✮43✮

577 32 167
                                    

Regulus Black

Westchnąłem głęboko, bo miała rację. Skoro mój plan zawiódł będę musiał się przygotować na ceremonie. Zerknąłem na rany i stwierdziłem, że Cyzia dobrze je opatrzyła, bo nie bolały, aż tak bardzo.

Ubrałem wyjściową szatę i zszedłem na dół gotowy na najgorsze. Kiedy się tam pojawiłem reszta rodziny już na mnie czekała; ojciec ograniczył się do oceniającego i pełnego pogardy spojrzenia, za to matka nawet na mnie nie spojrzała.

- Nie przynieś nam wstydu Regulusie.

- Ja nie chcę tego robić. - Powiedziałem cicho przez zaciśnięte zęby, ale jak widać matka i tak to usłyszała, bo po chwili oberwałem siarczystym ciosem prosto w policzek.

- Będziesz robić to co ci karzę, jestem twoją matką.

Popatrzyłem na nią pełnym nienawiści spojrzeniem i patrząc jej prosto w oczy wyplułem słowa ociekające jadem.

- Nigdy nie byłaś i nie będziesz moją matką. Prędzej nazwałbym Euphemie matką niż ciebie.

Widziałem jak wyciąga różdżkę, a w następnej chwili moim ciałem wstrząsnęły drgawki, ale ustały zaskakująco szybko i gdy znów spojrzałem na matkę widziałem jak ojciec trzyma ją za rękę szepcząc coś do ucha. Nienawidziłem tego domu całym sercem i wprost nie mogłem uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się w ciągu kilkunastu ostatnich godzin.

Matka chwyciła mnie za ramię wbijając mi boleśnie palce w świeże rany i teleportowała nas na jakiś stary opuszczony i mrocznie wyglądający cmentarz. Ciemne chmury na niebie uniemożliwiały przebicie się ostatnich promieni słońca, więc byliśmy zdani tylko na światło z różdżek. Zostałem wepchnięty w środek okręgu, a dokoła mnie pojawiało się coraz więcej czarodziejów w tych paskudnych maskach, tylko jeden z nich zdjął ją na chwilę i rozpoznałem w nim ojca Evana. Aż w końcu pojawił się i on, prosto przede mną, we własnej paskudnej osobie Lord Voldemort. Wszyscy dokoła ukłonili mu się, a ja stałem z wysoko uniesioną głową patrząc wyzywająco prosto w jego oczy. Poczułem tylko jak matka zaklęciem zmusza mnie do ukłonu, więc z zaciśniętymi do białości ustami uklęknąłem.

- Powstańcie moi wierni sprzymierzeńcy. Walburgo - wystąpiła z szeregu i stanęła krok za mną - więc w końcu wywiązałaś się z obietnicy i przyprowadziłaś do mnie swojego młodszego syna.

- Jedynego syna Panie. Zgodnie z obietnicą, za kilka miesięcy kończy siedemnaście lat.

- Ahhh doskonale. Więc Regulusie, wiedz, że przynależność do tej ścisłej grupy wybrańców jest niezwykłym zaszczytem. Czy przyjmujesz go?

Chciałem odpowiedzieć, że nie i lepiej będzie jeśli mnie zabije, ale w tym momencie poczułem rozdzierający ból w głowie i wiedziałem, że to Walburga próbuje do niej wtargnąć. Niestety udało jej się, bo byłem zbyt słaby i za mało skupiony.

- Odpowiesz tak, albo twój nędzny brat, zdrajca krwi przypłaci twoją głupotę życiem. Do tego ten Potter, co byś powiedział, gdyby nagle Śmierciożercy zrobili nalot na jego dom?

- Nie. - Szepnąłem cicho w myślach, a kątem oka patrząc na nieprzenikniony wyraz twarzy kobiety obok mnie.

- Więc jak Regulusie. Przyjmujesz ten zaszczyt?

- T-tak. - Powiedziałem drżącym głosem i ze ściśniętym gardłem, mimo, że moje usta mówiły jedno to w środku cały krzyczałem co innego.

- Wystaw lewą rękę. - Powiedział, a gdy tylko wysunąłem rękę do przodu chwycił ją mocno w swoje kościste palce i podciągnął szatę odsłaniając nierówną skórę pokrytą bliznami. Poczułem jak przykłada czubek różdżkę do niej i słyszałem jak wypowiada jakieś słowa. Wokół nas powstała złowroga mgła, a niebo przeszył piorun, co tylko spotęgowało uczucie grozy, które we mnie żyło. W tym momencie poczułem niewyobrażalne pieczenie na przedramieniu i czułem, że krzyczę, ale nie potrafiłem siebie usłyszeć. W końcu puścił moją rękę, która teraz pulsowała niewyobrażalnym bólem. Miałem wrażenie jakby ktoś ją zapalił i rozciął do mięsa, a potem zaszył nierówno. - Bracia, siostry powitajmy w naszych szeregach Regulusa Arkturusa Blacka.

Trust Me || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz