Rozdział 20

1.9K 148 42
                                    

 Olivia

Obróciłam się na bok i przesunęłam dłoń po prześcieradle. Przyjemnie było poczuć miękki materiał pod opuszkami palców, ale jeszcze przyjemniejsze okazało się odkrycie, że nie leżałam w łóżku sama.
Już nie.
Uniosłam powieki. Neil musiał wrócić niedawno, bo kiedy o piątej zbudziłam się przez popiskiwanie Balto, miejsce obok mnie było puste. Muszę przyznać – ucieszyłam się na widok śpiącego Lewisa, a na usta wtargnął mi delikatny uśmiech. Nie miałam mu za złe tego, że dzisiejszej nocy uciekł z domu. Nie próbowałam go też szukać i przekonywać do powrotu, bowiem Alice wysłała mi smsa z krótkimi, nieco chaotycznymi acz szczerymi wyjaśnieniami. Wiedziałam, że Neil był bezpieczny, a blask ogniska na plaży, które doskonale widziałam z okna sypialni, tylko potwierdzał, że spędzał noc w towarzystwie przyjaciół. To wystarczyło, bym mogła spać spokojnie.
Zahaczyłam zęby o wargę, lekko ją przygryzając, a następnie powoli uniosłam rękę. Robiłam wszystko, by moje ruchy były bezszelestne, ostrożne. Nie chciałam budzić Lewisa, ale pokusa okazała się silniejsza. Wsunęłam mu palce we włosy i zaczesałam je do góry. Ponowiłam ten proces kilkukrotnie, za każdym razem rozkoszując się uczuciem słodkiej błogości, kiedy jasne kosmyki muskały skórę mojej dłoni. Po paru sekundach cofnęłam rękę i mocniej przycisnęłam policzek do poduszki. Właśnie wtedy kąciki ust blondyna niespodziewanie rozciągnęły się w leniwym uśmiechu.
Zamrugałam ze zdziwieniem oraz niemałym zawstydzeniem, zacisnąwszy pięść dłoni, którą jeszcze przed chwilą głaskałam Lewisa po głowie.
– Już nie śpisz?
Neil, nie otwierając oczu, przeturlał się w moją stronę.
– Jeszcze nie śpię – poprawił mnie, wyraźnie rozbawiony. – Która godzina?
Nie musiałam patrzeć na zegarek, żeby znać odpowiedź na jego pytanie.
– Za chwilę siódma.
– Jezu... – jęknął, przetarł buzię dłonią i dopiero wtedy uchylił powieki. Nasze spojrzenia od razu się skrzyżowały. – O, jaki ładny widok z samego rana – skomentował.
Przewróciłam oczami, równocześnie głośno wzdychając. Zbyt dobrze znałam tego dupka, by uwierzyć, że naprawdę rzuciłby takim testem. Był chodzącym przeciwieństwem romantyzmu, a ja nie bez powodu uwielbiałam jego charakter. Właściwie to uwielbiałam i nienawidziłam. Jak całego Neila Lewisa.
– Prześpij się trochę – zasugerowałam, błądząc wzrokiem po jego zmęczonej twarzy.
Mimo wyraźnych oznak zarwania nocy, wyglądał naprawdę dobrze. Po wycieńczonym mężczyźnie, którego znaleźliśmy na podłodze w budynku należącym do szefa gangu motocyklowego, zostały tylko blizny i makabryczne wspomnienia. Skóra Lewisa – choć z natury blada – nabrała minimalnej ilości kolorów, niebieskie oczy błyszczały, gdy nieprzerwanie wpatrywały się w moje, a kości policzkowe przestały być tak niezdrowo uwydatnione. Oczywiście nie wrócił jeszcze do formy sprzed porwania, ale był na bardzo dobrej drodze, by odzyskać dawnego siebie.
– Przytyłeś. – Stwierdziłam znienacka, nim zdążył odpowiedzieć na moje wcześniejsze słowa.
Lewis zamrugał wesoło.
– Gdybym ja powiedział ci coś takiego, oberwałbym w łeb.
– Fakt – zaśmiałam się. – Ale w twoim przypadku to był komplement. Znów przypominasz silnego faceta, a nie wychudzony strach na wróble.
– Wielkie dzięki, Holm. – Parsknął i na powrót obrócił się na plecy, tym razem układając ręce pod głową. – Schlebiasz mi. Normalnie dawno nie usłyszałem czegoś równie miłego.
– No, bo ja ogólnie jestem cholernie miła.
Uniósł jedną brew. Ten skromny gest oznaczał nic innego jak bezdźwięczne, złośliwe „czyżby?", które skwitowałam dumną miną i skrzyżowaniem rąk na piersi.
– Więc uważasz, że kłamię? – Zapytałam zaczepnie po krótkiej pauzie.
Neil posłał mi cwany uśmiech, a następnie poruszył ramionami w górę i w dół.
– Tego nie powiedziałem.
– Gdzie ty byś taką drugą znalazł...
– Taką, która wysadziłaby dla mnie granat? Och, nigdzie. Zdecydowanie jesteś jedyna w swoim rodzaju.
Zmrużyłam powieki. Miałam szalenie wielką ochotę szturchnąć go łokciem w bok, ale postanowiłam nie rozpędzać się aż tak bardzo. Sytuacja sprzed kilku godzin, kiedy to zostałam sama w kuchni, a Lewis zwiał w popłochu, była najlepszym dowodem na brak gotowości ze strony mężczyzny.
Brak gotowości... Tylko na co?
Nie do końca to rozumiałam. Rozmowę, dotyk? A może jedno i drugie? Tyle że ja do niczego go nie zmuszałam, wręcz przeciwnie – wolałam, by zwolnił, nie robił niczego na siłę.
Neil, który jakimś cudem bezczelnie wdarł się do mojego umysłu, ewidentnie wiedział, co chodziło mi po głowie. Widziałam to w jego uważnym spojrzeniu.
– Przepraszam. – Rzucił nagle, sprawiając, że mój żołądek fiknął koziołka. – Nie powinienem był wczoraj uciekać bez słowa.
Zwilżyłam wargi językiem, przygotowując się na odbycie długiej rozmowy i przysunęłam się do mężczyzny. Brak negatywnej reakcji na moją bliskość przyjęłam z ogromną ulgą.
– Fakt, to nie było zbyt dżentelmeńskie – wytknęłam mu żartobliwie. – Zostawiłeś mnie samą na pastwę losu z lekkostrawną kolacją, którą dla ciebie przygotowałam. Nie mogłam przełknąć tej obrzydliwej, mdłej warzywnej papki i rozgotowanego ryżu.
Neil zmarszczył nos.
– Brzmi ohydnie.
– To z przepisu od Benjamina.
– Niech on lepiej zajmuje się leczeniem swoich przyjaciół, a nie tworzeniem przepisów – zaśmiał się, dzięki czemu znów mogłam podziwiać dołeczki w jego policzkach. – Bycie lekarzem wychodzi mu znacznie lepiej.
Coś czułam, że Neil nie bez powodu skonstruował te zdanie właśnie w taki sposób. Ba, mało tego – podejrzewałam nawet, co chciał mi przekazać. Popatrzyłam na niego z zainteresowaniem.
– Rozmawiałeś z Bennym? – Zgadłam.
– Tak. Właściwie to nie tylko z nim – odparł. – Po tym jak bez uprzedzenia wpadłem do Collinsów i zdjąłem spodnie na środku salonu, Christian zorganizował męskie spotkanie.
Uniosłam brwi tak wysoko, że prawie odfrunęły mi z głowy i wylądowały pod sufitem.
– Co zrobiłeś?
– Wpadłem do Collinsów – wyszczerzył się, doskonale wiedząc, że nie o to mi chodziło. – Bez uprzedzenia. – Dodał.
– Chyba nie będę już wnikać w szczegóły waszych nocnych pogaduch przy ognisku, to nie na moje nerwy. – Zachichotałam. – Ale cieszę się, że spotkanie z przyjaciółmi w jakiś sposób ci pomogło. Tego właśnie chciałeś? Odskoczni od leżenia plackiem w łóżku, zasmakowania odrobiny wolności i świeżego powietrza?
Lewis znów zmienił pozycję. Tym razem podparł się na jednym łokciu i popatrzył na mnie w sposób, który momentalnie wywołał ciarki na moich plecach. Jego spojrzenie było tak głębokie, że przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Tonęłam w błękitnych wodach, a jednocześnie czułam się lepiej niż kiedykolwiek.
Czy Jeanatte też tego doświadczała? Wpadała w głębiny, nie mogła wypłynąć na powierzchnię? Rozpadała się na miliony kawałków, gdy oczy Neila skierowane były tylko na nią?
– Chciałem czegoś zupełnie innego – zaczął. Myśli o przyjaciółce odleciały, zostaliśmy tylko we dwoje. – Ale nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Przeceniłem trochę swoje siły, zignorowałem wszystkie sygnały, które mówiły, wręcz wrzeszczały, że nie jestem jeszcze gotowy na seks. No i mam za swoje.
Westchnęłam z zatroskaniem.
– Znów próbowałeś biegać.
– Teraz już wiem, że traum nie powinno się leczyć w ten sposób. Nie przez łóżko. To bez sensu, a przynajmniej tak twierdzi Benny. A ja tam mu wierzę, zna się na fiutach, w końcu jest lekarzem... – Neil zamyślił się przez chwilę. – I gejem. – Dorzucił, kiwając głową z niemalże uznaniem. – Te połączenie naprawdę czyni z niego eksperta.
Podejrzewałam, że bezpośredniość Lewisa nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać i bawić. Parsknęłam śmiechem, prawie nas przy tym opluwając. Przyjemnie było patrzeć na Neila w takim wydaniu – spokojny, nareszcie pogodzony z przeszłością, wyluzowany. Wiedziałam, że przed nami jeszcze długa droga, spodziewałam się wzlotów i upadków, wahań nastrojów oraz cięższych dni, ale postanowiłam cieszyć się chwilą i tym, co tu i teraz. Miałam go obok, przecież o tym właśnie marzyłam.
– Zaczynam cię lubić.
Neil zrobił głupią minę.
– Ty też jesteś całkiem w porządku, Holm.
– Dzięki, ale nie nastawiaj się na nie wiadomo co.
– Nie śmiałbym. – Odparł złośliwym tonem. – Za bardzo mnie wkurzasz.
– I vice versa. Nie wiem nawet, dlaczego jeszcze tu jestem.
– O, przyzwyczajaj się. Jeszcze wiele lat wspólnej męki przed nami.
– Tak?
– No – rzucił z pełnym przekonaniem bez chwili namysłu. Naprawdę brzmiał, jakby nie brał pod uwagę innej opcji. – Będziemy się na siebie wściekać, podrzucać sobie pigułki gwałtu do wina, zamykać w łazience, wypychać z łódki...
Przyłożyłam dłoń do ust, żeby nie wybuchnąć histerycznym rechotem. Lillian nie zasługiwała na tak brutalną pobudkę.
– Urocze wspomnienia. – Wykrztusiłam.
Neil uśmiechnął się szelmowsko, a następnie, nim zdążyłam zrozumieć, co właściwie zamierzał, gwałtownie przyciągnął mnie do siebie. Moje gardło wyprodukowało ciche piśnięcie, a ciało opadło na klatkę piersiową mężczyzny. Od dawna nie byłam tak blisko niego. Czułam, jak waliło mu serce, dotykałam jego chłodnej skóry, zaciągałam się zapachem żelu pod prysznic, którego musiał użyć tuż przed położeniem się do łóżka.
– Latem będziemy jeździć na naszą plażę – wyszeptał, położył mi rękę na karku i zaczął go delikatnie masować. Na samo napomknięcie o naszej plaży w moim podbrzuszu pojawiły się dziesiątki motyli, które jak na rozkaz zaczęły trzepotać swoimi małymi skrzydełkami. Zacisnęłam uda, co z całą pewnością nie umknęło uwadze Neila i skinęłam głową, dając mu znak, by kontynuował. – Jesienią będziemy wycinać dynie, piec kanelboller i pić nienormalne, prawie zagrażające życiu ilości herbaty i kakao z piankami.
– I oglądać Harry'ego Pottera. – Dodałam rozmarzonym głosem.
– To strasznie oklepane.
– Wycinanie dyni, jedzenie cynamonowych bułeczek i żłopanie hektolitrów herbaty też jest oklepane. Mów dalej.
Lewis zaśmiał się na ten niewybredny komentarz. Poczułam, jak przesuwa mi swoją dłoń wzdłuż talii, by już po chwili zacząć muskać opuszkami mój lewy bok. Wiedziałam, że jeżeli jeszcze raz powiem coś, co uzna za zaczepne, zacznie mnie łaskotać. Byłam gotowa zaryzykować, byle tylko czuć na sobie jego palce.
Nachyliłam się i pocałowałam go w sam środek ust.
– Zimą będziemy oglądać zorzę polarną, lepić bałwany z Lillian i spędzać święta w ciepłej, rodzinnej atmosferze – trzy ostatnie słowa wypowiedział w taki sposób, że wiedziałam już, iż mogę zapomnieć o spokojnej gwiazdce. Zresztą nawet gdyby za wszelką cenę próbował wmówić mi, że święta w Malbacie naprawdę przypominają istną sielankę, nie uwierzyłabym. Spędziłam z tymi ludźmi zbyt wiele tygodni, by dać się nabrać.
– Mhm...
– A wiosnę będziemy spędzać za granicą, bo mam uczulenie na pyłki. – Puścił mi oko, gdy w zaskoczeniu otworzyłam usta. – Lubisz ciepłe kraje?
Miałam ochotę zerwać się na równe nogi i zacząć skakać po łóżku. Uwielbiałam podróże. Nawet te, które odbyłam z Filipem wspominałam z ogromną nostalgią. Nie ze względu na byłego partnera, rzecz jasna, a wszystko, co udało mi się zobaczyć dzięki jego chorym nawykom organizacyjnym. Zawsze byłam chętna, by odkrywać to, co nieznane.
Lewis, dostrzegłszy ekscytację wymalowaną na mojej twarzy, wybuchnął śmiechem. Tyle wystarczyło, bym oprzytomniała, odchrząknęła i dumnie zadarła podbródek.
– Nie, nie lubię. – Oznajmiłam.
– To polubisz.
– Wakacje z Neilem Lewisem? Wątpię, że dałabym radę to znieść... – urwałam, gdy dziesięć palców rozpoczęło taniec na moich żebrach. No cóż, zasłużyłam sobie. Piszczałam i szamotałam się pod wpływem dotyku mężczyzny tak długo, aż dostałam chrypy, a z oczu popłynęły mi łzy. – Dobra, przepraszam – wysapałam, przecierając policzki wierzchem dłoni. – Wspólne wakacje nie brzmią wcale tak tragicznie, jeśli porównać je do spędzenia z tobą całego życia.
Neil, wyraźnie rozbawiony, ponownie przeniósł mi rękę na szyję i przyciągnął mnie do siebie. Nasze wargi momentalnie złączyły się w czułym pocałunku, który – choć nie był zbyt głęboki i namiętny – rozpalił ogień w moim podbrzuszu. Czułam jak gorące macki płomieni przyjemnie zaciskają mi się wokół żołądka.
– Zabawne, że będę dzielić łóżko z kobietą, którą próbowałem zabić. – Powiedział Neil, gdy na chwilę się od siebie oderwaliśmy.
Uchyliłam powieki.
– Jeszcze nie raz spróbujesz mnie wykończyć. – Zauważyłam. – Zobaczysz.
– Niewykluczone. Lubię tę adrenalinę i stan, w którym nie wiem, czy wolę cię zamordować, czy przelecieć.
Serce prawie wyrwało mi się z piersi.
– To faktycznie podniecające. Tyle lat wspólnej walki przed nami... – Zachichotałam słodko.
Neil przytaknął i wymruczał mi tuż przy uchu:
– No. Tyle lat...
– Będziemy razem mieszkać...
– Będziemy razem mieszkać. – Powtórzył i złożył mi pocałunek w miejscu między szyją a ramieniem. Moje ciało zadrżało, równocześnie pokrywając się gęsią skórką.
– Codziennie będziemy razem zasypiać... – Ciągnęłam kokieteryjnie.
– Będziemy razem zasypiać...
– I będziemy się razem budzić.
– Tak, będziemy się razem budzić.
– Neil? – Przygryzłam pięść, by nie zdradzić rozsadzającej mnie wesołości.
– No?
– Ale ja wstaję o szóstej czterdzieści.
Blondyn uniósł głowę, mocno napinając przy tym kark i spojrzał mi prosto w oczy. W jego tęczówkach zamigotało coś, czego z początku nie potrafiłam rozszyfrować. Dopiero, gdy kąciki jego ust powędrowały ku górze, a silne, męskie ręce pchnęły moje ciało w taki sposób, że wylądowałam plecami na materacu, uświadomiłam sobie, że to nic innego, jak błysk skurwysyństwa.
– W takim wypadku cofam wszystkie deklaracje.
– Świnia. – Syknęłam, nim poduszka Lewisa wylądowała na mojej głowie.

***
– Mamy coś dla ciebie, stary.
Neil oderwał wzrok od gazety i zerknął na przyjaciół. Christian i Mason szczerzyli się od ucha do ucha, a mnie, na myśl o tym co mogli trzymać za plecami, oblał zimny pot.
Gdy ktoś normalny okazuje zadowolenie i mówi o niespodziance, bez dwóch zdań uważa się to za urocze. Jednak, kiedy członkowie Malbatu tryskają radością oraz ekscytacją, a w dodatku używają tak niebezpiecznych słów jak „mamy coś dla ciebie, stary", należy wciąć pod uwagę, że prezent może okazać się zarówno zwykłym biletem do kina, jak i nową bronią palną, odciętą częścią ciała któregoś z licznych wrogów czy ukradzionym zwierzęciem z zoo.
Odruchowo łypnęłam w kierunku Lillian, która maszerowała po salonie z wózkiem dla lalek. Dostała go od Neila kilka dni temu i wolałam nawet nie pytać, ile kosztował. Chociaż był nowy i wykonany na specjalne zamówienie, został zaprojektowany w staromodnym stylu. Ogromne, białe koła śmigały po salonie w tę i we w tę, precyzyjne zdobienia, liczne falbany, koronki i hafty dodawały mu elegancji, a szeroka rączka obita miękkim materiałem w odcieniu pastelowego różu, sprawiała, że wózek wyglądał, jakby ktoś wyciągnął go prosto z bajki dla małych dziewczynek. W ogromnej gondoli wyściełanej delikatną tkaniną o kwiecistym wzorze siedziała... Furia.
Przechyliłam głowę i uniosłam brwi, gdy Lilly podstawiła ptaku butelkę z zestawu akcesoriów dla bobasów pod sam dziób. Furia, ubrana w uroczą, niemowlęcą czapeczkę, nawet nie drgnęła. Profesjonalnie odgrywała swoją rolę i musiałam przyznać, że sprawiała wrażenie całkiem zadowolonej.
– Nie jesteś ciekawy, co to takiego? – Droczył się Christian, kiedy Neil patrzył na niego i Masona z niezbadanym wyrazem twarzy.
– Jestem.
Gruby przestąpił z nogi na nogę, po czym oznajmił hardo:
– Powiemy ci, jeżeli ładnie nas poprosisz.
Lewis wywrócił oczami, a następnie posłał przyjacielowi lekceważący uśmiech.
– Aż tak to mi nie obiło. – Stwierdził, na powrót wbijając wzrok w otwartą gazetę sportową.
Collins chyba inaczej wyobrażał sobie rozmowę z Neilem, bo westchnął z irytacją, czym rozbawił wszystkich przy stole. Wreszcie nie wytrzymał i burknął:
– Trzymaj, głąbie.
– Smacznego. Obyś się udławił. – Dodał wesoło Mason, wyciągnąwszy zza pleców mały talerzyk ukryty pod szklaną miską o tym samym kolorze, która najwyraźniej robiła za przykrywkę.
Neil, nawet jeżeli bardzo chciał, nie potrafił ukryć zainteresowania. Nie, gdy w grę wchodziło jedzenie. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał pytająco na chłopaków, więc Christian, jak na zawołanie, uniósł miseczkę, ukazując jednego małego rogala w towarzystwie kleksa z dżemu i kilku plasterków banana.
– Voilà – Mason ukłonił się w pas. – Maślany rogalik z chrupiącą, złocistą skórką, stworzony z najwyższej jakości ekologicznych produktów, istne arcydzieło cukiernicze, które rozpływa się w ustach. Serwujemy go z aksamitnym, truskawkowym musem będącym idealnym dopełnieniem tego niesamowitego posiłku. Gwarantujemy, że rozpali twoje podniebienie eksplozją smaków, podobnie jak banan, który dodaje całemu daniu nuty egzotycznej świeżości...
– Jezu – donośny śmiech Alberto rozbrzmiał w salonie. – Długo to wymyślałeś?
– Na poczekaniu. Znam się na żarciu.
Neil wstał od stołu. Oczy miał tak szeroko otwarte, że prawie wylazły mu z orbit. Przestał nawet mrugać, po prostu wgapiał się w talerz jak zahipnotyzowany, lekko rozdziawiając przy tym usta.
– Benny powiedział, że możesz już dostać coś innego niż bulion, ryż, zmiksowane warzywa i jogurt naturalny, ale kazał nam nie przesadzać z ilością, więc na dobry początek kupiliśmy ci rogalika. – Christian, widząc niedowierzanie i przejęcie wymalowane na twarzy Lewisa, uśmiechnął się z braterską czułością.
Mason szturchnął Collinsa w ramię.
– Nie kupiliśmy, tylko upiekliśmy. – Prychnął półszeptem.
– A, no tak, jasne. Upiekliśmy ci rogalika, a ten dżem, to wcale nie jest dżem tylko truskawkowy mus, o którym mówił Gruby.
Stół znów zatrząsł się od śmiechów wszystkich członków rodziny. Nie wiem, co bawiło nas bardziej – ekskluzywne danie przygotowane przez chłopaków, czy mina Neila, któremu oczy zaszły łzami, a palec, którym wskazywał na talerzyk, zaczął mu drżeć.
– Naprawdę? – Wychrypiał, wciąż nie odwracając wzroku od rogala. – Naprawdę mogę go zjeść?
– Śmiało, Neil – doktorek poprawił okulary na nosie. – Rozmawiałem z Theodorem i wspólnie uznaliśmy, że twoje wyniki są już wystarczająco dobre, by zacząć rozszerzać dietę, aczkolwiek niezwłocznie zgłoś się do któregoś z nas, jeżeli poczujesz ból brzucha albo...
Wypowiedź Benny'ego przerwał głośny, przeciągły jęk rozkoszy. Nigdy wcześniej nie słyszałam równie pierwotnego dźwięku, nawet podczas naprawdę zajebistego seksu, więc nie mogłam zapanować nad chichotem, który wyrwał mi się spomiędzy warg.
Neil, trzymając kawałek rogalika między zębami, padł na kolana. Jego błękitne oczyska ustąpiły miejsca białkom, gdy przekręcił gały do wnętrza czaszki.
– O słodki Jezu – wymamrotał niewyraźnie, kiedy na krótką chwilę przestał skowyczeć. – To najlepsza rzecz jaką jadłem w życiu...
Alberto objął Tarę i razem w ogromnym skupieniu przyglądali się blondynowi, niczym dumni rodzice, których malutkie, zaledwie trzydziestoośmioletnie dziecko samodzielnie skonsumowało pierwszy posiłek. Przeuroczy widok.
Neil, nie zwracając najmniejszej uwagi na rozweselone spojrzenia, przełknął pierwszy gryz i znów stęknął z błogości.
– Chyba właśnie wyleczyliście jego problemy z erekcją. – Stwierdził cicho Liam, zerkając na swojego tatę. – Nie wierzę, że mu nie stoi.
Alice wbiła w syna ostre, karcące spojrzenie, a Christian skwitował słowa nastolatka drwiącym rechotem.
– Może powinnam kupić sobie przebranie maślanego croissanta. – Rzuciłam, by nie odstawać od rozbawionego towarzystwa.
Co miałam poradzić na fakt, że humor mi dopisywał? Mimo czyhającego na naszą rodzinę niebezpieczeństwa, ostatnich tygodni, które wyssały z każdego z nas mnóstwo energii czy – nieco bardziej ogólnie – wszystkich zmian, które zaszły w moim życiu, odkąd dołączyłam do Malbatu, naprawdę byłam szczęśliwa. Czułam się kochana, wolna i niesamowicie wdzięczna za to, co ostatecznie dostałam od losu...
Cóż. Podczas obserwowania Neila zlizującego resztki dżemu z talerza, nie mogłam przecież wiedzieć, co jeszcze nas czekało...
– Skoro już o tym mowa – Nancy wyglądała na wniebowziętą, gdy wspomniałam o swoim zarąbistym pomyśle przebrania się za rogala. – Pamiętacie, że zbliża się impreza Halloweenowa?
Rachel i Neil równocześnie spojrzeli na kobietę.
– Chyba nie sądzisz, że serio będziemy brać udział w tej maskaradzie?
– Kochana, trochę kreatywności i zabawy ci nie zaszkodzi.
– Możemy się bawić bez idiotycznych przebrań. – Wtrącił Lewis nim wrzucił sobie do ust plasterek banana.
Głos taty i wzmianka o przebraniach zadziałały na Lillian niczym lep na muchy. Już po sekundzie przylgnęła do nóg Neila, oplatając go rączkami na wysokości kolan.
– Tatusiu, proszę, ja też chcę mieć kostium!
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się. Chyba nikogo nie zaskoczył swoją reakcją, nikt nie brał pod uwagę, że mógłby odmówić Lilly czegokolwiek, gdy tak pięknie go o coś prosiła. – Ty będziesz małą księżniczką, a Olivia słodkim rogalikiem.
– Ej – mruknęłam. – Nie chcę być przebrana za pieczywo. To był tylko żart.
Blondyn popatrzył na mnie z dokuczliwymi iskierkami w oczach.
– Słowo się rzekło.
– Spadaj.
– Ja nie będę żadną księżniczką!
Zaskoczona przeniosłam spojrzenie na mniejszą wersję Lewisa.
– Nie?
– Przecież to Halloween – Lillian westchnęła przesadnie głośno, by podkreślić swoje zniesmaczenie moim jakże głupim pytaniem. – Księżniczką jestem na co dzień, prawda?
Parsknęłam śmiechem.
– Racja, wybacz.
– Więc jaki strój chciałabyś założyć? – Nancy, ewidentnie zadowolona z tego, że ktokolwiek wreszcie zaangażował się w temat jej wymarzonej imprezy, ukucnęła na dywanie, by dorównać wzrostem pięciolatce. – Może czarownicy?
– Łatwizna, wystarczy, że upodobni się do babci Tary. – Wyszeptał Christian. Kierując swoje słowa do Masona nie przypuszczał chyba, że usłyszą go prawie wszyscy członkowie rodziny.
Alice spojrzała na mężczyznę spod byka i posłała mu bezdźwięczną groźbę. Cokolwiek Collins wyczytał z ruchu warg żony...wiedział już, że ma przerąbane.
– Nie chcę być czarownicą. – Lilly skrzyżowała rączki na piersi.
– Mumią?
– E-e.
– Duchem? – Podsunął Benny.
– Nie! – Tupnęła nóżką. – Ja mam już pomysł na przebranie.
Neil oblizał place jednej ręki, by mieć pewność, że żaden, nawet najmniejszy okruszek zjedzonego przed paroma sekundami rogalika się nie zmarnuje, po czym zgarbił plecy, wziął córeczkę w objęcia i posadził ją sobie na biodrze.
– Jestem pewny, że twój kostium będzie najbardziej przerażający. – Zapewnił dziewczynkę, która odpowiedziała mu skinięciem główki oraz uroczym uśmiechem. – Zdradzisz mi, za kogo chcesz się przebrać?
Lilly rozejrzała się na boki. No tak, musiała pilnować, żeby nikt nie podpieprzył jej kreatywnego pomysłu. Nic dziwnego, że nie ufała swoim wujkom – na bank każdy z nich tylko czekał, aby założyć sukienkę, kocie uszka albo skrzydła wróżki. Nie wiem jakim cudem udało mi się pohamować chichot, który walczył o ucieczkę z mojego gardła.
– Powiem ci na ucho, dobrze?
– W porządku, Lillian. – Neil przekręcił głowę, a mała przycisnęła mu czoło do skroni. Na początku Lewis lekko się wzdrygnął, zapewne czując ślinę wpadającą do ucha, później słuchał Lilly w ogromnym skupieniu, a na końcu... przykrył sobie usta dłonią i mocno zacisnął powieki. – Powtórz, proszę. – Rzucił tak rozbawiony, że ledwo był w stanie się wysławiać.
Oparłam łokcie na stole i z zainteresowaniem obserwowałam tę uroczą pogadankę ojca i córki.
– Mówisz poważnie? – Blondyn nie wytrzymał i roześmiał się na cały regulator.
– Tato!
Neil, niezdolny do histerycznego rżenia i trzymania pięciolatki jednocześnie, odstawił dziewczynkę na podłogę.
– Dziecko, skąd wzięłaś ten pomysł?
Lillian oparła ręce na biodrach, a dla zwiększenia efektu zażenowania zachowaniem swojego rodzica, uniosła wysoko brew.
– Z życia.
– Co? – Mężczyzna już się nie śmiał. On wręcz zdychał z powodu nieokiełznanego rechotu, który maltretował jego przeponę i płuca.
– Sam mówiłeś, że to niebezpieczne! A to ma być przebranie na Halloween, więc wszystko co groźne jest dozwolone!
– Tak, ale...
– Tatusiu, ja chcę!
Lewis podszedł do ściany. Musiał się czegoś podeprzeć, bo brak kontroli nad własnym napadem głupawki ewidentnie go wykańczał.
– Skąd ja ci wezmę takie przebranie, pchełko?
Dziewczynka wytrzeszczyła oczy, jakby nagle poraził ją prąd. Musiała być w naprawdę gigantycznym szoku.
– Jak to skąd? Przecież ty możesz wszystko. – Stwierdziła ze śmiertelną powagą. – Zawsze dawałeś mi każdą rzecz, o jaką poprosiłam, tatusiu...
Proszę bardzo, Neil. Oto skutki twoich bezstresowych metod wychowawczych, pomyślałam triumfalnie.
Ani trochę go nie żałowałam. Ignorował moje sugestie oraz prośby, gdy mówiłam mu, że Lillian jest zbyt rozpieszczona. Lewis był wszechwiedzący, uparty i nigdy mnie nie słuchał, więc nic dziwnego, że uśmiech sam wtargnął mi na usta, kiedy pięciolatka wpatrywała się w niego z podejrzliwością, jak gdyby odmowę zakupy wymyślnego przebrania traktowała jako największą zdradę.
Dobrze mu tak, uznałam bez najmniejszego cienia wyrzutów sumienia.
– Córeczko...
– Nie, tato! – Jęknęła, wysuwając dolną wargę. – Proszę!
Lewis odetchnął, pewnie po to, by wyrównać oddech i przejechał sobie dłonią po zaróżowionej ze śmiechu twarzy.
– Niech będzie. Tatuś coś wymyśli.
Co, kurna?
Mina momentalnie mi zrzedła.
Lillian zaklaskała w rączki, podbiegła do Neila, sprzedała mu szybkiego całusa, a na końcu w podskokach opuściła salon, wcześniej zabierając ze sobą wózek i drzemiącą w nim Furię.
– Niewiarygodne. – Burknęłam pod nosem, nie siląc się nawet na daremne próby zapanowania nad oburzeniem.
– No ale o co ci chodzi?
Mój wzrok był chyba wystarczająco dosadną odpowiedzią na durne pytanie Neila, bo gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały – raptownie wyprostował plecy i głośno przełknął ślinę.
– O jajco – warknęłam, przewracając oczami. – Jakie przebranie wymyśliła Lillian? Tym razem marzy o sukni balowej za dwadzieścia tysięcy koron, czy tiarze z diamentem za pięćdziesiąt? A może koniecznie musi mieć buty z prawdziwymi kryształkami, bo inaczej świat się zawa...
– Lillian chce być żelazkiem.
Alberto, który sekundę wcześniej przyłożył sobie filiżankę do ust, wypluł herbatę i zmoczył większą część stołu. Wszyscy, bez wyjątku, popatrzyliśmy na Lewisa. Połowa z nas była wręcz oszołomiona, druga połowa tylko czekała na dogodny moment, by przerwać wiszącą w powietrzu ciszę i wybuchnąć gromkim śmiechem.
– Mógłbyś powtórzyć? – Palnął szef, przetarłszy wilgotne usta rękawem koszuli.
– Moja córka chce być groźnym, rozgrzanym żelazkiem – wyjaśnił spokojnie Neil. – Potrzebuję duży karton i papier kolorowy... Na cito.

***

Odłożyłam nożyczki na stół i z zadowoleniem omiotłam wzrokiem nasze dzieło. Kartonowe, trójkątne żelazko z czerwonym – bo niebezpiecznie gorącym, rzecz jasna – spodem prezentowało się fenomenalnie.
– Ja to mógłbym zostać projektantem. – Rzucił Benny, zerkając na przebranie Lillian ze szczerym zachwytem w oczach. – Regulator temperatury wyszedł niesamowicie realistycznie, dobra robota, Neil.
– Ten pojemnik do nalewania wody, który zrobiłeś też wygląda zajebiście. – Blondyn otrzepał ręce, by pozbyć się resztek kolorowej bibuły spomiędzy palców.
Gdy tak obserwowałam chłopaków zaangażowanych w tworzenie wymarzonego stroju dla pięciolatki, uśmiech sam cisnął mi się na usta. Neil, Christian, Benjamin, Michael i Liam. Najlepsi przyjaciele w pełni skupieni na wycinaniu tekturowych ozdób. Dorośli mężczyźni od stóp do głów ubabrani różową farbą. Wulgarni, niekiedy bezwzględni kryminaliści obsypani brokatem. Dawno nie widziałam czegoś tak rozczulającego.
– Skróciłbym ten kabel – stwierdził Benjamin, chwyciwszy nożyk biurowy. – Jest o wiele za długi i...
– Nie. – Mamut uniósł wzrok znad brulionu i niechętnie wbił go w swojego faceta. Zawiało chłodem. – To ja robiłem ten kabel ze sznurka i moim zdaniem długość jest w porządku.
Doktorek podrapał się po skroni.
– Lilly jest jeszcze mała. Nie chciałbym, żeby się o niego potknęła. Całe przebranie jest świetne, ale ten kabel...
– Nie potknie się.
Złożyłam usta w dzióbek i uciekłam spojrzeniem na bok. Nie miałam pojęcia, z jakimi problemami zmagali się Benny i Michael, ale przypuszczałam, że nie chodziło tu o głupi kabel od papierowego żelazka. Ewidentnie coś było nie tak.
– Daj spokój – Benjamin nabrał powietrza w płuca, a następnie, zapewne widząc pozbawioną humoru twarz Mamuta, zachichotał nerwowo. Nie rozluźnił tym jednak atmosfery. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie. – Po prostu trochę go skróćmy i tyle.
– Powiedziałem ci już, że nie wyrażam na to zgody.
– Tak, ale...
– Dobra, panowie – Christian parsknął śmiechem, choć czy w jego głosie naprawdę pobrzmiewało rozbawienie? Ciężko było stwierdzić. – Chyba nie macie zamiaru się kłócić o taką pierdołę?
– Właśnie – Liam odkleił kawałek taśmy i przymocował do kartonu nakrętkę od coca-coli, która imitowała kolejny przycisk, tym razem od pary wodnej. – Przecież robimy to dla Lillian, nie?
Neil pstryknął palcami.
– Otóż to. Nerwy na bok, chłopaki. – Blondyn popatrzył na przyjaciół. – Ten kabel ze sznurka jest tak naprawdę najmniej ważny. Nieistotne, czy go skrócimy.
– Jasne – burknął cicho Mamut. – Wszystko co robi Benjamin na początku wydaje się nieistotne. Później wychodzi szydło z worka...
Lewis uniósł brwi, Christian zakaszlał, chyba krztusząc się własną śliną, Liam skrzyżował ręce na piersi i przechylił głowę na bok, a ja, zapominając o panowaniu nad mimiką, rozdziawiłam usta.
– Słucham? – Prychnął Benny.
– Nieważne.
– Nie no, dokończ, proszę – doktorek oparł zaciśnięte pięści na blacie. – Niby co to miało znaczyć?
Starszy Collins odchrząknął ostentacyjnie, by zwrócić na siebie uwagę mężczyzn.
– Słuchajcie, jeżeli chcecie porozmawiać na osobności, to może idźcie do siebie? – Zaproponował.
W salonie zapanowała niezręczna cisza, którą od czasu do czasu przerywało rozkoszne pochrapywanie Balto.
Michael przejechał językiem po dolnych zębach i niedbale wzruszył ramionami, po czym oznajmił cierpko:
– Nie ma o czym mówić.
– Niech będzie – westchnął Lewis. Brzmiał na niezbyt przekonanego, ale chyba wolał nie drążyć tego tematu. – W takim razie...
– Ja chętnie wrócę do domu.
Równocześnie spojrzeliśmy na Benjamina. Wstał, zebrał wszystkie kawałki papieru kolorowego w mały, niechlujny stosik i wytarł brudne ręce o materiał spodni.
– Gdybyście czegoś potrzebowali, wiecie, gdzie mnie szukać. – Uśmiechnął się do każdego z nas, pomijając jedynie Mamuta.
Wsunęłam złączone dłonie między uda, gdy zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa.
– Jasne – odparł niemrawo Neil. – Wielkie dzięki za pomoc, Benny.
– Nie ma sprawy. – Nim zdążyłam mrugnąć, doktorka już nie było. Zniknął za rogiem i zaczął kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Jego obecność zdradzał tylko dźwięk szybko oddalających się kroków.
Milczeliśmy, dusząc się powietrzem, które nagle nieprzyjemnie zgęstniało. Nie miałam zamiaru zabierać głosu jako pierwsza, więc wróciłam do wycinania przycisków z tektury. Neil, Christian i Liam poszli w moje ślady, z kolei Mamut wciąż trwał w bezruchu. Na jego ponurej twarzy rozgrywała się prawdziwa bitwa emocji – nozdrza falowały mu przy głębokich wdechach, gęste brwi oraz czoło były zmarszczone, a szczęka mocno zaciśnięta. Nie wiem, jak długo chciał tak siedzieć i emanować wkurwieniem, ale – ku mojej ogromnej radości – zaledwie pół minuty po wyjściu Benny'ego, usłyszeliśmy donośny głos Alberto.
– Hej, dzieciaki! – Zawołał z przedpokoju.
Odetchnęłam z ulgą.
– Cześć! – Odkrzyknęłam. – Chodź zobaczyć efekt naszej ciężkiej pracy!
Mężczyzna wszedł do salonu parę sekund później. Nie miał już na sobie butów ani kurtki, ale nie zdążył zdjąć szalika i rękawiczek. Dopiero gdy stanął przy stole, pozbył się reszty jesienno-zimowej garderoby. Szalik zawiesił na oparciu mojego krzesła, a rękawiczki rzucił na kanapę.
– Co z Bennym? – Zapytał, pociągnąwszy zmarzniętym nosem. – Minąłem go w drzwiach. Nie wyglądał na zadowolonego.
Przygryzłam wnętrze policzka i nieznacznie poruszyłam barkami. Bałam się, że dowódca zacznie dociekać i sprawi, że poczuję jeszcze większe skrępowanie, zwłaszcza że Michael nie kwapił się do żadnych wyjaśnień, ale na szczęście uwaga Alberto została bardzo szybko rozproszona.
– O rany! – Wyszczerzył się szeroko. – To najlepsze przebranie żelazka, jakie w życiu widziałem!
Christian i Neil parsknęli śmiechem.
– A ile kostiumów tego typu widziałeś?
– Niewiele, to fakt – wyciągnął rękę, by pobawić się regulatorem temperatury i dyndającym kablem. – Pchełka będzie przeszczęśliwa. – Skwitował, po czym stwierdził z dumą: – Mam bardzo oryginalną wnuczkę.
Nie dało się ukryć, że Alberto miał rację. Gdyby mała chodziła do przedszkola, na bank byłaby jedynym przerażającym, rozgrzanym żelazkiem na całą grupę dzieciaków. Strój wróżki, wiedźmy czy ducha miałaby co druga dziewczynka, ale niebezpieczny sprzęt AGD? Na takie wdzianko zasługiwała tylko Lillian, córka mężczyzny, który gotowy był spędzić kilka godzin na pracach manualnych, byle tylko uszczęśliwić swoją ukochaną księż... swoje ukochane żelazko.
– Po co tak właściwie przyszedłeś? – Zagadnął Christian.
– Chciałem porozmawiać z Neilem i Olivią – Alberto spojrzał na naszą dwójkę. – Musicie wyrazić zgodę na mały remont.
Lewis upuścił różową kredkę, a to potoczyła się po podłodze.
– Jaki znowu remont? – Nie krył zdziwienia.
– W każdym domu wprowadzimy delikatne zmiany. Chcę działać szybko, bo nie mamy wiele czasu. Żeby uniknąć zamieszania, proponuję byśmy zaczęli od początku i najpierw wpuścili ekipę remontową do Rachel, później oczywiście do was, następnie do mnie i Tary, Astrid, chłopaków, Collinsów i Bradleyów.
Zdezorientowana rozejrzałam się po przestronnym, nowoczesnym salonie. Próbowałam znaleźć coś, co wymagałoby naprawy czy choćby odświeżenia, ale nic takiego nie wpadło mi w oko. Zresztą dopiero co skończyliśmy jeden remont – Lillian dostała swój własny pokój, przy którym pracował sztab wykwalifikowanych architektów i ekspertów budowlanych.
– Co to za zmiany? – Neil, niezaprzeczalnie sceptycznie nastawiony do pomysłu dowódcy, zastukał palcami o blat.
– Lustro.
– Lustro? – Powtórzyłam z wahaniem.
– Lustro weneckie i jedno dodatkowe pomieszczenie. Każde z was będzie miało takie w domu na wypadek, gdyby naszej rodzinie groziło niebezpieczeństwo. Drzwi od małego, tajnego pokoju będą ukryte, a jego wnętrze ma służyć do obserwacji.
Zamrugałam z niedowierzaniem.
– Obserwacji czego?
– Raczej „kogo". – Wtrącił Liam, uśmiechając się pod nosem, po czym wyjaśnił wyluzowanym tonem: – Obserwacji nieproszonych gości, jak mniemam.
Zastygłam z nożyczkami w dłoni. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa.
– Okej – Neil pokiwał głową. Nie wyglądał na przesadnie zestresowanego, wręcz powiedziałabym, że podzielał humor odprężonego nastolatka. – Zapytam wprost: czy te zmiany mają jakiś związek z Olgierdem?
Alberto wsunął ręce do kieszeni spodni.
– Owszem. Postanowiłem dodatkowo zabezpieczyć Malbat przed pierwszym spotkaniem z tym człowiekiem. Mamy coraz mniej czasu, niedługo nadejdzie moment, w którym będziemy musieli skonfrontować się z Olgierdem i jego ludźmi – wyjaśniał powoli, nie odrywając wzroku od Lewsia. Rzeczowy, konkretny głos szefa sprawiał, że z każdą chwilą żołądek podchodził mi coraz wyżej do gardła, a serce zaczynało galopować pod żebrami. – To pierwsza taka sytuacja. Jeszcze nigdy żadna obca grupa nie przekroczyła bramy naszej posiadłości. Musimy być przygotowani na wszystko.
Blondyn splótł dłonie i zawiesił je sobie na karku.
– Aż tak bardzo im nie ufasz? – Cmoknął z aktorską dezaprobatą, obserwując, jak twarz Alberto tężeje.
Nie wiedziałam, skąd ten dureń brał te wszystkie pokłady pewności siebie. Wolałabym chyba wydłubać sobie oczy niż patrzeć na naszego dowódcę w tak zuchwały sposób. Ja pierdolę, Neil Lewis naprawdę miał nierówno pod sufitem i uwielbiał igrać z ogniem.
Kąciki ust szefa zadrżały. Uśmiechnął się, lecz bez najmniejszej wesołości.
– Módl się, dziecko, żebyśmy nigdy nie doświadczyli zdrady ze strony Olgierda. – Uniósł ostrzegawczo palec. – Módl się o to na kolanach. Dobrze ci radzę.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz