8

963 32 3
                                    

Szłam pierwsza, on był zaraz za mną. Weszliśmy do hotelowej restauracji. Usiedliśmy przy stoliku. - Powiedz mi co się stało w tym parku- powiedział Ricardo.- Nic wielkiego się nie stało- nie chciałam mu tego opowiadać, bo zaraz wyśle za mną jakąś ochronę i znów ktoś mnie będzie śledził krok w krok.

- Emily powiedz albo sam się dowiem- spoważniał. - Dobrze, ale nie wyślesz żadnej ochrony, żeby za mną łaziła, jasne ?- obawiam się ,że i tak to zrobi. - Niech będzie, słucham- zdziwiłam się, że się zgodził. - No więc, byłam z Vic i Chiarą na spacerze w parku, zauważyłam, że jakiś facet jest ciągle za nami. Myślałam, że mi się tylko wydaje, ale potem Vic to też zauważyła. Cały czas szedł za nami. Kazałam Vic zabrać Chiarę i iść do takiego sklepu, który był blisko. Poszła, ja odwróciłam się do niego, nadal szedł w moją stronę. Powiedział, że nie powinnam tu wracać i żebym lepiej wracała do Stanów. Znał moje imię. Potem wyminął mnie i po prostu sobie poszedł. Poszłam do Vic i wróciłyśmy tutaj- spojrzałam na ekran telefonu, było już późno, niedługo będę musiała iść się pakować.

- To nie jest byle co. Ktoś ci grozi, a ty nic sobie z tego nie robisz i to bagatelizujesz. W tej sytuacji muszę kogoś za tobą wysłać- powiedział surowym tonem. - Wracam dziś do Stanów tam nic mi nie grozi i nie wyślesz za mną nikogo bo przed chwilą mi obiecałeś, że tego nie zrobisz- był poirytowany. - Skąd ta pewność, że nic ci tam nie będzie ?- nie brał tego co mówiłam na poważnie. - Nie zajmuje się tylko promowaniem firm. Mam drugi biznes. Dzięki niemu wiem co się dzieje i mam pomocne znajomości. Tam nic mi nie grozi, a tutaj tak, ale nie na długo, bo zaraz wracam do domu- wyglądał na zdziwionego. - Jaki drugi biznes, o czym ty mówisz?- znów spojrzałam na godzinę. Westchnęłam. - zajmuje się handlem broni w Stanach- wyglądał jakby niedowierzał w to , co powiedziałam. - Ty? Handel bronią? Nie spodziewałbym się tego po tobie- uniósł brwi. - Dużo się zmieniło przez te trzy lata Ricardo, ja się zmieniłam. Nie jestem już bezbronną panienką. Umiem zadbać o siebie- wstałam. - Muszę już iść się pakować- też wstał. - Zaczekaj- spojrzałam na niego.- Powiedziałaś, że przemyślisz naszą rozmowę- przemyślenie czegoś takiego nie jest takie łatwe.

- Wiem, potrzebuje jeszcze czasu. Nie zmienię zdania z dnia na dzień, Musisz dać mi chwilę- wzięłam torebkę i szłam w kierunku wyjścia. - Ile ma lat twoja córka?- nie spodziewałam się tego pytania. Nie miałam przemyślanej odpowiedzi na nie. Zatrzymałam się i odwróciłam do niego.

-Trzy lata- szybko się znów odwróciłam i wyszłam z restauracji zanim. Właśnie dotarło do mnie co ja najlepszego zrobiłam. Pobiegłam do windy. Potem do pokoju. - Victoria!- krzyknęłam.- Co się dzieje- pojawiła się z Chiarą na rękach. - Musimy wyjeżdżać, teraz- wzięłam od niej Chiarę. - Czemu? Co jest?- wzięłam jedną walizkę i zaczęłam pakować ubrania. - Ricardo zapytał ile lat ma Chiara. Powiedziałam mu prawdę. Na pewno zaraz się domyśli, że to jego dziecko. Musimy jechać zanim to się stanie- od razu złapała drugą walizkę i zaczęła pakować swoje rzeczy.

Spakowałyśmy się. - Idź pierwsza i sprawdź czy gdzieś tam jest- powiedziała. - Dobra, zadzwonię jak będę pod hotelem- wyszła z pokoju, razem z nią chłopak z naszymi walizkami. Byłam cholernie zestresowana. Po chwili usłyszałam dzwoniący telefon. - I co?- zapytałam. - Czysto, chodź- rozłączyłam się. Wyszłam z pokoju z Chiarą na rękach. Zamknęłam pokój i weszłam do windy. Oddałam klucz na recepcji. Wyszłam przed hotel ,wsiadłyśmy do ubera.

Odetchnęłam z ulgą. Sprawdziłam czy nie mam żadnych powiadomień. Nic. Może już nie chce mieć ze mną ni wspólnego. Pewnie przeraziła go wizja dziecka. Trudno, przeżyłyśmy już trzy lata tylko we dwie i resztę przeżyjemy. Miałyśmy jeszcze dwie godziny do lotu. Wysiadłyśmy z auta, przyszedł do nas mężczyzna, zabrał nasze walizki, weszłyśmy do środka, przeszłyśmy przez bramki i czekałyśmy na lot. Było jeszcze półtorej godziny. Po około pół godziny udało mi się uspać Chiarę, położyłam ją do fotelika. Czekałam już bezczynnie na lot. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, ale starałam się je ignorować.

Usłyszałam jakiś hałas, krzyki jakiej kobiety. - Nie może Pan tam iść, to strefa prywatna- krzyczała. - Proszę się zatrzymać- nadal krzyczała, przestraszyłam się, co tam się do cholery dzieje. Sprawdziłam czy Chiara się nie obudziła, ale całe szczęście nadal smacznie spała. - Em Emily, nie uwierzysz- powiedziała Vic, odwróciłam się do niej. Na początku nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale zaraz zauważyłam idącego w naszą stronę Ricardo, za nim biegła kobieta.

Ja pierdole.

- Ricardo co ty tu robisz- byłam cholernie oszołomiona. - Muszę wiedzieć- nie rozumiałam o czy mówił.- Co wiedzieć- spytałam.- Czy Chiara to moja córka?- zamurowało mnie. Dosłownie zapomniałam jak się mówi. - Skoro ma trzy lata, to jej poczęcie musiało mieć miejsce, kiedy byłaś tutaj. Więc jeśli nie robiłaś tego z nikim innym to musi oznaczać, że jest moim dzieckiem- no i co ja mam teraz zrobić. Skłamać? Powiedzieć Prawdę ?

- Emily, odpowiedz- powiedział bardzo poważnym tonem.- Czy Chiara to moja córka?- oczy mi się zaszkliły. Po policzku popłynęła mi łza. Nie miałam siły ani odwagi powiedzieć mu tego, więc tylko przytaknęłam głową. Przez chwilę stali w kompletnej ciszy, tylko się na siebie patrzyliśmy. W końcu podszedł do mnie, bardzo blisko. Starł kciukiem moją łzę. Sam miał łzy w oczach. - Dlaczego Emily? Dlaczego ją przede mną ukrywałaś?- jeszcze bardziej chciało mi się płakać. - Kiedy dowiedziałam się ,że jestem w ciąży, ty nie przychodziłeś do mnie do szpitala, nie odpisywałeś, nie odbierałeś. Myślałam, że dowiedziałeś, się, że on mnie wtedy....zgwałcił. Myślałam, że nie chce mnie już znać, że się mną brzydzisz i dlatego wyjechałam. Potem wiele razy chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak to zrobić i jak zareagujesz. Czy w ogóle będziesz ją chciał, czy nie będziesz kazał mi usunąć ciąży, a tego na pewno bym nie zrobiła- łzy płynęły mi po policzkach.

- Nigdy nie kazałbym ci usuwać ciąży. Gdybym tylko wiedział...gdybym wiedział, że mamy dziecko, zrobiłbym wszystko, żebyś wróciła i żebyśmy wychowali je razem- znów nastąpiła cisza. - Przepraszam- wyszeptałam, on nic nie odpowiedział tylko mocno mnie przytulił. Wtedy dopiero uświadomiłam sobie jak bardzo za tym tęskniłam przez te cholerne trzy lata.

- Nie odlatuj- nadal trwaliśmy w uścisku. - Muszę Ricardo. Tam jest nasz dom, nasze życie- odsunęłam się.- Emily proszę cię nie rób mi tego. Nie możesz znów uciec. Nie możesz mi jej teraz zabrać- spojrzał na śpiącą w foteliku Chiarę, też na nią spojrzałam. - Nie mogę tu zostać. Nie jest tu bezpieczna. Nie mogę jej narażać. Ona jest najważniejsza, ona i jej bezpieczeństwo. Nawet jeśli będę musiała poświęcić nas dla jej bezpieczeństwa, to to zrobię- przetarłam oczy.- Nie musisz nic poświęcać, zrobię wszystko, żeby była bezpieczna. Tutaj.- w tej kwestii nie było dyskusji.

- Muszę- wtedy usłyszałam komunikat o naszym locie. Wzięłam Chiarę, podeszłam do Ricardo. - Musimy wrócić- przez cały czas patrzył tylko na nią. Nic nie odpowiedział. Wreszcie odeszłam do Vic. Ostatni raz spojrzałam na Ricardo i ruszyłam na pokład samolotu.

Connected by Destiny#2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz