- Szybko, musimy go złapać jeszcze na lotnisku!- Matteo odpalił silnik i z piskiem opon wyjechaliśmy z posesji. - Zbierzcie ludzi na lotnisko, na już- zadzwoniłam do jedno z naszych ludzi. - Robi się- rozłączyłam się. Podjechaliśmy na lotnisko. - Który lot?- spytałam Matteo, kiedy wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy na lotnisko. - Za trzy minuty odlatuje do Paryża- zaczęliśmy biec. Przebiegliśmy przez wszystkie bramki, jeden z ochroniarzy chciał mnie zatrzymać, ale Matteo go powstrzymał. - Ucieka tam!- krzyknął do mnie Matteo, zauważyłam go wchodzącego do przejścia na pokład samolotu, był za daleko, żeby do niego biec, nie wiedziałam co robić.
Wreszcie zatrzymałam się i wyjęłam z paska broń, wycelowałam w niego i strzeliłam. Upadł na ziemię, ludzie dookoła zaczęli, krzyczeć i wołać o pomoc, ale nie było innego wyjścia, inaczej uciekłby mi już na dobre- Zabierz tych ludzi- rozkazałam Matteo. Zaraz przy mnie pojawili się nasi ludzie i podnieśli go z ziemi, kiedy przechodzili z nim obok mnie on spojrzał na mnie i powiedział. - Suka- podeszłam do niego i przycisnęłam dłonią jego szyje. - Nie warto- puściłam. - Zabierzcie go do nas nie do magazynu- rozkazałam, jeden z ludzi pokiwał głową i wyszli z nim. - Ktoś musiał wezwać policję, bo w momencie pod lotniskiem pojawiły się dwa radiowozy. - Co teraz?- podeszłam do Matteo. - Spokojnie, są opłaceni- uspokoił mnie.
Podszedł do nas jeden z policjantów. - Co się tu stało?- spytał. - Nic co powinno cię interesować, jeśli nie chcesz zaprzepaścić naszego funduszu dla okolicznej policji- powiedział surowo Matteo, mężczyzna od razu się zestresował. - Nie wiedziałem, że to Pan, przepraszam- skulił się jak mysz pod miotłą. - Bo nie ja. To mój kuzyn was opłaca, ale nie radzę się wtrącać, bo to jego żona- wskazał na mnie. A ja stanęłam jak wryta. - Lepiej się stąd zbierajcie- policjant odszedł i zaraz wszystkie radiowozy odjechały. My wróciliśmy do auta. - Dlaczego powiedziałeś, że jestem jego żoną?- spytałam. - Żeby się bardziej przestraszył, psy to pizdy, a ten w szczególności, ale chciałem, żeby już nie wchodził ci w drogę- odpowiedział.
Byliśmy pod domem. - Idź do Chiary, ja pójdę do niego i się nim zajmę- weszliśmy do domu.-Okej, ale jak czegoś się dowiesz to przyjdź do mnie- rozeszliśmy się. On poszedł do podziemi, ja do ogrodu. - Mamusiu gdzie poszedł wujek?- spytała. - Wujek musiał coś załatwić niedługo wróci. Oo popatrz idzie drugi wujek i ciocia Vic- do ogrodu weszli Vic i Marco. Chiara pobiegła do nich i przytuliła się do Vic. Marco przybił jej piatkę. - Przegapiliście całą imprezę- powiedziałam kiedy byli już wystarczająco blisko. - Przepraszamy, ale już jesteśmy- uśmiechnęła się i przytuliła mnie. - Dobrze, że jesteś- cieszyłam się, że wreszcie widzę się z moją przyjaciółką. - Też się cieszę. Zostanę tu na trochę, żeby ci pomóc- odsunęłyśmy się od siebie.
- Nie musisz i tak wszyscy mi tutaj pomagają- nie chciałam, żeby kolejna osoba próbowała mi pomóc, czułam się jakbym ich wszystkich wykorzystywała, a najbardziej Emmę. Staram się tego nie robić, bo nie chce robić jej problemów, ale nie zawsze mi to wychodzi. - To ja do nich wszystkich dołączę. Nie pozbędziesz się mnie- uśmiechnęła się do mnie. - Nie było mnie kiedy wszystko się waliło i najbardziej mnie potrzebowałaś, więc teraz będę tu przy tobie tak długo jak będziesz trzeba- wzruszyłam się. Znów się do niej przytuliłam, tym razem nie na powitanie, tylko dlatego, że chciałam jej podziękować i po prostu tego chciałam. - Dziękuje- powiedziałam. - Nie dziękuj, to mój obowiązek. Chodźmy do nich- złapała mnie za rękę i poszłyśmy do reszty.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole, dziewczynki bawiły się w basenie z kulkami, aż zrobiło się późno i przyjechali po nie ich rodzice. Potem Chiara siedziała z nami i rozmawialiśmy przy stole, aż zrobiło się ciemno i musieliśmy wszystko zbierać do domu. Zabraliśmy większość dekoracji, jedzenia, zastawę i poszliśmy do domu. Dołączył do nas Francesco i siedzieliśmy wszyscy razem. No prawie wszyscy, nie licząc Matteo no i Ricardo...
- Emi, możesz na chwilę?- wstałam z kanapy i poszłam do niego. - Dowiedziałeś się czegoś?- spytałam. - Tak, powinnaś tam iść- nie wiedziałam o co chodzi. - Dlaczego?- szłam za nim na dół. - Zaraz się dowiesz- odpowiedział zbywając mnie. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie był nasz były pracownik, przykuty kajdankami do metalowego stołu. - Siadaj- odsunął mi krzesło naprzeciwko niego. - Powtórz grzecznie o czym przed chwilą sobie rozmawialiśmy- powiedział do niego. - Pochwal się dla kogo pracowałeś, albo pojadę na herbatę do twojej żonki- Matteo uderzył pięścią w stół. - Dla Fernandeza...- powiedział cicho. Ja siedziałam jak wryta w ziemię. - Co?- powiedziałam zszokowana. - Fernandez zostawił nam ostatnią niespodziankę. Wynajął go, żeby w razie gdyby jego plan legł w gruzach ktoś uprzykrzał nam życie. Tym kimś miał być właśnie on- byłam w pierdolonym szoku.
- To jest kurwa jakiś żart- nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. - Niestety nie- odpowiedział Matteo. - Kiedy cię wynajął?- zapytałam go. Nie odpowiedział. - Odpowiadaj jak Pani pyta!- uderzył go pięścią w twarz. - Prawie rok temu- odpowiedział wreszcie. - Czyli musiał to wszystko planować już jakiś czas- powiedziałam cicho.- Zgadza się- potwierdził Matteo. - Co miałeś za to dostać?- spytałam. - pół miliona dolarów- odpowiedział już bez przymusu. - Warto było za te pół miliona dolarów rozpierdolić mi życie?!- gwałtownie wstałam i odwróciłam się do niego tyłem. - Emi spokojnie- uspokajał mnie Matteo. - Chyba tak- powiedział, na co się odwróciłam. - Tak?- nachyliłam się nad nim. - Matteo sprowadź mi tu jego żonę- rozkazałam. Jego mina od razu się zmieniła. - Ale...kazałaś ją i dziecko zostawić- patrzyłam głęboko w oczy tego potworowi. - Zmieniłam zdanie. Rób co mówię- nic nie odpowiedział i wyszedł.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomanceWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...