✮15✮

1K 63 40
                                    

Regulus Black

Siedzieliśmy w swoim pokoju; ja rysowałem i zanotowałem w międzyczasie kilka linijek wiersza, Evan wpatrywał się w sufit leżąc na podłodze (dalej nie mam pojęcia czemu), a Barty robił coś w łazience przy otwartych drzwiach.

- Baaaarty. - Marudził przyjaciel. - Co ty tam do cholery robisz? Ja potrzebuję się wysikać!

- To idź do Pandory? - Zasugerował wychodząc z łazienki.

- Nie chce mi się. Oooo. - Podniosłem głowę, żeby zobaczyć co go tak zaintrygowało i.... Oooo

Barty stał przed nami w samych dresach i ze zrobionymi kreskami na oczach. Wyglądał...wow jakby był przystojny, ale teraz, było po prostu wow.

- Ummm to ja może jednak pójdę do Pandory. - Stwierdził blondyn podnosząc się i ukrywając twarz poza zasięgiem naszego wzroku.

Ale Crouch nie byłby sobą, gdyby pozwolił mu tak po prostu odejść.

- Hej, no dla ciebie się pośpieszyłem i wyszedłem z łazienki. - Stwierdził z szelmowskim uśmieszkiem łapiąc Evana za brodę. Stąd widziałem jak czerwieni się na twarzy, a brunet lekko parsknął śmiechem przepuszczając go w drzwiach do łazienki.

Popatrzyłem z politowaniem na niego.

- Dręczysz go strasznie.

- Przesadzasz.

- Barty. On. Cię. Lubi. I nie udawaj, że tego nie wiesz. - Powiedziałem, bo już nie mogłem się powstrzymać.

Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Rosier do nas wrócił, tym razem wyłożył się na łóżku obok Croucha.

- Uhhh weź, chociaż załóż jakąś bluzę czy coś. - Stwierdził próbując się na niego nie gapić, co tamtego jeszcze mocniej rozśmieszyło.

- Wychodzę. - Powiedziałem zatrzaskując notatnik.

- A to gdzie?

- Do biblioteki.

Nie pytali o nic więcej, po prostu przyglądali mi się jak zabieram swoje rzeczy zapalając papierosa.

Nie miałem zamiaru się uczyć albo czytać. Potrzebowałem chwili wytchnienia i zapomnienia. Potrzebowałem pomyśleć o tym wszystkim. Gdy zacząłem to analizować przeszedł mnie dreszcz przerażenia i przytłoczenia. Nie żyliśmy w dobrych czasach, o czym czasem łatwo zapomnieć, poza murami tego zamku nie czekała nas świetlana przyszłość, bynajmniej nie mnie i większości ze Slytherinu. Poza oczywistymi sprawami, jakimi była moja matka, znak i groźba śmierci, moje myśli zaprzątała jeszcze dwójka chłopaków. Syriusz i James.
Niby przeprosiłem się z moim bratem, ale czy tak naprawdę mu wybaczyłem? Czy on naprawdę chciał mnie z powrotem? Czy jemu na mnie zależało? Niby czemu miałoby mu zależeć na kimś takim jak ty? Jesteś nikim. Ma przecież nowego, lepszego brata.
Różnica pomiędzy Syriuszem a Potterem była taka, że do mojego barta czułem żal, a Jamesa naprawdę nie lubiłem. Może to głupie, ale obwiniam go za ucieczkę Syriusza, bo gdyby nie on wszystko byłoby inaczej.

Nie do końca wiedziałem, w którym momencie moich rozmyślań zacząłem pisać, ale udało mi się stworzyć coś ciekawego.

Jedno słowo, o sile wielkiej,
jedno słowo, które spokój
i cierpienie niesie. Cisza.
Grzechot, stukot, wrzask i spokój.
Cisza. Każdy boi się odezwać,
a w swej głowie wrzeszczy jak dziki.

Cisza.

Chyba dopiero teraz zauważyłem jak bardzo cisza jest pojęciem względnym, bo siedzę w bibliotece, gdzie panuje idealny spokój, ale ja czuję jak drga mi noga i jak przygryzam dolną wargę a w głowie wiruje kilka natrętnych i obrzydliwych myśli, których się boję. Dopiero teraz zauważyłem, że cisza tak naprawdę nie koi, ani nie jest odpowiedzią, bo cisza zawsze będzie ciszą. Bezpłciową ciszą, bez odpowiedzi, która robi mi mętlik w głowie.

Zatrzasnąłem notatnik, nie zauważyłem nawet, że kartka z tym wierszem mi wypadła. Zorientowałem się dopiero, potem gdy chciałem go wyrzucić. Wstałem z miejsca i dałem się ponieść nogą dokądkolwiek, aby tylko zagłuszyć tę pustkę w moich myślach. Tak, bałem się moich myśli i wolałem ich nie dopuszczać do głosu.

Po drodze na swoje nieszczęście wpadłem na Jamesa. Był to całkowity przypadek, bo szedłem właśnie jednym z bardziej ruchliwych korytarzy chyba w kierunku astronomicznej z nadzieją, że papierosy uspokoją moje tętno, a on wychodził za zakrętu.

Spojrzałem na jego twarz, która przybrała jakiś niezrozumiały dla mnie wyraz, była niepodobna do Pottera - słoneczka Hogwartu.

- Cześć Regulusie. - Odezwał się z typową dla siebie wesołością, a jego twarz z powrotem miała normalny wyraz. Może po prostu mi się wydawało, w końcu nie znam się z nim za dobrze.

- Hej. - Odpowiedziałem tyle ile chciałem, bo nie miałem zamiaru strzępić sobie na nim języka.

- Co u ciebie?

- Potter daj se spokój. Nie chcę się z tobą zadawać.

- Lubię wyzwania, a ludzie lubią mnie.

- Błagam, spędziłeś za dużo czasu z Syriuszem, że zaraziłeś się jego ego czy to twoje własne? - Odparłem przewracając oczami.

- Może jedno i drugie.

- Tak myślałem, a teraz dasz mi przejść?

- Eeee nie.

- Czemu? - Skrzywiłem się, bo zdecydowanie nie miałem humoru na takie numery.

- Dopóki nie powiesz mi dokąd idziesz.

- Merlinie jakie to dziecinne. - Popatrzyłem na niego, ale on wyglądał jakby mówił serio z wyjątkiem swojego uśmiechu. - Po pierwsze przestań się szczerzyć, po drugie idę na astronomiczną. Zadowolony?

- Jeszcze jak. Tak swoją drogą, dlaczego mnie nie lubisz? Wiesz na przykład na tamtej imprezie miałeś mnie całkiem gdzieś. - Poszedł za mną. Nie wierzyłem, że ma, aż taki tupet, ale jak widać się myliłem. Opuszkami palców ścisnąłem swój nos, aby zachować spokój.

- James. Ustalmy jedno ty zostajesz tu, a ja idę dalej.

- Nie możesz mi zabronić.

- Ale mogę cię nie słuchać.

Naprawdę mogłem, bo, mimo że gadał jak najęty łatwo było zapomnieć o czym mówił dzięki jego głosowi. Miał on taki ton, że można było się czuć spokojnie i bezpiecznie, co jest dziwnym uczuciem, ale przyjemnym, po prostu miał kojący głos, dzięki któremu można było ślizgać się miedzy jego wypowiedzą.

Straciłem nim całe zainteresowanie już po paru krokach, dlatego byłem w szoku, kiedy pojawił się obok mnie na astronomicznej.

Popatrzyłem na niego z uniesioną brwią odpalając papierosa.

- Tooo, dlaczego mnie nie lubisz?

- Jesteś aż takim idiotą? - Zapytałem wydmuchując dym i czując jak gryfon mi się przygląda, kiedy oparłem się o krawędź.

- Chcę to usłyszeć z twoich ust.

Westchnąłem głęboko odwracając się do niego.

- A potem dasz mi spokój? - Pokiwał energicznie głową. - Nie lubię cię, chodź nawet nie wiem czy to jest dobre określenie, dlatego, że to ty pomogłeś mu uciec. Że to do ciebie uciekł, że to na ciebie zostałem wymieniony. Za to cię kurwa nienawidzę.

Patrzyłem na niego spod pół przymkniętych powiek, ale na jego twarzy nic się nie zmieniło. Nic. Po prostu skinął głową, obrócił się i odszedł. Nie byłem pewien co mam po tym sądzić, ale dopiero po jego odejściu zauważyłem, że znów otaczała mnie cisza. Cholerna cisza. Nie zauważyłem, że gdy on tak nawijał to moje myśli się zatrzymały, a ja przestałem się na nich skupiać. Przestałem analizować, bo skupiłem się na płynięciu z jego głosem. Nienawidziłem tłumów ludzi, przy których mój mózg analizował wszystko pięć razy mocniej, ale przy jego paplaninie dziesięć razy głośniejszej od tłumu udało mi się po prostu być.

Patrzyłem prosto w przestrzeń zapominając o papierosie. Po prostu byłem w szoku jak prosto przyszło mi się wyłączyć przy człowieku, którego tak nie znoszę. To było dziwne, ale dość przyjemne uczycie.

***

Do pokoju wróciłem późno, bardzo późno, bo po chwili, gdy uświadomiłem sobie, że czuję spokój w towarzystwie Pottera dostałem ataku paniki i hiperwentylacji. Miałem taki mętlik, w jakiego głowie dawno nie miałem i byłem wykończony.

Dlatego, gdy Evan mnie szturchnął z rana miałem wrażenie, że dopiero się położyłem.

- Evan?

- Zbieraj się Balck, bo idziemy na śniadanie.

- Hm? - Spytałem, bo wydawało mi się, że jest środek nocy.

- Śniadanie, za pięć minut, w wielkiej sali. - Wypunktował na palcach i dopiero wtedy dotarło do mnie, że jest już ranek.

Nie miałem siły wstawać, ale mimo to zmusiłem się do tego. Założyłem koszulę i krawat nie patrząc nawet w lustro w obawie przed swoim odbiciem.

Usiedliśmy jak zawsze koło Pandory i Dorcas, które jak na dobre przyjaciółki przystało zajęły nam miejsca. Popatrzyłem na jedzenie dookoła i na samą myśl zrobiło mi się znów nie dobrze. A już byłem z siebie taki dumny, że przez ostatni tydzień jem normalnie. Sięgnąłem tylko po kubek kawy, a na moje szczęście Pandora ograniczyła się do badawczego spojrzenia.

- Hej, Reg. Wpadłam po drodze na Slughorna i pytał, czy nie zmieniłeś przypadkiem zdania.

- W życiu. Musiałbym upaść na głowę, żeby dobrowolnie spędzać czas, chociażby na lekcji w ich towarzystwie. - Machnąłem głową w stronę stołu Gryffonów.

- Ale przecież doszedłeś do porozumienia z Syriuszem. - Zauważyła Medows.

- Niby tak, ale wiesz dalej mam do niego żal. A poza tym jest jeszcze Potter, któremu wczoraj powiedziałem w twarz, że go nie lubię.

- Boże Reg.

- Co poradzić. Mam niesamowity talent do odpychania od siebie ludzi. Tylko wy byliście zbyt uparci.

- Mam to traktować jako komplement, czy...? - Zastanawiał się na głos Barty.

- Traktuj to jak chcesz. - Odpowiedziałem patrząc na stół przy którym siedział mój barat w gronie roześmianych przyjaciół.

Naprawdę nie wiem, jak na nim moje słowa nie zrobiły wrażenia, ani czemu chciał to usłyszeć ode mnie jak przecież wiedział o co mi chodzi?

James Potter

Naprawdę mnie nie lubił.

Nie mam pojęcia, dlaczego wciąż o tym myślałem, przecież to było oczywiste, a mimo to odcisnęło na mnie jakiś ślad. Nie znałem się z nim za dobrze, co bolało mnie chyba jeszcze bardziej. Regulus był specyficzną osobą i umiał ranić.

- Hej, Rogacz wszystko gra? - Spytał Syriusz na śniadaniu, gdy przez dłuższy czas się nie odzywałem.

- Hm? A tak jasne. - Nie chciałem, żeby zawracał sobie głowę jeszcze mną, przecież dopiero co ich relacje się naprawiły.

Zmierzył mnie bacznym spojrzeniem, ale zaraz włączyłem się do rozmowy, żeby pozbyć go złudzeń.

Przez cały dzień moje myśli błądziły wokół osoby młodszego Blacka.

Wieczorem, gdy wróciłem do siebie, zauważyłem jak Remus trzyma jakąś kartkę i czyta ze zmarszczonymi brwiami.

- Co jest?

- Znalazłem to w bibliotece. - Podał mi pergamin z kilkoma zdaniami.

- Ktoś napisał naprawdę dobry wiersz. - Stwierdziłem podając mu papier.

- Właśnie.

- Wiesz kto to?

- Pojęcia nie mam. Jest tylko A.B. to może być każdy.

Każdy, ale ten wiersz miał w sobie coś co bolało na tyle mocno, że mogła go napisać tylko jedna osoba. Nie do końca wiem skąd ta pewność, ale podświadomie te słowa pasowały do Regulusa. Cisza.

[1605 słów]

Dobra miało być we wtorek ale jest dzisiaj bo już bardzo chcę wam pokazać co jest dalej.

Trust Me || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz