57

264 12 5
                                    

- Szybko, musimy go złapać jeszcze na lotnisku!- Matteo odpalił silnik i z piskiem opon wyjechaliśmy z posesji. - Zbierzcie ludzi na lotnisko, na już- zadzwoniłam do jedno z naszych ludzi. - Robi się- rozłączyłam się. Podjechaliśmy na lotnisko. - Który lot?- spytałam Matteo, kiedy wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy na lotnisko. - Za trzy minuty odlatuje do Paryża- zaczęliśmy biec. Przebiegliśmy przez wszystkie bramki, jeden z ochroniarzy chciał mnie zatrzymać, ale Matteo go powstrzymał. - Ucieka tam!- krzyknął do mnie Matteo, zauważyłam go wchodzącego do przejścia na pokład samolotu, był za daleko, żeby do niego biec, nie wiedziałam co robić.

Wreszcie zatrzymałam się i wyjęłam z paska broń, wycelowałam w niego i strzeliłam. Upadł na ziemię, ludzie dookoła zaczęli, krzyczeć i wołać o pomoc, ale nie było innego wyjścia, inaczej uciekłby mi już na dobre- Zabierz tych ludzi- rozkazałam Matteo. Zaraz przy mnie pojawili się nasi ludzie i podnieśli go z ziemi, kiedy przechodzili z nim obok mnie on spojrzał na mnie i powiedział. - Suka- podeszłam do niego i przycisnęłam dłonią jego szyje. - Nie warto- puściłam. - Zabierzcie go do nas nie do magazynu- rozkazałam, jeden z ludzi pokiwał głową i wyszli z nim. - Ktoś musiał wezwać policję, bo w momencie pod lotniskiem pojawiły się dwa radiowozy. - Co teraz?- podeszłam do Matteo. - Spokojnie, są opłaceni- uspokoił mnie.

Podszedł do nas jeden z policjantów. - Co się tu stało?- spytał. - Nic co powinno cię interesować, jeśli nie chcesz zaprzepaścić naszego funduszu dla okolicznej policji- powiedział surowo Matteo, mężczyzna od razu się zestresował. - Nie wiedziałem, że to Pan, przepraszam- skulił się jak mysz pod miotłą. - Bo nie ja. To mój kuzyn was opłaca, ale nie radzę się wtrącać, bo to jego żona- wskazał na mnie. A ja stanęłam jak wryta. - Lepiej się stąd zbierajcie- policjant odszedł i zaraz wszystkie radiowozy odjechały. My wróciliśmy do auta. - Dlaczego powiedziałeś, że jestem jego żoną?- spytałam. - Żeby się bardziej przestraszył, psy to pizdy, a ten w szczególności, ale chciałem, żeby już nie wchodził ci w drogę- odpowiedział.

Byliśmy pod domem. - Idź do Chiary, ja pójdę do niego i się nim zajmę- weszliśmy do domu.-Okej, ale jak czegoś się dowiesz to przyjdź do mnie- rozeszliśmy się. On poszedł do podziemi, ja do ogrodu. - Mamusiu gdzie poszedł wujek?- spytała. - Wujek musiał coś załatwić niedługo wróci. Oo popatrz idzie drugi wujek i ciocia Vic- do ogrodu weszli Vic i Marco. Chiara pobiegła do nich i przytuliła się do Vic. Marco przybił jej piatkę. - Przegapiliście całą imprezę- powiedziałam kiedy byli już wystarczająco blisko. - Przepraszamy, ale już jesteśmy- uśmiechnęła się i przytuliła mnie. - Dobrze, że jesteś- cieszyłam się, że wreszcie widzę się z moją przyjaciółką. - Też się cieszę. Zostanę tu na trochę, żeby ci pomóc- odsunęłyśmy się od siebie.

- Nie musisz i tak wszyscy mi tutaj pomagają- nie chciałam, żeby kolejna osoba próbowała mi pomóc, czułam się jakbym ich wszystkich wykorzystywała, a najbardziej Emmę. Staram się tego nie robić, bo nie chce robić jej problemów, ale nie zawsze mi to wychodzi. - To ja do nich wszystkich dołączę. Nie pozbędziesz się mnie- uśmiechnęła się do mnie. - Nie było mnie kiedy wszystko się waliło i najbardziej mnie potrzebowałaś, więc teraz będę tu przy tobie tak długo jak będziesz trzeba- wzruszyłam się. Znów się do niej przytuliłam, tym razem nie na powitanie, tylko dlatego, że chciałam jej podziękować i po prostu tego chciałam. - Dziękuje- powiedziałam. - Nie dziękuj, to mój obowiązek. Chodźmy do nich- złapała mnie za rękę i poszłyśmy do reszty.

Siedzieliśmy wszyscy przy stole, dziewczynki bawiły się w basenie z kulkami, aż zrobiło się późno i przyjechali po nie ich rodzice. Potem Chiara siedziała z nami i rozmawialiśmy przy stole, aż zrobiło się ciemno i musieliśmy wszystko zbierać do domu. Zabraliśmy większość dekoracji, jedzenia, zastawę i poszliśmy do domu. Dołączył do nas Francesco i siedzieliśmy wszyscy razem. No prawie wszyscy, nie licząc Matteo no i Ricardo...

- Emi, możesz na chwilę?- wstałam z kanapy i poszłam do niego. - Dowiedziałeś się czegoś?- spytałam. - Tak, powinnaś tam iść- nie wiedziałam o co chodzi. - Dlaczego?- szłam za nim na dół. - Zaraz się dowiesz- odpowiedział zbywając mnie. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie był nasz były pracownik, przykuty kajdankami do metalowego stołu. - Siadaj- odsunął mi krzesło naprzeciwko niego. - Powtórz grzecznie o czym przed chwilą sobie rozmawialiśmy- powiedział do niego. - Pochwal się dla kogo pracowałeś, albo pojadę na herbatę do twojej żonki- Matteo uderzył pięścią w stół. - Dla Fernandeza...- powiedział cicho. Ja siedziałam jak wryta w ziemię. - Co?- powiedziałam zszokowana. - Fernandez zostawił nam ostatnią niespodziankę. Wynajął go, żeby w razie gdyby jego plan legł w gruzach ktoś uprzykrzał nam życie. Tym kimś miał być właśnie on- byłam w pierdolonym szoku.

- To jest kurwa jakiś żart- nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. - Niestety nie- odpowiedział Matteo. - Kiedy cię wynajął?- zapytałam go. Nie odpowiedział. - Odpowiadaj jak Pani pyta!- uderzył go pięścią w twarz. - Prawie rok temu- odpowiedział wreszcie. - Czyli musiał to wszystko planować już jakiś czas- powiedziałam cicho.- Zgadza się- potwierdził Matteo. - Co miałeś za to dostać?- spytałam. - pół miliona dolarów- odpowiedział już bez przymusu. - Warto było za te pół miliona dolarów rozpierdolić mi życie?!- gwałtownie wstałam i odwróciłam się do niego tyłem. - Emi spokojnie- uspokajał mnie Matteo. - Chyba tak- powiedział, na co się odwróciłam. - Tak?- nachyliłam się nad nim. - Matteo sprowadź mi tu jego żonę- rozkazałam. Jego mina od razu się zmieniła. - Ale...kazałaś ją i dziecko zostawić- patrzyłam głęboko w oczy tego potworowi. - Zmieniłam zdanie. Rób co mówię- nic nie odpowiedział i wyszedł.

Connected by Destiny#2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz