Wreszcie odwrócił napięcie i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Zauważyłam, że Chiara jest przerażona, miała łzy w oczach i wyglądała na bardzo przestraszoną. - Już dobrze kochanie. Nic się nie dzieje- przytuliłam ją do siebie. - Przepraszam za niego- obok mnie usiadła Emma. - To nie twoja wina- odpowiedziałam. - Zabiorę Chiarę na górę i zaraz wrócę- wzięłam małą na ręcę, przytuliła się do mnie i poszłam z nią na górę, do jej pokoju.
Posadziłam na łóżku, przebrałam w piżamę i przykryłam kołdrą. - Dziadek jest zły?- spytała. - Nie kochanie. Dziadek po prostu boi się o tatę i przez to jest smutny, ale zaraz mu przejdzie- odpowiedziałam. Usiadłam na fotelu obok łóżka i przeczytałam jej bajkę. Kiedy zasnęła wróciłam na dół, do salonu. - Przepraszam cię za to- powiedziała Emma, kiedy usiadłam obok. - Naprawdę nie przepraszaj, to nie twoja wina- odpowiedziałam. -On taki jest...nienawidzi kiedy ktoś robi inaczej niż on by tego chciał. Wszystko zawsze musi iść po jego myśli, kiedy nie idzie to dostaje furii- wyjaśniła Emma. - Nie powinno tak być- zauważyłam. - Masz rację, ale niestety tak jest. Całe moje małżeństwo tak wyglądało. Kiedy robiłam co chciał było dobrze, ale kiedy już nie to otwierało się piekło- kiedy to mówiła, to wyglądała jakby opowiadała swoją największą traumę.
- Zawsze był nerwowy, porywczy. W pewnym momencie doszedł do tego alkohol i zrobiło się naprawdę źle- mówiła dalej, a ja uważnie jej słuchałam. - Bardzo często były kłótnie, awantury. Na początku między naszą dwójką. Potem kiedy dzieci dorosły zaczął kłócić się z nimi. Najbardziej z Ricardo. Obaj mają ciężkie charaktery, więc kiedy te dwa ciężkie charaktery się stykały to bywało różnie. Jeszcze przez to czym się otaczamy, jakim życiem żyjemy to dochodziło nawet do momentów, że o mały włos by się nawzajem pozabijali- nie miałam pojęcia, że mieli takie problemy. - Parę razy mieliśmy takie kryzysy, że ja, Carla i Ricardo mieszkaliśmy w jednym miejscu, a on w innym. - było mi ich naprawdę żal.
- Ostatnio chyba też nie było zbyt dobrze, prawda?- spytałam. Westchnęła. - Nie było. Znów był dla mnie strasznie oschły, nieczuły. Znów zaczął traktować jak mnie kule u nogi, jak kurę domową. Ja nie chciałam być tak traktowana, więc albo się kłóciliśmy, albo do siebie nie odzywaliśmy. Dlatego w ostatnim czasie praktycznie nie było go w domu. Przez ten czas mieszkał w domu, który kupił kiedy mieliśmy swój pierwszy większy kryzys. Jest a raczej był tutaj tylko ze względu na Ricardo. To małżeństwo praktycznie już nie istnieje- bardzo chciałam ją pocieszyć, ale nie wiedziałam jak.
- Może to czas, żeby się rozstać...- powiedziałam, nie wiedząc czy dobrze robię. - Wiele razy o tym myślałam, ale bałam się, że zniszczy mi życie. Nie chciałam sobie robić w nim jeszcze większego wroga niż jest teraz- odpowiedziała. - Zastanowię się nad tym, kiedy już Ricardo wróci do siebie. Teraz to on jest najważniejszy- dodała.
- Pójdę się położyć. Jestem trochę zmęczona- wstała. - Ja też, dobranoc- pożegnałam się i poszłam na górę. Przebrałam się, zmyłam makijaż, położyłam się do łóżka.
Wstałam ubrałam się, pomalowałam i wyszłam z pokoju. Przywitałam z małą i Emmą, wsiadłam do auta i pojechałam do magazynu. - Dzień dobry- przywitał się mężczyzna. Nie odpowiedziałam. - Gdzie raporty ?- spytałam. Podał mi dokumenty. Szłam szybkim krokiem do hali, gdzie były cele. - Nie ma tu nic o winie dzieci- powiedziałam. - Ale jest o winie ich ojca- odpowiedział. - Ale ich winy nie ma- odpowiedziałam mierząc go wzrokiem. - Tak samo nie ma winy tej kobiety- powiedziałam. - Była jego żona, musiała wiedzieć, co robił- odpowiedział. - Nie interesują mnie twoje przypuszczenia, tylko fakty, a fakty są takie, że ani ta kobieta ani jej dzieci nie są nam niczemu winne. Wypuść ich- wskazałam na ich cele.
- Ale..-nie dokończył. - Powiedziałam- podeszłam bliżej niego. - Wypuść- jeszcze bliżej. - Ich- wreszcie się poddał i wyjął z kieszeni klucz. Podszedł do celi i ją otworzył. - Wychodźcie. Jesteście wolni- powiedziałam. Kobieta razem z dziećmi ostrożnie wyszła z celi. Wyglądali na wystraszonych. - Możecie iść, ale nie chce o was więcej słyszeć- kobieta przytaknęła szybko głową i pobiegła z dziećmi do wyjścia. - Wypuść resztę dzieci- powiedziałam. Nic nie powiedział. - Rób co mówię!- zawołałam. Wreszcie ruszył z miejsca i wypuścił wszystkie dzieci. - Zabierz je do domu dziecka, tak żebym więcej nie musiała mieć z nimi problemów- rozkazałam.
Czułam się dobrze z tym co zrobiłam. Może Ricardo będzie zły, ale ja czuje, że tak powinnam zrobić.
Wróciłam do domu. Opadłam na kanapę. Emma z Chiarą poszły na lody, Carla była na praktykach w szpitalu, w którym jest Ric, więc co chwilę pisała mi co u niego. Miałam chwilę dla siebie. Pomyślałam, że potrzebuje czyjejś pomocy z tym wszystkim do czasu powrotu Rica. Zastanawiałam się kto mógłby to być. Wtedy przyszła mi do głowy jedna osoba.- Siema Emi- przywitał się chłopak. - Hej Matteo. Mam do ciebie jedną nietypową prośbę- powiedziałam. -Słucham cię- odpowiedział. - Mógłbyś tu przylecieć to wszystko bym ci wyjaśniła?- zapytałam. - Tak, jasne. Ale coś się stało? Coś z Ricardo?- zaniepokoił się. - Nie, to coś innego- odpowiedziałam. - W takim razie będę jutro popołudniu- odpowiedział. - Dziękuje- podziękowałam. - Nie ma sprawy, do zobaczenia- odpowiedział. - Do zobaczenia- rozłączyłam się.
Wiedziałam, że będzie odpowiednią osobą, żeby mi pomóc. Zna to wszystko od środka, wie jak to wszystko załatwiłby Ric. Mogę mu ufać i wiem, że nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. Mogłam poprosić też Marco, ale nie chciałam zawracać mu głowy. Ma wystarczający problem z rehabilitacją ręki.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomanceWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...