✮39✮

721 39 199
                                    

Regulus Black

James miał rację, nie mogłem się tak odcinać, kiedy świat zaczynał się walić.

Resztę dnia spędziliśmy razem, głównie na leżeniu w moim łóżku i rozmawianiu o pierdołach. Barty i Evan wrócili wieczorem, a mimo to Jamie siedział ze mną do późna, miałem wrażenie, że kiedy już wychodził to przysypiałem. W ostatnim czasie nie spałem za dobrze, także liczyłem na chodź odrobinę snu.

W nocy obudziłem się mając poczucie jakbym się dusił, jakby ktoś zacisnął palce na mojej szyi, albo jakby płuca wypełniał mi jakiś płyn. Byłem tak spanikowany próbując złapać oddech, że nawet nie zauważyłem, kiedy obok mnie zjawili się przyjaciele razem z panią Pomfrey. Przez cały ten czas próbowałem złapać powietrze i przekonać siebie samego, że żyję, ale z napadu histerii wyrwała mnie dopiero Pomfrey karząc połknąć jakiś eliksir. Zamrugałem wtedy starając się wyostrzyć obraz dookoła i dopiero wtedy mogłem zobaczyć jakie przerażenie maluje się na twarzy Evana i Barty'ego.

- C-co się stało? - Zapytałem po wyjściu pielęgniarki.

- Krzyczałeś, przez sen.

- A potem obudziłeś się i zacząłeś dusić.

Dotknąłem się po szyi próbując wyczuć kształt wisiorka od McGonagall, ale znalazłem tylko prezent od Jamesa. Gdy go tam nie poczułem miałem wrażenie, że ponownie ogarnia mnie panika.

- Reg?

- Wisiorek...n-nie ma go. - Powiedziałem ledwie słyszalnie spoglądając na nich z przerażeniem wypisanym na twarzy. - Nie, nie, nie. To się nie może dziać.

- Może po prostu gdzieś ci spadł. Nie ma co od razu paniki siać. - Powiedział spokojnie Rosier.

Zdjąłem koszulkę z nadzieją, że łańcuszek jednak wypadnie, gdzieś z zaplątanej bluzki, ale gdy tak się nie stało zacząłem przetrząsać łóżko i całą swoją część pokoju. W końcu usiadłem bezradny na ziemi i czułem jak oczy zachodzą mi łzami, z tego amoku wyrwał mnie dopiero dotyk Croucha na ramionach.

- Reg on nie mógł tak o wyparować. Poszukamy go rano, a jak się nie znajdzie to powiesz o tym McGonagall.

- I co będzie mnie miała za niedołęgę, że zgubiłem wisiorek, którego nawet nie zdejmowałem? - Prychnąłem kręcąc przecząco głową.

- Jesteś dla siebie zbyt surowy.

Nie odpowiedziałem na stwierdzenie bruneta, tylko pozwoliłem mu się zaprowadzić z powrotem do łóżka.

- Myślisz, że to, że zacząłeś się dusić było jakoś powiązane z tym wisiorkiem? - Odezwał się Rosier, kiedy wszyscy leżeliśmy ponownie w łóżkach.

- Nie wiem. Możliwe, zależy jakie zaklęcia na niego nałożyła McGonagall. - Stwierdziłem cicho bojąc się mojego własnego głosu.

Nie mam pojęcia jak udało mi się ponownie zasnąć, ale nie był to przyjemny ani spokojny sen. Znów miałem jeden z tych swoich wstrętnych koszmarów, czasami wolałem już nie spać całą noc niż przeżywać je na nowo.

Kiedy obudziłem się rano czułem się gorzej niż po całej nieprzespanej nocy. Na początku łudziłem się, że ta noc była tylko złym snem, ale gdy tylko trochę oprzytomniałem zdałem sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę.

- Nie chcę iść z tym do McGonagall. - Stwierdziłem przy śniadaniu.

- Czemu nie? - Zdziwił się Crouch.

- Nie przepada za mną. Poza tym od dawna nie czułem, żeby matka próbowała wejść mi do głowy, więc to jest bez sensu, żeby marnowała tak swoją energię. - Widząc ich nieprzekonane miny dodałem. - Ale gdy tylko coś się stanie od razu jej powiem.

Trust Me || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz