Rozdział 26

1.8K 152 38
                                    


Olivia

Atmosfera w pokoju zrobiła się gorąca, jakby ktoś podkręcił ogrzewanie na najwyższe obroty. Plecy przykleiły mi się do blatu biurka, a nogi drżały z ekscytacji, kiedy zaciskałam je wokół Lewisa. Intensywne, głodne spojrzenie Neila przenikało mnie na wskroś, nasze oddechy zaczęły się mieszać, pocałunki przybierały na sile, a ciała poruszały się w zgodnym rytmie.
Czułam twardy wzwód ukryty pod materiałem spodni, który napierał na moje wejście i musiałam wykazać się ogromną samokontrolą, by nie przesunąć dłoni w zakazany obszar.
Odwróciłam twarz ku ścianie ozdobionej ogromnym lustrem. Na widok Christiana siedzącego na kanapie, aż zabrakło mi tchu. Pierwszy raz robiłam coś tak... podniecająco niewłaściwego. Delikatny strach, wywołujący rozkoszne dreszcze niepokoju, fascynacja, chęć odkrycia tego, co dotąd nieznane... Wszystkie emocje zaatakowały mnie jednocześnie, ale to wcale nie sprawiło, że poczułam się przytłoczona. Nie, ja pragnęłam więcej.
Myślałam, że lista grzesznych przyjemności, którą stworzyłam dzięki Neilowi, gdy ten wprowadził mnie w świat erotycznych uniesień i pokazał, że seks naprawdę może być świetny, jest już zapełniona. Jednak myliłam się – nowe doświadczenie właśnie stało przede mną otworem. Przeżycie orgazmu tuż przed Christianem. Przeżycie orgazmu tuż przed najlepszym przyjacielem Lewisa.
Jasna cholera... Chyba mi odbiło.
Wygięłam ciało w łuk, gdy Neil wsunął we mnie dwa palce. Stąpałam po cienkiej linii między błogością, a lękiem i wstydem. Skóra stała się niesamowicie wrażliwa, każdy dotyk mężczyzny sprawiał, że rozpadałam się na kawałki. Bliskość, namiętność, zdecydowanie i siła bijące od Neila odebrały mi rozum, spowodowały, że myślałam tylko o tym, żeby nie przestawał.
Christian ułożył rękę pod głową. Patrzył prosto na nas, a przynajmniej to próbowałam sobie wmówić. Chciałem, żeby nie odwracał wzroku od palców Lewisa, które poruszały się we mnie jeszcze szybciej. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, nie mogłam złapać powietrza.
– Nie wiedziałem, że tak cię to kręci. – Zachrypnięty głos Neila był niczym oliwa dolana do ognia.
Spróbowałam zacisnąć uda, ale przytrzymał moją nogę drugą ręką i uśmiechnął się diabolicznie. Żyłami popłynął mi prąd, który swoją energię skumulował w dolnej części brzucha.
– Wcale mnie to nie kręci – zaprzeczyłam słabo, czując pieczenie policzków. Słowa ledwo przechodziły przez moje ściśnięte gardło. – Sam chciałeś zrobić to w tym pokoju.
Kąciki ust Lewisa zadrżały, a w jego jasnoniebieskich oczach błysnęło rozbawienie, choć wciąż dominowały w nich obsesja i zwierzęca żądza. Wysunął ze mnie palce, na co zareagowałam cichym sapnięciem. Odruchowo uniosłam i opuściłam biodra, jednak przestałam się wiercić, kiedy Neil chwycił moją szczękę, a następnie unieruchomił ją w taki sposób, że jedynie zamknięcie oczu uratowałoby mnie przez patrzeniem na Christiana.
Tyle że ja wcale nie zamierzałam zaciskać powiek, nie potrzebowałam ratunku. Chciałam, żeby Collins nas oglądał. Podniecenie przewyższało zażenowanie czy nieśmiałość, a gorąca, wilgotna łechtaczka była tego najlepszym dowodem.
– Próbujesz mi wmówić, że to ci się nie podoba?
– Neil... – Jęknęłam ze zniecierpliwieniem. Mrowienie podbrzusza i wewnętrznej strony ud sygnalizowało nadciągające spełnienie, które teraz wydawało mi się brutalnie nieuchwytne.
Z jednej strony byłam cholernie blisko orgazmu, lecz z drugiej – tak daleko, że z kącików oczu pociekły mi dwie małe łzy.
– Próbujesz mi wmówić – powtórzył powoli z nutą złośliwości w głosie, celowo przeciągając moje słodkogorzkie cierpnie – że nie jesteś mokra, a widok gapiącego się na nas Christiana ani trochę cię nie podnieca?
Spróbowałam pokiwać głową, ale szybko przypomniałam sobie, że wykonanie jakiegokolwiek gestu graniczyło z cudem. Nie byłam w stanie się poruszyć, a tym bardziej odezwać. Mój język stwierdził zapewne, że nie będzie współpracować z kimś tak nienormalnym, zboczonym i perwersyjnym.
Zacisnęłam usta w prostą kreskę. Planowałam milczeć, unikać odpowiedzi tak długo, jak będzie to możliwe. Choć moje ciało wyraźnie drżało wskutek silnych przeżyć, głośne przyznanie tego, że leżenie i dochodzenie na biurku parę metrów przed Collinsem sprawiało mi niesamowitą przyjemność, nie wchodziło w grę.
– Zadałem ci pytanie, Holm.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Tak. – Szepnęłam. – Robienie tego na czyichś oczach wcale mnie nie podnieca.
Nigdy nie byłam wybitną kłamczuchą, ale w tamtym momencie zabrzmiałam wręcz żałośnie. Chyba nawet głuchy kot mojej ciotki usłyszałby, jak ściemniam, niemalże dławiąc się fałszem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, z kolei Neil, który najwyraźniej oczekiwał właśnie takiej odpowiedzi, zdawał się bawić aż nad wyraz dobrze.
Cmoknął z zadowoleniem i delikatnie pocałował mnie w płatek ucha. Nim ciarki zdążyły przebiec mi po nagich ramionach, palce wolnej ręki Lewisa ponownie zanurzyły się w moim wnętrzu. Zaskoczenie połączone z przyjemnością przyniosło spektakularny efekt – jęknęłam tak głośno, że gdyby pomieszczenie nie było dźwiękoszczelne, Christian na bank usłyszałby mój skowyt.
Neil z łatwością odnalazł punkt, który sprawił, że straciłam zmysły. Od upragnionego orgazmu dzieliły mnie sekundy, cipka zaciskała się, gdy mężczyzna poruszał palcami w idealnym, miarowym tempie.
– Wiesz, jak smakuje kłamstwo? – Zapytał Lewis.
Każda komórka mojego ciała błagała o więcej, bezwiednie wysuwałam biodra na spotkanie z dłońmi Neila. Przymknęłam załzawione oczy.
– Nie, nie wiem. – Odparłam krótko.
– Otwórz buzię.
Rozkaz mężczyzny nie wyrwał mnie z błogostanu. Byłam już zbyt oddalona od świata rzeczywistego, balansowałam na krawędzi urwiska i tylko czekałam, aż runę w przepaść. Mój oddech przyspieszył, serce obijało się o żebra. W tamtej chwili nikt nie mógł rozproszyć mojej uwagi... Nikt oprócz Neila Lewisa – faceta, który prawdopodobnie zastępował samego diabła, gdy ten był na urlopie. Miał naprawdę duże kwalifikacje do pełnienia funkcji asystenta Lucyfera, o czym przekonałam się w momencie, w którym powoli wysunął ze mnie palce.
Zamrugałam, niezdolna do wykrztuszenia choćby słowa.
– Oli, otwórz buzię. – Powtórzył półszeptem, zatrzymawszy rozochocone spojrzenie na moich ustach.
Popatrzyłam na Neila zamglonym wzrokiem. Wiedziałam co chciał zrobić, jeszcze zanim przysunął mi dłoń do twarzy, więc posłusznie rozchyliłam wargi. Zassałam dwa palce mężczyzny, czując na języku smak własnego podniecenia. Smak przyjemności. Smak grzechu.
Smak kłamstwa.
Erekcja blondyna zaczęła napierać na mnie jeszcze mocniej. Byłam pewna, że Lewis myślał o tym samym, co ja – zamiast kciuka, po którym chwilę wcześniej przejechałam językiem, mogłabym lizać inną część jego ciała. Na samo wspomnienie twardego penisa, ślina napłynęła mi do ust.
– Widzę, jak na mnie patrzysz. – Słowa Neila znienacka przebiły się przez mój otumaniony rozkoszą umysł. – Chciałbym, ale nie dam rady. Przepraszam.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Nic nie szkodzi – chwyciłam mężczyznę za kark i przyciągnęłam go do siebie, by scałować wszystkie troski i problemy, którymi się obarczał. – Jeżeli potrzebujesz przerwy, to...
Nie dokończyłam. Zamiast tego poczułam, jak przesuwam się po blacie biurka i zatrzymuję dopiero na jego brzegu. Nie zdążyłam nawet pisnąć z zaskoczenia, a Neil już trzymał mi nogi i układał je na swoich ramionach.
– Przerwy? – Rzucił prześmiewczym tonem, równocześnie klękając na podłodze. Umościł się wygodnie między moimi udami, czułam jego ciepły oddech na skórze. – Takie rzeczy będziesz mogła mi proponować, kiedy będę w wieku Alberto.
Parsknęłam, rozbawiona.
– Myślisz, że nasz szef ma problemy z kondycją?
Neil uniósł kąciki ust. Jego uśmiech w połączeniu z pozycją, w której się znajdował, sprawił, że moje wszystkie zakończenia nerwowe zapłonęły żywym ogniem, a żołądek wypełnił rój niespokojnych, machających skrzydłami pszczółek.
– Myślę, że dostaje zadyszki podczas ściągania spodni, gra wstępna kojarzy mu się z partyjką szachów, a ich szybki numerek trwa z półtorej godziny.
– A Tara? – Zachichotałam.
– Tara... Cóż, Tara pewnie chętnie dosiadłaby się do Christiana.
– Jezu, Neil!
Wytrzeszczyłam oczy i odruchowo spojrzałam w kierunku Collinsa. Program w telewizji musiał nieźle go pochłonąć, bo patrzył w naszym kierunku z wyraźnym zainteresowaniem, wręcz ekscytacją.
Krew uderzyła mi do policzków, w pokoju zrobiło się przeraźliwie duszno, a gdy Neil zbliżył usta do mojego rozgrzanego wejścia... skoczyłam z urwiska. I choć powinnam spadać, lecieć w dół – unosiłam się coraz wyżej i wyżej. Aż wreszcie dotarłam na szczyt.

***

– Kurna, nareszcie. – Christian ziewnął głośno, przyjrzawszy się zegarkowi na nadgarstku. – Co tak długo, do cholery?
Przygryzłam wargę i niedbale wzruszyłam ramionami.
– Czytałam. – Palnęłam idiotyczną wymówkę.
Oli, skoro jesteś już członkinią Malbatu, wypadałoby nauczyć się kłamać.
Collins łypnął na mnie podejrzliwie. Nie, wcale nie podejrzliwie. Zerknął na mnie całkowicie normalnie, po prostu to ja nie mogłam na niego patrzeć.
Wyszczerzyłam zęby w głupawym uśmiechu.
– Co czytałaś?
– Książkę.
Nie do, kurwa, wiary.
Mężczyzna zaśmiał się, przeciągnął i wstał z kanapy.
– To wiem. Chodziło mi o tytuł.
– Tytuł?
– No – uniósł brew – tytuł książki.
– Nie wiem, to było coś o... – Wykręciłam palec wskazujący tak mocno, że aż strzyknął. Bolało, fakt, jednak nie tak bardzo, jak mój wrodzony debilizm. – Coś o... ooo...uuu...uu...ustroju politycznym Szwecji. Straszna nuda, nie polecam. Serio, zasnęłam na dziesiątej stronie. Zasnęłam i dlatego musiałeś na mnie czekać. – Spomiędzy moich warg wyrwał się sztuczny chichot. – Ale widzę, że znalazłeś sobie zajęcie. – Kiwnęłam brodą na telewizor. – Leciało coś ciekawego?
Christian, dzięki Bogu niezbyt spostrzegawczy i być może półgłuchy, skoro po mojej makabrycznej wypowiedzi nie załapał, że ze zdenerwowania aż plątał mi się język, sięgnął po pilota i nacisnął czerwony przycisk. Ekran zgasł.
– Oglądałem całkiem fajne show.
Oczy prawie wyszły mi z orbit, gdy wlepiłam dziki wzrok w Collinsa.
– Słucham?
– Powtórkę norweskiego The Voice. – Wyjaśnił, przechylając głowę na bok.
Tym razem mi się nie przewidziało – Christian patrzył na mnie jak na wariatkę.
Odetchnęłam z ulgą, przetarłam gorące policzki wierzchem dłoni i ruszyłam w kierunku przedpokoju. Zdecydowanie wolałam, by myślał, że ostro mi odbiło, niż aby odkrył prawdę. To dla jego dobra. Nie musiał przecież wiedzieć, że przed chwilą doszłam na jego oczach. To znaczy... tak jakby.

***

Wycięłam tosty w kształcie gwiazdek, położyłam je na talerzyku, podsunęłam kubek z kakao pod nos Lillian i ukradkiem spojrzałam na ekran iPada. Bajkę o kucykach znałam już na pamięć, Lilly wałkowała ją praktycznie non stop, więc z łatwością obliczyłam, ile czasu zostało do końca filmu. Następnie pocałowałam dziewczynkę w czoło i czmychnęłam na górę.
Drzwi od łazienki były zamknięte, ale nie słyszałam charakterystycznego szumu wody, a to oznaczało, że Neil nie zdążył jeszcze wejść pod prysznic. Przesunęłam język po podniebieniu, zastanawiając się, czy przyjście tu było na pewno dobrym pomysłem, lecz nim mój zdrowy rozsądek zdążył pokonać mur zbudowany z silnych, niemalże niemożliwych do okiełznania emocji, już stukałam o framugę i lekko naciskałam na klamkę.
– Neil? – Zapytałam, nim otworzyłam drzwi na szerokość większą niż parę centymetrów. – Mogę wejść?
– Pewnie.
Wzięłam głęboki wdech i przekroczyłam próg łazienki.
Neil stał przy umywalce, na jego twarzy dostrzegłam resztki pianki do golenia, spodnie od piżamy, które parę tygodni temu były o wiele za duże, teraz znów pasowały idealnie i bez problemu trzymały się na biodrach. W jednej ręce trzymał maszynkę, drugą przesuwał sobie po brodzie, jakby sprawdzał, czy dokładnie usunął cały zarost.
– Alice do mnie dzwoniła. – Poinformowałam, nie odwracając wzroku od mężczyzny. – Przełożyła godzinę lunchu, mamy przyjść dopiero o dwunastej.
Lewis odłożył maszynkę i skrzyżował ręce na piersi.
– Dlaczego?
– Podobno Alberto chce porozmawiać wcześniej z Tarą. Jest chyba wkurzony o tę wczorajszą akcję z ciastkami.
– O, zajebiście. – Parsknął śmiechem. – Więc pójdziemy do Collinsów o jedenastej. Nie ma szans, żebym przegapił coś takiego.
Ostentacyjnie wywróciłam oczami, choć prawdę mówiąc... wizja kłótni Tary i szefa Malbatu mi również wydawała się cholernie ciekawa.
– Jak chcesz.
– Wezmę prysznic i możemy się zbierać. – Neil odwrócił się w stronę szklanej ścianki prysznicowej, złapał za sznurek od spodni, a na końcu popatrzył na mnie przez ramię. – Wszystko w porządku? – Zagadnął, zmrużywszy powieki, gdy nie ruszyłam się z miejsca.
Być może powinnam była to zrobić, ale przecież nie po to przyszłam do łazienki.
Okręciłam pasmo włosów na palec wskazujący i uniosłam kąciki ust w słodkim uśmiechu.
– Tak, wszystko gra. Pomyślałam tylko, że...
– Że zostaniesz? – Dokończył z rozbawieniem, uświadamiając mi tym samym, że od początku znał powód mojej wizyty. – Że posiedzisz sobie obok i popatrzysz, jak biorę prysznic?
Przestąpiłam z nogi na nogę, by zmienić pozycję. Jeszcze przed chwilą wchodziłam tu jako pewna siebie kobieta, więc jakim cudem po zaledwie dwóch minutach rozmowy, nie mogłam wydusić słowa? Odpowiedź była dość prosta – cholerny Lewis onieśmielał mnie samym spojrzeniem. Nie mogłam skupić się na zwerbalizowaniu swoich myśli, kiedy niebieskie oczy mężczyzny prześlizgiwały się po mojej twarzy.
– Nie krępuj się. – Rzucił wesoło, przerywając ciszę w łazience, efektem czego wreszcie wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam w płucach. – Tylko pamiętaj, żeby...
Tym razem to ja postanowiłam mu przerwać:
– Nie dotknę cię.
Neil posłał mi ciepły uśmiech, powoli odwrócił się w moją stronę i ruszył przed siebie leniwym krokiem. Stanął w miejscu dopiero, gdy nasze klatki piersiowe prawie się ze sobą zetknęły. Z przyjemnością chłonęłam zapach pasty do zębów i pianki do golenia, a kiedy myślałam już, że wreszcie zdejmie spodnie, poczułam dwie lodowate dłonie na skórze. Oparłam ręce na barkach Lewisa i dałam zanieść się w głąb łazienki. Po chwili siedziałam na kamiennym blacie obok okrągłej umywalki, machając nogami ze zniecierpliwieniem.
Spodnie blondyna opadły na podłogę, podobnie zresztą jak moja szczęka. Widziałam go bez ubrań już wiele razy, ale jeszcze nigdy przy tak dobrym świetle. Nigdy też nie miałam okazji przyjrzeć się jego ciału dłużej niż parędziesiąt sekund.
Ujęłam wargę między zęby i zacisnęłam uda, a kiedy udało mi się choć trochę nacieszyć oczy, zapragnęłam zobaczyć Lewisa z drugiej strony, więc wykonałam okrężny ruch palcem.
Spodziewałam się, iż widok pleców i tyłka Neila będzie równie przyjemny, ale nie przypuszczałam, że...
– Ja pierdolę – przykryłam usta dłonią. Niestety nie powstrzymało to głośnego rechotu, który wypłynął z mojego gardła. – Powiedz mi, że to nie jest to, o czym myślę.
Neil zaklął pod nosem.
– Chciałbym, żeby nie był prawdziwy.
Skrzyżowałam kostki, by zacisnąć nogi jeszcze mocniej. Tym razem jednak miało to niewiele wspólnego z podnieceniem – po prostu walczyłam z własnym pęcherzem, by nie zsikać się w majtki ze śmiechu.
– Przegrałeś zakład?
– Nie.
– Byłeś pijany? – Kontynuowałam przesłuchanie, czując jak po policzku spływają mi łzy.
– Nie – prychnął z irytacją. – To znaczy tak, ale nie na tyle, żeby... Jezu, to... Po prostu...
Przycisnęłam ręce do brzucha, nie mogłam oddychać.
– Sam wymyśliłeś wzór? – Wydyszałam między salwami śmiechu.
– Mason go wymyślił, zresztą ma identyczny.
– Żartujesz?
– Nie. Christian też... – Mruknął, wyraźnie niezadowolony moim histerycznym napadem. – Zrobiliśmy sobie te tatuaże, bo... Właściwie to długa histo...
Zeskoczyłam z blatu, upadłam na podłogę i zwinęłam się w kulkę, doszczętnie tracąc nad sobą kontrolę. Bolała mnie przepona, płuca oraz gardło, ale to nie sprawiło, że łatwiej było mi się uspokoić – wręcz przeciwnie, nim uchyliłam powieki i wytarłam łzy, minęły długie minuty. Na tyle długie, że Neil zdążył wejść pod prysznic, wcześniej rzucając niewyraźne, naburmuszone:
– Kiedyś cię zabiję, Holm.

***

– Naprawdę myślisz, że unikniesz rozmowy ze mną, jeżeli ukryjesz się u Alice i Christiana? – Alberto rzucił na stół stosik papierów i popatrzył na Tarę, która właśnie przystawiała filiżankę do ust.
Pociągnęła mały łyk herbaty, poprawiła idealnie wystylizowane włosy, po czym spojrzała na dokumenty z iście aktorskim zaciekawieniem.
– Po pierwsze, wcale się nie ukrywam. Nie można już odwiedzić córki, wnuczka i ukochanego zięcia? Zresztą, skoro już musisz wiedzieć, Alberto, to Christian chciał, żebym wpadła.
Collins uniósł wzrok znad gazety.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Dupek. – Mruknęła Tara.
Alberto pochylił plecy i oparł dłonie o blat, nie przestając świdrować kobiety wzrokiem.
– A po drugie? – Ciągnął.
– Po drugie, nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Co to za papierzyska?
Zerknęłam na Alice, Neila i Liama. Siedzieli obok siebie na kanapie i słuchali całej rozmowy ze zgoła innymi nastrojami. Moja przyjaciółka wyglądała, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię, z kolei Lewis i nastolatek wręcz tryskali wesołością. Nie próbowali nawet ukryć rozbawienia, które malowało się na ich twarzach.
– To, kochanie, są listy ofiar. Imiona i nazwiska dwunastu mężczyzn, którzy zginęli na miejscu, tuż pod naszą bramą, i dane tych, którzy przeżyli, ale trafili do szpitala z poparzeniami przełyku oraz objawami silnego zatrucia.
Neil parsknął głośnym śmiechem, niechcący ściągając na siebie uwagę dowódcy.
– Sorki. – Rzucił pospiesznie, gdy czujne ślepia szefa powędrowały w jego kierunku, a następnie odchrząknął nerwowo i zmienił pozycję na kanapie.
Alberto – zapewne mając większe problemy na głowie – powstrzymał się od komentarza. Już po chwili ponownie patrzył na Tarę, która, kompletnie niewzruszona, przeglądała leżące na stole kartki.
– Jesteś z siebie dumna?
Pani Morgan zastukała długimi, czerwonymi paznokciami o blat, a następnie rzuciła z niemalże rozdrażnieniem:
– Ale o co ci chodzi, co? Przecież tu nie ma żadnej informacji, że to moja wina.
– Tara, nie rób sobie jaj, do jasnej cholery! Ci faceci zżarli twoje ciasteczka, a potem skonali w potwornych męczarniach!
Kobieta uchyliła usta, jej cienkie brwi poszybowały ku górze, a otwarta dłoń wylądowała na klatce piersiowej w okolicy serca.
– Sugerujesz, że nie potrafię gotować? Właśnie to chcesz mi powiedzieć?
– Jezu! – Syknął wściekły Alberto. – Chcę ci powiedzieć, że wymordowałaś kilkunastu członków motocyklowego gangu! Ty wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje?!
– Cóż... – Tara przejechała językiem po zębach. – Serdeczne gratulacje i nowa torebka Louis Vuitton?
Tym razem nie tylko Neil nie mógł się powstrzymać – Christian i Liam również wybuchli śmiechem. O ile starszy Collins robił wszystko, by stłumić rechot rękawem bluzy, tak młodszy po prostu leżał i rżał, jakby coś go opętało. W sumie to zachowywał się jak ja, gdy zaledwie godzinę wcześniej zobaczyłam tatuaż na pośladku Lewisa.
Alberto zamknął usta i wziął głęboki wdech przez nos.
– Nie będzie żadnej torebki, do kurwy nędzy. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. – Powinniśmy dziękować Olgierdowi, że nie robi nam problemów i dalej jest zainteresowany współpracą z Malbatem!
Mężczyźni – być może uświadomiwszy sobie powagę sytuacji oraz fakt, że szef motocyklistów naprawdę mógłby próbować się zemścić – przestali rechotać, więc w salonie zapanowała cisza. Na szczęście nie na długo, bo już po chwili Tara postanowiła zabrać głos:
– Masz rację, kochanie. Powinnam podziękować Olgierdowi. – Przyznała, powoli podnosząc się z miejsca.
Powiedzieć, że Alberto popatrzył na swoją wybrankę z podejrzliwością, to jak nic nie powiedzieć.
– No cóż... – Zaczął, ewidentnie zbity z pantałyku.
– Wrócę do domu i przygotuję mu jakieś dietetyczne przekąski w ramach szczerych przeprosin. – Kobieta odeszła od stołu, następnie ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, a kiedy szef przymknął powieki i zaklął cicho pod nosem, odwróciła się do niego przez ramię i rozciągnęła wargi w wymuszonym uśmiechu. – Mam nadzieję, że tym razem spróbuje mojego poczęstunku... Szkoda tylko, że skończył mi się wybielacz, ale znajdę coś innego.


***

Lunch u Collinsów przebiegał w cudownej atmosferze. Sałatka, którą nałożyła mi Alice była naprawdę przepyszna, a rogaliki z przeróżnymi dodatkami dosłownie rozpływały się w ustach. Zresztą prawdę mówiąc, nieważne, co stało na stole – wszystko smakowało wybitnie, kiedy siedzieliśmy razem, w rodzinnym gronie. Coraz częściej doceniałam, że dane było mi jeść posiłki z ludźmi, którzy nie wiadomo kiedy stali mi się niesamowicie bliscy.
Nabiłam kurczaka i pomidorka koktajlowego na widelec, a nim zdążyłam wsadzić je do ust, usłyszałam szept Neila:
– Ej, młody – pochylił się w stronę Liama i szturchnął go łokciem w bok. – Pamiętasz, czego cię uczyłem?
Chłopak zrobił zamyśloną minę.
– Żebym trzymał szlugi przez klamerkę, to rodzice nie wyczują, że śmierdzą mi palce? – Odpowiedział równie cichym, konspiracyjnym tonem.
Lewis wywrócił oczami.
– Nie, baranie. Mówiłem ci, żebyś wybrał odpowiedni moment na rozmowę z szefem.
– A, racja! – Nastolatek wyraźnie się ucieszył.
– Jeżeli chcesz coś ugrać, to wal teraz. Alberto jest wyluzowany, bo jutro ustalamy z Olgierdem szczegóły lotu do Stanów, więc wykorzystaj jego dobry humor.
Uniosłam brew i popatrzyłam na Neila z niedowierzaniem. Jakikolwiek interes nie łączył go z synem Christiana, wiedziałam już, że nie będzie to nic mądrego.
Liam poprawił się na krześle, wziął ostatni gryz bagietki z szynką i serem, a na końcu westchnął przesadnie głośno. Później jeszcze raz, bo pierwsza próba zwrócenia na siebie uwagi nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Właściwie dopiero przy trzecim męczeńskim sapnięciu, Astrid oderwała wzrok od swojego talerza i wbiła go w Collinsa.
– Coś się stało, Liam? – Zapytała z troską.
– No...
Alice i Christian przestali jeść. Kobieta powoli odłożyła sztućce, przełknęła to, co miała w ustach i sięgnęła po serwetkę drżącą ręką.
– Co masz na myśli, dziecko? – Żyła na czole ojca chłopaka niebezpiecznie zapulsowała. – Jeżeli znów wpakowałeś się w jakieś kłopoty, nielegalne ustawki czy inne cholerstwo, to...
– Niby jak, skoro siedzę w domu? – Kąciki ust Liama nieznacznie drgnęły, jednak w porę zdołał zapanować nad wesołością. – Chodzi o coś innego... – Dodał teatralnie posępnym głosem.
Temu gówniarzowi należy się Oscar.
Alberto popatrzył na Christiana, a gdy ten wzruszył ramionami, odkaszlnął i ułożył splecione dłonie na blacie.
– Posłuchaj, Liam. Nam możesz powiedzieć wszystko. Jesteśmy rodziną, więc zawsze ci pomożemy, ale musisz być z nami całkowicie szczery.
Nie wiedziałam, którego durnia śledzić wzrokiem – szesnastoletniego Collinsa, który zawodowo rżnął głupa, czy trzęsącego się ze śmiechu Lewisa. Choć blondyn przykrywał kawałek twarzy ręką, ja ze swojej perspektywy doskonale widziałam, jak szeroko się szczerzył.
Nancy położyła młodemu rękę na plecach i pogładziła go w pocieszającym geście.
– Śmiało, skarbie. – Zachęciła chłopaka, którego w rzeczywistości wcale nie trzeba było namawiać do rozmowy. – Stało się coś złego?
Liam napiął mięśnie ramion, by wyglądać na jeszcze bardziej zestresowanego, po czym nieśmiało zerknął na dowódcę i wyznał cicho:
– Chyba nie dostanę oceny z historii w tym półroczu. Jestem zagrożony.
Alberto zamrugał, a następnie uśmiechnął się, przecierając czoło rękawem.
– Już myślałem, że kogoś zabiłeś. – Palnął Mason, wracając do wcinania naleśników z podwójną porcją sosu czekoladowego.
– Gruby! – Fuknął Christian, choć nie dało się nie zauważyć, że jemu również cholernie ulżyło. Delikatnie objął Alice i przyciągnął ją do siebie. – To nic takiego, Liam. Oceny nie są najważniejsze.
– Tata ma rację. – Głos kobiety ociekał matczyną czułością. – Oceny nie są najważniejsze i nie są odzwierciedleniem twojej inteligencji, kochanie.
– Zwłaszcza, że jesteś zapisany do prywatnej budy dla rozpuszczonych dzieciaków. – Wtrącił Mason z pełnymi ustami. – Możesz nic nie robić, a i tak zdasz, bo Alberto sypnie dyrektorowi groszem i...
– Gruby! – Powtórzył Collins, tym razem ostrzej. – Nie słuchaj go, synu.
Liam nawet na chwilę nie odwrócił wzroku skrzywdzonego szczenięcia od Alberto.
– Chyba będę potrzebował korepetycji...
– Oczywiście. – Wyrozumiały dowódca bez zastanowienia skinął głową.
– Mamy w szkole nową nauczycielkę od historii. Uczy stacjonarnie, ale gdybyście zaproponowali jej dobrą zapłatę, na pewno zgodziłaby się dawać mi korki.
Alberto uraczył dzieciaka uśmiechem pełnym wsparcia.
– Nigdy nie będziemy oszczędzać na twojej edukacji. – Zapewnił, dumnie zadarłszy podbródek. – Oceny to tylko cyferki zapisane w elektronicznym dzienniku, ale nauka i przyswajanie nowych informacji są bardzo ważne, więc jeżeli czujesz, że nie radzisz sobie z materiałem, zorganizujemy ci nauczanie indywidualne po zajęciach.
Liamowi aż zaświeciły się oczy. Widziałam, jak toczył wewnętrzną walkę z emocjami i pilnował, by przypadkiem nie okazać zbyt wielkiej ekscytacji.
– Naprawdę? – Zapytał z miną niewiniątka.
– Jasne. Gdy tylko sprawy z Olgierdem się unormują, załatwimy ci korepetycje z tą nauczycielką, o której wspomniałeś. Dajmy na to... po nowym roku.
Poważnie? Nie no, to nie dzieje się naprawdę! Co za mały krętacz!
Nastolatek potarł kark i bąknął niemrawo:
– Dopiero po nowym roku?
– Sam wiesz, że nasza obecna sytuacja jest dość skomplikowana – Christian westchnął przepraszająco. – Ale jeżeli chcesz, to któreś z nas ci pomoże. Olivia chyba zna się na historii.
Odwróciłam głowę w kierunku mężczyzny tak gwałtownie, że aż rozbolał mnie kark.
– Ja? – Parsknęłam bez krztyny rozbawienia. – Ależ skąd.
– Przecież wczoraj czytałaś książkę o ustroju politycznym Szwecji.
Miałam ochotę walnąć się dłonią w środek czoła.
– No tak, ale... Niewiele z niej zapamiętałam. Poza tym to Neil lubi historię.
– Co? – Blondyn zmarszczył brwi i posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
– Kiedyś nazwałeś mnie wymarłą, prehistoryczną świnią, pamiętasz?
Liam zachichotał, Mason zastygł z widelcem przy ustach, Alberto wytrzeszczył oczy, a Christian zapytał z wahaniem:
– Dlaczego nazwałeś ją wymarłą świnią?
– Boże, to było dawno...
– Co nie zmienia faktu, że to okropne wyzwisko. – Zauważyła Alice.
Nie tak okropne jak „landryneczka", pomyślałam.
Między Alice, Christianem i Masonem wywiązała się burzliwa dyskusja. Collins twierdził, że Neil to skończony dupek, na co Gruby przypomniał mu, że to on porwał swoją żonę ze środka chodnika w Alabamie i zmusił ją do dołączenia do Malbatu. Na początku słuchałam ich rozmowy z uśmiechem i ogromnym zainteresowaniem, bowiem ten temat wydawał mi się naprawdę ciekawy, jednak, gdy kątem oka zauważyłam, że Lewis szepcze coś nastolatkowi na ucho, moja uwaga została całkowicie rozproszona.
Nastolatek szczerzył zęby i idiotycznie kiwał łepetyną, zupełnie jakby z ochotą przyswajał słowa i nowe pomysły swojego wujka. Na rezultat pogawędki Neila i Liama nie musiałam długo czekać, bo już po chwili chłopak zwrócił się do Alberto z udawaną nieśmiałością:
– W sumie to pomyślałem, że ty mógłbyś mi pomóc.
Kurna, musiałam przyznać, że ten dzieciak naprawdę miał talent, a swoją rolę ofiary losu odgrywał wręcz bezbłędnie.
Malbat. Po prostu Malbat...
– Ja? – Dowódca momentalnie obrósł w pióra i dostojnie wypiął pierś. – Oczywiście, służę ci, dziecko, pomocą.
– Bo wiesz, bądź co bądź jesteś mądrzejszy...
– Mhm. – Alberto uśmiechnął się zuchwale, jednak jego zadowolenie nie trwało długo. Konkretnie dwie, góra trzy sekundy, gdyż później Liam dokończył swoją wypowiedź:
– I starszy. Masz o wiele więcej wspólnego z historią niż ja, dziecko nowej generacji, co nie?
Szef podrapał lewe ucho.
– W jakim sensie?
– No na przykład ostatnio mieliśmy lekcje o norweskim kryzysie ekonomicznym w tysiąc osiemset siódmym.
Neil ułożył obie ręce na stole i schował między nimi głowę. Plecy drżały mu coraz bardziej, a kto siedział blisko niego, był również w stanie usłyszeć niewyraźny, tłumiony przez blat śmiech.
Ja pierdolę. Co za kretyni.
– Liam – Alberto uniósł siwe brwi – myślisz, że mam cokolwiek wspólnego z tą historią?
Nastolatek wzruszył ramionami.
– Wiem, że jesteś rodowitym Włochem, ale może pamiętasz coś z tamtego okresu.
– Z tysiąc osiemset siódmego roku? – Mężczyzna przycisnął dwa kciuki do górnej części nosa.
– No tak.
– Jezu... – Alice jęknęła dramatycznie, a następnie zaczęła wachlować się pogniecioną serwetką.
Cóż, odkrycie, że twój syn jest skończonym głąbem musi być bardzo ciężkim doświadczeniem.
Nancy i Rachel wstały od stołu.
– Otworzę okno.
– A ja przyniosę Alice więcej wody... – Bradley ruszyła do kuchni, lecz tuż przed zakrętem zatrzymała się w półkroku i zerknęła na dowódcę z lekkim rozbawieniem. – Wezmę też coś na uspokojenie dla Alberto.
Usłyszawszy słowa siostry, Neil zaczął zdychać ze śmiech. Jego rżenie niosło się echem po całej posiadłości Collinsów, w której, jak za sprawą rzucenia magicznego zaklęcia, zapanowała głucha cisza.
– Christian. – Rzekł wreszcie dowódca.
Załamany mężczyzna uniósł wzrok na Alberto.
– Tak, szefie?
– Załatw mu te korepetycje.
– Oczywiście.
– Z historii i matematyki. Na cito, kurwa.


***
Zrobienie z siebie palanta stulecia nie przeszkodziło Liamowi w dokończeniu jedzenia lunchu – wręcz przeciwnie, wcinał wszystko z uśmiechem na ustach. Osiągnął swój cel, misja została wykonana.
Lillian, która chwilę wcześniej wróciła od babci i z zadowoleniem poinformowała nas, że wraz z Tarą dodały środek na mszyce do makaronu dla Olgierda, wysypała klocki na środku dywanu. Przyjemnie było obserwować dziewczynkę, kiedy tak beztrosko bawiła się zabawkami. Czasami zapominałam, że żyłyśmy wśród członków mafii... I że ja sama nie odstawałam od otaczających nas kryminalistów.
– Włączę telewizję. – Oznajmił nagle Benny, sięgnąwszy po pilota. – Na co macie ochotę?
– Dawaj ten program kulinarny.
– Błagam cię, Mason – westchnęła Astrid. – Przed chwilą zjedliśmy gigantyczny lunch. Nie masz dość jedzenia?
– Uznam to za pytanie retoryczne.
– A może Skam? – Podsunęła Nancy.
– Serial o norweskich nastolatkach uprawiających seks? – Parsknął Liam. – Wielkie dzięki za przypomnienie mi o tym, że jestem zamknięty za murami i marnuję najlepsze lata młodości.
Alice, która przez cały czas siedziała na jednym kolanie Christiana i dotychczas zajęta była stukaniem w ekran telefonu, uniosła wzrok na syna.
– Naprawdę tak myślisz? – Zapytała dziwnie łamiącym się głosem.
Chłopak zmarszczył czoło.
– Że uprawiają seks? Nie myślę, tylko wiem. Oglądałem pierwszy sezon, więc...
– Chodziło mi o to, że marnujesz najlepsze lata młodości.
Christian popatrzył na żonę z niepokojem.
– Alice...
– Nie, niech powie. Chcę wiedzieć, co tak naprawdę czuje nasze dziecko. – Kobieta przełknęła ślinę. Wyglądała, jakby stąpała po bardzo kruchym lodzie, granicy między zachowaniem spokoju, a wybuchnięciem płaczem.
Liam wrzucił do ust serową przekąskę i luzacko wzruszył ramionami.
– Żartowałem, mamo.
– Na pewno?
– Przecież powiedział, że tak.
– Christian, przestań bagatelizować problemy Liama. – Alice popatrzyła na mężczyznę z wyrzutem – Nie wydaje ci się, że nasz syn może być nieszczęśliwy?
– Kto? Ja? – Chłopak lekko się skrzywił. – Przecież to był tylko głupi dowcip. Jestem szczęśliwy.
– Słyszałaś, kochanie? Liam jest szczęśliwy, wszystko gra. – Poddenerwowany Collins pocałował żonę w policzek. – Może włączmy już ten program kulinarny.
Po policzku Alice spłynęła duża łza.
– Jestem beznadziejną matką...
Katastrofa nadciągała wielkimi krokami, czułam to w kościach. Gdy dyskusja Collinsów nabierała tempa, ja odważyłam się zerknąć na Neila. Siedział w bezruchu i z przerażeniem, szeroko otwartymi oczami i mocno zaciśniętymi wargami obserwował Liama, którego wyraz twarzy zmieniał się z każdą sekundą.
– Skarbie, może wyjdziesz na świeże powietrze? – Zaproponował Christian.
– Nie chcę.
– Mój żart aż tak bardzo cię zasmucił? – Nastolatek omiótł Alice wzrokiem od stóp do głów, jakby sprawdzał, czy to na pewno jego mama, a nie zupełnie obca kobieta. – Przepraszam, nie wiedziałem, że weźmiesz to aż tak do siebie. Masz okres? Albo menopauzę, czy coś?
Christian przetarł twarz dłonią.
– Liam...
– No co? Przecież menopauza to normalna część procesu starzenia, nie ma się czego wstydzić. – Młody spojrzał na Alice i wysłał jej uroczy, chłopięcy uśmiech. W jego oczach pobłyskiwało delikatne rozbawienie. – No przecież w ciąży nie jesteś. – Zażartował, a następnie popatrzył na boki.
Szukał kogoś, kto podzieliłby jego wesołość, czekał, aż pozostali członkowie rodziny wybuchną śmiechem. Ale nikt się nie zaśmiał.
Ponownie przeniósł spojrzenie na Alice.
– Mamo... – Wyszeptał z niepokojącym zmartwieniem, wręcz załamaniem. – Nie jesteś w ciąży, prawda?

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz