Rano obudziłam się z głową na ramieniu Rica. Jedyną osobą która nie spała poza mną była Vic. - Siedziała przy łóżku Marco i wpatrywała się w jego śpiącą twarz. - Nie śpisz już?- zauważyła, że na nią patrzę i odwróciła wzrok od chłopaka. - Nie mogłam spać- odpowiedziała szeptem. Poza nami był tu też Ric, spał na krześle obok mnie. Na łóżku obok Vic spała Pani Sofia, na dwóch fotelach Michael i Matteo. Żadne z nas nie opuściło tej sali przez całą noc. Ric przebudził się czując brak mojej głową na jego ramieniu. - Pojadę po coś do jedzenia, chcesz jakieś rzeczy na przebranie?- spytałam ledwo przytomnego bruneta. - Nie, nie trzeba- znów zamknął oczy. Kiedy miałam wychodzić dotarł do mnie głos Matteo . -Emi- zawołał szeptem. - Gdzie idziesz?- spytał.- Jadę po coś do jedzenia i do domu się trochę ogarnąć- odpowiedziałam. - Kupiłabyś mi coś do picia?- poprosił. - Jasne, co chcesz?- spytałam. - Jakiś sok i dzięki- uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z sali.
Pojechałam do tej samej restauracji, w której kupowałam ostatnio. Zamówienia miały być gotowe dopiero za godzinę, więc pojechałam w tym czasie do domu. Przebrałam się, wzięłam z lodówki nieotwarty sok jabłkowy dla Matteo. Wzięłam też ubrania dla Vic i Pani Sofii. Niestety z męskich rzeczy nie miałam nic w szafie, więc nie miałam nic dla Ric, Matteo i Pana Michael.
Wróciłam do restauracji po zamówienia. Odebrałam je, pojechałam do szpitala. Weszłam do sali z dwoma torbami jedzenia i jedną torbą ubrań. - Widzę, że wszyscy już wstali, proszę śniadanie- położyłam torby na ziemi i wyjęłam z nich dani i podałam je każdemu. - Mam tu kolejne rzeczy dla ciebie- podałam ubrania Vic. - I wzięłam też coś dla Pani- podałam kobiecie niebieską lnianą koszulę, czarne spodnie i bieliznę. - Oo dziękuje kochana- wzięła je ode mnie i wyszła z sali. -A dla mnie coś masz ?- spytał pół żartem Marco. - Niestety nie, a chcesz coś ? Jedzenia niestety nie mogę ci dać, bo lekarz powiedział, że po operacji musisz jeść to co ci tutaj dadzą- posmutniał. - Szkoda, bo jak na razie nie dają mi tu nic dobrego- poskarżył się. - Jakoś musisz to przeżyć- skomentował Matteo. - A mój soczek?- spytał Matteo. - Proszę- podałam mu sok z torby. - Dziękuje bardzo- otworzył sok i zrobił duży łyk.
Poczułam wibracje w mojej torebce, wyjęłam z niej telefon. Dzwoniła Emma. - Hej Emma- przywitałam. - Hej Emi. Nie chciałam wam przeszkadzać, ale mała chyba się trochę pochorowała. Ma lekki kaszel, katar i stan podgorączkowy- jeszcze tego brakowało. - Dawałaś jej jakieś leki?- spytałam. Ric musiał słyszeć co mówiłam, bo kiedy usłyszał to zdanie, spojrzał na mnie pytająco. - Rozkruszyłam jej tabletkę przeciwgorączkową, kupiłam syrop na kaszel- odpowiedziała. - Nie chciałam wam mówić, bo myślałam, że dam jej leki i gorączka jej spadnie, ale nie przechodzi i stwierdziłam, że do ciebie zadzwonię- nie mogę tutaj być, ze świadomością, że Chiara jest chora. Powinnam przy niej być. - Dobrze, że zadzwoniłaś. Przylecę jak najszybciej- Ric na te słowa wstał i podszedł do mnie. - Nie musisz, jakoś sobie tu poradzimy- powiedziała Emma. - Wiem, ale ja powinnam się nią zająć- zaprotestowałam. -To twoja decyzja. Zajmę się nią do twojego przylotu- podziękowałam jej i rozłączyłam się.
- Co się dzieje?- spytał Ric. - Chiara jest chora. Ma stan podgorączkowy, kaszel, katar. Muszę do niej wracać- wszyscy popatrzyli na mnie. - Jasne, leć. My już sobie poradzimy- powiedział Pan Michael. - Lecimy razem- powiedział Ric. - Możesz tu zostać, to tylko gorączka- nie chciałam go zabierać od rodzina, która go potrzebuje. - Nasza córka jest chora, więc oboje wracamy do domu- odpowiedział stanowczo. - Dobrze, skoro tak chcesz- zgodziłam się. - Zadzwonię do pilota- Ric wyszedł z sali. Wtedy zadzwonił telefon Matteo. - Halo?- odebrał. Miał kamienną minę przez cały czas trwania rozmowy, aż w końcu się rozłączył. - Dzwonił Tommaso. Wyznaczył spotkanie na jutro rano- powiedział do rodziców. Nie rozumiałam o co chodzi. Jaki Tommaso.
- Kurwa. Co teraz?- zdenerwowany Pan Michael wstał z krzesła. - Lećcie. Musicie odbić Gorgię- powiedział Marco. Teraz tym bardziej nic nie rozumiałam. - Co się dzieje?- zapytałam w końcu. - Tommaso to nasz były wspólnik. Teraz mamy nieciekawe relacje, spóźniliśmy się z zapłatą za jeden towar i on w zemście za to spóźnienie porwał jedną z naszych pracownic. Mamy dać mu pieniądze, a on ma ją nam oddać. Mieliśmy czekać aż wyznaczy termin. Wyznaczył go na jutro rano- wyjaśnił mi Matteo. - Nie możemy teraz lecieć i od tak cię zostawić- powiedział nadal zdenerwowany Pan Michael do Marco. - Nic mi nie będzie. A jeśli nie polecicie to ona umrze- nadal stał przy swoim.
- Synku nie mogę zostawić cię samego w obcym kraju w takim stanie- powiedziała Pani Sofia. - Dobra zrobimy tak. Ja i tata lecimy na Sycylię. Mama zostaje z tobą- zaproponował Matteo. - Pomogę Pani. Jestem wam to winna. Może Pani się u mnie zatrzymać na czas, kiedy tu będziecie- głos zabrała Vic. - Nie jesteś nam nic winna kochana- Pani Sofia odpowiedziała jej. - Proszę dać mu jakoś pomóc i zatrzymać się u mnie, na czas kiedy Marco leży w szpitalu- upierała się Vic. Pani Sofia uśmiechnęła się. - Dobrze, skoro tak nalegasz- zgodziła się.
Do sali wszedł Ric. - Samolot będzie zaraz gotowy- poinformował mnie. - Matteo i Pan Michael też muszą lecieć do Włoch to mogą lecieć z nami- zaproponowałam. - Dlaczego ?- spytał Ric. - Tommaso wyznaczył termin na juto- odpowiedział Matteo. - Więc lecicie z nami. Musimy już jechać- powiedział Ric. Pożegnaliśmy się z Panią Sofią, Vic i Marco. Wyszliśmy ze szpitala i pojechaliśmy na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu i lecieliśmy z powrotem do Włoch.
CZYTASZ
Connected by Destiny#2
RomansWIELKI POWRÓT EMILY I RICARDO! Druga część trylogii "Connected" Oboje układają swoje życie na nowo, osobno. Ale najwyraźniej życie osobno nie jest im przeznaczone. Znów spotykają się na swojej drodze. Jak to mówią "right person, wrong time". Czy roz...