50

264 14 1
                                    

Wreszcie odwrócił napięcie i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Zauważyłam, że Chiara jest przerażona, miała łzy w oczach i wyglądała na bardzo przestraszoną. - Już dobrze kochanie. Nic się nie dzieje- przytuliłam ją do siebie. - Przepraszam za niego- obok mnie usiadła Emma. - To nie twoja wina- odpowiedziałam. - Zabiorę Chiarę na górę i zaraz wrócę- wzięłam małą na ręcę, przytuliła się do mnie i poszłam z nią na górę, do jej pokoju.

Posadziłam na łóżku, przebrałam w piżamę i przykryłam kołdrą. - Dziadek jest zły?- spytała. - Nie kochanie. Dziadek po prostu boi się o tatę i przez to jest smutny, ale zaraz mu przejdzie- odpowiedziałam. Usiadłam na fotelu obok łóżka i przeczytałam jej bajkę. Kiedy zasnęła wróciłam na dół, do salonu. - Przepraszam cię za to- powiedziała Emma, kiedy usiadłam obok. - Naprawdę nie przepraszaj, to nie twoja wina- odpowiedziałam. -On taki jest...nienawidzi kiedy ktoś robi inaczej niż on by tego chciał. Wszystko zawsze musi iść po jego myśli, kiedy nie idzie to dostaje furii- wyjaśniła Emma. - Nie powinno tak być- zauważyłam. - Masz rację, ale niestety tak jest. Całe moje małżeństwo tak wyglądało. Kiedy robiłam co chciał było dobrze, ale kiedy już nie to otwierało się piekło- kiedy to mówiła, to wyglądała jakby opowiadała swoją największą traumę.

- Zawsze był nerwowy, porywczy. W pewnym momencie doszedł do tego alkohol i zrobiło się naprawdę źle- mówiła dalej, a ja uważnie jej słuchałam. - Bardzo często były kłótnie, awantury. Na początku między naszą dwójką. Potem kiedy dzieci dorosły zaczął kłócić się z nimi. Najbardziej z Ricardo. Obaj mają ciężkie charaktery, więc kiedy te dwa ciężkie charaktery się stykały to bywało różnie. Jeszcze przez to czym się otaczamy, jakim życiem żyjemy to dochodziło nawet do momentów, że o mały włos by się nawzajem pozabijali- nie miałam pojęcia, że mieli takie problemy. - Parę razy mieliśmy takie kryzysy, że ja, Carla i Ricardo mieszkaliśmy w jednym miejscu, a on w innym. - było mi ich naprawdę żal.

- Ostatnio chyba też nie było zbyt dobrze, prawda?- spytałam. Westchnęła. - Nie było. Znów był dla mnie strasznie oschły, nieczuły. Znów zaczął traktować jak mnie kule u nogi, jak kurę domową. Ja nie chciałam być tak traktowana, więc albo się kłóciliśmy, albo do siebie nie odzywaliśmy. Dlatego w ostatnim czasie praktycznie nie było go w domu. Przez ten czas mieszkał w domu, który kupił kiedy mieliśmy swój pierwszy większy kryzys. Jest a raczej był tutaj tylko ze względu na Ricardo. To małżeństwo praktycznie już nie istnieje- bardzo chciałam ją pocieszyć, ale nie wiedziałam jak.

- Może to czas, żeby się rozstać...- powiedziałam, nie wiedząc czy dobrze robię. - Wiele razy o tym myślałam, ale bałam się, że zniszczy mi życie. Nie chciałam sobie robić w nim jeszcze większego wroga niż jest teraz- odpowiedziała. - Zastanowię się nad tym, kiedy już Ricardo wróci do siebie. Teraz to on jest najważniejszy- dodała.

- Pójdę się położyć. Jestem trochę zmęczona- wstała. - Ja też, dobranoc- pożegnałam się i poszłam na górę. Przebrałam się, zmyłam makijaż, położyłam się do łóżka.

Wstałam ubrałam się, pomalowałam i wyszłam z pokoju. Przywitałam z małą i Emmą, wsiadłam do auta i pojechałam do magazynu. - Dzień dobry- przywitał się mężczyzna. Nie odpowiedziałam. - Gdzie raporty ?- spytałam. Podał mi dokumenty. Szłam szybkim krokiem do hali, gdzie były cele. - Nie ma tu nic o winie dzieci- powiedziałam. - Ale jest o winie ich ojca- odpowiedział. - Ale ich winy nie ma- odpowiedziałam mierząc go wzrokiem. - Tak samo nie ma winy tej kobiety- powiedziałam. - Była jego żona, musiała wiedzieć, co robił- odpowiedział. - Nie interesują mnie twoje przypuszczenia, tylko fakty, a fakty są takie, że ani ta kobieta ani jej dzieci nie są nam niczemu winne. Wypuść ich- wskazałam na ich cele.

- Ale..-nie dokończył. - Powiedziałam- podeszłam bliżej niego. - Wypuść- jeszcze bliżej. - Ich- wreszcie się poddał i wyjął z kieszeni klucz. Podszedł do celi i ją otworzył. - Wychodźcie. Jesteście wolni- powiedziałam. Kobieta razem z dziećmi ostrożnie wyszła z celi. Wyglądali na wystraszonych. - Możecie iść, ale nie chce o was więcej słyszeć- kobieta przytaknęła szybko głową i pobiegła z dziećmi do wyjścia. - Wypuść resztę dzieci- powiedziałam. Nic nie powiedział. - Rób co mówię!- zawołałam. Wreszcie ruszył z miejsca i wypuścił wszystkie dzieci. - Zabierz je do domu dziecka, tak żebym więcej nie musiała mieć z nimi problemów- rozkazałam.

Czułam się dobrze z tym co zrobiłam. Może Ricardo będzie zły, ale ja czuje, że tak powinnam zrobić.

Wróciłam do domu. Opadłam na kanapę. Emma z Chiarą poszły na lody, Carla była na praktykach w szpitalu, w którym jest Ric, więc co chwilę pisała mi co u niego. Miałam chwilę dla siebie. Pomyślałam, że potrzebuje czyjejś pomocy z tym wszystkim do czasu powrotu Rica. Zastanawiałam się kto mógłby to być. Wtedy przyszła mi do głowy jedna osoba.- Siema Emi- przywitał się chłopak. - Hej Matteo. Mam do ciebie jedną nietypową prośbę- powiedziałam. -Słucham cię- odpowiedział. - Mógłbyś tu przylecieć to wszystko bym ci wyjaśniła?- zapytałam. - Tak, jasne. Ale coś się stało? Coś z Ricardo?- zaniepokoił się. - Nie, to coś innego- odpowiedziałam. - W takim razie będę jutro popołudniu- odpowiedział. - Dziękuje- podziękowałam. - Nie ma sprawy, do zobaczenia- odpowiedział. - Do zobaczenia- rozłączyłam się.

Wiedziałam, że będzie odpowiednią osobą, żeby mi pomóc. Zna to wszystko od środka, wie jak to wszystko załatwiłby Ric. Mogę mu ufać i wiem, że nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. Mogłam poprosić też Marco, ale nie chciałam zawracać mu głowy. Ma wystarczający problem z rehabilitacją ręki.

Connected by Destiny#2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz