Rozdział 3

1.9K 132 67
                                    

Kochani! 
Ostatnio Wattpad trochę nawalił, więc kto nie czytał jeszcze 2 rozdziału (perspektywa torturowanego Neila, średnio przyjemna sprawa:) hehe ), zapraszam do nadrobienia. 
A tu już rozdział trzeci...Miłego czytania! 

Olivia

Tara przeszła przez salon w momencie, w którym połączenie zostało przerwane i choć nie było jej obok mężczyzn i Astrid podczas rozmowy, wiedziałam, że usłyszała rozdzierający jęk wydany przez Neila tuż przed utratą przytomności.
– Pójdę do Lillian. – rzuciła drżącym głosem, nie patrząc nikomu w oczy. Jej twarz przypominała naciągniętą do granic możliwości maskę o sinozielonej barwie. Wyglądała przerażająco. – Przypilnuję, żeby zasnęła.
Nie mam pojęcia, czy wyręczyła mnie w opiece nad malutką dlatego, że sama chciała jak najszybciej uciec z własnego domu, który zdążył przesiąknąć zapachem niewyobrażalnego okrucieństwa i cierpienia, czy wiedziała, że ja nie dałabym rady ukryć przed Lilly swoich emocji.
Nie odpowiedziałam kobiecie. Już po chwili zniknęła za drzwiami, a my zostaliśmy w tych samych miejscach, w których zastygliśmy, gdy jeden z oprawców odezwał się po raz ostatni.
Już nigdy więcej tego nie zrobisz."
Oparłam plecy o ścianę i wsunęłam palce we włosy, mocno za nie pociągając. Nie obchodziły mnie wyrywane cebulki, ponieważ skupiłam uwagę na oddychaniu. Musiałam postarać się uspokoić choć w najmniejszym stopniu. Musiałam być silna... Bo miałam dla kogo.
Alberto zauważył mnie dopiero po kilkunastu sekundach, prawdopodobnie, gdy uwolnił umysł, pozbywając się paraliżującego szoku. Nie skomentował mojej obecności, chociaż oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie powinnam była tu przychodzić i słyszeć tego, co rozszarpało mi serce na kawałki.
– Astrid? – rzucił ochryple do kobiety. – Namierzyłaś ich, prawda? Powiedz, kurwa, że tak.
Moje kolana zaczęły drżeć. Jeżeli Alberto pozna dokładną lokalizację miejsca, w którym przetrzymują i torturują Neila, na pewno zorganizuje akcję odbicia go z rąk porywaczy choćby i dziś w nocy. Zbierze Malbat i znów chwycą za broń. Doprowadzą do rozlewu krwi. Wymordują każdego, kto stanie im na drodze... Tak bardzo czekałam na odpowiedź Astrid, że straciłam kontakt z własnym ciałem. Popadłam w dziwaczny stan otępienia i zniecierpliwiona przygryzłam policzek tak mocno, że metaliczny posmak osiadł mi na języku.
– Szefie... – wyszeptała łamiącym się głosem.
Nie.
Nie, błagam...

Desperacko kręciłam głową, choć nikt na mnie nie patrzył. Oczy wszystkich powędrowały w kierunku kobiety, która z szeroko otwartymi ustami stukała w klawiaturę. Grymas przerażenia wymalowany na jej pobladłej twarzy tak naprawdę zdradzał wszystko, co chciała powiedzieć.
– Wprowadzili jakąś blokadę... Nie potrafię wyśledzić miejsca, z którego do nas dzwonili. – sfrustrowana zazgrzytała zębami i uderzyła pięścią w blat stołu. – Wyświetlają się tylko jakieś niezrozumiałe kody...
Christian, utraciwszy resztki kontroli, wydał z siebie głębokie, pierwotne warknięcie.
– No to je jakoś rozszyfruj! – wskazał palcem na ekran pokryty mnóstwem cyfr i znaków. – Przecież potrafisz robić takie rzeczy, do kurwy nędzy!
– Nie dam rady, to jakieś silne zabezpieczenie! – odkrzyknęła bezradnie. – Mam dobry sprzęt, ale nie umiejętności na tak zaawansowanym poziomie! Przepraszam!
– Zabiją go, rozumiesz?!
– Christian! – zainterweniował Alberto, szturchając mężczyznę w bark. – Przestań na nią krzyczeć! A tym bardziej zabraniam ci pierdolić takie głupo...
– Dobrze wiesz, że ma rację! – syknął Mason. Włosy przykleiły mu się do spoconego z nerwów czoła, podobnie zresztą jak koszulka do wilgotnych pleców. – Zginie, jeżeli go nie odnajdziemy.
Przycisnęłam dłonie do ust, by stłumić nadciągający szloch.
– Odnajdziemy go. Może potrwa to trochę dłużej, ale...
– Niby jak, Alberto?! – Christian zbliżył się do szefa na niebezpiecznie bliską odległość. Właściwie dzieliły ich zaledwie milimetry. – Nie wiemy, gdzie go przetrzymują! Minęło parę godzin od porwania, a już zrobili sobie z niego worek treningowy! Przecież to pierdolony Neil, do cholery. Nawet jeżeli jeszcze nie planują go wykończyć, ten debil niechcący sam ich do tego sprowokuje!
Alberto zacisnął pięści, a jego plecy zadrżały. Właśnie wtedy zrozumiałam, że tylko ułamki sekundy dzieliły mężczyzn od rzucenia się sobie do gardeł.
– Natychmiast przestańcie! – wtrąciła pospiesznie Astrid. – Jesteście wściekli, to zrozumiałe, ale w ten sposób nie pomożemy Neilowi!
– A w jaki sposób pomożemy? – parsknął Mason bez krzty rozbawienia. – Mamy błagać Boga, żeby nasz katowany brat dożył jutra? Olgierd nie chce forsy, więc będą pastwić się nad Neilem, dopóki nie padnie!
– Zamknij się! – miałam wrażenie, że zachrypnięty głos dowódcy Malbatu swoją mocą ukruszył kawałek jednej ze ścian.
Żołądek związał mi się na supeł, a paskudny pisk w uszach przybrał na sile. Stres zawładnął nami wszystkimi w błyskawicznym tempie. Niesamowite, jak podstępny bywa ludzki organizm.
– Nie! – Mason wyrzucił ręce w powietrze, wbijając w Alberto rozsierdzony wzrok. – Masz wyrzuty sumienia i najzwyczajniej w świecie nie dopuszczasz do siebie myśli, że...!
– Wystarczy, proszę!
O dziwo posłuchali, chociaż prawdopodobnie był to jedynie efekt zaskoczenia, a nie siły mojego wrzasku. Po prostu nie spodziewali się mnie usłyszeć. Christian i Mason obrócili się gwałtownie, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że przez cały czas stałam w korytarzu oddzielającym przedpokój od salonu. Obaj posłali mi spanikowane spojrzenia, które – gdyby spróbowali je zwerbalizować – brzmiałyby „co ty tu, kurwa, robisz?".
Wyprostowałam się i przetarłam nos rękawem.
– Musi być jakieś rozwiązanie. – wymamrotałam jeden z najbardziej banalnych tekstów, jaki można walnąć w tak pochrzanionej sytuacji.
Ale co innego mogłam zrobić? Wizja nieprzytomnego, zmaltretowanego Neila jednocześnie mnie paraliżowała i pchała do działania. Skrajnie sprzeczne reakcje siały istne spustoszenie w mojej pulsującej głowie, a co za tym szło – nie byłam w stanie wysiedzieć cicho.
Popatrzyłam błagalnie na Astrid.
– Przykro mi. – pokręciła głową. – Nigdy nie miałam do czynienia z takimi blokadami... Nie jestem nawet zawodową hakerką, większości rzeczy nauczyli mnie ludzie, z którymi kiedyś pracowałam.
– Nie możesz się z nimi skontaktować? Może daliby radę nam pomóc? – podsunęłam naiwnie.
Byłam niczym raczkujące niemowlę pośród doświadczonych mafiosów i niestety doskonale o tym wiedziałam, jednak nie zamierzałam się poddawać. Nikt nie wytłumaczył mi zasad gry, przez co sama desperacko próbowałam je zrozumieć.
– To nie takie proste. – westchnęła płaczliwie, skubiąc skórki przy paznokciach. – Nie mam z nimi kontaktu od lat, Olivio. To nie są moi znajomi, do których mogłabym zadzwonić i poprosić o przysługę. Oczywiście poszukam na dark webie kogoś, kto ma wiedzę obejmującą rozległy zakres branży IT i specjalizuje się w nielegalnym łamaniu tak kurewsko skomplikowanych zabezpieczeń, ale... – przymknęła powieki i nieznacznie opuściła podbródek, tym samym pokazując, w jak głębokim gównie ugrzęźliśmy. – Nie jestem w stanie stwierdzić, jak długo zajmie rozszyfrowywanie tych kodów... A Neil ma coraz mniej czasu. – zakończyła, oparła łokcie na kolanach, a twarz ukryła w dłoniach.
Nie wiem, w którym dokładnie momencie ruszyłam do kobiety. Nie zarejestrowałam też chwili, kiedy padłam przed nią na kolana. Od razu zsunęła się z krzesła na dywan i wpadła w moje objęcia. Płakałyśmy we dwie, głośno, długo, nie zwracając najmniejszej uwagi na otaczający nas świat, który po porwaniu Neila, przestał być taki sam. Wszystko wokół straciło barwę, zostałyśmy przygniecione przez uczucie żalu, tęsknoty i makabrycznego strachu. Marzyłyśmy o tym, by wszystko wróciło do normy. By Neil znów był z nami, cały i zdrowy. Potrzebowałyśmy go... Nie, cały Malbat go potrzebował.
Malbat...
Niespodziewanie poczułam za sobą czyjąś obecność. Wstrzymałam oddech, a kiedy męskie dłonie przesunęły się po moich plecach, nieznacznie uniosłam głowę.
Christian ułożył mi brodę na lewym barku. Przyciskał swoją skroń do mojego policzka, nie zwracając uwagi na niesamowite ilości łez i glutów, które się na nim znajdowały.
Mason z kolei usiadł tuż za Astrid. Otoczył jej rozdygotane ciało wielkimi łapami, jakby chciał powstrzymać ją przez jakimkolwiek ruchem, niczym żywy, kojący kaftan bezpieczeństwa.
Nim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, Alberto dołączył do naszego zgromadzenia nieszczęśników. Nie wiem, jakim cudem zdołał przytulić nas wszystkich jednocześnie, ale już po chwili tonęliśmy w jego szerokich ramionach. Ramionach pełnych miłości i wsparcia.
– Znajdziemy go. – wymamrotał we włosy Christiana, bo to właśnie jego głowa znajdowała się na wysokości ust szefa.
Przypominaliśmy zwinięty kłębek nerwów i rozpaczy, ale żadnemu z nas przez myśl nawet nie przeszło, by zmienić pozycję. Napełnialiśmy niespokojne dusze namiastką stabilności, zupełnie jakby nikt nie mógł nas skrzywdzić, kiedy tak trwaliśmy w tym krzepiącym uścisku.
– Możecie być pewni – ciągnął Alberto – że poruszę niebo i piekło, aby odszukać Neila. W razie potrzeby zrównam północną część Norwegii z ziemią, a na końcu zapierdolę każdego, kto brał udział w jego porwaniu. – mężczyzna był tak zdecydowany i pewny swoich słów, że aż serce zadrżało mi w piersi. – Mason, Christian... – na końcu, wciąż nie wypuszczając nas z objęć, zwrócił się do chłopaków, a jego głos, oprócz tego, że pozostawał niesamowicie mocny, przybrał też surową i cholernie mroczną tonację. – jeszcze raz podważcie moje słowa, a przysięgam, powieka mi nie drgnie, gdy będę obcinał wam języki. Czy to jest, kurwa, jasne?
Przełknęłam ślinę wymieszaną ze łzami. Przez chwilę zastanawiałam się, czy była to tylko upiorna przenośnia, mająca na celu pokreślenie, jak bardzo Alberto nie życzy sobie poddawania w wątpliwość jego deklaracji o uwolnieniu Neila, czy może całkowicie realna groźba. Dopiero, gdy poczułam, jak Christian napina wszystkie mięśnie i lekko się wzdryga, zrozumiałam, że to drugie...
– Pytałem, czy to jest jasne. – wycedził wściekle przez zaciśnięte zęby.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać.
– Tak, jasne. – potwierdzili równocześnie, prawdopodobnie mając świadomość, że każda sekunda zwłoki rozgniewa szefa jeszcze bardziej.
Starszy mężczyzna pochylił głowę, wypuszczając powietrze przez nos. Nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć, jak bardzo był zdenerwowany. Chociaż czy „zdenerwowany" to dobre określenie? Nie, zdecydowanie nie. Alberto był rozbity niczym wazon, który swoimi ostrymi krawędziami potrafiłby mocno pokaleczyć, jeżeli ktokolwiek zaszedłby mu teraz za skórę. Strach o Neila i pozostałych członków rodziny wyniszczał go od środka. Potłuczone szkło raniło mu serce pełne lęku i niewyobrażalnych wyrzutów sumienia.
– Nie jest dobrze, ale o tym już wszyscy wiemy. – zaczął dowódca po dłuższej chwili przytłaczającego milczenia. – Teraz od nas zależy, jakie kroki podejmiemy i chciałbym, żebyście wzięli to sobie do serca. Neil potrzebuje naszej pomocy. Powiedzmy to głośno, bez owijania w bawełnę: sam nie da rady przetrwać.
Powoli, bardzo powoli, zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Wolałam, gdy trwaliśmy w szczelnym kokonie, jednak wiedziałam, że czas na żal i łzy właśnie dobiegł końca. Musieliśmy działać.
– Co zrobimy? – Astrid uniosła głowę, a następnie szybko wytarła wilgotne policzki rękawem bluzy. – Nie wiemy, gdzie go szukać.
– Więc się dowiemy.
Popatrzyliśmy na Alberto z uwagą. Każde z nas przypominało ucznia wlepiającego wzrok w nauczyciela, który zaskoczył całą klasę intrygującą informacją.
– W jaki sposób? – Christian odezwał się tak cicho, że ledwo byłam w stanie go usłyszeć, choć przecież siedział tuż za mną.
– Poczekamy na następną rozmowę z ludźmi Olgierda.
– Co? Przecież to dopiero za...
– Wiem, Mason. – wychrypiał szef. – Przez najbliższy tydzień Neil prawdopodobnie będzie doświadczał mnóstwa potwornych rzeczy...
– Ale... Przecież to... – dukałam oniemiała, czując jak powietrze uchodzi mi z płuc. Wzięcie wdechu graniczyło z cudem, więc szybko zaczęłam ruszać ustami jak ryba wyciągnięta z wody.
– Nie mamy innego wyjścia. Skoro zapowiedzieli, że kolejna rozmowa odbędzie się za siedem dni, raczej nie mają w planie go mordować. Jeszcze nie.
Odwróciłam się przez ramię, kiedy Christian zaczął kląć. Wyglądał strasznie, trochę jak opętana kukła z horroru o demonach. Z całej siły przyciskał dłonie do twarzy, a na jego skroniach dostrzegłam uwydatnione żyły.
Mason wcale nie prezentował się lepiej, ale był w stanie wyartykułować coś sensowniejszego niż soczystą wiązankę pod adresem porywaczy.
– Przez cały ten czas mamy siedzieć, jak gdyby nigdy nic?
– Oczywiście, że nie, ale musimy mieć jakiś punkt zaczepienia. Rozmowa to nasza jedyna szansa na zobaczenie Neila. Nawet, jeżeli ten widok miałby być...
Nie wytrzymałam. Zacisnęłam powieki i wargi, błagając Najwyższego, by nawet najcichszy szloch nie wyrwał się z mojego gardła. Nie chciałam dokładać Alberto dodatkowych powodów do zmartwień, więc postanowiłam, że zacznę beczeć dopiero, gdy wrócę do siebie.
– Jaki mamy więc plan na najbliższy tydzień? – odezwała się Astrid, głaszcząc mnie po ramieniu w geście banalnego pocieszenia.
– Spróbujemy wynająć kogoś, kto będzie w stanie rozbroić zabezpieczenia Olgierda. – odarł Alberto, a następnie westchnął ciężko. – Jednak pamiętajcie, że to nie film akcji, tylko parszywa rzeczywistość... Kiedy już znajdziemy specjalistę, prace nad takimi blokadami mogą zająć więcej, niżbyśmy chcieli. Astrid, bierzesz to na siebie? Przegrzebiesz dark weba? – zerknął na kobietę, a ta energicznie pokiwała głową.
– Oczywiście, szefie.
– Świetnie.
– A my? – Christian odsunął ręce od spoconej ze zdenerwowania twarzy. – Co my mamy robić?
– Zrobicie sobie wycieczkę do Szwecji. Przypominam, że mamy na głowie jeszcze jeden problem... Lillian wciąż jest na celowniku. Właściwie to każdemu członkowi naszej rodziny grozi kurewsko wielkie niebezpieczeństwo, dopóki ten cały Elvis Moore pozostaje na wolności. Zgarniecie Filipa i przywieziecie go do mnie. – zadecydował tak zatrważającym głosem, że aż zawibrowałam niczym ostatni, słaby listek na gałęzi ukochanego drzewa Shelby. – Oczywiście żywego. – podkreślił.
Przygryzłam wnętrze policzka, równocześnie wykręcając palce. Nie musiałam pytać, by wiedzieć, do czego mój były partner jest im potrzebny. Wyciągną z niego wszystkie informacje na temat mężczyzny, który próbował zastrzelić Lilly, a później... później go zabiją. Odbiorą mu życie w jakiś przemyślany, brutalny sposób. Zakręciło mi się w głowie.
– Olivio.
Niemalże podskoczyłam, gdy usłyszałam swoje imię padające z ust szefa Malbatu. Siła w jego głosie momentalnie sprowadziła mnie na ziemię. No dobra, może nie całkiem, bo stres wciąż trzymał mój żołądek w szponach, boleśnie go zgniatając, jednak ocknęłam się na tyle, by móc odpowiedzieć.
– Słucham?
– Myślę, że powinnaś trochę odpocząć. – popatrzył mi prosto w oczy ze szczerą troską wymalowaną na twarzy. – Czeka nas wszystkich ciężki czas, sytuacja jest jaka jest, ale rezygnacja ze snu w niczym nie pomoże. Lillian zacznie coś podejrzewać, jeżeli będziesz wyglądać, jak śmierć.
Urocze określenie. I jakże adekwatne do koszmaru, w którym utknęliśmy.
Alberto miał rację – nie mogłam pozwolić, by mała, która spostrzegawczość zdecydowanie odziedziczyła po ojcu, zorientowała się, że coś jest nie tak. Gdyby choć część mojego strachu niechcący skapnęła na dziewczynkę, chyba pękłoby mi serce. Musiałam zacisnąć zęby, być dla Lilly bezpieczną ostoją. Tarczą, chroniącą przed złem. Mamą i tatą w jednym ciele. Wiedziałam o tym doskonale, a jednak pewna sprawa nie dawało mi spokoju.
– Chciałabym się na coś przydać. – wypaliłam w odpowiedzi, zaskakując nie tylko samą siebie, ale i wszystkich wokół. – Oczywiście Lillian jest najważniejsza i zrobię wszystko, by była bezpieczna, ale nie mogę siedzieć z założonymi rękami, udawać, że nic się nie dzieje i po prostu czekać na szczęśliwy powrót Neila. Muszę działać, Alberto. Pozwól mi wam pomóc. Dowódca przesunął sobie palcami po brodzie i odkaszlnął.
– Olivio, to naprawdę miłe z twojej strony, ale...
– Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o bycie miłą. – przerwałam mężczyźnie, na co lekko ściągnął brwi. Całe szczęście po raz kolejny uszanował moje emocje, nad którymi sama nie potrafiłam panować i powstrzymał się przed zademonstrowaniem mi, jak bardzo wkurwiało go moje niestabilne zachowanie. Dzięki jego cierpliwości mogłam nabrać powietrza i kontynuować: – Zwariuję, jeżeli zostanę odsunięta na bok. Zabije mnie moja własna bezsilność... Błagam, przydziel mi jakieś zadanie.
Alberto zamilkł na chwilę. Wyprostował plecy, które strzyknęły głośno i przesunął język po wnętrzu policzka. Z ogromną uwagą śledził każdy mój ruch, nie odwracając ode mnie wzroku.
– Jesteś pewna, Olivio? Tego właśnie chcesz? – odezwał się wreszcie twardo. Czułam, że rzuca mi wyzwanie. Chciał, bym znała powagę sytuacji i miała pełną świadomość tego, co czeka mnie, jeżeli tylko odpowiem twierdząco. – Sądzisz, że jesteś gotowa? Dasz radę stawić czoła wyzwaniom i podporządkować się moim rozkazom? Potrafiłabyś patrzeć na powolną śmierć Filipa poprzedzoną wielogodzinnymi torturami...? – ciągnął, mrużąc powieki.
Opuściłam głowę. Alberto był zbyt mądry, aby uwierzyć w to, że sprostałabym tym wymaganiom i celowo pozwolił mi podjąć decyzję. Znał odpowiedź, jeszcze zanim ta wypłynęła spomiędzy moich drżących warg. Ogarnęła mnie fala zażenowania.
– Nie. – wyszeptałam zgodnie z prawdą. – Nie byłabym w stanie patrzeć na śmierć Filipa.
– Mhm. – usłyszałam, jednak odczuwałam zbyt wielkie zakłopotanie, by móc spojrzeć dowódcy w oczy. Pozostałam więc w zgarbionej pozycji. – Tak właśnie myślałem. – przyznał. – Nie dałabyś też rady wycelować do przeciwnika i żyć ze świadomością, że zabiłaś człowieka, czyż nie?
Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie miałam zbyt wielu okazji do trzymania broni w dłoniach, toteż zweryfikowanie słów Alberto było niemożliwe. Jednak... prawdopodobnie ani trochę się nie mylił. Być może porwanie Neila i próba zamordowania Lillian stworzyły we mnie coś, czego wcześniej nie znałam – demona gotowego do podjęcia ryzyka – jednak proszę, dość szybko okazało się, że wcale nie był tak silny, jak przypuszczałam.
– Przepraszam. – westchnęłam cicho, gotowa, by zakończyć tę kompromitującą rozmowę. Chciałam zostać członkinią Malbatu, a zamiast tego najadłam się wstydu.
Niepewnie podniosłam głowę i odgarnęłam włosy, które żałośnie przylgnęły do moich wilgotnych, pokrytych smarkami policzków. Dopiero, kiedy znalazłam w sobie tyle odwagi, by spojrzeć na Alberto, dostrzegłam, że... delikatnie się uśmiecha.
Nie był rozbawiony. Nie był też szczęśliwy, rzecz jasna, bowiem na tamtą chwilę powodów do radości nie miał tak naprawdę żadnych. Jednak patrzył prosto na mnie i unosił kąciki ust w taki sposób, że aż zadrżało mi serce, a powiew nadziei owiał moją rozgrzaną twarz.
– To właśnie skromność, pokora i delikatność będą twoją największą bronią. – stwierdził nagle, wprawiając mnie w niemałe zaskoczenie. Wytrzeszczyłam oczy, lecz nim zdążyłam się odezwać, kontynuował: – Christian, przygotuj dla Olivii broń.
– Ale przecież...
– Bez dyskusji. Nie zrobimy z niej zawodowej morderczyni, ale musi wiedzieć, jak użyć spluwy w razie niebezpieczeństwa.
Collins zaniemówił na krótką chwilę, ale gdy tylko odzyskał władzę nad językiem, zwrócił się bezpośrednio do mnie:
– W porządku. Poproszę Alice, żeby przeprowadziła ci krótkie, podstawowe szkolenie.
– Już prosiłam. – odparłam nieśmiało. – Obiecała, że ze wszystkim mi pomoże.
Znów zamilkł, prawdopodobnie ze zdziwienia, Astrid i Mason zerknęli w moją stronę z uniesionymi brwiami, a uśmiech na twarzy dowódcy jeszcze bardziej się pogłębił. Szkoda tylko, że nie objął jego smutnych, podkrążonych oczu.
– Świetnie. – Alberto skrzyżował ręce na piersi. – W takim razie Alice weźmie cię pod swoje skrzydła podczas najbliższej misji.
Drgnęłam, jakby żyłami przepłynął mi prąd, a następnie przełknęłam ślinę.
– Misji? – powtórzyłam niepewnie, wycierając spocone dłonie o materiał szlafroka. – Czy ma ona coś wspólnego z...
– Z Filipem? Nie, Olivio. Jego zostawiam dla siebie. – poruszył szyją na prawo i lewo. – Dla ciebie mam inne zadanie.
– Zamieniam się w słuch.
Dowódca pokiwał głową z wyraźnym uznaniem.
– Ty, Alice i Rachel, nasza zawodowa złodziejka, zwiniecie samochód.
– Samochód? – nie potrafiłam ukryć zaskoczenia, bo co jak co, ale jeżeli chodzi o przeróżne modele aut, wszyscy członkowie Malbatu mieli w czym przebierać i żaden z nich nie narzekał na brak luksusowego wozu. – Mamy ukraść samochód?
– Dokładnie.
Rozkaz to rozkaz, pomyślałam, choć wciąż ciężko mi było uwierzyć w to, że Alberto nie ma wystarczającej ilości kasy, by kupić sobie jakąś głupią furę.
– W porządku... – nieznacznie poruszyłam ramionami. – Rachel na pewno się na tym zna? Co będzie, jeżeli ktoś wezwie policję i...
– Nie wezwie. – zapewnił mnie z całkowitym przekonaniem. – Spokojna głowa.
Przygryzłam paznokieć kciuka.
– Skąd ta pewność?
– Bo to właśnie policję musicie okraść.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz