Byliśmy już na lotnisko, byli tam już Michael, Sofia i Matteo. Sofia była cała zapłakana. Podeszłam do niej i ją przytuliłam od razu odwzajemniła uścisk. - Wszystko będzie dobrze. Marco jest silny. Coś takiego nie jest w stanie go pokonać- Sofia kiwała głową. - Wiem kochana. Ale jestem jego matką i zawsze będę się o niego bać- wytarła łzy z policzka. -Doskonale to rozumiem- odpowiedziałam.
Matteo i Michael byli bardziej opanowani, nie byli radośni, ale też nie rozpaczali. Widać było, że są bardzo zmartwieni, zwłaszcza Matteo. Podczas lotu praktycznie cały czas panowała cisza, każdy był pogrążony w swoich myślach. Widziałam po Ricardo, że bardzo się przejmuje, może nawet obwiniać się o ten wypadek, bo to on kazał Marco chronić Vic. Położyłam swoją dłoń na jego, od razu popatrzył na mnie, patrząc mi w oczy złączył nasze dłonie. Bez zbędnych słów oparłam głowę na jego ramieniu, on swoją delikatnie oparł o moje włosy. W ten sposób minął nam cały lot.
Byliśmy na miejscu około 3 w nocy. Było już późno, nikt nie miał głowy żeby zamawiać teraz jakiś hotel, więc zaproponowałam wszystkim, żeby zatrzymali się w moim domu. Dom Michael i Sofii w Stanach jest w Californii, więc mieli by bardzo daleko do szpitala. Od razu po wylądowaniu pojechaliśmy do szpitala. - W której sali leży Marco Rossi?- spytał Michael. - A kim Pan jest?- spytała pielęgniarka. - Ojcem- odpowiedział szybko. - sala 170- odpowiedziała. Od razu ruszyliśmy do wskazanej przez kobietę sali.
Przy łóżku Marco, na krześle siedziała Vic. Kiedy nas zobaczyła od razu wstała i podbiegła do mnie, przytuliłam ją najmocniej jak mogłam. - Już dobrze- głaskałam ją po włosach. Sofia rozpłakała się na widok Marco. Całą klatkę piersiową razem z lewą ręką miał zabandażowane, na twarzy siniaki. Do rana wszyscy siedzieliśmy w sali. Ja i Ric tylko wychodziliśmy na chwilę, żeby zadzwonić do Emmy i Carli.
Około 8 rano przyszedł lekarz, żeby sprawdzić co z Marco. - Powinien się dzisiaj wybudzić- poinformował nas. - Jeśli jednak nie zdecyduje się tego zrobić, to spróbujemy go wybudzić jutro- dodał. - Dziękujemy doktorze- podziękował Michael. Lekarz wyszedł. - Pojadę do jakiejś restauracji po coś do jedzenia- powiedziałam i wyszłam z sali. Pojechałam do najbliższej restauracji, zamówiłam kilka dań na wynos, po drodze pojechałam jeszcze do domu po ubrania na dla Vic, od dwóch dni chodziła w tym samym, bo cały czas była w szpitalu.
- Jestem- podałam wszystkim ich jedzenie- Weź i przebierz się w łazience- podałam Vic ubrania. - Dzięki- uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
Był już wieczór. Marco nadal się nie wybudził. Sofia i Vic prawie zasypiały na pustym łóżku w sali, ja i Ric siedzieliśmy na krzesłach obok łóżka Marco, po drugiej stronie łóżka też na krzesłach siedzieli Michael i Matteo. Matteo właściwie tylko na chwilę siadał na tym krześle, przez większość czasu chodził po sali albo stał.
- Idę się przejść- powiedział Matteo, wyglądał na bardzo zmartwionego. Pomyślałam, że ktoś powinien iść z nim. Tylko, że Sofia i Michael nie chcieli się ruszać od łóżka Marco, Victoria tak samo, Ric raczej nie jest najlepszy w takie rozmowy, więc zostałam tylko ja. - Pójdę z tobą- wstałam z krzesła. Matteo był zdziwiony, ale przytaknął głową i zaczekał na mnie. Wyszliśmy na korytarz. Wyszliśmy ze szpitala. Ustaliśmy przy wejściu. - Martwisz się o niego?- popatrzyłam na chłopaka. On patrzył przed siebie. - Martwi mnie ta ręka. To nie wygląda dobrze Emi. Jeśli mu ją amputują to będzie koniec. On się załamię- w końcu odwrócił głowę w moim kierunku. - Wiem, że rokowania nie są najlepsze, ale musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Jeśli okaże się, że faktycznie z ręką nie jest dobrze, wtedy będziemy się martwić. Na razie skupmy się na tym, żeby się wybudził- starał się go jakoś odciągnąć od tych pesymistycznych myśli.
- To, żeby się wybudził jest najważniejsze, ale co jeśli się wybudzić i nie będzie nawet mógł ruszyć tą ręką- nadal snuł przypuszczenia. - Matteo nie zakładaj najgorszego scenariusza. Zobaczysz, że wszystko będzie w porządku. Oboje wiemy, że Marco jest cholernie silny i nie podda się- robiło się zimno i zaraz powinniśmy wracać do sali. - Na ogół jest silny, ale wyobrażasz sobie co by zrobił, kiedy by się dowiedział, że na sprawność w tej ręce nie ma szans?- wolałam sobie tego nie wyobrażać.- Byłby wściekły, załamałby się. On nie jest typem człowieka, który by siedział całe życie w domu. Prędzej, czy później nie dałby rady- musiałam jakoś powstrzymać ten natłok myśli Matteo. - Słuchaj. Jeśli lekarz powie, że nie ma szans to wtedy będziemy się tym wszystkim martwić, ale teraz kiedy nawet się jeszcze nie wybudził to rozmyślając nad najgorszymi scenariuszami robisz krzywdę tylko sobie- zrobiłam parę kroków do wejścia.- Chodź, wracamy do niego- niechętnie ruszył za mną.
Był środek nocy. Vic spała na pustym łóżku, Matteo wyszedł się przewietrzyć, Michael i Sofia siedzieli przy łóżku. Ja zasypiałam z głową na ramieniu Rica. Matteo wrócił do sali. Kiedy usłyszeliśmy cichy kaszel. Marco się wybudzał. Matteo pobiegł po lekarza. Ric mnie obudził , ja obudziłam Vic. Michael i Sofia wstali. Zaraz pojawił się lekarz i dwie pielęgniarki. Zaczęli odłączać go od urządzeń, Marco powoli otworzył oczy. - Synku- Sofia ze łzami w oczach chwyciła jego dłoń. - Już wszystko dobrze- pogłaskała go po policzku.
- Victoria...- mówił szeptem. - Victoria jest cała?- spytał bezsilnie. - Tak. Jestem tutaj- podeszła bliżej łóżka, miała na twarzy uśmiech, ale w oczach łzy. Marco wyglądał jakby kamień spadł mu z serca.- Obroniłeś mnie, dziękuje- położyła dłonie na barierkach łóżka. Marco położył swoją nieuszkodzoną dłoń na dłoni Vic. - Nie dziękuj. Najważniejsze, że tobie nic nie jest- Vic pokręciła głową. - To moja wina, że tutaj jesteś- znów zaczęła się obwiniać. - Nie mów tak. Miałem wybór. Mogłem od razu kiedy mnie denerwowałaś odejść- ledwo zauważalnie się uśmiechnął. Vic odwzajemniła uśmiech.
Czułam się troszeczkę niezręcznie. Podobnie jak reszta. Patrzyliśmy na siebie nawzajem, obserwując całą sytuację między Vic i Marco. Coś czuje, że to może być początek całkiem ciekawej historii.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomanceWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...