- Nie mówisz poważnie- powiedział oburzony Francesco.- Jakim prawem zabraniasz mi kontaktu z własną wnuczką?!- krzyknął. - Nie zabraniam ci kontaktu. To czy będziecie mieć kontakt zależy tylko od ciebie i od tego jaką decyzję podejmiesz- odpowiedział, ze spokojem w głosie. - Nie możesz z dnia na dzień kazać mi się zostawić swój dom i wprowadzać się do was- był bardzo zdenerwowany. - Robię to dla twojego dobra. Obaj wiemy, że jeśli będziesz mieszkał sam to nadal będziesz pił i brał. A jeśli nadal będziesz tak robił to czeka cię drugi zawał, którego możesz nie przeżyć!- ostatnie zdanie powiedział dosyć podniesionym głosem, że aż ja się wystraszyłam. - Trudno! Umrę to umrę- powiedział obojętnie. - Nie umrzesz, bo ci na to nie pozwolę!- znów krzyczał. - W dupie mam twoje pozwolenie! Będę robił co chce, a nie co mi będziesz kazał !- walka słowna toczyła się dalej.
- Będziesz kurwa mnie słuchał bo do kurwy masz dla kogo żyć!- odetchnął. - Masz mnie, Carlę, Marco, Matteo, rodziców, Michaela, Sofię. Masz Emily i swoją jedyną prawnuczkę, która cię potrzebuje- usiadł już spokojnie przy jego łóżku.
- Z którą nie dopuszczasz mnie do kontaktu- patrząc w sufit. - Ostatni raz ci powtarzam, że to zależy od ciebie. Wystarczy, żebyś wprowadził się do nas i będziesz ją widział codziennie- Francesco wreszcie spojrzał na niego. - Jesteś uparty jak twój ojciec- przyznał.- Jak ty- wtrącił Ric.- Niech ci będzie- w końcu się zgodził. - Świetnie, kiedy masz wypis?- wstał z krzesła. - Jutro- odpowiedział. - W takim razie przyjedziemy jutro po ciebie, załatwię, żeby wszystkie twoje rzeczy do jutra już były u nas. Do zobaczenia- ruszył do wyjścia. - Do zobaczenia- odburknął Francesco. Ja wyszłam zaraz za Riciem.
- Nie spodziewałam się, że będzie aż tak nerwowo- przyznałam, kiedy wychodziliśmy ze szpitala. - Niestety każda tego typu sprzeczka w tej rodzinie tak wygląda- wsiedliśmy do auta.- Chcesz powiedzieć, że to była tylko sprzeczka?- jak dla mnie to była ostra kłótnia. - Tak- odpowiedział, po czym odpalił silnik. - A jak wygląda kłótnia?- spytałam z ciekawości. - Zazwyczaj kończy się strzelaniną- powiedział jakby to było coś zupełnie normalnego, a ja byłam w szoku. - Jak to strzelaniną?- zaczynałam się niepokoić, czy to dobry pomysł, żeby moje dziecko mieszkało w domu, w którym kłótnie kończą się strzelaniną.
Wiedziałam, że ta rodzina jest dosyć popierdolona, ale nie wiedziałam, że aż tak. - Ostatnio kiedy ojciec pokłócił się z Michaelem to Michael wyjął z kieszeni pistolet i strzelił mu nad głowę. Ale nic się nikomu nie stało- mówił o tym tak spokojnie, że zaczynałam się zastanawiać, czy po prostu sobie ze mnie nie żartuje. - O co się tak pokłócili?- spytałam. - Ojciec powiedział , że Sofia jest dużym i niepotrzebnym wydatkiem, przez to, że ciągle inwestuje w sztukę i swoje obrazy. Michael zrozumiał to jako obrażenie jego żony i tak od słowa do słowa doszło do niezłej kłótni- wytłumaczył. - Strach pomyśleć, co by było gdyby ktoś zrobił coś naprawdę poważnego- przyznałam.
Byliśmy już na miejscu. - Jak tam z Francesco ?- spytała Emma.- Niechętnie się zgodził. Jutro ma wypis, więc jutro go przywiozę. Zadzwonię zaraz, żeby ktoś zabrał jego rzeczy i przewiózł je tu jeszcze dziś- odpowiedział Ric. - Dziękuje synu, że się tym tak świetnie zająłeś- przytuliła go. - Nie ma sprawy- odpowiedział. - Chiara jest z Carlą?- spytałam. - Tak, bawią się w ogrodzie- odpowiedziała. - Pójdę do nich- powiedziałam i wyszłam z kuchni. Ruszyłam przez salon, wyszłam przez drzwi tarasowe. Chiara biegła, za nią podążała zmęczona Carla- Nie złapiesz mnie- śmiała się Chiara. - A właśnie, że złapie- odpowiedziała jej bezsilnie Carla.
Ustanęła na chwilę - Zajmę się nią, idź odpocząć- podeszłam do niej. Przytaknęła głową, nie dając rady nawet odpowiedzieć. - Dziękuje, że się nią zajęłaś- uśmiechnęła się. - Nie ma sprawy- Chiara podeszłam do mnie. - Gdzie ciocia?- spytała. - Ciocia poszła odpocząć. Teraz ja się z tobą pobawię- wzięłam ją na ręce. - Poszukasz ze mną kotka?- spytała. - Jasne gwiazdeczko- opuściłam ją na ziemie. - Gdzie go wczoraj widziałaś?- spytałam. - Tam- wskazała rączką na drzewka owocowe. Wzięłam ją za rękę i poszłyśmy w tamtym kierunku. Nigdzie nie było żadnego kota. - Wiesz co gwiazdeczko, może wrócił do swojej mamusi- powiedziałam, bo widziałam już smutek w jej oczach. - Ale ja chciałam go pogłaskać- powiedziała, że łzami w oczach.
Za mną pojawił się Ric. - Co się dzieje?- spytał zaniepokojony. - Nie możemy znaleźć tego kotka, którego wczoraj widziała z Carlą- wyjaśniłam. - Może przeniósł się do innego miejsca w ogrodzie. Ogród jest duży na pewno gdzieś tu jest. Poszukajcie go, ja muszę coś pilnie załatwić, ale kiedy wrócę to jeszcze go poszukamy- powiedział i wrócił do domu. - Tatuś ma rację. Chodź kochanie- złapałam ją za rękę. - Przejdziemy cały ogród. Na pewno gdzieś tu jest- przytaknęła głową i poszłyśmy dalej.
Przeszłyśmy dosłownie każdy centymetr ogrodu. Nigdzie go nie było. - Mamuś nie ma go- rozpłakała się. - No już ciii- przytuliłam ją. - Nie płacz kochanie. Może wrócił do swojej mamusi i wróci jutro- Wzięłam ją na ręce i poszłam w stronę domu. - Przyjdziemy jutro go jeszcze poszukać, dobrze?- mała wytarła łzy- Yhm- zgodziła się zapłakanym głosem.
Posadziłam ją na kanapie i włączyłam jej ulubioną bajkę, poszłam do kuchni, żeby zrobić jej coś na kolację. W kuchni była Emma.- Co mała taka smutna?- spytała. - Wczoraj z Carlą znalazły jakiegoś kota w ogrodzie i teraz poszłyśmy go poszukać, ale nigdzie go nie było i jest smutna- wyjaśniłam. Zaczęłam robić owsiankę dla Chiary. - Oo biedna. To pewnie jakiś przybłęda. Często tu takie chodzą. Może jeszcze przyjdzie- powiedziała Emma. - Powiedziałam jej, że jutro znowu pójdziemy go poszukać-Skończyłam robić jej owsiankę. Włożyłam ją do miski i zaniosłam do salonu, postawiłam miskę na stoliku kawowym i obok położyłam łyżeczkę. - Chodź kochanie, musisz coś zjeść- powiedziałam. Usiadłam obok niej i wzięłam łyżeczkę, nabrałam trochę owsianki i podałam jej. W ten sposób zjadła już połowę porcji.
Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, czy to Ric. I miałam rację. Ale nie był sam. Miałam na rękach małego białego kotka. - Chiara, zobacz kogo spotkałem po drodze do domu- mała od razu się odwróciła, na jej twarzy w sekundę pojawił się ogromny uśmiech, zeskoczyła z kanapy i pobiegła do niego. Ric ukucnął, po czym podał jej kotka. Mała przytuliła, go do siebie i głaskała po główce. Ric wstał, podeszłam do niego. - Skąd go wziąłeś?- spytałam.- Kupiłem w jednym sklepie zoologicznym- odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego. - Dziękuje- powiedziałam. - Nie masz za co dziękować- obiął mnie ramieniem.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomanceWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...