✮52✮

460 40 167
                                    

Regulus Black

Gdyby ten ostatni tydzień wakacji mógł być normalny, cichy i zaskakująco spokojny jak cała ich reszta. Ale oczywiście było zbyt spokojnie jak na mieszkanie pod jednym dachem z Walburgą. Jednak to do czego zmusiła mnie tym razem przerastało moje najśmielsze oczekiwania.

Zabrała mnie wraz ze sobą do jakiegoś lasu, gdzie czekał na nas nieznany mi czarodziej i jedyne co mi powiedziała to:

- Nie daj się zabić.

Odsunęła się na bok i wtedy zaczął się prawdziwy cyrk. Czarodziej, który prawie na pewno był pod wpływem Imperius mojej matki, wystrzelił ze swojej różdżki jakieś zaklęcie prosto w moją stronę.

- Masz walczyć, a nie się chować! - Zawołała moja matka, kiedy po raz kolejny zrobiłem unik i odbiłem zaklęcie czarodzieja.

Rozproszyła mnie tym, dlatego następne zaklęcie idealnie mnie trafiło, czułem jak upadam i rozcinam sobie skórę o gałąź albo kamień. W końcu ku jej uciesze zacząłem oddawać, ale nie w taki sposób jak ona by chciała. Bo moje zaklęcia były raczej niegroźne jak rozbrojenie, czy próba sparaliżowania przeciwnika. Niestety żadne z moich zaklęć nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, za to ja dyszałem ciężko wycierając policzek z krewi i brudu. Upadłem na ziemię, żeby uniknąć kolejnego z zaklęć, a następne odbić w bok podnosząc się.

Miałem już dość tej bezsensownej gry, byłem wykończony, a moja matka ewidentnie niezadowolona. Miałe  wrażenie, że powoli przestaję myśleć trzeźwo i jedyne o czym myślałem to, żeby to się skończyło.

- Zabij go Regulusie! Zabij go albo on zabije ciebie! - Krzyknęła moja matka w chwili, kiedy oberwałem jakimś zaklęciem.

- Nie będę zabijać. - Powiedziałem plując krwią. - Nie będę Tobą.

- Wystarczyło powiedzieć, że chcesz być martwy. - Tym razem i ona uniosła różdżkę i momentalnie wszystkie moje zahamowania zniknęły. Rzuciłem na nią Criucio, bo było to jedyne co przyszło mi do głowy i co by mogło ją powstrzymać. 

Gdy upadła na ziemię niebezpiecznie blisko mnie przeleciał zielony promień światła, obróciłem się w stronę czarodzieja, akurat w chwili, gdy ponownie to samo zaklęcie poszybowało w moim kierunku. Cudem udało mi się go uniknąć, a kiedy widziałem, że szykuje się, żeby rzucić je po raz trzeci poczułem, że nie ma innej opcji, żeby to skończyć niż odpowiedzenie pięknym za nadobne. Gdzieś w połowie dystansu między nami nasze zaklęcia się spotkały, przerwałem swoje robiąc unik, po czym jeszcze raz wycelowałem w niego i z mojej różdżki poleciał śmiertelny zielony promień. Słyszałem głuchy odgłos, kiedy ciało upadało na ziemię i jak wszystko nagle się zatrzymało i ucichło. W mojej głowie przelatywało milion myśli, ale miałem wrażenie, że panuje tam taka sama pustka jak w każdym innym fragmencie mojego ciała.

- Z-zabiłem go - powiedziałem patrząc na swoje ręce z których wyleciała różdżka, a kolana same się pode mną ugięły.

- Zabijaj albo daj się zabić. - Powiedziała podnosząc się z ziemi kobieta, która zmusiła mnie do zamordowania niewinnego człowieka.

- Kim on był?

- To nie jest istotne.

- Kim on był?! - Zapytałem bardziej stanowczo patrząc jej w oczy.

- McKinnon. Edmund McKinnon. Pracował dla ministerstwa jako auror.

- Był spokrewniony z Marlene? Tak czy nie?!

- Tak, był jej kuzynem.

Kurwa. 

Widziałem jak matka przygląda się ciału, a następnie wypowiada zaklęcie, które spowodowało pojawienie się mrocznego znaku nad nim. Miałem ochotę zwymiotować.

Trust Me || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz