27

522 22 0
                                    

- Nie mówisz poważnie- powiedział oburzony Francesco.- Jakim prawem zabraniasz mi kontaktu z własną wnuczką?!- krzyknął. - Nie zabraniam ci kontaktu. To czy będziecie mieć kontakt zależy tylko od ciebie i od tego jaką decyzję podejmiesz- odpowiedział, ze spokojem w głosie. - Nie możesz z dnia na dzień kazać mi się zostawić swój dom i wprowadzać się do was- był bardzo zdenerwowany. - Robię to dla twojego dobra. Obaj wiemy, że jeśli będziesz mieszkał sam to nadal będziesz pił i brał. A jeśli nadal będziesz tak robił to czeka cię drugi zawał, którego możesz nie przeżyć!- ostatnie zdanie powiedział dosyć podniesionym głosem, że aż ja się wystraszyłam. - Trudno! Umrę to umrę- powiedział obojętnie. - Nie umrzesz, bo ci na to nie pozwolę!- znów krzyczał. - W dupie mam twoje pozwolenie! Będę robił co chce, a nie co mi będziesz kazał !- walka słowna toczyła się dalej.

- Będziesz kurwa mnie słuchał bo do kurwy masz dla kogo żyć!- odetchnął. - Masz mnie, Carlę, Marco, Matteo, rodziców, Michaela, Sofię. Masz Emily i swoją jedyną prawnuczkę, która cię potrzebuje- usiadł już spokojnie przy jego łóżku.

- Z którą nie dopuszczasz mnie do kontaktu- patrząc w sufit. - Ostatni raz ci powtarzam, że to zależy od ciebie. Wystarczy, żebyś wprowadził się do nas i będziesz ją widział codziennie- Francesco wreszcie spojrzał na niego. - Jesteś uparty jak twój ojciec- przyznał.- Jak ty- wtrącił Ric.- Niech ci będzie- w końcu się zgodził. - Świetnie, kiedy masz wypis?- wstał z krzesła. - Jutro- odpowiedział. - W takim razie przyjedziemy jutro po ciebie, załatwię, żeby wszystkie twoje rzeczy do jutra już były u nas. Do zobaczenia- ruszył do wyjścia. - Do zobaczenia- odburknął Francesco. Ja wyszłam zaraz za Riciem.

- Nie spodziewałam się, że będzie aż tak nerwowo- przyznałam, kiedy wychodziliśmy ze szpitala. - Niestety każda tego typu sprzeczka w tej rodzinie tak wygląda- wsiedliśmy do auta.- Chcesz powiedzieć, że to była tylko sprzeczka?- jak dla mnie to była ostra kłótnia. - Tak- odpowiedział, po czym odpalił silnik. - A jak wygląda kłótnia?- spytałam z ciekawości. - Zazwyczaj kończy się strzelaniną- powiedział jakby to było coś zupełnie normalnego, a ja byłam w szoku. - Jak to strzelaniną?- zaczynałam się niepokoić, czy to dobry pomysł, żeby moje dziecko mieszkało w domu, w którym kłótnie kończą się strzelaniną.

Wiedziałam, że ta rodzina jest dosyć popierdolona, ale nie wiedziałam, że aż tak. - Ostatnio kiedy ojciec pokłócił się z Michaelem to Michael wyjął z kieszeni pistolet i strzelił mu nad głowę. Ale nic się nikomu nie stało- mówił o tym tak spokojnie, że zaczynałam się zastanawiać, czy po prostu sobie ze mnie nie żartuje. - O co się tak pokłócili?- spytałam. - Ojciec powiedział , że Sofia jest dużym i niepotrzebnym wydatkiem, przez to, że ciągle inwestuje w sztukę i swoje obrazy. Michael zrozumiał to jako obrażenie jego żony i tak od słowa do słowa doszło do niezłej kłótni- wytłumaczył. - Strach pomyśleć, co by było gdyby ktoś zrobił coś naprawdę poważnego- przyznałam.

Byliśmy już na miejscu. - Jak tam z Francesco ?- spytała Emma.- Niechętnie się zgodził. Jutro ma wypis, więc jutro go przywiozę. Zadzwonię zaraz, żeby ktoś zabrał jego rzeczy i przewiózł je tu jeszcze dziś- odpowiedział Ric. - Dziękuje synu, że się tym tak świetnie zająłeś- przytuliła go. - Nie ma sprawy- odpowiedział. - Chiara jest z Carlą?- spytałam. - Tak, bawią się w ogrodzie- odpowiedziała. - Pójdę do nich- powiedziałam i wyszłam z kuchni. Ruszyłam przez salon, wyszłam przez drzwi tarasowe. Chiara biegła, za nią podążała zmęczona Carla- Nie złapiesz mnie- śmiała się Chiara. - A właśnie, że złapie- odpowiedziała jej bezsilnie Carla.

Ustanęła na chwilę - Zajmę się nią, idź odpocząć- podeszłam do niej. Przytaknęła głową, nie dając rady nawet odpowiedzieć. - Dziękuje, że się nią zajęłaś- uśmiechnęła się. - Nie ma sprawy- Chiara podeszłam do mnie. - Gdzie ciocia?- spytała. - Ciocia poszła odpocząć. Teraz ja się z tobą pobawię- wzięłam ją na ręce. - Poszukasz ze mną kotka?- spytała. - Jasne gwiazdeczko- opuściłam ją na ziemie. - Gdzie go wczoraj widziałaś?- spytałam. - Tam- wskazała rączką na drzewka owocowe. Wzięłam ją za rękę i poszłyśmy w tamtym kierunku. Nigdzie nie było żadnego kota. - Wiesz co gwiazdeczko, może wrócił do swojej mamusi- powiedziałam, bo widziałam już smutek w jej oczach. - Ale ja chciałam go pogłaskać- powiedziała, że łzami w oczach.

Za mną pojawił się Ric. - Co się dzieje?- spytał zaniepokojony. - Nie możemy znaleźć tego kotka, którego wczoraj widziała z Carlą- wyjaśniłam. - Może przeniósł się do innego miejsca w ogrodzie. Ogród jest duży na pewno gdzieś tu jest. Poszukajcie go, ja muszę coś pilnie załatwić, ale kiedy wrócę to jeszcze go poszukamy- powiedział i wrócił do domu. - Tatuś ma rację. Chodź kochanie- złapałam ją za rękę. - Przejdziemy cały ogród. Na pewno gdzieś tu jest- przytaknęła głową i poszłyśmy dalej.

Przeszłyśmy dosłownie każdy centymetr ogrodu. Nigdzie go nie było. - Mamuś nie ma go- rozpłakała się. - No już ciii- przytuliłam ją. - Nie płacz kochanie. Może wrócił do swojej mamusi i wróci jutro- Wzięłam ją na ręce i poszłam w stronę domu. - Przyjdziemy jutro go jeszcze poszukać, dobrze?- mała wytarła łzy- Yhm- zgodziła się zapłakanym głosem.

Posadziłam ją na kanapie i włączyłam jej ulubioną bajkę, poszłam do kuchni, żeby zrobić jej coś na kolację. W kuchni była Emma.- Co mała taka smutna?- spytała. - Wczoraj z Carlą znalazły jakiegoś kota w ogrodzie i teraz poszłyśmy go poszukać, ale nigdzie go nie było i jest smutna- wyjaśniłam. Zaczęłam robić owsiankę dla Chiary. - Oo biedna. To pewnie jakiś przybłęda. Często tu takie chodzą. Może jeszcze przyjdzie- powiedziała Emma. - Powiedziałam jej, że jutro znowu pójdziemy go poszukać-Skończyłam robić jej owsiankę. Włożyłam ją do miski i zaniosłam do salonu, postawiłam miskę na stoliku kawowym i obok położyłam łyżeczkę. - Chodź kochanie, musisz coś zjeść- powiedziałam. Usiadłam obok niej i wzięłam łyżeczkę, nabrałam trochę owsianki i podałam jej. W ten sposób zjadła już połowę porcji.

Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, czy to Ric. I miałam rację. Ale nie był sam. Miałam na rękach małego białego kotka. - Chiara, zobacz kogo spotkałem po drodze do domu- mała od razu się odwróciła, na jej twarzy w sekundę pojawił się ogromny uśmiech, zeskoczyła z kanapy i pobiegła do niego. Ric ukucnął, po czym podał jej kotka. Mała przytuliła, go do siebie i głaskała po główce. Ric wstał, podeszłam do niego. - Skąd go wziąłeś?- spytałam.- Kupiłem w jednym sklepie zoologicznym- odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego. - Dziękuje- powiedziałam. - Nie masz za co dziękować- obiął mnie ramieniem.

Connected by Destiny#2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz