Christian
– Jak było?
– Zjedliśmy śniadanie, chwilę porysowaliśmy, a na końcu pobawiliśmy się w rozprawę sądową. – odpowiedziałem z rozbawieniem, przenosząc spojrzenie na malutką Lillian. – Wiedzieliście, że to nowa ulubiona zabawa waszego dziecka?
Olivia parsknęła śmiechem.
– Tak, razem z babcią Tarą kochają oglądać serial o sprawach rozwodowych na TVNorge. Później Lilly bawi się w sąd, laleczka Rose zawsze wygrywa, a miś Zezol kończy z długami.
– Cóż za kreatywna dziewczynka. – skomentowałem wesoło.
– Mhm, bardzo. – kobieta skinęła głową, po czym posłała mi uśmiech pełen wdzięczności. – Dziękuję, że mogła u was przenocować.
– Daj spokój, przecież to żaden problem. Może spać u nas nawet codziennie i... – przerwałem, gdy w progu przedpokoju pojawił się Neil. Na widok przyjaciela momentalnie wyszczerzyłem zęby.
Pewnie normalnie powiedziałbym, że wyglądał, jakby dopiero się obudził, gdyby nie fakt, że przypominał nieprzytomne zombie co zapewne oznaczało, że tej nocy w ogóle nie zmrużył oka. Każdy włos na łbie stał mu w inną stronę, ślepia miał podkrążone no i pomimo późnej godziny, wciąż nie przebrał się z piżamy.
Czerwone spodnie w czarną kratkę idealnie leżały na Lewisie, nie wisiały na nim, jak na wieszaku, nie spadały mu z dupy, choć jeszcze kilka tygodni temu pewnie by tak było. Musiałem przyznać, że cholernie mnie to ucieszyło.
– Cześć, pchełko – wyciągnął ręce do córeczki, a ta od razu wskoczyła w jego objęcia. – Jak ci się spało?
– Dobrze, a tobie?
– Całkiem nieźle.
– Widać – wtrąciłem, nie mogąc się powstrzymać.
Olivia schowała twarz w materiale szlafroka, a Neil uniósł kąciki ust i łypnął na mnie kątem oka.
– Daruj sobie te insynuacje. To tylko całonocny maraton filmowy.
Cmoknąłem z teatralnym rozczarowaniem.
– Strasznie oklepana wymówka. – wytknąłem przyjacielowi.
– Przyjmij ją dla własnego dobra.
– Przyjmuję. – zapewniłem szybko, a dla zwiększenia efektu obrzydzenia, wystawiłem otwarte dłonie w obronnym geście. – Wierzę, że oglądanie filmów bardzo was pochłonęło, ale...
– Błagam, możemy zmienić temat? – policzki Oli przybrały odcień purpury, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
Postanowiłem jednak nie drążyć. Oczywiście nie ze względu na Olivię, bo skoro związała się z Lewisem i należała do Malbatu, musiała być przygotowana na setki niewygodnych pytań czy bezczelnych komentarzy, którymi jeszcze nie raz zostanie zaatakowana przez członków naszej rodziny. Nie chciałem wnikać w szczegóły z innego powodu – po pierwsze, kobieta wciąż miała resztki czerwonego wosku we włosach, z kolei ja znałem popierdolone preferencje Neila na tyle, by z łatwością móc połączyć kropki, a po drugie... nie mieliśmy czasu na pogaduchy.
– Robota czeka – popatrzyłem na blondyna i skrzyżowałem ręce na piersi.
W oczach Neila pojawiły się szatańskie iskierki. Chociaż widziałem je już wiele razy, i tak wywołały lodowate dreszcze na moich plecach. Ze wszystkich wariatów w Malbacie, Lewis zdecydowanie był najbardziej przerażający. Cieszyłem się jak jasna cholera, że miałem go za brata, a nie wroga.
– Słyszałaś, skarbie? – blondyn odstawił Lillian na podłogę, a następnie podszedł do Olivii leniwym krokiem i cmoknął ją w usta. – Muszę iść do pracy.
Kobieta przewróciła oczami i rzuciła:
– Brzmisz, jakbyś harował na etacie.
– Bycie przestępcą jest gorsze niż etat – Neil uśmiechnął się szeroko, po czym zaczął ubierać adidasy.
– Doprawdy?
– Oczywiście. – poparłem przyjaciela, poklepując go po łopatkach. – Praca w stresujących warunkach, stary i marudny szef...
– Bezpłatne nadgodziny. – podsunął Lewis.
– Niestabilność zatrudnienia, brak umowy.
– Praca w toksycznej atmosferze.
Na widok miny Olivii, parsknąłem głośnym śmiechem. Neil również, ale to nie przeszkodziło nam w dalszym wymienianiu wad naszej gównianej roboty gangsterów.
– Brak równowagi między pracą, a życiem prywatnym. – kontynuowałem, gdy blondyn wsunął na siebie bluzę, po czym ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
Kobieta i Lillian nawet nie drgnęły, odprowadzały nas wzrokiem, kiedy ramię w ramię kroczyliśmy ku drzwiom, nakręcając się jeszcze bardziej. Od śmiechu rozbolał mnie brzuch.
– Trudne warunki pracy.
– Mhm, ciągłe narażenie na niebezpieczeństwo. – zgodziłem się z Neilem.
– Zła komunikacja w zespole.
– Masz na myśli grożenie sobie bronią?
– Między innymi. – odpowiedział rozbawiony Lewis, gdy wyszliśmy na świeże powietrze.
W nocy nawaliło tyle śniegu, że z trudem przedzieraliśmy się przez zaspy. W oddali widziałem kilku facetów zasuwających z łopatami, ale domyślałem się, że miną wieki, nim odśnieżą wszystkie ścieżki i główną drogę prowadzącą od wielkiej bramy do naszych domów.
Odwróciłem twarz w stronę blondyna. W tej świątecznej piżamce i luźnej bluzie z Grinchem, wyglądał naprawdę słodko. Aż miałem ochotę na kolejny wybuch śmiechu.
– A wiesz, jaka jest zaleta pracy w Malbacie? – zagadnąłem brata, ściągając na siebie jego uwagę.
Neil kopnął kawałek zbitego śniegu, biały puch przykrył mu czubek buta.
– Zaskocz mnie.
– Możliwości rozwoju zawodowego. Na przykład dziś Alberto zorganizował dla nas warsztaty z Kajusem i Tadasem. Uważam, że to duży plus.
– Tak, masz rację. To się ceni w naszej rodzinnej firmie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, tym samym zakańczając temat pracy.
Mróz szczypał mnie w policzki, śnieg przyjemnie skrzypiał pod naszymi butami. Któż by pomyślał, że w ten piękny, zimowy dzień nie szliśmy na jarmark Bożonarodzeniowy... a do ciemnej, ponurej piwnicy.
***
– Jak ty możesz żreć w takiej chwili? – popatrzyłem na Masona, nie kryjąc obrzydzenia.
Poranna kawa i tosty w kształcie gwiazdek, które przygotowałem na śniadanie z Lillian, podeszły mi do gardła. Neil również wyglądał, jakby chciało mu się rzygać.
Gruby wzruszył ramionami i odgryzł kawałek batonika.
– Normalnie.
– Nie przeszkadza ci, że właśnie idziemy do piwnicy, a w reklamówce niesiesz...
– Ani trochę. – Odparł bez zająknięcia. – Jadłem już w gorszych miejscach.
Lewis ściągnął brwi.
– Na przykład?
– W osranym wychodku motocyklistów, na wysypisku śmieci w Stjørdal... – wymieniał, przez cały czas mieląc w ustach czekoladową przekąskę. – A, jeszcze w prosektorium.
Spojrzałem na Neila w tym samym czasie, w którym on spojrzał na mnie, a następnie wbiliśmy szeroko otwarte oczy w Masona.
– Co ty, kurwa, robiłeś w prosektorium? – spytałem, choć... chyba nie chciałem poznać odpowiedzi.
– To długa historia.
Otworzyłem drzwi od piwnicy silnym pchnięciem. Spodziewałem się, że zawiasy wydadzą przerażający dźwięk, który poniesie się echem po wnętrzu i dotrze do naszych ofiar, by dać im złowrogi znak o naszym nadejściu. Chciałem, żeby wiedzieli, że byliśmy tuż za rogiem, a wraz z nami zbliżała się bolesna, męczeńska śmierć... Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, wrota były świetnie zakonserwowane i nie zaskrzypiały. Nic jednak straconego – Neil najwyraźniej postanowił wypełnić obowiązek skrzypiących zawiasów i zaśpiewał z okrutnym fałszem:
– Były sobie trzy świnki, Olgierd, Kajus oraz Tadas. Jedną świnkę dopadł głodny wilk, dwie schowały się w piwnicy. Idziemy do was, skurwysyny.
Dzięki ci dobry Boże, że Neil postanowił zejść na ścieżkę przestępczą, bo gdyby nie to, być może zechciałby zostać piosenkarzem. Wyobraziłem sobie koncerty tego błazna i aż się wzdrygnąłem, a moje uszy zaczęły krwawić jeszcze mocniej.
Weszliśmy do pomieszczenia, w którym przetrzymywaliśmy nasze dwa prosiaczki. To znaczy więźniów. Miałem na myśli więźniów.
Co za idiotyczna piosenka...
Chwilę pomacałem ścianę, aż wreszcie zlokalizowałem włącznik światła.
– Tęskniliście? – zapytałem, gdy oślepił nas żółty blask żarówki wiszącej pod sufitem.
Przetarłem powieki palcami, a następnie odszukałem wzrokiem związanych motocyklistów. Wyglądali przeuroczo z powykrzywianymi gębami i mordem połyskującym w oczach. Właśnie takie ofiary lubiłem najbardziej – zbyt pewne siebie, pogardliwe czy wściekłe, by odczuwać jakiekolwiek wyrzuty sumienia, podczas wymierzania im stosownej kary. Już po kilku sekundach gapienia się na tych popaprańców, wiedziałem, że powieka mi nawet nie drgnie, gdy będę obserwował, jak konają w męczarniach.
Mason wepchnął do ust resztę batonika, a Neil splótł dłonie za plecami i uśmiechnął się promiennie.
– Czy musimy tracić czas na wyjaśnianie, po co tu przyszliśmy? – głos blondyna ociekał wesołością, ewidentnie dobrze się bawił. – Myślę, że doskonale to wiedziecie.
Kajus, który był w o wiele lepszej formie niż jego okaleczony kumpel, szarpnął skrępowanymi rękoma.
– I tak jesteście na przegranej pozycji – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Olgierd dopilnuje, żebyście zdechli. Mamy przewagę ludzi, więc ten wasz śmieszny Malbat...
Donośne rżenie Grubego przerwało żałosną wypowiedź mężczyzny. Rechotał tak intensywnie, że aż opluł się czekoladą.
– Olgierd tuż przed śmiercią kazał przekazać wam gorące pozdrowienia. – palnął, a gdy źrenice obydwu unieruchomionych motocyklistów zaczęły się rozszerzać w efekcie niedowierzania i strachu, dodał: – Nie no, żartuję. Niestety nie wiem, co mówił przed śmiercią, bo zaspałem na ten ważny, wręcz legendarny moment, ale podobno krztusił się własnymi rzygami i bulgotał jak jebana ropucha.
Skinąłem głową, potwierdzając słowa przyjaciela, chociaż ani Kajus, ani Tadas, nie wyglądali, jakby wątpili w prawdomówność Masona.
– Wy parszywe gnidy – Tadas, mimo rany na szyi, postanowił się uaktywnić.
Na początku żałowałem, że Olivia go nie zabiła, później jednak zacząłem być za to cholernie wdzięczny. Jego głębokie nacięcie gardła zostało opatrzone, dzięki czemu miał się całkiem nieźle, a my zyskaliśmy aż dwie świnki do zarżnięcia. W sensie ofiary.
Pieprzony Neil i jego przeboje...
– Sami widzicie, że jesteście w beznadziejnej sytuacji – rozłożyłem ramiona, jakby było mi naprawdę przykro. – Czeka was mnóstwo atrakcji. Niekoniecznie przyjemnych.
Kajus parsknął opryskliwie.
Dobrze znałem tę reakcję. Udawał, że nasze groźby nie robią na nim wrażenia, choć w rzeczywistości był zesrany ze strachu. Uwielbiałem takie zagrania, bo jeszcze bardziej mnie nakręcały, Mason chyba myślał na ten temat podobnie, a Neil... Neil jak to Neil – prawie dostał erekcji na widok bladych, przerażonych twarzy motocyklistów, którzy niedawno zgotowali mu piekło na ziemi. Wreszcie przyszedł czas, by odpłacić im pięknym za nadobne.
Lewis powoli zbliżył się do Kajusa i Tadasa. W oczach mojego przyjaciela widziałem tak potężną nienawiść, że gdybym go nie znał, wziąłbym za pewnik, że zaraz pozbawi tych mężczyzn życia.
– Powiedz mi – blondyn ukucnął obok faceta z opatrunkiem na szyi i nieznacznie przechylił głowę na bok, jakby chciał mu się lepiej przyjrzeć – warto było dobierać się do mojej kobiety?
Tadas z trudem przełknął ślinę. Byłem święcie przekonany, że nie odpowie Neilowi, ale kutas postanowił mnie zaskoczyć.
– Sama tego chciała.
Błękitne tęczówki Lewisa zamieniły się w dwa ciemne spodki kosmiczne. Jego wewnętrzny potwór został podjudzony, niewiele potrzebował do popadnięcia w prawdziwą furię.
– Tak? – kąciki ust Neila powędrowały ku górze. Wyglądał, kurwa, koszmarnie. – Słyszałem inną wersję. Wiesz jaką?
– Nie.
– Taką, że próbowałeś zrobić jej krzywdę.
Śmiech Kajusa rozbrzmiał w ciasnej piwnicy. Nie wierzyłem własnym uszom, gość chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki horror go czekał.
– Trzeba było zaspokoić swoją babę, Neil. Może wtedy nie wchodziłaby Tadasowi do łóżka.
Mój przyjaciel odwrócił twarz w stronę motocyklisty, który śmiał się odezwać.
– W temacie zaspokajania kobiet jesteś specjalistą, co? – blondyn zastukał palcami o kolano. – Myślałeś, że pokazując nam nagranie z Marcellą, robisz mi na złość? Nie, Kajus. To faktycznie był gwóźdź do trumny, ale nie mojej... tylko twojej.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie na tyle, na ile pozwalały mu związane ręce.
– To nie twoja sprawa, co z nią robiliśmy. – rzucił wreszcie, zgrywając niewzruszonego. – Zresztą dlaczego jej bronisz? Sam wiesz, że suka była obłąkana.
– Była chora. Przez was. – ton głosu Neila zmieniał się z każdą sekundą. Miałem wrażenie, że z ust zaraz tryśnie mu piana, przestawał panować nad gniewem.
Kajus wyszczerzył zęby w aroganckim uśmiechu.
– Co za różnica? Ta zdzira i tak gryzie już piach, więc nie zgrywaj bohatera, Lewis.
– Fakt, nic nie zwróci Marcelli życia.
Ale...?
Oparłem bark o ścianę, wiedząc, że krwawe show właśnie się rozpoczęło.
– Ale mogę sprawić, że pożałujecie dnia, w którym poznaliście tę kobietę. Obydwaj odpowiecie za to, co jej zrobiliście, a w dodatku ty – poklepał Tadasa po policzku z taką siłą, że prawie pozbawił go kilku zębów – będziesz miał okazję zastanowić się nad tym, czy napaść na Olivię była dobrym pomysłem.
Poczułem ciepło rozlewające się wzdłuż kręgosłupa. Nie do końca nadążałem za pomysłami Neila, więc obserwowałem go ze szczerym zainteresowaniem. Chyba on sam improwizował, pewnie nie przypuszczał, że nasze prosiaczki okażą się tak zarozumiałe i butne.
Koszulka przylgnęła mi do spoconych pleców, miałem ochotę zdjąć bluzę, ale nie chciałem, by Lewis upaprał ją krwią motocyklistów. Zrobiłem krok wstecz i kontynuowałem podziwianie przedstawienia.
– Co ty robisz, idiotas? – pierwsze oznaki paniki zaatakowały Kajusa, co uznałem za dość dziwne, bo to jego kumpel Tadas został pozbawiony spodni.
Neil nie miał ani czasu, ani cierpliwości, żeby certolić się z zamkiem, więc dosłownie zdarł je z faceta, a jego samego obrócił twarzą do ziemi. Miałem nadzieję, że rana na szyi nie została naruszona. Chyba dostałbym szału, gdyby ten fiut tak po prostu się wykrwawił.
– Pagalba! Padėkite man kas nors! – nie rozumiałem wrzeszczącego Tadasa, ale brzmiał cholernie zabawnie.
Neil odsunął się od mężczyzny i dla odmiany skupił uwagę na drugiej śwince. Na widok noża, który blondyn wysunął z kieszeni bluzy, Kajus prawie wyszedł z siebie. Zaczął desperacko szarpać się w więzach, a jego oczy przybrały nienaturalnie wielki rozmiar.
– Spokojnie, kolego – Lewis przysunął ostrze do grubego sznura i uwolnił dłonie motocyklisty. – Przecież cię nie zabiję. Jesteś mi potrzebny.
Kajus zamrugał ze zdezorientowaniem, pot ciekł mu po twarzy, a klatka piersiowa unosiła się i opadała tak szybko, że Benny pewnie zdiagnozowałby u niego atak serca.
– Co mam zrobić? – zapytał, masując zaczerwienione nadgarstki.
– Wiesz, do kogo należy to cacko? – Neil zwinnie obrócił w palcach nóż, a kiedy jego rozmówca pokręcił głową, wyjaśnił: – Do Olivii. Właśnie tym próbowała się bronić, gdy twój przyjaciel położył na niej swoje brudne łapska.
– Mhm – zdenerwowany Kajus zakrztusił się własną śliną. – Ale ja... ja wciąż nie rozumiem, czego chcesz, Lewis...
Neil rozciągnął wargi w dzikim uśmiechu, zupełnie jakby całe życie czekał właśnie na tę chwilę.
Serce zabiło mi w piersi, a żołądek wykręcił skurcz ekscytacji.
– Skoro tak bardzo lubicie znęcać się nad kobietami, proszę bardzo. Macie niepowtarzalną okazję poczuć to, co one.
– S-słucham?
– Do dzieła, Kajus. Zgwałciłeś Marcellę, więc teraz zrobisz dokładnie to samo swojemu koleżce. – oznajmił Neil, po czym powtórzył tak jadowicie, jak tylko on potrafił: – Dokładnie. To. Samo.
O ja pier, kurwa, dole...
Stałem z rozdziawionymi ustami i przeskakiwałem wzrokiem z Neila na Kajusa, nie mogąc się zdecydować, na którym mężczyźnie powinienem skupić uwagę – mój przyjaciel przypominał samego diabła, jego okrucieństwo i bezwzględność aż raziły w oczy, z kolei motocyklista wyglądał jak zwierzę skazane na rzeź. Słodki był to widok, och, bardzo słodki.
Na koncie mieliśmy już wiele brutalnych morderstw, ale to wychodziło poza ramy zdrowego popierdolenia. Chyba nawet w piekle nie było miejsca dla ludzi naszego pokroju, szatan we własnej osobie obserwował nas z przerażeniem i zastanawiał się, co jest z nami nie tak.
Tadas zaczął przeraźliwie skomleć i próbował pełznąć przed siebie, udowadniając tym samym, że ludzka wola walki potrafi być naprawdę niesamowita. Gnojek uciekał, choć nie miał dokąd. Chciał walczyć, choć jego szanse wynosiły okrągłe zero. Błagał o litość, choć przypuszczałem, że w głębi duszy miał świadomość, iż żaden z nas nie zamierzał mu jej okazać.
– N-nie. – Kajus zacisnął pięści. – Nie zrobię tego.
Groźny rechot Neila sprawił, że motocyklista aż cofnął się pod ścianę, podkurczył nogi i zakrył twarz rękoma.
– Zrobisz, zrobisz – zapewnił rozbawiony Neil. – Kluczem do nakłonienia kogoś do współpracy, jest użycie odpowiednich argumentów.
Motocyklista wsunął palce we włosy i zaklął pod nosem. Język litewski coraz bardziej mnie intrygował.
– Nie dam rady...
– Skoro tak uważasz, Kajus, to zamienicie się rolami. Oszczędź mi wysiłku i sam zdejmij sobie spodnie.
Wraz z Masonem równocześnie wybuchliśmy śmiechem. Cóż, Neil był prawdziwym mistrzem w motywowaniu ludzi.
– Co?! – Kajus stęknął żałośnie. – Apie ką kalbi?!
– Myślę, że Tadas nie będzie robił problemów i chętnie cię zastąpi. Dostajesz ostatnią szansę, jebany dzbanie. Masz pięć sekund, żeby zabrać się do roboty.
Półnagi motocyklista zaczął krzyczeć i szarpać związanymi rękoma.
– Ale ja... ja... nie wiem, jak... – Kajus z przerażeniem popatrzył na swoje krocze i wypiętą dupę Tadasa. Kurwa, ten spektakl podobał mi się coraz bardziej. Istny kabaret. – Przecież mi...
Neil zacmokał złośliwie, po czym pokręcił głową z teatralnym zatroskaniem.
– Co? Nie staje ci na widok przyjaciela? Nic nie szkodzi, trzymaj. – nim zdążyłem przewidzieć kolejny sadystyczny plan blondyna, nóż Olivii wylądował kilka centymetrów od stóp Kajusa. Specyficzny dźwięk ostrza uderzającego o kamienną posadzkę, odbił się echem od ponurych ścian. – Oto twój rekwizyt. Od teraz ogranicza cię tylko wyobraźnia. Miłej zabawy.
***
Nie wiedziałem, że jakikolwiek facet na świecie potrafi wejść na tak wysokie tony, dopóki nasz rżnięty w dupę prosiaczek nie postanowił zamienić dzikich wrzasków w coś, co określiłbym jako piski wymieszane ze skowytem.
– Kiedyś Nancy kazała mi słuchać opery – Mason westchnął męczeńsko, jakby dzień o którym mówił, był najgorszym w jego życiu. Było to dość zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że tuż przed nami Tadas zmagał się z problemem nieco większego kalibru. – Śpiewał tam taki jeden laluś i muszę przyznać, że brzmiał całkiem podobnie.
– Słyszałeś, Tadas? – odezwałem się wesoło. – Odkryliśmy w tobie nowy talent. Podziękujesz nam później, jak twój przyjaciel skończy cię posuwać.
– O ile skończy – Neil zmarszczył brwi. – Wbija mu ten nóż z takim zaangażowaniem, że już sam nie wiem, czy przypadkiem go to nie jara.
Katowany motocyklista zawył jeszcze głośniej, a Kajus – czerwony i spocony jak po przebiegnięciu ultramaratonu – posłał nam nienawistne spojrzenie, po czym jęknął przepraszająco:
– Tadas, atsiprašau... Wybacz mi.
Przeniosłem rozbawiony wzrok na swoich przyjaciół.
– Ja bym wam tego nigdy nie wybaczył. – poinformowałem, by nie mieli ku temu żadnych wątpliwości.
Gruby podrapał się po czole.
– Wsadzenia noża w dupę? Ja też nie.
– Ani ja. – Neil skrzywił się z odrazą, gdy spomiędzy pośladków Tadasa trysnęła kolejna porcja krwi, a szkarłat ubrudził ścianę i podłogę. – Dobra, wystarczy. Nie chcemy przecież, żebyś nam tutaj padł.
Tadas z trudem uniósł głowę. Całą twarz miał zaplutą i oblepioną glutami.
– Błagam – wycharczał słabo – po prostu mnie zabijcie.
– Teraz? – posłałem mężczyźnie pobłażliwy uśmiech. – Przecież cała zabawa polega właśnie na tym, że nie masz umrzeć zbyt szybko.
Kajus wysunął ostrze z odbytu kumpla, który darł się przy tym wniebogłosy, a następnie odrzucił upaprany krwią nóż na posadzkę i oparł plecy o ścianę. Dopiero gdy uspokoił nierówny oddech, obrócił łeb w kierunku Tadasa.
– Mogłeś dać się zabić wcześniej. – stwierdził niesamowicie błyskotliwie. – Poderżnięte gardło to pestka w porównaniu z... – zawahał się przez chwilę, ostatecznie postanowiwszy nie kończyć wypowiedzi.
Uroczy chłopiec. Taki biedny, taki wrażliwy, taki zgorszony faktem, że poharatał swojemu przyjacielowi dupsko przy pomocy noża.
Plecy zadrżały mi od wstrzymywanego śmiechu, mój czarny humor niewątpliwie miał się fantastycznie... Przynajmniej do momentu, w którym głos zabrał pierdolony Tadas.
– Myślisz, że nie wolałbym zdechnąć już wtedy? – Prychnął gniewnie.
Nie wiedziałem, skąd wziął siłę na ten niespodziewany wybuch złości, ale musiałem przyznać, że było to całkiem imponujące. Ja na jego miejscu raczej unikałbym dodatkowego stresu, żeby przypadkiem nie zesrać się przez któryś z wyrytych otworów w jelicie.
Kurwa, zemdliło mnie.
– Gdyby ten mały gnojek miał lepszego cela, już leżałbym pod ziemią. – Dodał, nim głowa opadła mu na brudną podłogę.
Choć mężczyzna stracił tyle krwi, że spokojnie mógłbym uznać, iż majaczył i pieprzył głupoty, jego słowa wywołały dziwne dreszcze niepokoju na moich plecach. Przełknąłem ślinę, mając wrażenie, że gardło powoli mi się zaciska.
– Mały gnojek? – powtórzyłem żenująco zachrypniętym głosem.
Tadas stękał z bólu, gdy próbował zmienić pozycję. Dopiero po kilkunastu sekundach walki z podziurawioną dupą, udało mu się na mnie spojrzeć.
– Twój cholerny syn. – Warknął. – Przekaż mu, że jeżeli następnym razem będzie chciał kogoś zabić, niech nie ucieka w popłochu jak jebany tchórz, tylko dokończy swoje dzieło. Wy wszyscy jesteście tacy sami, a ten wasz Malbat, to...
Gwałtowny pisk w uszach zagłuszył dalsze chrzanienie motocyklisty. Nie wiedziałem nawet, czy wypowiadał jakiekolwiek zdania, czy tylko poruszał ustami. Zakręciło mi się w głowie, pot spłynął mi po kręgosłupie, powodując irytujące uczucie łaskotania. Miałem ochotę zedrzeć z siebie ubrania i potrzeć skórę papierem ściernym.
Nie, to niemożliwe. Nie moje dziecko.
Dziecko. Liam był tylko dzieckiem. Dzieckiem, które nie mogłoby zrobić czegoś takiego. Dzieckiem, które nie próbowałoby zabić człowieka. Dzieckiem, które... Nie, mój syn nie był...
– Morderca od siedmiu boleści – wypowiadając te słowa, Tadas patrzył mi głęboko w oczy. Byłem pewny, że widział moje zszokowanie i strach. Nawet nie próbowałem ich ukrywać.
Neil dźgnął mnie łokciem w bok. Całe szczęście, bo gdyby nie on, chyba trwałbym w tym letargu do usranej śmierci. Straciłem panowanie nad własnym ciałem, ocknąwszy się dopiero, gdy poczułem silne szturchnięcie Lewisa.
Weź się w garść, Christian.
Odchrząknąłem i wyprostowałem plecy, by nie dać Tadasowi satysfakcji, a następnie zasugerowałem lekkim tonem:
– Myślę, że pora zabrać naszego kumpla na małą przejażdżkę.
Mason ochoczo potarł dłonie. Mój pomysł z zakończeniem tego sympatycznego spotkanka w piwnicy najwyraźniej przypadł mu do gustu. Przypuszczałem, że zdążył już zgłodnieć.
– Przejażdżkę? – Kajus obserwował naszą trójkę z histerią wymalowaną na twarzy. – O czym wy mówicie?
Neil rozłożył ręce na boki i ukłonił się z gracją.
– Wygrałeś, stary. Gratulujemy. – odpowiedział. – Z waszej dwójki to tobie udało się przeżyć.
Nim Tadas zdążył zaserwować nam kolejną dawkę wkurwiających wrzasków, Mason postawił go na równe nogi. No dobra, wcale nie takie równe, bowiem gość ledwo stał, a przy każdej próbie zrobienia choćby najmniejszego kroku, po udach spływały mu prawdziwe wodospady krwi. Koniec końców jednak dotarł do wyjścia. Dla chcącego nic trudnego – Gruby ciągnął jego sztywne, obolałe i zmaltretowane cielsko po podłodze aż do samych drzwi.
– Gdzie go zabieracie?! – Kajus wstał z miejsca i ruszył w naszym kierunku, ale Lewis zatrzymał go uniesieniem dłoni.
– Tadas otrzymał bilet na wycieczkę w jedną stronę...
– Ty sušiktas idiotas!
– A ty, kolego, zostaniesz tutaj...
– Co?
– ... w ciemnej, bezpiecznej piwnicy, gdzie nikt nigdy cię nie znajdzie.
Kajus wytrzeszczył gały, jakby ktoś poraził go prądem. Cóż, w zasadzie ani trochę mu się nie dziwiłem, kutas pewnie doznał niemałego szoku uświadomiwszy sobie, że śmierć byłaby dla niego nagrodą, a nie karą. Prawdziwe piekło tego żałosnego kretyna miało się dopiero rozpocząć.
– Poczekaj, Neil – zaskomlał płaczliwie. – Porozmawiajmy...
– Od dziś będziesz moim zwierzątkiem. Możesz sobie wybrać nowe imię, jeśli chcesz. Max brzmi całkiem fajnie.
– Lewis! – motocyklista padł na kolana. Dobrze wiedział, że nie wygra z naszą trójką, więc nie pozostało mu nic innego, jak błagać o litość.
– Dobra, wyluzuj. Jak Max ci się nie podoba, to wymyślę coś innego. – rozbawiony Neil podszedł do reklamówki, którą wcześniej przytaszczył tu Mason i bez zbędnych ceregieli zajrzał do środka.
Czekałem na ten moment od kilku godzin. Mroczny finał przedstawienia, zemsta tak potworna, że aż dudniło mi w skroniach, a z ekscytacji rozbolał mnie brzuch.
– Nie dam ci umrzeć z głodu, bo wiem, jaka to beznadziejna śmierć. – blondyn wsunął dłoń do siatki, a gdy znalazł to, czego szukał, jego kąciki ust powoli się uniosły. – Będę dobrym panem i nigdy nie zapomnę o porze karmienia.
Kajus pokręcił głową.
– Neil... – zdołał wyszeptać, nim tuż przed jego drżącymi dłońmi rozległo się obrzydliwe plaśnięcie. A później kolejne i jeszcze jedno, bowiem dobroduszny Lewis nie szczędził mięsa swojemu pupilkowi.
Kawałki sinofioletowych ochłapów ze skórą i żyłami spadały na posadzkę raz za razem, krew z wyciętych fragmentów ludzkiego ciała mieszała się na podłodze z krwią Tadasa, tworząc piękny, szkarłatny dywan.
– Mam nadzieję, że Olgierd i Siergiej ci zasmakują. – Mason mrugnął do otumanionego Kajusa.
Twarz motocyklisty przypominała bladą maskę na Halloween, jego nienaturalnie wielkie oczy stały się rozbiegane, chyba z deczka mu odbiło.
Nie pozostało nam nic innego, jak zostawić naszą małą świnkę w spokoju. Kajus powinien rozgościć się w nowym lokum, odrobinę odpocząć po przeżytych atrakcjach, uciąć sobie krótką drzemkę. Wiedziałem, że przyjdzie jeszcze czas, by ponownie go odwiedzić.
Były sobie świnki trzy, Olgierd, Kajus oraz Tadas. Jedną świnkę dopadł głodny wilk, druga zamieszkała w piwnicy...
– Zostałeś tylko ty. – zaśpiewałem cicho niedaleko ucha Tadasa. Byłem blisko, musiał czuć mój oddech na skórze, bo jego kark pokryła gęsia skórka. – Gotowy na ostatnią podróż?
Frajer z dupą przypominającą ser szwajcarski, mocno zacisnął zęby.
– Co ze mną zrobicie? – wycedził.
– Cóż, prawdę mówiąc, nie mogliśmy dojść do porozumienia, jak zakończyć twój marny żywot.
Tadas prychnął pod nosem.
– No i?
– No i uznaliśmy, że kłótnie do niczego nas nie doprowadzą. Postanowiliśmy się tobą podzielić.
– W jakim sensie, do cholery?
Właśnie na takie pytanie liczyłem.
Rozciągnąłem wargi w szatańskim uśmiechu i poklepałem mężczyznę po policzku, po czym odpowiedziałem krótko, acz na tyle klarownie, że – na swoje nieszczęście – od razu zrozumiał:
– Dosłownym.
***
Dotarcie w ustalone miejsce zajęło nam zaledwie kilka minut. Gdyby nie Lillian, która codziennie biegała po podwórku, toteż bez najmniejszego problemu dostrzegłaby ślady krwi na śniegu, pewnie w ogóle nie wyjeżdżalibyśmy poza mury naszej posiadłości.
Wyłączyłem silnik, gdy samochód prowadzony przez dziewczyny zaparkował tuż za nami. Zaczęliśmy wysiadać z pojazdów w tym samym momencie. Już po chwili ja, Mason i Neil stanęliśmy przy bagażniku, a Astrid, Rachel i moja kochana żona zajęły się wyciąganiem i rozplątywaniem dwóch długich lin.
Chciałem mieć to już za sobą, nie mogłem doczekać się widoku martwego ciała Tadasa. Normalnie pewnie celowo przeciągałbym tę chwilę, czerpiąc niesamowitą przyjemność z obserwowania przerażenia wymalowanego na twarzy naszego prosiaczka, ale nie tym razem.
Miałem przecież świadomość, że ten cholerny motocyklista znał sekret, o którym Alice nie mogła się dowiedzieć. A przynajmniej nie teraz. I nie w taki sposób. Odliczałem więc sekundy do jego śmierci, błagając w duchu, by potworna tajemnica o tym, co zrobił Liam, zdechła razem z nim.
Alice posłała mi ciepły uśmiech, po czym podeszła bliżej i objęła mnie rękoma w pasie.
– Wszystko w porządku? – musiała stanąć na palcach, żeby cmoknąć mój policzek. – Jesteś dziwnie spięty.
Zmusiłem mięśnie twarzy do uniesienia kącików ust. Nienawidziłem okłamywać swojej żony, bo zazwyczaj i tak kończyło się to pieprzoną klapą, ale nie miałem wyboru. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że jej policyjny instynkt został tymczasowo uśpiony przez hormony ciążowe.
Położyłem dłonie na brzuchu Alice.
– Tak, jasne. Po prostu się zamyśliłem.
– Kiedy wrócimy do domu, zrobię ci relaksacyjną kąpiel, co ty na to?
– Właściwie to... – przestąpiłem z nogi na nogę. Moje obawy przed gniewem kobiety były naprawdę żałosne. Najgorsze, że nie wiedziałem nawet, kiedy dokładnie straciłem jaja. Przypuszczałem jednak, że wiele, wiele lat temu. – Po powrocie do domu muszę pogadać z Liamem.
Alice pokiwała głową z zainteresowaniem.
– Och, rozumiem. O czym? Czy to coś ważnego?
– To tylko takie... męskie sprawy. Nic, czym powinnaś się martwić i...
– Gotowe!
Równocześnie odwróciliśmy twarze w kierunku wyszczerzonego Masona. Właśnie skończył przywiązywać Tadasa – nogi motocyklisty przymocował do haku mojego samochodu, zaś ręce do tylnej części fury Astrid.
Wypuściłem z ust drżące powietrze. Nie mogłem wyobrazić sobie lepszej zmiany tematu, Alice momentalnie zapomniała o naszej rozmowie.
Uczucie ulgi zalało mój organizm, znów potrafiłem się szczerze uśmiechnąć.
– Nie przeciągajmy tego – rzucił Neil, podchodząc do drzwi od strony kierowcy. – Kumacie? Nie przeciągajmy... – zarechotał, nim zniknął wewnątrz pojazdu.
Gruby wskoczył do drugiego auta, a dziewczyny – ewidentnie spragnione krwawego, bezlitosnego show – ustawiły się w równym rzędzie, gotowe na pokaz wrażeń. Ani trochę nie dziwił mnie fakt, że chciały oglądać brutalne morderstwo człowieka, który torturował Neila i próbował skrzywdzić Olivię. Wymierzaliśmy mu karę, na jaką zasłużył.
– To twoja ostatnia atrakcja, Tadas – puściłem oko do motocyklisty.
Kutas nie przestawał walczyć z więzami, choć przypuszczałem, że w głębi duszy wiedział, iż właśnie nadszedł jego makabryczny koniec. Czy nie tego właśnie chciał? Jeszcze niedawno błagał nas o śmierć.
Neil uchylił okno i wystawił przez nie głowę.
– Co powiedziałeś, Christian?
Lekko zbity z pantałyku, niedbale wzruszyłem ramionami.
– Że to jego ostatnia atrakcja.
Lewis zaczął rżeć jeszcze głośniej.
– Słyszałeś, kolego? – wydusił, między salwami niekontrolowanego śmiechu. – To twoja ostatnia atrakcja. Rozerwiesz się trochę... Łapiecie? Rozerwie się.
Kurwa, co za debil.
Wywróciłem oczami i machnąłem ręką, dając przyjaciołom znak do startu. Żałowałem, że o tej porze roku w Bodø długość dnia wynosiła zaledwie dwie, góra dwie i pół godziny. Wokół panował mrok, toteż dostrzeżenie wszystkich oznak bólu i cierpienia na wykrzywionej gębie Tadasa graniczyło z cudem. Niemniej jednak wyostrzyłem wzrok, by zapamiętać z tej chwili jak najwięcej.
Auta gwałtownie ruszyły, Neil wcisnął pedał gazu, Mason nie zwlekał i poszedł w jego ślady. Fury pojechały w dwóch przeciwnych kierunkach, Tadas zawisł w powietrzu, a jego ciało napięło się niczym struna. Wydał tylko jeden okrzyk, na więcej nie mógł sobie pozwolić – już po kilku sekundach jego nogi oderwały się od reszty tułowia, flaki trysnęły na śnieg, ryk silników ustał, a na odludnej, ponurej polanie sąsiadującej z murami Malbatu, zapanowała głucha cisza. Nawet wiatr nie miał na tyle odwagi, by zacząć wiać.
Wbiłem beznamiętne spojrzenie w kilkumetrową, szkarłatną ścieżkę, która utworzyła się pomiędzy samochodami. Kąciki moich ust zadrżały.
– Wiesz co? – Rachel odkaszlnęła, poprawiła sobie szalik i przybrała wyluzowaną pozę. Dopiero po chwili zrozumiałem, że swoje słowa kierowała do mnie – Za każdym razem, kiedy myślę, że jesteście już maksymalnie spierdoleni i nie dacie rady wymyślić nic bardziej obrzydliwego, wy udowadniacie mi, że jednak się myliłam.
Zerknąłem na przyjaciółkę z ukosa. Uśmiechała się i wyglądała na naprawdę zadowoloną z kulminacyjnego punktu przedstawienia.
– Uznam to za komplement. – odparłem.
Astrid ziewnęła i ścisnęła poły swojego długiego płaszcza, po czym wymruczała zaspanym głosem, jakbyśmy wcale nie byli świadkami paskudnej zbrodni:
– Chętnie napiłabym się ciepłej herbaty, a wy?
– Ja też. – Rachel klasnęła w dłonie.
– A ja zjadłabym palucha serowego z dżemem i bitą śmietaną.
– Chodź, skarbie – Astrid ujęła moją żonę pod rękę. – Zrobimy sobie wieczór z przekąskami i doktorem Housem.
Alice jęknęła przeciągle.
– O nie, znowu? Ten serial mnie wykończy. Na widok krwi i tych wszystkich operacji, aż dostaję mdłości.
Eh, kobiety.
CZYTASZ
MALBAT TOM 5
Mystery / ThrillerBędzie mocno, będzie bardzo krwawo, będzie mrocznie, będzie śmiesznie. Kiedyś wymyślę lepszy opis... Albo i nie :) OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy, brutalnych tortur, przemocy seksualnej, narkotyków, wulgaryzmy.