✮10✮

824 47 32
                                    

Regulus Black

Dziwiło mnie, że jakimś cudem nie zasłabłem jeszcze na żadnej lekcji, bo czułem się wykończony, nie spałem prawie w ogóle, jedzenie wymuszałem w siebie pod czujnym okiem Pand, a stres przed meczem zżerał mnie od środka. Do tego jeszcze całą ta sprawa z Rosierem, byłem wykończony. W noc poprzedzającą mecz nie mogłem zasnąć, dlatego wybrałem się na nocny spacer na astronomiczną, gdzie wypaliłem chyba z sześć papierosów, a na śniadaniu nie umiałem nawet udawać, że mogę cokolwiek zjeść. Mimo że nie był to mój pierwszy mecz, to właśnie on otwierał sezon, a poza tym byłem kapitanem (chyba w sumie do końca nie wiem jak to się stało), więc czułem jeszcze większą presję. Gdy Pandora prosiła, żeby zjadł cokolwiek powiedziałem:

- Pand, jeśli zjem teraz cokolwiek zwrócę to natychmiast, naprawdę jestem tak zestresowany, że nie mogę wypić nawet kawy. - Było to tylko pośrednio działanie stresu.

- Dobra, ale masz mi tam nie zemdleć.

- Niczego nie obiecuję. Ała! - W tej samej chwili oberwałem od niej prosto w głowę.

W szatni panowała dość napięta atmosfera, mimomimo że mieliśmy naprawdę świetny skład, chyba najlepszy od lat, to i tak baliśmy się rywalizacji z domem lwa, gdzie grał Potter, mój brat i Marlene. Najlepsza trójka chyba w historii tej szkoły, może teraz przesadzam, ale są naprawdę dobrzy.

- Wszyscy znają strategię czy mam coś jeszcze powtórzyć? - Nikt nie prosił o powtórzenie, więc czekała mnie teraz najgorsza część, czyli motywacyjna gadka. - Dobra, w sumie chyba już wszyscy przywykliście, że raczej nie strzępię sobie języka niepotrzebnie, od tego macie Rosiera. - Chłopak wyszczerzył się do mnie w odpowiedzi. - Więc powiem tak. Mamy chyba najlepszy skład od dawna, więc musimy dać z siebie wszytko. Wszyscy tu macie takie umiejętności, o jakich innym się nie śniło i proszę niech się obejdzie bez fauli. Tak Rebecca, jak oni będą grać nieczysto wy też możecie, ale przypominam ci, że to jest Griffindor.

- Oraz twój brat i Marlene.

- Fakt, ale oni raczej po prostu grają ostro, a Syriusz powinien skupić się na mnie po tym, jak powiedziałem mu kilka nieprzyjemnych zdań. Przynajmniej taką mam nadzieję. Poza tym mamy zajebistą strategię i musimy to wygrać.

Po mojej przemowie, o ile te kilka zdań można było nazwać przemową głos zabrał Evan, który poradził sobie z zagrzaniem ich do walki lepiej ode mnie, chodź niezbyt pamiętam co powiedział. Chwilę po tym, jak wyszliśmy na boisko pojawił się Griffindor, a ja wraz z Jamesem podałem sobie ręce jako kapitanowie. Gdy tylko to zrobiliśmy rozległ się gwizdek i wszyscy wzbili się w powietrze.

Zaskakująco chodź ten jeden raz pogoda nam sprzyjała, dzięki czemu teoretycznie można było łatwiej wypatrzeć znicz. Wyleciałem wysoko w powietrzu i zacząłem się rozglądać za złotą piłeczką ze skrzydełkami.

Zobaczyłem ją w chwili, gdy Rosier zdobył kolejne punkty. Szybko zanurkowałem unikając tłuczka posłanego w moją stronę przez Blacka, dziwnie jest mówić o nim po nazwisku. W następnej chwili Potter siedział mi na ogonie, chciałem się go pozbyć, dlatego skręciłem gwałtownie nie dając mu czasu na reakcję i na chwilę oboje zgubiliśmy znicz, ja dlatego, że zmieniłem trasę, on dlatego, że musiał się pozbierać po wleceniu w drzewo. W końcu z prawej strony błysnęły mi złote skrzydełka. Szybko poleciałem w górę, unikając tłuczka po raz kolejny, tym razem dzięki Michaelowi. Wyciągnąłem dłoń, żeby go złapać i nagle zaczął lecieć w dół, nie zastanawiałem się długo i zrobiłem to samo lecąc pionowo w dół, powoli czułem jak wszytki mi się zamazuje.
Nie proszę nie teraz. Nie mogłem zemdleć akurat teraz. Na szczęści w tej chwili chwyciłem go w swoją dłoń i uniosłem rękę w geście zwycięstwa. A kiedy już chciałem odlecieć w stronę ziemi, bo znajdowałem się trochę pod nad przeciętną wysokością poczułem jak mój chwyt się rozluźnia, a pole widzenia zawęża się zastępowane przez ciemność. I poleciałem w dół, tylkotylko że bez miotły i świadomości.

Barty Crouch JR

Właśnie w chwili, kiedy zapewnił nam zwycięstwo zaczął spadać, dosłownie zsunął się z miotły i bezwładny spadał. Ani Syriusz, ani Rosier nie zdążyli go złapać. Dopiero Pandora rzuciła jakieś zaklęcie, że przy upadku mógł się ewentualnie tylko połamać, a nie umrzeć. Chwyciłem ją pod ramię i popędziliśmy w stronę boiska, gdzie przy Reggim stał już Rosier z panią Pomfrey, a z oddali biegł Syriusz z Potterem. Na ich widok aż mi ciśnienie skoczyło. W chwili, gdy wszyscy szliśmy do skrzydła szpitalnego jeszcze trzymałem nerwy na wodzy, ale nie w chwili, gdy Pomfrey odmówiła nam wejścia, a pozwoliła wejść jego bratu. Wtedy jedynym co mogło mnie powstrzymać byli moi przyjaciele, którzy również nie wyglądali na zadowolonych, co uznałem za ciche przyzwolenie.

W momencie, kiedy Syriusz chciał już wejść do sali chwyciłem go za ramię i obróciłem w swoją stronę. Kątem oka wiedziałem jak Rosier zaklęciem zamyka drzwi.

- Co ty odpierdalasz?

- Lepsze pytaniem jest co ty robisz? - Zaśmiałem się gorzko i popatrzyłem na niego z pogardą. - Nie odzywasz się do niego, od chwili, gdy uciekłeś z podkulonym ogonkiem do domu Potterów, porzuciłeś go i zastąpiłeś go. Może on nie wie, że to tak widać. Ale to widać Syriusz, codziennie musimy patrzeć jak twój "brat" a nasz przyjaciel nie radzi sobie z tym wszystkim. - Wysyczałem mu ze wściekłością prosto w twarz przykładając różdżkę do szyi. Czułem jak za mną Potter też ją wyciąga i próbuje we mnie celować, ale Evan z Pandorą mu to uniemożliwili. - Wiesz, że nawet ostatnio przestał jeść? Nie wiesz? A no tak, bo masz go w dupie. Wiesz, że rozciął sobie rękę rozwalając lustro? Tego też nie wiesz? No popatrz. Wiesz, że cierpi na pieprzoną bezsenność i truję się papierosami? Nie? To ci niespodzianka. Wiesz, że w wakacje dostanie mroczny znak, albo umrze z rąk waszej zjebanej matki? Nie wiesz tego? Wiesz, że odkąd go zostawiłeś to go dręczy cały czas? Pamiętasz jeszcze jego oczy pełne chęci do życia? Są puste, puste szare stawy. Więc kurwa jak my, jego przyjaciele, jego prawdziwa rodzina nie możemy tam wejść ty też tam nie wejdziesz. Dopilnuję tego. I jeszcze jedno Black, żeby nie przyszło ci na myśl, że żartuję. Może jakby powiedział to Reg to by żartował, ale ja mam to w dupie co się stanie z tobą, więc nie licz, że moje będę się hamować. Bo mnie zależy na tym chłopaku, który leży tam z twojej kurwa winy, a nie na twoim bezpieczeństwie. - Zabrałem różdżkę z jego gardła, ale cały czas trzymałem ją w gotowości. - A teraz możesz iść, zanim zrobi się nieprzyjemnie. I zabierz ze sobą swojego nowego brata.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, kiedy w końcu odpuścił i zaczął iść w przeciwną stronę.

Na odchodne pokazałem im środkowy palec, a Evan dorzucił od siebie:

- Pilnuj lepiej swojej maskotki Potter.

- Ktoś wie gdzie jest Dorcas? - Zapytała Pandora.

- Ostatni raz widziałem ją jak biegliśmy na boisko.

- Pójdę jej poszukać.

- Uważaj na siebie.

- Ja zawsze uważam, w przeciwieństwie do was. - Mówiąc to schowała różdżkę do rękawa swetra.

Zostałem sam razem z Evanem po drugiej stronie korytarza.

- Trzeba będzie poprosić Pomfrey, żeby go nie wpuszczała.

- Myślisz, że się zgodzi?

- Jak Pandora ją ładnie poprosi to zgodzi się, żeby nawet ona przy nim siedziała. - Zaśmiałem się cicho.

Siedzieliśmy przez długi czas w ciszy, która zaczynała się robić coraz mniej komfortowa, aż w końcu zebrałem się na odwagę, żeby zapytać:

- Co jest między waszą dwójką? W sensie pomiędzy tobą a Reggim. Jakby co nie będę zły, po prostu chciałbym wiedzieć, bo trochę mnie zaskoczyliście, nigdy nic jakoś nie wskazywało, żebyście się mieli ku sobie, aż tu nagle BUM.

- Barty.

- Zawsze myślałem, że Reg będzie z kimś innym, a nie z tobą. To było dziwne dowiedzieć się z plotek, że kilkanaście osób widziało jak się całujecie. Jasne ja też się całowałem z różnymi osobami, do których nic nie czułem, ale gdy usłyszałem o was coś we mnie przeskoczyło.

- Barty.

- Byłem zły na Regga, że nic mi nie powiedział, a ciebie się bałem spytać, bo bałem się usłyszeć odpowiedź. I... Jezu jak ja od rzeczy gadam. - Westchnąłem głęboko. - Po prostu nie wiem jak to wytłumaczyć, tyle rzeczy mam w głowie. Zależy mi na waszej dwójce, ale to chyba o ciebie bardziej się boję, że mógłbyś znaleźć sobie kogoś...

- Bartemiuszu Crouch Junior! - Aż się wzdrygnąłem na głos swojego pełnego imienia w jego ustach.

- Tak? - Spojrzałem na niego po raz pierwszy od początku tej rozmowy. Miał dziwny uśmiech na twarzy.

- Jesteś zazdrosny.

- Co?

- Jesteś zazdrosny o mnie i Regga.

- Nie. - Zaprzeczyłem, ale szybko się poprawiłem. - Nie, jestem zazdrosny tylko o ciebie.

Mimo jego ciemnej karnacji było widać jak się rumieni, wyglądał uroczo.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Co jest między tobą a Blackiem? Serio nie będę zły.

- Twoja zazdrość. Mówię poważnie w tym wszystkim chodziło o to, żebyś ty był zazdrosny... o mnie.

Zatkało mnie to. A w momencie, kiedy udało mi się wymyślić odpowiedź wróciła Pandora.

- Będziemy mieć kłopoty.

- W postaci?

- Minervy.

- Kurwa.

- Pand możesz iść do Pomfrey i poprosić ją, żeby nie wpuszczała Syriusza? A najlepiej, żeby pozwoliła wejść któremuś z nas. - Wtrącił się Evan.

- Robi się.

Zniknęła za drzwiami, a w tym samym momencie, za zakrętu wybiegła Medows.

- McGonagall tu idzie i chyba ma do nas problem.

- Kurwa Pand pośpiesz się. - Szepnąłem, bo musieliśmy stamtąd spadać.

Po jej wyjściu nie czekałem co powie tylko chwyciłem ją za ramię i kazałem biec. Nie wiedzieliśmy, czy da nam to cokolwiek, ale przynajmniej mogliśmy przedstawić swoją wersję Slughornowi.

Zatrzymaliśmy się dopiero w lochach, gdzie zdyszani zapukaliśmy do jego gabinetu.

- Proszę!

- Dzień dobry prze Pana. - Odezwał się Evan, który miał najmniejszą zadyszkę.

- Chryste wyglądacie jakby ktoś was gonił.

- Bo tak było. - Rzuciłem, a Pandora wbiła mi łokieć prosto w brzuch. - No może nie dosłownie. Ale uciekaliśmy przed Panią McGonagall.

Resztę pozwoliłem opowiedzieć Pandorze, która miała dar przekonywania ludzi.

- No cóż. Widzę, że macie problem.

- Prosimy, tylko żeby przekonał Pan profesor McGonagall, że nie zawiniliśmy bardziej niż Gryfoni.

- Zrobię co w mojej mocy, ale z nimi musicie uporać się sami.

- Tak też zrobimy. Dziękujemy.

W pokoju wspólnym przegoniliśmy kilka pierwszorocznych z kanap, na których zalegliśmy.

- I co ci powiedziała Pomfrey?

- Że rozumie problem braci i nie wpuści Syriusza, chybachyba że Reg się obudzi i będzie chciał z nim rozmawiać. A poza tym, mogę do niego przychodzić w porze obiadu.

- Chociaż tyle dobrego.

- Mogę cię o coś zapytać Barty? - Zagadnęła Pandora.

- Pewnie.

- Skąd wiedziałeś to wszystko? W sensie chyba nikomu nie mówił o lustrze ani o bezsenności.

- Rabastan to istna studnia plotek. Nie trudno było skojarzyć, że rozbite lustro ma związek z rozwaloną dłonią Regga. A jeśli chodzi o bezsenność, to wbrew pozorom mam dość płytki sen, wiecie jak się żyje w domu moim albo Blacków to, albo w ogóle nie śpisz, albo cały czas czuwasz. W jego wypadku było to pierwsze, słyszałem czasem jak wychodzi gdzieś w środku nocy, a rano okazywało się, że jest ledwo żywy, plus ginęły paczki z papierosami. Wiem, że z reguły wydaje wam się, że jestem debilem, ale umiem powiązać fakty. A co do jedzenia to dziwię się, że dopiero ostatnio to zauważyłaś Pand.

Dziewczyna pokryła się rumieńcem pewnie z zażenowania, że sama nie zauważyła tego wcześniej.

- To skoro to widziałeś to, dlaczego nam nie powiedziałeś?

- A co by to dało? To on musi chcieć przyznać przed sobą, że ma problem. A wszyscy wiemy, że on tego nie zrobi. Ten wypadek zrzuci na kark niewyspania się tego jednego dnia i stres. Nie zająknie się słowem o bezsenności, czy problemach z jedzeniem. To on musi chcieć coś zmienić, bo inaczej z tego nic nie wyjdzie. - Wzruszyłem ramionami odpalając papierosa.

- To było... mądre. - Podsumowała Dorcas.

- Mówiłem nie doceniacie mnie, ale w sumie wam się nie dziwię, nie daję zbyt wiele powodów, aby było inaczej. Poza tym mam wrażenie, że trochę rozumiem Blacka, no bo wbrew pozorą nasze domy nie różnią się aż tak mocno. Różnica między nami polega na tym, że on się z tym wszystkim zamyka w sobie przez co siada mu psycha, a ja daje popalić mojemu staremu, chociażby przez włosy, kolczyki albo tatuaże.

- Jak tak was słucham to przestaję żałować, że starzy mają mnie w dupie. - Stwierdziła brunetka paląc papierosa którego jej podałem.

- Taaa, z naszej czwórki to chyba ty najlepiej go rozumiesz. - Stwierdził blondyn patrząc na mnie.

- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego ludzie uważają Syriusza za tego lepszego, odważniejszego i w ogóle? Przecież to nie on został sam w domu z matką wariatką i ojcem sukinsynem.

- Może właśnie dlatego, że się "sprzeciwił" rodzicą. - Odparła Medows. - Nie wiem, ja już powiedziałam co o tym myślę, Reg on top.

Po chwili milczenia odezwała się blondynka, która leżała na kolanach brata.

- Myślicie, że się z tego wyliże?

- Musi. W końcu to jest nasz Reggi.

- A jeśli... - Zamilkła jak my wszyscy.

Właśnie co się stanie jesli nastąpi to jeśli? O tym chyba nikt nie chciał rozmawiać, a już tym bardziej przyznać, że mogłoby być to najlepsze wyjście dla Regga.

Kiedy przyszedł wieczór wypaliłem kolejne papierosy, nie mogąc przestać myśleć co się z nim stanie.

- Nie zaśniesz dzisiaj, prawda?

Pokręciłem głową.

- Chodź. - Rozłożył ręce, a ja nie zamierzałem czekać na nic więcej, objąłem go w pasie chowając głowę w zagięciu jego szyi. Czułem jak kładzie dłonie na moim karku, a potem wplata je we włosy i przeczesuje je palcami. Nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na łóżku, ale leżałem wtulony w klatkę piersiową Rosiera, a on bawił się moimi włosami.

- Mogę spać dzisiaj z tobą? - Zapytałem cicho, jakbym nie był pewien czy głos mi się nie złamie. Czułem, że się uśmiech.

- Pewnie.

Gdy zasnął przysłuchiwałem się jego oddechowi poczułem, że sam robię się śpiący i ku własnemu zdziwieniu usnąłem.

[2210 słów]

A macie ten rozdział. Ja w tym czasie idę pisać nowe traumy dla Rega i zrobić coś, żeby jego romans z Potterwm rozkwitł.

Trust Me || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz