Szłam pierwsza, on był zaraz za mną. Weszliśmy do hotelowej restauracji. Usiedliśmy przy stoliku. - Powiedz mi co się stało w tym parku- powiedział Ricardo.- Nic wielkiego się nie stało- nie chciałam mu tego opowiadać, bo zaraz wyśle za mną jakąś ochronę i znów ktoś mnie będzie śledził krok w krok.
- Emily powiedz albo sam się dowiem- spoważniał. - Dobrze, ale nie wyślesz żadnej ochrony, żeby za mną łaziła, jasne ?- obawiam się ,że i tak to zrobi. - Niech będzie, słucham- zdziwiłam się, że się zgodził. - No więc, byłam z Vic i Chiarą na spacerze w parku, zauważyłam, że jakiś facet jest ciągle za nami. Myślałam, że mi się tylko wydaje, ale potem Vic to też zauważyła. Cały czas szedł za nami. Kazałam Vic zabrać Chiarę i iść do takiego sklepu, który był blisko. Poszła, ja odwróciłam się do niego, nadal szedł w moją stronę. Powiedział, że nie powinnam tu wracać i żebym lepiej wracała do Stanów. Znał moje imię. Potem wyminął mnie i po prostu sobie poszedł. Poszłam do Vic i wróciłyśmy tutaj- spojrzałam na ekran telefonu, było już późno, niedługo będę musiała iść się pakować.
- To nie jest byle co. Ktoś ci grozi, a ty nic sobie z tego nie robisz i to bagatelizujesz. W tej sytuacji muszę kogoś za tobą wysłać- powiedział surowym tonem. - Wracam dziś do Stanów tam nic mi nie grozi i nie wyślesz za mną nikogo bo przed chwilą mi obiecałeś, że tego nie zrobisz- był poirytowany. - Skąd ta pewność, że nic ci tam nie będzie ?- nie brał tego co mówiłam na poważnie. - Nie zajmuje się tylko promowaniem firm. Mam drugi biznes. Dzięki niemu wiem co się dzieje i mam pomocne znajomości. Tam nic mi nie grozi, a tutaj tak, ale nie na długo, bo zaraz wracam do domu- wyglądał na zdziwionego. - Jaki drugi biznes, o czym ty mówisz?- znów spojrzałam na godzinę. Westchnęłam. - zajmuje się handlem broni w Stanach- wyglądał jakby niedowierzał w to , co powiedziałam. - Ty? Handel bronią? Nie spodziewałbym się tego po tobie- uniósł brwi. - Dużo się zmieniło przez te trzy lata Ricardo, ja się zmieniłam. Nie jestem już bezbronną panienką. Umiem zadbać o siebie- wstałam. - Muszę już iść się pakować- też wstał. - Zaczekaj- spojrzałam na niego.- Powiedziałaś, że przemyślisz naszą rozmowę- przemyślenie czegoś takiego nie jest takie łatwe.
- Wiem, potrzebuje jeszcze czasu. Nie zmienię zdania z dnia na dzień, Musisz dać mi chwilę- wzięłam torebkę i szłam w kierunku wyjścia. - Ile ma lat twoja córka?- nie spodziewałam się tego pytania. Nie miałam przemyślanej odpowiedzi na nie. Zatrzymałam się i odwróciłam do niego.
-Trzy lata- szybko się znów odwróciłam i wyszłam z restauracji zanim. Właśnie dotarło do mnie co ja najlepszego zrobiłam. Pobiegłam do windy. Potem do pokoju. - Victoria!- krzyknęłam.- Co się dzieje- pojawiła się z Chiarą na rękach. - Musimy wyjeżdżać, teraz- wzięłam od niej Chiarę. - Czemu? Co jest?- wzięłam jedną walizkę i zaczęłam pakować ubrania. - Ricardo zapytał ile lat ma Chiara. Powiedziałam mu prawdę. Na pewno zaraz się domyśli, że to jego dziecko. Musimy jechać zanim to się stanie- od razu złapała drugą walizkę i zaczęła pakować swoje rzeczy.
Spakowałyśmy się. - Idź pierwsza i sprawdź czy gdzieś tam jest- powiedziała. - Dobra, zadzwonię jak będę pod hotelem- wyszła z pokoju, razem z nią chłopak z naszymi walizkami. Byłam cholernie zestresowana. Po chwili usłyszałam dzwoniący telefon. - I co?- zapytałam. - Czysto, chodź- rozłączyłam się. Wyszłam z pokoju z Chiarą na rękach. Zamknęłam pokój i weszłam do windy. Oddałam klucz na recepcji. Wyszłam przed hotel ,wsiadłyśmy do ubera.
Odetchnęłam z ulgą. Sprawdziłam czy nie mam żadnych powiadomień. Nic. Może już nie chce mieć ze mną ni wspólnego. Pewnie przeraziła go wizja dziecka. Trudno, przeżyłyśmy już trzy lata tylko we dwie i resztę przeżyjemy. Miałyśmy jeszcze dwie godziny do lotu. Wysiadłyśmy z auta, przyszedł do nas mężczyzna, zabrał nasze walizki, weszłyśmy do środka, przeszłyśmy przez bramki i czekałyśmy na lot. Było jeszcze półtorej godziny. Po około pół godziny udało mi się uspać Chiarę, położyłam ją do fotelika. Czekałam już bezczynnie na lot. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, ale starałam się je ignorować.
Usłyszałam jakiś hałas, krzyki jakiej kobiety. - Nie może Pan tam iść, to strefa prywatna- krzyczała. - Proszę się zatrzymać- nadal krzyczała, przestraszyłam się, co tam się do cholery dzieje. Sprawdziłam czy Chiara się nie obudziła, ale całe szczęście nadal smacznie spała. - Em Emily, nie uwierzysz- powiedziała Vic, odwróciłam się do niej. Na początku nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale zaraz zauważyłam idącego w naszą stronę Ricardo, za nim biegła kobieta.
Ja pierdole.
- Ricardo co ty tu robisz- byłam cholernie oszołomiona. - Muszę wiedzieć- nie rozumiałam o czy mówił.- Co wiedzieć- spytałam.- Czy Chiara to moja córka?- zamurowało mnie. Dosłownie zapomniałam jak się mówi. - Skoro ma trzy lata, to jej poczęcie musiało mieć miejsce, kiedy byłaś tutaj. Więc jeśli nie robiłaś tego z nikim innym to musi oznaczać, że jest moim dzieckiem- no i co ja mam teraz zrobić. Skłamać? Powiedzieć Prawdę ?
- Emily, odpowiedz- powiedział bardzo poważnym tonem.- Czy Chiara to moja córka?- oczy mi się zaszkliły. Po policzku popłynęła mi łza. Nie miałam siły ani odwagi powiedzieć mu tego, więc tylko przytaknęłam głową. Przez chwilę stali w kompletnej ciszy, tylko się na siebie patrzyliśmy. W końcu podszedł do mnie, bardzo blisko. Starł kciukiem moją łzę. Sam miał łzy w oczach. - Dlaczego Emily? Dlaczego ją przede mną ukrywałaś?- jeszcze bardziej chciało mi się płakać. - Kiedy dowiedziałam się ,że jestem w ciąży, ty nie przychodziłeś do mnie do szpitala, nie odpisywałeś, nie odbierałeś. Myślałam, że dowiedziałeś, się, że on mnie wtedy....zgwałcił. Myślałam, że nie chce mnie już znać, że się mną brzydzisz i dlatego wyjechałam. Potem wiele razy chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak to zrobić i jak zareagujesz. Czy w ogóle będziesz ją chciał, czy nie będziesz kazał mi usunąć ciąży, a tego na pewno bym nie zrobiła- łzy płynęły mi po policzkach.
- Nigdy nie kazałbym ci usuwać ciąży. Gdybym tylko wiedział...gdybym wiedział, że mamy dziecko, zrobiłbym wszystko, żebyś wróciła i żebyśmy wychowali je razem- znów nastąpiła cisza. - Przepraszam- wyszeptałam, on nic nie odpowiedział tylko mocno mnie przytulił. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie jak bardzo za tym tęskniłam przez te cholerne trzy lata.
- Nie odlatuj- nadal trwaliśmy w uścisku. - Muszę Ricardo. Tam jest nasz dom, nasze życie- odsunęłam się.- Emily proszę cię nie rób mi tego. Nie możesz znów uciec. Nie możesz mi jej teraz zabrać- spojrzał na śpiącą w foteliku Chiarę, też na nią spojrzałam. - Nie mogę tu zostać. Nie jest tu bezpieczna. Nie mogę jej narażać. Ona jest najważniejsza, ona i jej bezpieczeństwo. Nawet jeśli będę musiała poświęcić nas dla jej bezpieczeństwa, to to zrobię- przetarłam oczy.- Nie musisz nic poświęcać, zrobię wszystko, żeby była bezpieczna. Tutaj.- w tej kwestii nie było dyskusji.
- Muszę- wtedy usłyszałam komunikat o naszym locie. Wzięłam Chiarę, podeszłam do Ricardo. - Musimy wrócić- przez cały czas patrzył tylko na nią. Nic nie odpowiedział. Wreszcie odeszłam do Vic. Ostatni raz spojrzałam na Ricardo i ruszyłam na pokład samolotu.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomanceWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...