła mnie łokciem w brzuch, a siedzący z przodu Changmin odchrząknął znacząco.

- No co? Przynajmniej nie kłamię - odezwałem się, wzruszając ramionami.

- Sookie, nie musimy znać szczegółów dotyczących twojego życia łóżkowego. Pamiętajcie tylko o tym, aby się zabezpieczać.

Twyla przewróciła oczami, a ja nachyliłem się nad fotelem Changmina i pstryknąłem go palcami w tył głowy.

- Sookie!

- No co? Nie bawisz się z nami świetnie?

Changmin tylko parsknął śmiechem i pokręcił z niedowierzaniem głową.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Przyjechaliśmy kilkoma samochodami tak, aby nie wzbudzać zainteresowania. Jednym jechałem ja, Twyla i Changmin. Kolejnym Van i Shin. Ostatnim jechał Hyun wraz ze swoim nowym chłopakiem. Nie dało się ukryć, że szybko z nimi poszło. Jeśli jednak Hyun był szczęśliwy, i ja byłem szczęśliwy.

Znajdowaliśmy się na tyłach specjalnie wzniesionej dla nas sceny. Próba miała trwać około dwudziestu minut. Koncert miał za to zacząć się za trzy godziny. Nie mogłem się doczekać, aż Twyla zobaczy nas na scenie. Byłem bardzo podekscytowany i wiedziałem, że będę się starał, aby Twyli się spodobało. Zawsze dawałem z siebie sto procent, ale teraz miałem zamiar dać dwieście.

Kiedy Shin, Van i Hyun dojechali na miejsce, zebraliśmy się na tyłach sceny. Dzisiejsze warunki koncertu nie były za bardzo odpowiednie dla gwiazd K-popu. Nie mieliśmy tu zapewnionych takich wygód jak garderoba czy pokoje do odpoczynku. To była dla mnie nowość, ale nie miałem zamiaru narzekać. Nie zawsze musieliśmy mieć wszystko podstawione pod nos na srebrnej tacy. W końcu byliśmy tylko dzieciakami. Chłopakami z wielkim marzeniem, które tak się złożyło, że mieliśmy możliwość wspólnie spełniać.

- Dobrze, dzieciaki - zaczął Changmin, klaszcząc w dłonie, aby przyciągnąć na nas uwagę.

Zebraliśmy się w kółku, jak zwykle. Z tą jednak różnicą, że tym razem była tutaj z nami kolejna osoba. Moja Twyla. Piękna księżniczka, którą jeszcze wczoraj miałem przed sobą na kolanach i na smyczy. Nie mogłem się doczekać, aby to powtórzyć. Każda seksualna eskapada z nią była jak wyprawa do magicznej krainy. Miałem na punkcie tej dziewczyny obsesję. Szalałem za nią i nie mogłem się doczekać, aby pewnego dnia wsunąć pierścionek na jej palec i uczynić ją moją żoną.

Angelic NostalgiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz