Christian
Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że nie decydujemy o tym, do jakiej rodziny przypisze nas los. Nie sposób się z tym nie zgodzić – gdyby było inaczej, ludzie nie dorastaliby przy rodzicach narkomanach, alkoholikach czy sadystach lubiących znęcać się nad własnymi dziećmi. Kto z własnej woli chciałby tkwić w domu pełnym przemocy i brudnych, zakrwawionych strzykawek? Nikt.
Tyle że ja dostałem drugą szansę. Uwolniłem się z toksycznego środowiska, otrzymując wybór – nowa rodzina albo ulica... No i wybrałem Malbat, kurwa mać. Nie wiem, co złego widziałem w perspektywie bycia bezdomnym. Może teraz, zamiast gapić się na fiuta swojego najlepszego przyjaciela, mieszkałbym pod mostem w jakimś przytulnym, przeciekającym kartonie i miałbym zajebiście święty spokój.
– Neil, ubierz te cholerne spodnie – jęknąłem, przetarłszy twarz ręką. – Jesteś pijany?
Blondyn popatrzył na mnie z irytacją.
– Człowieku, dociera do ciebie powaga sytuacji?
– Jeżeli mam być szczery – westchnąłem – to nie. Wytłumacz, o co tak naprawdę chodzi, nic nie rozumiem.
Nie kłamałem. Poważnie nie wiedziałem, jaki był powód tych popieprzonych odwiedzin. Wszystko działo się tak szybko – w jednej chwili oglądałem film z żoną, a w drugiej rozebranego od pasa w dół Neila. Cóż, chyba wolałem, gdy przyjaciel mieszkał u Tary i Alberto. Wtedy przynajmniej dostawał silne leki, więc grzecznie przesypiał noce, a nie biegał po cudzych domach niczym przedstawiciel handlowy. Z tą różnicą, że przedstawiciele handlowi zazwyczaj demonstrują produkty na sprzedaż typu garnki czy odkurzacze, a nie swoje kutasy.
– Stary, prawdopodobnie jestem śmiertelnie chory – syknął Neil, wskazując na swojego penisa otwartą dłonią.
Uniosłem brew i lekko przechyliłem głowę.
– Moim zdaniem mieści się w normie, nie przesadzaj.
– Debilu – zacisnął pięści, co uświadomiło mi, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. – Po pierwsze, jest powyżej średniej, a po drugie...
– Długo mam tak jeszcze siedzieć? – mruknęła Alice, wciąż przyciskając ręce do twarzy. – Chciałabym dokończyć film.
Oczy Neila pociemniały, a jego skóra zrobiła się niebezpiecznie blada. Od dawna nie widziałem Lewisa tak wkurzonego, ale potraktowanie go poważnie, gdy wciąż miał opuszczone dresy, graniczyło z cudem.
– Kobieto! – warknął ostro, a następnie, dzięki Bogu, schylił się i naciągnął spodnie na dupę. – Ja tu walczę o życie, do cholery! Czy kiedy ty umierałaś, ja byłem zainteresowany jakimś durnym filmem?!
Alice parsknęła śmiechem.
– Zostałam dźgnięta nożem – przypomniała Neilowi.
– No właśnie, nic wielkiego ci się nie stało! A mi fiut nie sztywnieje!
Popatrzyłem na Neila z powagą. Kurde, w przeciwieństwie do mojej żony, która odsłoniła oczy i posłała blondynowi wściekłe spojrzenie, naprawdę zaniepokoiły mnie słowa przyjaciela.
– Bagatelizujesz to, że prawie zostałam zamordowana?
– A ty bagatelizujesz stan Arnolda? – odpowiedział pytaniem na pytanie, dosłownie kipiąc ze złości. – Może flak u Christiana to normalka, ale mój penis dotychczas miał się bardzo dobrze!
Zakląłem, chwyciłem garść chipsów i cisnąłem nimi w Neila. Dzięki temu, że działałem szybko, Alice nie zdążyła ochrzanić mnie za bałagan na podłodze. Kiedy już otwierała usta, sam zabrałem głos:
– Spieprzaj, idioto. Akurat ja nie mam problemów ze swoim kumplem, jest twardy, kiedy trzeba – oświadczyłem z dumą, ignorując żonę, która moje słowa podsumowała bezczelnym przewróceniem oczami. – Właściwie to po cholerę tu przyszedłeś, co?
Neil zawiązał sznurek od spodni. Całe szczęście, bo wolałem, gdy jego dresy trzymały się na miejscu i zasłaniały to, co powinny.
– Jak to „po cholerę"? – prychnął. – Jesteś moim przyjacielem.
Fakt. Przyjaciele są po to, żeby się wspierać. Zawsze.
– Mam ci wysłać jakiegoś pornosa? – podsunąłem pierwszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy, jednak szybko tego pożałowałem, bo poczułem na sobie morderczy wzrok Alice. – W sensie ja nie oglądam takich rzeczy, ale gdybyś chciał to...
Blondyn pokręcił głową.
– Nie stanął mi na widok Olivii – wymamrotał cicho. – Żadne rozebrane babsko nie zdziała cudów.
– To niby w jaki sposób mam pomóc? Zrobić ci dobrze ręką?
– Dziękuję za kolejną traumę.
– Na mnie nie licz – Alice pokazała Neilowi środkowy palec w tym samym momencie, w którym mężczyzna zgiął się wpół i zaczął imitować odruchy wymiotne.
– Wolałbym zdechnąć. – oznajmił krótko. I szczerze. Bardzo szczerze.
– Skurwysyn...
– Dobra, przestańcie – sapnąłem, powoli podnosząc tyłek z kanapy. – Neil, która godzina?
– Nie wiem – wyprostował plecy, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, niedbale wzruszył ramionami. – Jakoś po północy.
Wsunąłem dłonie do kieszeni bluzy pokrytej okruszkami chipsów i przejechałem językiem po dolnych zębach. Alice i Neil milczeli, dając mi czas do namysłu.
– Idę obudzić chłopaków – odezwałem się po kilkudziesięciu sekundach całkowitej ciszy.
Lewis otworzył szczerzej oczy.
– Po co?
– Czas na nocne zebranie Malbatu.
Alice dołączyła do przyjaciela. Oboje zaczęli wlepiać we mnie swoje błyszczące, przepełnione dezorientacją gały, całkowicie zaskoczeni decyzją, którą podjąłem. Ciężko było im się dziwić.
– Męskie zebranie Malbatu. – sprecyzowałem, ruszając do przedpokoju.
Niestety nie widziałem miny Neila, kiedy głośno wypuścił powietrze z płuc. Szedł tuż za mną, więc mogłem się jedynie domyślać, że wyglądał, jak chodząca definicja ulgi.
***
Dorzuciłem spory kawał drewna do ogniska. Iskry zawirowały w powietrzu i wzniosły się do spowitego mrokiem nieba. Zadarłem głowę, by odprowadzić je wzrokiem. Wyglądały jak setki świetlików, które uciekały przed pomarańczowymi płomieniami. Żar ogrzewał mnie tak mocno, że gdy zrobiłem kilka kroków w tył i usiadłem na kocu obok Masona i Liama, wciąż czułem przyjemne ciepło.
– Dobra, panowie – zaczął Alberto, opierając łokcie na kolanach. Blask ognia rozświetlał jego skupioną, pomarszczoną twarz. – Czy możecie mi wyjaśnić, skąd pomysł na męską naradę o tej porze? W dodatku na plaży? – siwe brwi szefa powędrowały ku górze.
Potarłem kark dłonią. Odkąd zerwałem wszystkich facetów Malbatu na równe nogi, nie zdążyłem niczego wyjaśnić. Zresztą co miałbym powiedzieć? Powód naszego zebrania był... dość nietypowy.
– Cóż, no...
– Podobno Neil wpadł do naszego domu i zdjął spodnie przed moją mamą – wyjaśnił krótko Liam, pomijając znaczną część istotnych faktów.
Miałem ochotę palnąć młodego w łeb, ale rozproszyła mnie reakcja szefa. Alberto odwrócił głowę i popatrzył na Lewisa wzrokiem, który oznaczał nic innego jak: „normalnie nie uwierzyłbym w coś tak niedorzecznego, ale jesteś, kurwa, debilem, więc na bank to zrobiłeś".
– Słucham wyjaśnień – dowódca zmrużył powieki, jakby chciał prześwietlić oskarżonego na wylot.
Niewzruszony – jak zwykle – Neil złamał gałąź o kolano, wrzucił ją do ogniska, po czym stwierdził z całkowitą powagą:
– Młody pieprzy głupoty, nie słuchaj go.
Alberto wzniósł oczy do nieba i połączył dłonie w pozycji modlitewnej.
– Dzięki ci, dobry Boże.
– Rozebrałem się przed Christianem, nie przed Alice.
Czy on naprawdę to powiedział?
Reakcje naszych przyjaciół potwierdziły mi, że... tak.
No co za palant.
Mason zarżał głośno, Benny i Mamut popatrzyli na mnie z lekką konsternacją, Alberto przestał adorować Najwyższego, stwierdziwszy zapewne, że na przypadłość Lewisa nie pomogą żadne modły, a Liam przycisnął sobie ręce do brzucha, opadł na plecy i dostał ataku dzikiego rozbawienia.
– Chyba nie chcę wiedzieć, jak do tego doszło – Benjamin zacisnął poły grubego szlafroka, tym samym ukrywając swoją uroczą piżamę w kolorowe owieczki.
Gruby, dosłownie tryskając wesołością i entuzjazmem, machnął ręką na doktorka.
– Przynudzasz, Benny. Ja tam jestem cholernie ciekawy, co mu odbiło.
– Nic mi nie odbiło – żachnął się Neil.
– Ta? Więc to takie normalne, że robisz striptiz przed przyjaciółmi? – ciągnął dokuczliwie Mason. – Może też tego spróbuję.
Lewis uniósł kąciki ust w złośliwym uśmiechu.
– A niby kto chciałby cię oglądać? Nie zebrałbyś zbyt dużej widowni.
– Wystarczy mi jedna osoba, która kocha moje ciało.
– Ja pierdolę, zaraz się porzygam.
– Twoja kochana...
– Mason, radzę ci zamknąć ryj.
– ...młodsza...
– Nie żartuję, powoli tracę cierpliwość.
– ... siostrzyczka. – Gruby zamrugał niewinnie. Nie minęło więcej niż parę sekund, a już chował łeb między kolanami, bo Neil sypnął mu piachem w oczy.
Alberto, choć nieszczególnie zaskoczony idiotycznym zachowaniem chłopaków, westchnął ze zniecierpliwieniem.
– Możecie się uspokoić? – mruknął, zapinając bluzę pod samą brodę. Wybraliśmy dość kiepską porę roku na nocne plażowanie, bo temperatura oscylowała w okolicy zera. – Neil, posłuchaj. Jeżeli masz jakiś kłopot...
– No mam. Oczywiście, że mam – blondyn rozłożył ręce na boki. – I o to tu właśnie chodzi.
Dowódca wykonał okrężny ruch dłonią, by zachęcić mężczyznę do kontynuacji, po czym dodał łagodnie:
– Śmiało. Z czymkolwiek się zmagasz, spróbujemy ci jakoś pomóc.
– Wątpię, że będziecie w stanie... – Neil westchnął markotnie, wlepiając wzrok w piasek, jednak po krótkiej chwili, zupełnie jakby niespodziewanie kopnął go prąd, uniósł głowę i spojrzał na Alberto z wyraźnym ożywieniem w oczach. Jako że wiedziałem, czego dotyczył intymny problem mojego przyjaciela, nie spodobała mi się jego reakcja. – Właściwie to ty, szefie, mógłbyś coś dla mnie zrobić.
O nie.
– Zamieniam się w słuch. – Alberto posłał blondynowi uśmiech pełen ojcowskiego wsparcia.
– Jesteś już stary, więc pewnie bierzesz jakieś leki na potencje?
Walnąłem się w czoło tak mocno, że byłem pewien, iż dźwięk soczystego plaśnięcia usłyszeli aż po drugiej stronie fiordu. Przez kilka sekund myślałem nawet, że uszkodziłem sobie czaszkę, ale postanowiłem się tym nie przejmować. Ból fizyczny nie doskwierał mi tak bardzo, jak słuchanie dyskusji Neila i Alberto, która z wiadomych przyczyn nagle nabrała tempa.
– Słucham? – prychnął szef, ściągnąwszy brwi.
– No co? W twoim wieku to normalne, że nie zawsze ci staje...
– Neil! – warknąłem ostrzegawczo, widząc, jak policzki dowódcy czerwienieją ze złości.
– Z medycznego punktu widzenia Neil ma trochę racji, bo... A, dobra, nieważne – chrząknął Benny i podkulił ramiona pod same uszy, gdy dzikie spojrzenie Alberto prawie wypaliło mu dziurę w głowie.
Mason przykrył usta dłonią, przez co ledwo go zrozumiałem, gdy wymamrotał ze szczerym przerażeniem:
– No nie gadaj, że...
– Nie staje ci? – dokończył Liam, marszcząc czoło. – Arnold ma kryzys?
Nie nadążałem z przeskakiwaniem wzrokiem po członkach rodziny, którzy zaangażowali się w próbę zdiagnozowania niedyspozycyjności Neila.
– Kryzys? – wściekły Alberto zaczął wachlować twarz ręką. – To ja mam, kurwa, kryzys! Przez was!
Lewis przyłożył palec do brody.
– Ale co ja takiego powiedziałem? – zapytał, naprawdę nie widząc problemu.
– Jak już masz brać od Alberto jakieś leki na zaburzenia erekcji, to wcześniej daj mi do przeczytania ulotkę – poprosił doktorek.
– Nie mam problemów z erekcją, do jasnej cholery! – wrzasnął szef.
Jakie to szczęście, że mieszkamy na kompletnym odludziu...
– Nie mówię, że masz! – bronił się Benjamin.
– Ej, a kiedy tak właściwie przestaje stawać?
Wywróciłem oczami, czując jak łeb zaczyna mi pękać.
– Jesteś młody, masz jeszcze dużo czasu na seks, Liam.
– O, zajebiście.
– Według najnowszych badań...
– Wsadź sobie w dupę te badania, Benny. – burknął zdenerwowany Mason. – Neil jest przed czterdziestką, a Arnold przestał mu działać!
Michael podrapał się po skroni.
– Dlaczego jego fiut ma na imię Arno...?
– Zamknijcie się!
Równocześnie odwróciliśmy gęby w kierunku Alberto. Przy ognisku zapanowała taka cisza, że przypuszczałem, iż każdy z nas wstrzymywał oddech ze strachu. Tylko charakterystyczne dźwięki płomieni tańczących wokół drewna od czasu do czasu dawały o sobie znać delikatnym trzeszczeniem.
Szef przymknął powieki. Ciężko było określić, czy liczył od zera do dziesięciu, żeby trochę się uspokoić, czy raczej rozmyślał nad tym, jak nas wszystkich w miarę humanitarnie pozabijać.
Wreszcie otworzył oczy, odetchnął ciężko i zabrał głos.
– Proponuję, byśmy zaczęli od początku – mężczyzna o dziwo brzmiał na naprawdę spokojnego. Chyba odliczanie przyniosło oczekiwany efekt. – Neil, wyjaśnij nam, proszę, na czym dokładnie polega twój problem.
Lewis usiadł po turecku i odkaszlnął, zapewne przygotowując gardło do wyprodukowania obszernych tłumaczeń. Cieszyłem się, że wreszcie porozmawiamy jak cywilizowani ludzie, może nawet zdołamy jakoś pomóc, coś doradzić.
– Wczoraj wieczorem wróciłem do domu – zaczął blondyn, przesypując piasek między palcami – i miałem zamiar spędzić miły czas z Olivią.
– Chcieliście uprawiać seks, tak?
– Nie, szefie. Rozłożyłem warcaby na stole i właśnie wtedy dotarło do mnie, że mam problem ze wzwodem.
– Synu... – Alberto użył swojego upominającego tonu, który wszyscy znaliśmy aż za dobrze, więc Neilowi momentalnie odechciało się ironizować.
– Tak – westchnął. – Chcieliśmy uprawiać seks.
Subtelnie zerknąłem na dowódcę, aby upewnić się, że myślał o tym samym, co ja. Myślał. Dostrzegłem to w jego oczach jeszcze zanim wypowiedział swoje spostrzeżenie na głos.
– Jesteście dorośli i absolutnie nie chcę wtrącać się w wasze życie erotyczne, ale uważam, że potrzebujesz więcej czasu, Neil.
Blondyn drgnął nerwowo, a następnie przełknął ślinę i uciekł spojrzeniem w bok. Choć do odpowiedzi nie użył żadnych słów, nie było to konieczne. Jego milczenie mówiło więcej niż prawdopodobnie przypuszczał.
– Sądzę, że nie jesteś jeszcze gotowy na zbliżenia z Olivią.
– Ale ja tego chciałem – wyszeptał Lewis, nie odwracając wzroku od wyjątkowo spokojnej wody. – Serio chciałem iść z nią do łóżka. Przecież czuję podniecenie, więc nie rozumiem, dlaczego moje ciało odwala takie akcje. Co jest ze mną nie tak, do cholery?
Widziałem, że drewno w ognisku zaczęło się dopalać, ale z jakiegoś powodu nie mogłem się ruszyć. Ogarnął mnie częściowy paraliż połączony z nieprzyjemnym bólem brzucha. W sumie to gdyby nie Mamut, który jako jedyny z naszej grupy był w stanie dorzucić kolejną kłodę, już po chwili siedzielibyśmy w całkowitej ciemności.
Alberto ułożył łokcie na udach, splótł dłonie i przyłożył je sobie do ust. Jedna noga strasznie mu drżała, co w tej pozycji było doskonale widoczne.
– Posłuchaj, Neil – głos szefa ociekał mieszaniną trudnych emocji. – Doświadczyłeś mnóstwa potwornych rzeczy i nawet jeżeli teraz wydaje ci się, że nie mają one wpływu na twoje zdrowie psychiczne, jesteś w błędzie, dziecko. Zostałeś skrzywdzony w okrutny sposób, więc...
– Nie – blondyn energicznie pokręcił głową. – Nie, nie. Już jest dobrze. Powoli o wszystkim zapominam.
Popatrzyłem na przyjaciela ze współczuciem. Żal rozdzierał mi serce, bo doskonale wiedziałem, że nie mówił prawdy. Sam nie wierzył we własne słowa, chociaż niewątpliwie chciał, by było inaczej.
– To niemożliwe, żeby zapomnieć o czymś takim – westchnąłem przygnębiony. – Z czasem będzie żyło ci się lżej, ale nigdy nie wymażesz z pamięci tego koszmaru. Udawanie, że jest dobrze, kiedy w rzeczywistości strasznie cierpisz, nie jest rozwiązaniem. Tylko przez chwilę czujesz pozorny spokój, a później wszystko wraca ze zdwojoną siłą...
Neil parsknął bez rozbawienia.
– A ty niby skąd to wszystko wiesz, hm? – burknął, zauważalnie poirytowany, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ani trochę się nie myliłem. – Nie masz bladego pojęcia, co tak naprawdę przeżyłem, do cholery.
Pochyliłem plecy, by znaleźć się bliżej przyjaciela i móc spojrzeć mu głęboko w oczy. Nieważne, jak bardzo próbował ukrywać swoje emocje, już po kilku sekundach w błękitnych tęczówkach, oprócz odbicia szalejących tuż obok nas płomieni, zauważyłem przepotężny strach. I wstyd...
– Masz rację, Neil. Nie wiem, przez jakie gówno musiałeś przejść. Nikt oprócz ciebie nie ma o tym pojęcia, bo postanowiłeś, że będziesz trzymał to w sobie – obserwowałem, jak mój brat staje się coraz bardziej wściekły. I dobrze. Przyszedł czas na poważną, oczyszczającą rozmowę. Koniec z uciekaniem przed bolesną przeszłością. – Uszanowaliśmy twoją decyzję, nie dociekaliśmy, ale sam widzisz, że twoja metoda zamiatania problemów pod dywan się nie sprawdza.
– Wcale nie zamiatam problemów pod dywan – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Po prostu nie widzę sensu rozmawiania o czymś, co już się stało i się, kurwa, nie odstanie!
Alberto patrzył to na mnie, to na Neila, ale nie próbował nam przerywać. W skupieniu słuchał naszej dyskusji, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej burzliwa.
– Boisz się, stary.
Blondyn posłał mi spojrzenie pełne wymuszonego rozbawienia.
– Daruj sobie.
– Neil, pamiętaj, że nieważne, czego doświadczyłeś...
– Jezu, przestań! Nie wałkuj tego tematu!
Zerwałem się na równe nogi. Byłem tak rozemocjonowany, że nie zarejestrowałem momentu, w którym przyjaciel poszedł w moje ślady. Staliśmy naprzeciwko siebie, ciężko dysząc.
– To nie twoja wina. – powiedziałem głośno i wyraźnie, by wreszcie to zrozumiał.
– Przecież wiem!
– Więc dlaczego ta rozmowa tak strasznie cię denerwuje?
– Bo mnie wkurwiasz – Neil szturchnął mój bark.
Jeżeli myślał, że mu nie oddam, bo parę tygodni temu prawie kojfnął – strasznie się mylił.
Pchnąłem mężczyznę w klatkę piersiową i z zadowoleniem obserwowałem, jak robi krok do tyłu.
– Christian – tym razem Alberto postanowił zareagować. – Natychmiast przestań.
Mimo gniewnego tonu szefa, nie urwałem kontaktu wzrokowego z Neilem.
– Czujesz skrępowanie – wytknąłem przyjacielowi. – Nie chcesz opowiedzieć o tym, co cię spotkało, bo się tego wstydzisz.
– Gówno prawda!
– To nie twoja wina. – powtórzyłem. – Zrobili ci krzywdę. Nie mogłeś nic na to poradzić.
– Ale...
Złapałem Lewisa za ramiona i mocno nim potrząsnąłem, używając trochę zbyt dużo siły niż powinienem. Zapomniałem, że nie doszedł jeszcze w pełni do siebie.
– Tu nie ma żadnego „ale", Neil! Zostałeś do tego zmu-szo-ny!
Blondyn, usłyszawszy moje dosadne słowa, znieruchomiał z uchylonymi ustami, a jego oczy rozszerzyły się wskutek strachu.
– Nie było cię tam – po kilkunastu sekundach przytłaczającego milczenia, wycelował we mnie palcem. Brzmiał, jakby połknął całe opakowanie gwoździ. – Przestań mówić o rzeczach, o których nie masz pojęcia, Christian.
Zacisnąłem dłonie na barkach mężczyzny.
– Pozwól mi zrozumieć. Pozwól nam wszystkim – poprosiłem cicho i kiwnąłem głową w kierunku ogniska oraz siedzących wokół niego członków Malbatu. Patrzyli na nas z przejęciem, czekając na reakcję Neila. – Chcemy ci tylko pomóc... Jesteśmy rodziną.
Na plaży znów dało się dosłyszeć jedynie dźwięki płonącego drewna, syczenie ognia, delikatny szum fal i nasze niespokojne oddechy. Mroźne powietrze szczypało mnie w policzki, a niewidzialne, stalowe ręce torturowały mój żołądek, bezlitośnie go wykręcając.
Neil pociągnął nosem, który od zimna lekko poróżowiał.
– Od czego mam zacząć? – zapytał ochryple. W jego gardle musiała tkwić naprawdę ogromna gula.
– Najlepiej od początku – zasugerował troskliwie Alberto, powoli podnosząc się z miejsca. – Opowiedz nam tyle, na ile starczy ci sił.
***
Neil spełnił naszą prośbę. Chcieliśmy go zrozumieć, więc zrobił wszystko co w jego mocy, by tak się stało. Z początku ostrożnie dobierał słowa, oszczędzał nam opisów tortur, zapewne mając świadomość, że większość okrutnych rzeczy, których doświadczył, i tak widzieliśmy podczas wideorozmowy zaaranżowanej przez Olgierda. Dopiero po kilku minutach manewrowania między całkowitą szczerością, a własnym komfortem, blondyn zaczął się otwierać. Z każdą upływającą sekundą wyrzucał z siebie coraz to potworniejsze sekrety, tym samym doprowadzając nas do stanu tak obezwładniającego zszokowania i przerażenia, że słuchaliśmy go w całkowitym milczeniu, bojąc się choćby drgnąć.
Neil opowiedział nam o wszystkim. O dniu, w którym Marcella przyszła do niego po raz pierwszy. O tym, że podniecało ją cięcie skóry przy pomocy noża. O tym, że uwielbiała ludzkie cierpienie i bezsilność. O tym, że go rozbierała, chociaż kazał jej przestać. O tym, że wsadziła mu plastikową butelkę do gardła. O tym, że wielokrotnie go wykorzystywała, pomimo błagań, by tego nie robiła. O tym, że próbowała odebrać mu życie.
Od początku spodziewałem się, że mój przyjaciel przeszedł przez niewyobrażalny horror, ale nie przypuszczałem, że było aż tak tragicznie. Słuchanie o tym wszystkim doprowadzało mnie do obłędu, serce ściskał żal, a furia pędząca w krwioobiegu, rozsadzała mi żyły. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że to wszystko spotkało właśnie Neila. Mojego brata i człowieka, za którym bez wahania skoczyłbym w ogień.
– Masz wyrzuty sumienia, tak? – Głos Alberto przebił się przez kłębowisko ponurych myśli zaprzątających mój umysł. Uświadomiwszy sobie, że przez zamęt w głowie od paru minut byłem całkowicie nieobecny, uniosłem wzrok na blondyna.
Minęła dłuższa chwila, nim zebrał się w sobie, by odpowiedzieć szefowi.
– Nie wiem, czemu reagowałem na dotyk Marcelli w taki sposób – przyznał cicho. Gdyby poczucie winy i wstyd mogły przybrać ludzką formę... wyglądałby jak Neil Lewis.
Alberto pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym rzucił współczująco:
– Bardzo mi przykro. Nie wyobrażam sobie bólu, który nosiłeś w sobie przez te wszystkie tygodnie – westchnął, a następnie powoli obrócił głowę, przenosząc spojrzenie na doktorka. – Benny, czy możemy cię prosić o fachową opinię?
Benjamin uśmiechnął się smutno.
– Oczywiście – przytaknął. – Posłuchaj, Neil, twoje ciało reagowało na stymulację, nie na przyjemne doznania. Nie chciałeś, by ktokolwiek cię dotykał, a erekcja czy szczytowanie nie oznaczały zgody ani akceptacji. Zostałeś zgwa...
– Nie.
– Neil – Benny wyprostował plecy i niespodziewanie wyostrzył ton głosu, zaskakując nas swoją bezdyskusyjnością. – Zostałeś zgwałcony – powtórzył kategorycznie. – Spodziewam się, że to dla ciebie bardzo trudny temat, ale wypieranie prawdy w niczym ci nie pomoże.
Blondyn sapnął ze zrezygnowaniem. Nie wyglądał na poirytowanego, a raczej pogodzonego z tym, że Benjamin miał rację. Cóż, prawdopodobnie podświadomie wiedział o tym już wcześniej, ale wolał wmawiać sobie, że do żadnego gwałtu nie doszło. Być może dzięki temu czuł się odrobinę lepiej, bezpieczniej? Ciężko stwierdzić. Co tak naprawdę siedziało głęboko w Neilu, tego nie wiedział nikt oprócz niego samego.
– Proponuję, żebyśmy wrócili do tematu psychologa – odezwał się Alberto, dokładając kolejną kłodę do ogniska. – Przemyśl to, proszę.
W pierwszej chwili Lewis zmarszczył nos z niezadowoleniem, jednak po głębszym namyśle wzruszył luzacko ramionami i odparł:
– Przemyślę.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że Neil zabrzmiał przekonywująco, ale i tak zrobiliśmy ogromny, wręcz kilometrowy krok w stronę lepszego jutra. Ze stanowczego „nie", przeszliśmy do dającego nadzieję „przemyślę". Rozpierała mnie braterska duma.
– I pamiętaj – Benjamin splótł dłonie, a następnie ułożył je wygodnie na złączonych kolanach – seks z Olivią w magiczny sposób nie rozwiąże twoich problemów. Leczenie traum poprzez współżycie sprawdza się tylko w banalnych romansidłach. Wiem coś o tym, bo takowe czytam.
Neil parsknął z rozbawieniem i pokazał uniesiony kciuk na znak zgody.
– W porządku. Dam sobie więcej czasu.
Drewno głośno strzyknęło, a iskry ponownie wzniosły się wysoko w powietrze, wirując i tańcząc nad naszymi głowami. Dochodziła trzecia dwadzieścia.
– Wiesz co? – zagadnął znienacka Mason, przysuwając się do blondyna, aby bez problemu móc szturchnąć go w ramię. – Chociaż masz miękkiego fiuta, to i tak jesteś najtwardszym członkiem Malbatu.
Ja pierdolę.
– Dzięki, Gruby – Neil zamrugał wesoło. – Masz serce większe od dupy.
Wzniosłem oczy do rozgwieżdżonego nieba.
Boże, dopomóż.
***
– Dobra, chyba czas się zwijać – stwierdziłem, wbijając nieprzytomny wzrok w wyświetlacz telefonu. Powieki same mi już opadały. – Kwadrans temu minęła piąta.
Na polu bitwy zostaliśmy we trójkę – ja, Neil i Michael. Pozostali odpadli kilkadziesiąt minut temu. Alberto i Liam prawie zasnęli na siedząco, Mason zgłodniał, a Benjamin stwierdził, że jeżeli szybko nie weźmie gorącej kąpieli, dupa odpadnie mu z zimna. Cóż, ciężko było mu się dziwić – przegadaliśmy przy ognisku praktycznie całą noc, a około czwartej zaczął prószyć śnieg.
– Poczekajmy, aż ta żerdź się dopali – zaproponował Neil, wystawiając dłonie w kierunku płomieni. Przez krótką chwilę nic nie mówił, jedynie tępo spoglądał w hipnotyzujący ogień, lecz nim którykolwiek z nas zdążył podsunąć jakiś ciekawy temat do rozmowy, uniósł podbródek i popatrzył prosto na siedzącego z boku Mamuta.
– Co? – zagadnął nasz rodzinny wielkolud, momentalnie wyczuwając spojrzenie Lewisa.
– Nic.
– Więc czemu się na mnie gapisz?
Neil zassał dolną wargę i zaczął maltretować ją zębami, ewidentnie nad czymś dywagując. Ja jednak odczuwałem zbyt wielkie zmęczenie, by zastanawiać się nad tym, co chodziło mu po głowie. I tak z góry mogłem założyć, że nie było to nic mądrego.
– Jak tam między tobą, a Bennym? – zapytał wreszcie.
Uniosłem brew, nieco zaskoczony.
– Między mną a Bennym? – Michael chyba również nie spodziewał się, że rozmowa obierze akurat ten kierunek, bo zaśmiał się w dziwny, nie do końca autentyczny sposób. – Skąd to pytanie?
– Przez kilka godzin rozmawialiśmy na temat mojego zdychającego kutasa – przypomniał roztropnie Lewis – a teraz nie mogę zapytać o to, jak układa ci się z doktorkiem?
Mamut dał za wygraną, nie próbując nawet negować logiki Neila. Pewnie wiedział, że i tak by przegrał. Przejechał kciukiem po brodzie i lekko poruszył ramionami.
– Między nami jest chyba całkiem nieźle – stwierdził ostrożnie. – Raz lepiej, raz gorzej, ale nie ma co o tym gadać – rozciągnął usta w wymuszonym uśmiechu, a następnie otrzepał spodnie z piachu i powoli, nie odwracając wzroku od Neila, podniósł się z koca. – Będę już spadał, chłopaki. Wypadałoby iść spać na chociaż dwie, trzy godzinki, co nie?
Niemrawo pokiwałem głową.
– Masz rację, pora się położyć...
– Do zobaczenia później – wysunął ogromną dłoń, by przybić nam błyskawiczne piątki, żwawym krokiem przeszedł przez plażę, a gdy blask ogniska przestał go dosięgać, zniknął w otchłani mroku.
Spojrzałem na Neila w tym samym momencie, w którym on obrócił twarz w moją stronę. Nie wiedziałem, czy bardziej rozbawiła nas nasza braterska synchronizacja, czy nietypowe zachowanie Mamuta, ale równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
– Co to miało być? – wskazałem ręką na puste już miejsce przy ognisku. Tylko pognieciony koc świadczył o tym, że jeszcze przed chwilą ktoś na nim siedział. – Dlaczego uciekł?
– A ja wiem?
Demonstracyjnie zmrużyłem oczy.
– No, myślę, że coś tam jednak wiesz – rzuciłem z przesadną podejrzliwością, na co Neil wyszczerzył zęby. – Od kiedy interesujesz się związkiem naszych przyjaciół?
Lewis zgiął nogi w kolanach, opadł na plecy i ułożył ręce pod głową.
– Skoro nie staje mi na widok kobiety, muszę otworzyć sobie furtkę na nowe możliwości.
– Kretyn – parsknąłem głośno. – A teraz tak na poważnie. Michael i Benny są pokłóceni? Coś między nimi nie gra? Powinienem się martwić?
Neil uniósł łeb, napinając przy tym mięśnie brzucha. Nie miał pojęcia, że liczyłem sekundy, by wiedzieć, ile wytrzyma w tej niewygodnej pozycji. O dziwo wytrwał całkiem sporo, a to oznaczało, że był coraz silniejszy.
– Bez przesady, Christian – puścił mi oko, po czym wrócił do poprzedniej, leżącej pozycji. – Chyba mamy większe zmartwienia niż drobne, miłosne spięcia w Malbacie?
Cóż, miał trochę racji. W kontekście nadciągających wydarzeń – chociażby współpracy z Olgierdem czy podróży do Ameryki – lekki kryzys w związku chłopaków wydawał się dość błahą sprawą.
– Więc uważasz, że to tylko trywialna sprzeczka?
– Dokładnie – odparł z pełnym przekonaniem.
Uwierzyłem mu, choć niestety się mylił.
Już niebawem mieliśmy przypomnieć sobie, jak to jest czuć na języku gorzki posmak cholernych konsekwencji...
... Konsekwencji wynikających z pozornie niegroźnych problemów.
CZYTASZ
MALBAT TOM 5
Mystery / ThrillerBędzie mocno, będzie bardzo krwawo, będzie mrocznie, będzie śmiesznie. Kiedyś wymyślę lepszy opis... Albo i nie :) OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy, brutalnych tortur, przemocy seksualnej, narkotyków, wulgaryzmy.