🤍35🤍Nick🤍

152 6 0
                                    

Wizja mojej pięści wbijającej się w twarz tego idioty nie chciała mnie opuścić. Przez całą kolację miałem ochotę rzucić nim o ścianę i zrobić z niego worek treningowy. Nie chciałem, żeby Noah była z Mariem, kropka. Właściwie nie chciałem, żeby była z kimkolwiek, ale na razie nie miałem odwagi, żeby przeanalizować powody tej niechęci. Gdy byliśmy w restauracji, nie mogłem oderwać od niej wzroku. To, jak się śmiała, jak swobodnie rozmawiała z tym głąbem - przy mnie nigdy nie zachowywała się tak na luzie - jak nieświadomie przesuwała dłonią po szyi za uchem, tam, gdzie miała tatuaż... Każdy jej gest przez cały wieczór doprowadzał mnie do szaleństwa.

Po tym, jak wyszła razem z nim, po prostu wstałem od stołu, odwiozłem Annę do jej domu, po czym ruszyłem w stronę jakiegoś pubu na mieście. Nie wszedłem nawet do Any, nie mogłem jej dłużej znieść i dotarło do mnie, że spędzałem z nią ostatnio za dużo czasu. Nie chciałem przecież, żeby zaczęła myśleć, że to coś poważnego. Musiałem znaleźć sobie jakąś inną dziewczynę na chwilę. Myślałem o tym, gdy wchodziłem do lokalu, w którym przez ostatnie kilka lat spędziłem wiele długich godzin. Znajdował się w szemranej okolicy i wiele można by powiedzieć o jego klienteli, ale na pewno nie byli to ludzie kulturalni. Ochroniarze na bramce dobrze mnie znali, więc nie musiałem stać w kolejce do wejścia. W środku muzyka była ogłuszająca, a stroboskopowe światła sprawiały, że tańczące, spocone, wypełnione Bóg wie jakimi narkotykami ciała wyglądały kosmicznie.

Podszedłem do baru i zamówiłem JB, przyglądając się ludziom wokół mnie. W czasie, kiedy przez rok mieszkałem z Lionem w tej dzielnicy, z dala od ojca, jego pieniędzy i wszystkiego, z czym wiązało się nazwisko Leister, udało mi się wypracować pewną pozycję wśród tych ludzi. Szanowali mnie i dopuszczali do swojego świata, który dla mnie był idealną ucieczką od życia, które teraz musiałem prowadzić. Opuściłem dom, gdy tylko ojciec przestał sprawować nade mną władzę rodzicielską. Więź, która nas łączyła od czasu odejścia matki, była tak słaba, że uznałem, że nikomu nie zrobi różnicy, jeśli się wyprowadzę i zacznę żyć na własny rachunek. Skończyło się na tym, że wysłał po mnie swojego szefa ochrony, Steve'a. Zabawnie było zobaczyć tego wysokiego mężczyznę w mundurze w miejscu, które było wtedy moim domem, ale jeszcze zabawniejsze, że po dwóch minutach zorientował się, że żeby zmusić mnie do powrotu, potrzebowałby całego pułku wojska.

Steve pracował dla mojego ojca, odkąd byłem małym dzieckiem, i znał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że skoro nie chcę wrócić, to nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła. Oczywiście póki nie wydarzyła się cała sytuacja z moją siostrą i nie zacząłem potrzebować pomocy ojca.

Następnego dnia moje karty kredytowe przestały działać, a dostęp do konta został zablokowany. Musiałem zacząć pracować w warsztacie u ojca Liona, nigdy nie czułem się bardziej wolny i spełniony niż w tamtym okresie.

Jednak życie w tej części miasta potrafiło być ciężkie. Pierwszy wpierdol dostałem od razu po przeprowadzce. Zrozumiałem wtedy, że nie mogę być synalkiem milionera i mieszkać w tej okolicy - musiałem stać się jednym z nich. Zacząłem trenować całymi dniami, codziennie; nikt nie podniesie na mnie ręki, jeśli będzie wiedział, że mogę mu oddać. Lion nauczył mnie, jak się bić, jak zadawać i odpierać ciosy. Pierwsza poważna bójka przytrafiła mi się po dwóch miesiącach treningów. Powaliłem wtedy usmarować krwią Ronniego na ziemię i zyskałem w ten sposób szacunek wszystkich obecnych. Wyścigi i walki na ringu pojawiły się później, a wraz z nimi niepisany układ pomiędzy mną a Ronniem. Ludzie zaczęli wybierać strony: w jednej ekipie byliśmy ja, Lion i nasi kumple, w drugiej - Ronnie i jego szemrani kolesie od narkotyków i drobnej przestępczości. On szybko zrozumiał, że warto mieć z nami dżentelmeńską umowę, zwłaszcza gdy któregoś razu mój ojciec wyciągnął nas wszystkich z więzienia po tym, jak wywołaliśmy publiczne zgorszenie.

Wszystko się zmieniło, gdy jakiś rok później po raz pierwszy naprawdę potrzebowałem wsparcia ojca. Po prostu nie mogłem ignorować faktu, że mam siostrę, którą chciałbym poznać. Ojciec zaoferował, że pomoże mi zdobyć sądowe pozwolenie na widywanie jej, jeśli wrócę do domu, pójdę na studia i będę mieszkał z nim przez co najmniej trzy lata. Musiałem się zgodzić. Wróciłem do rezydencji Leisterów i odkryłem, że ojciec w końcu zaczął się mną faktycznie interesować. Nasza relacja się poprawiła, ale poza tym w moim życiu niewiele się zmieniło. Mieszkałem u ojca, ale większość czasu spędzałem z Lionem na upjaniu się, ćpaniu i pakowaniu w problemy... Dopóki wracałem na noc do domu i chodziłem na zajęcia, ojciec nie wtrącał się w moje życie, a ja nie wtrącałem się w jego... I tak było aż do teraz.

Walki i wyścigi stanowiły nieodłączną część mojej codzienności. Rywalizacja między ekipami Ronniego i Liona robiła się coraz bardziej zażarta. Choć wtedy jeszcze żaden z nas nie był tym, kim staliśmy się później, zawsze widziałem w oczach Ronniego źle skrywany żal. Nasz niepisany pakt powinien obowiązywać jak najdłużej, ponieważ mieszkaliśmy w tym samym miejscu i obracaliśmy się wśród tych samych ludzi. Jednak to, co z początku było przyjacielską rywalizacją, zamieniło się w niebezpieczną walkę dwóch band, która ostatnim razem mogła się zakończyć czyjąś śmiercią. Moja pięść wbijająca się w jego szczękę na ostatnich wyścigach stanowiła zaproszenie do walki, o której nie było wiadomo, kiedy dokładnie się odbędzie. Zwycięstwo Noah nad Ronniem było największym upokorzeniem, jakie mogło go spotkać, i wiedziałem, że wkrótce będę musiał się z nim skonfrontować i jakoś to naprawić. Problem polegał na tym, że Ronnie najwyraźniej zakończył już etap ulicznych bójek i przyjacielskich przepychanek. Fakt, że ostatnim razem użył broni, świadczył o tym, że przez ostatni rok stał się znacznie bardziej niebezpieczny. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że niedługo może natknąć się w jakichś okolicznościach na Noah...

Cholera, niech diabli wezmą Noah i ten jej wygłup! I niech szlag ją trafi za to, że wywróciła moje życie do góry nogami. Powinienem o niej zapomnieć, zająć się swoimi sprawami, zabawić się po swojemu, cieszyć się życiem tak jak najbardziej lubię...

Blondynka w obcisłym topie i czarnych skórzanych spod niach podeszła do baru.

Susan: Witaj, Nick - przywitała się ze mną. Gdy popatrzyłem na nią z bliska, zobaczyłem tatuaż ze smokiem na jej oboj czyku i przypomniałem sobie, że już kiedyś coś z nią robiłem. Miała imię zaczynające się na S: Sophie, Sunny, Susan czy coś takiego.

Kiwnąłem głową na powitanie. Nie miałem ochoty gadać, nie byłem w nastroju, ale na inne rzeczy owszem miałem ochotę. Bez najmniejszych oporów zrobiła krok w moją stronę, a potem już niewiele trzeba było, żeby nasze usta się spotkały.

Objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Jej oddech pachniał wódką i czymś słodkim. Miała blond włosy i pełno krągłości, które tylko czekały, żeby je pieścić. Właśnie tego mi było trzeba, żeby pozbyć się napięcia nagromadzonego przez ostatnie dni. Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem w ciemny kąt, do jednej z wielu wolnych lóż.

I wtedy nagle zobaczyłem, jak światła dyskoteki sprawiają, że jasne włosy Susan robią się wielokolorowe, i w mojej głowie pojawiła się Noah. Przekląłem pod nosem i popchnąłem dziewczynę na ścianę nieco mocniej, niż to było konieczne, ale westchnienie rozkoszy, które z siebie wydała, sugerowało, że mogę kontynuować. Czułem jej ciało przylegające do mojego we wszystkich odpowiednich miejscach, ale jej usta poruszały się zbyt nachalnie, nie tak, jak chciałem... Odsunąłem się i pocałowałem ją w szyję. Pachniała dymem i alkoholem. Odgarnąłem jej włosy i zobaczyłem tatuaż ze smokiem... To nie ten tatuaż chciałem całować, to nie ta szyja doprowadzała mnie do szaleństwa za każdym razem, gdy tylko na nią popatrzyłem... Objąłem jej twarz dłońmi i nie znalazłem ani jednego piega, a jej zielone oczy nie były ani błękitne, ani otoczone całym lasem rzęs... Odsunąłem się.

Susan: Co się stało? - spytała, przesuwając dłońmi po moich spodniach i pieszcząc mnie wyzywająco. Chwyciłem jej nadgarstki jedną ręką i odsunąłem je od siebie.

Nick: Przykro mi, muszę już iść - usprawiedliwiłem się i odwróciłem do niej plecami. Nie chciałem nawet słuchać jej sprzeciwu, musiałem jak najszybciej stamtąd wyjść.

𝓜𝓸𝓳𝓪 𝓦𝓲𝓷𝓪  (𝓘𝓷𝓼𝓹𝓲𝓻𝓸𝔀𝓪𝓷𝓮)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz