59

312 13 0
                                    

- Nic się nie stało po prostu miałam zły sen- odpowiedziałam. - Co to za sen?- spytała. - Śniło mi się, że Emma i Chiara były w parku, pojechałam do nich. Za nimi pojawił się Diego. Chciałam do nich pobiec i im powiedzieć, ale byłam tak jakby przyklejona do ziemi, nie mogłam się ruszyć. Diego złapał Chiarę za rękę i zabrał ją- opowiedziałam wszystko, co pamiętałam. - Takie sny są spowodowane twoim strachem. Przez niego podświadomie ciągle boisz się o Chiarę i o Ricardo- powiedziała Emma. - Mama ma rację. Jak długo masz takie sny?- poprała ją Carla. - Odkąd Ricardo jest w śpiączce. Znaczy wcześniej też, ale wtedy zdarzało się to rzadko, a od śpiączki codziennie- odpowiedziałam.

-Codziennie śnią ci się takie koszmary?- spytała Carla. - Yhm- potwierdziłam. - To bardzo źle Emi. Kiedyś miałam na studiach zajęcia z bardzo znanym profesorem psychologii i on wtedy powiedział, że tak częste koszmary oznaczają, kompletne wykończenie psychiczne. Oznacza, to, że czegoś bardzo się boisz, ale w trakcie dnia starasz się o tym nie myśleć, przez co cały ten nagromadzony strach i obawy wyładowują się poprzez sny- powiedziała Carla. Westchnęłam. - Emi wiesz, że jeśli coś się dzieje to zawsze możesz mi powiedzieć- przytuliła mnie Vic. - Nam też- dodała Emma. Westchnęłam. - Ja...- wzięłam głęboki oddech. - Tak, cholernie się boje. Boję się o Chiarę i o Ricardo. Boję się każdego dnia, że Diego, czy Hugo wymyślili kolejny plan, o którym nie mam pojęcia. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że wykupili naszego pracownika, żeby jak najbardziej uprzykrzał nam życie, gdyby jego plan się nie powiódł.  Dlatego boję się, że takich planów awaryjnych mieli więcej. Że jest jeszcze bardzo dużo zagrożeń, o których nawet nie mam pojęcia, no bo tego pracownika praktycznie mieliśmy pod nosem, a i tak nie zauważyliśmy, że coś jest nie tak. To chore, że i Hugo i Diego są zamknięci w naszych podziemiach i wiem, że oni sami nie są w stanie mi zagrozić to i tak się cholernie boję, że znajdą jakiś sposób, żeby zniszczyć Ricardo, mnie, Chiarę i wszystkich dookoła. Boję się też o was, o Michaela i Sofie, o ciebie.- spojrzałam na Vic. - Przecież ten napad na ciebie i Marco był częścią planu Diego. Chciał cię zabić. Nie wyszło mu, ale jego człowiek postrzelił Marco. To mogło się skończyć dużo gorzej niż postrzał w rękę. Zaczynam popadać w obsesje, zaczynam widzieć wszędzie albo jego albo Hugo. W sklepie, w firmie, na mieście. Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czuje się jakbym wpadała w paranoję. Kiedy usłyszę imię, któregoś z nich gdzieś koło mnie, w czyjejś rozmowie to o razu przechodzą mnie dreszcze.

- Boże Emi...- Vic przytuliła mnie do siebie mocno.- Gdybym tylko wiedziała wcześniej...- głaskała mnie po głowie. Ja nie wytrzymałam tego napięcia i rozpłakałam się. Emma i Carla przesiadły się bliżej. Nie hamowałam się już wcale, nie dusiłam już w sobie płaczu, pozwoliłam sobie wreszcie na chwilę słabości. Wypłakiwałam się w ramię Vic. Nie starałam się już udawać przed wszystkimi, że jest dobrze. Bo nic nie było dobrze i zwyczajnie sobie nie radziłam. Pod tym makijażem i sztucznym uśmiechem krył się ból, strach, niepokój. Krył się duch człowieka, jakim byłam przed tym koszmarem. Duch osoby jaką byłam wcześniej, która teraz tylko otacza się strachem i udawaniem, że wcale tak nie jest. W tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo źle jest, jak bardzo źle jest ze mną. Nie wytrzymałam....

Cała moja siła i odporność odeszła. Teraz najmniejszy problem doprowadzał mnie do ataku paniki. To wszystko było spowodowane czterema osobami, które były parę metrów pod nami. Mimo, że teoretycznie ze zamknięciem ich tam, wszystko co złe powinno nagle wyparować, ale tak się nie stało. - Musisz się jakoś pozbyć tego strachu. Zrobić coś co uświadomi twojej głowie, że zagrożenie już minęło i nigdy nie wróci- powiedziała Carla. Chwilę myślałam, nad tym co właśnie powiedziała. - Masz rację- wytarłam łzy. - Nad czym tak myślisz? -spytała Emma. - Chyba wiem jak pozbyć się strachu raz na zawsze- odpowiedziałam, z kamienną miną na twarzy. - Co takiego?- dopytała. Nie odpowiedziałam, tylko sięgnęłam po telefon ze stolika. - Matteo przyjedź tu-powiedziałam. - Co się dzieje?- zapytał. - Wyjaśnię ci wszystko jak przyjdziesz- odpowiedziałam. - Zaraz będę- rozłączył się. Nic nie mówiłam, tylko czekałam na niego. Żadna z dziewczyn się nie odzywała, zwyczajnie czekały na to, co zrobię dalej. Ja już w głowie miałam cały ułożony plan.

- Jestem- w salonie pojawił się Matteo. - Matteo tym razem potraktuj to ,co mówię poważnie i zrób jak mówię. Nawet jeśli myślisz, że to zły pomysł , czy się ze mną nie zgadzasz. Mam to w tej chwili gdzieś i rób co mówię- uprzedziłam. - Słucham- był poważny tak samo jak ja. - Zabierz z ogrodu Chiarę i Francesco. Sprowadź do ogrodu Diego, Hugo i jego siostrę. Cała trójka ma być w ogrodzie. Zabezpiecz ich dobrze tak , żeby nie uciekli, zakryj im oczy, nie chce mieć z nimi żadnego kontaktu wzrokowego, usta też. Przynieś mi broń z szafy- rozkazałam. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. - Emi na pewno ?-Matteo wyglądał na przestraszonego. - Na pewno- odpowiedziałam.

Chiara i Francesco poszli do jego pokoju. Ja poszłam do siebie. Przebrałam się w czarne długie spodnie i bluzkę. Spięłam włosy w kucyk. Popatrzyłam na siebie w lustrze. - To jedyne wyjście- mówiłam do siebie. - To jedyny sposób, żeby zaznać spokoju- starałam się wytłumaczyć samej sobie, że muszę to zrobić i to zrobię. Wreszcie zeszłam na dół. - Gotowe?- spytałam Matteo czekającego na mnie w salonie. - Tak- odpowiedział. - Iść z tobą?- spytał. - Nie, chce być sama. Zostań tutaj z Emmą, Carlą i Vic. Dopilnuj, żeby Chiara nie wyszła z pokoju- kazałam. Pokiwał głową. Popatrzyłam na drzwi balkonowe, prowadzące do ogrodu. Ruszyłam w ich kierunku. Chwyciłam za klamkę. Wyszłam do ogrodu.

Przede mną na podeście stali przywiązani Diego, Hugo i jego siostra. Mieli zasłonięte oczy i usta. Nie byli niczego świadomi. Podeszłam do stolika, na którym leżał pistolet. Wzięłam go do ręki. Odbezpieczyłam. Wycelowałam w Hugo i...strzeliłam mu prostu w głowę. Upadł na ziemię. Kobieta słysząc upadek Hugo zaczęła krzyczeć i wiercić się, Diego ani drgnął. Przeniosłam wzrok na nią. Wycelowałam i strzeliłam, strzał padł w serce, upadła na Ziemię. Wycelowałam w Diego, podeszłam bliżej, żeby bardziej poczuł strzał. Wycelowałam w brzuch, strzeliłam. Przed ostatecznym strzałem chciałam jeszcze zadać mu ból. Zamierzałam strzelać w niego tak długo, aż sam padnie na ziemię. Omijałam okolice głowy i serca. Oddałam drugi strzał, w rękę. Nadal stał. Kolejny w drugą rękę. Nie upadł. Wreszcie wymierzyłam w kolano i strzeliłam. Upadł...

Żył. Wiedziałam, że nadal żyje. Podeszłam na dwa metry od niego, leżącego na ziemi. Z ostatecznym strzałem czekałam jeszcze chwilę, żeby mógł chociaż przez moment poczuć ten ból. Jaki ja odczuwałam codziennie. W końcu wymierzyłam w jego serce i oddałam ostatni strzał. Patrzyłam na jego ciało leżące pod moimi nogami i naprawdę mogłam wreszcie powiedzieć, że poczułam ulgę. Ale razem z ulgą przyszedł też natłok różnych innych uczuć. Ja ich naprawdę zabiłam...

Nie żałowałam tego. I właśnie to przerażało mnie najbardziej. Zabiłam trójkę ludzi i wcale tego nie żałowałam, gdyby było trzeba to zrobiłabym to ponownie. Odłożyłam pistolet na stolik i ruszyłam do domu. Otworzyłam drzwi balkonowe i weszłam do środka. Od samego wejścia bardzo mocno przytuliła mnie Vic. Wtuliłam się w jej ciało i rozpłakałam się. - Już dobrze...- głaskała mnie po głowie. - Już wszystko jest dobrze i będzie tylko lepiej...jesteś tak cholernie dzielna Emi- stałyśmy w takim objęciu przez dłuższą chwilę.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Connected by Destiny#2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz