Rozdział 31

1.9K 149 39
                                    

Olivia

– Whisky? – Alberto chwycił elegancką karafkę z bursztynowym trunkiem, na co Olgierd skinął głową i uśmiechnął się z wdzięcznością.
– Toast – rzucił, odebrawszy od naszego szefa wypełnioną szklankę. Tym razem nie kazał podmienić naczyń, nie prosił, by Alberto skosztował alkoholu jako pierwszy. Cóż, najwyraźniej zaczął nam ufać. – Za połączenie sił, owocną współpracę i podróż do Ameryki.
W ogromnym skupieniu obserwowałam, jak dowódcy unoszą swoje szklanki. Wyglądali, jakby znali się od lat. Stali parę metrów ode mnie, więc ledwo ich słyszałam, ale sam widok sympatii wymalowanej na twarzach mężczyzn, sprawiał, że robiło mi się niedobrze.
– A może butelkowa zieleń?
– Słucham? – Zamrugałam, po czym przeniosłam spojrzenie na Nancy.
Przyjaciółka zastukała długopisem o notes.
– Butelkowa zieleń – powtórzyła. – Podoba ci się taki kolor przewodni?
– Sama nie wiem...
– Nie ma sprawy, skreślam. – Zaćwierkała wesoło. – A pudrowy róż?
Potrzebowałam chwili, by udzielić kobiecie odpowiedzi. Z jednej strony wizja wściekłego Neila, który przez cały dzień jęczy i krytykuje wystrój, różowe kwiaty oraz słodkie ozdoby, była niesamowicie kusząca. Z drugiej jednak, istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że znów zacząłby nazywać mnie landrynką. Musiałam przemyśleć, czy zrobienie na złość Lewisowi było warte znoszenia jego żartów.
Małżeństwo na medal, pomyślałam z rozbawieniem.
– A może błękit? – Podsunęła Alice.
Moje wargi momentalnie uformowały szeroki uśmiech.
– Podoba mi się.
– Świetnie! – Nancy przycisnęła długopis do papieru i zaczęła nim notować tak szybko, że prawie wypadł jej z dłoni. – Rany, wasz ślub będzie przepiękny. Już nie mogę się doczekać.
Usiadłam po turecku, a na plecy zarzuciłam sobie koc. Za oknem szalał wiatr, deszcz ze śniegiem stukał o szyby, a poziom fiordu podniósł się tak mocno, że połowa plaży zniknęła pod wodą. Wyjątkowo – jak na ten region Norwegii – upalne lato ustąpiło miejsca paskudnej zimie.
– Zobaczymy, czy twój brat nie zmieni zdania. – Wymamrotałam cicho.
– Żartujesz sobie? – Moja urocza, przyszła szwagierka popatrzyła na mnie z politowaniem. – Neil nie widzi świata poza tobą i Lillian. Jestem pewna, że wróci z Alabamy, oświadczy ci się po raz drugi, tym razem w bardziej romantyczny sposób, a później...
– Neil i romantyczne oświadczyny – parsknęła Alice, wchodząc Nancy w słowo. – Dobre.
Ja również nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam pod nosem.
– Niech wam będzie – Nancy odłożyła notes, a po chwili skrzyżowała ręce na piersi. – Może nie będą to najbardziej romantyczne oświadczyny, ale z całą pewnością takie... w waszym stylu. – Wyszczerzyła równe, białe zęby. Wokół jej oczu pojawiły się malutkie zmarszczki, a w policzkach dołeczki, na widok których serce zaczęło mi topnieć. – A chyba o to właśnie chodzi, prawda?
Przyznałam przyjaciółce rację. Z początku myślałam, że tematy związane z dekoracjami, sukniami, wyborem menu i obrączkami zostały wyczerpane i tymczasowo zamknięte, ale Alice i Nancy szybko uświadomiło mi, że nie odpuszczą, dopóki wszystko nie zostanie dopięte na ostatni guzik.
– Rozmawialiście już o dacie?
– Dacie? – Zdziwiłam się.
– No – Alice przechyliła głowę na bok. – Dacie ślubu.
– Ach, nie. Jeszcze nie. – Odchrząknęłam nieśmiało. – Właściwie to nie rozmawialiśmy o niczym.
Nancy machnęła ręką, jakby tym samym chciała powiedzieć „nic nie szkodzi" i wsunęła końcówkę długopisu do ust..
– Faceci Malbatu właśnie tacy są. – Wyjaśniła, odrobinę sepleniąc. – Zero organizacji, w głowach same durne pomysły, ani grama dobrego gustu. Dobrze, że masz nas, kochaniutka... Wpisuję marzec.
Wytrzeszczyłam oczy.
Tak szybko?!
– Marzec? – Palnęłam, prawie spadając z kanapy.
Nancy podrapała się po czole.
– Co? Za późno?
– Nie, oczywiście, że nie! Ja po prostu...
– Proszę, tylko nie marzec – jęknęła Alice, a następnie pogładziła się po brzuchu. – Mam wtedy termin. Nie chcę zacząć rodzić na ich ślubie.
– To może luty?
– Jezu! – Odrzuciłam koc na bok. – Dziewczyny, przecież to już za cztery miesiące!
– Luty to ponury miesiąc – dumała Collins, kompletnie nieprzejęta moimi wrzaskami. Nie wiedziałam nawet, czy pochłonięte planowaniem przyjaciółki w ogóle mnie słyszały. – Może kwiecień?
– Zapiszę więc kwiecień lub maj – zdecydowała zadowolona, wręcz rozpromieniona Nancy. – Ależ będzie pięknie! Choć wciąż trochę zimno...
Alice zamyśliła się przez krótką chwilę.
– To może ślub za granicą? Przecież mamy samolot.
Nancy błyskawicznie wypluła długopis i zerwała się na równe nogi.
– O. Mój. Boże! To genialny pomysł!
Doprawdy?
Przeskakiwałam wzrokiem z jednej przyjaciółki na drugą tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie.
– Czy mogę coś powie...? – Uniosłam dwa palce, jakbym zgłaszała się do odpowiedzi na lekcji matematyki.
– Hiszpania! – Zawołała Alice.
– Może powinnyśmy trochę zwolnić i...
– Albo Włochy! – Nancy podskoczyła w miejscu. – Wyobraźcie sobie piękną ceremonię na jakiejś słonecznej wyspie...
Podczas gdy dziewczyny planowały każdy, nawet najmniejszy szczegół, ja zastanawiałam się, czy oświadczyny Neila były w stu procentach przemyślane. Nie wykluczałam opcji, że wróci do domu, przeprosi za zamieszenie i oznajmi, iż działał pod wpływem emocji. Musiałam liczyć się z ewentualnym rozczarowaniem, choć na samą myśl o tym, że powodem, dla którego Lewis nazwał mnie swoją przyszłą żoną, mógł być głupi wylot do Stanów, serce pękało mi na pół, a do oczu napływały łzy.
Zajęta wewnętrzną walką i rozproszona pogawędkami przyjaciółek na temat garnituru dla pana młodego, nie zauważyłam Lillian, Tary, Masona i Michaela, którzy w tym samym momencie weszli do salonu.
– Ciociu Oli – dopiero gdy dziewczynka podeszła do kanapy, udało mi się ją dostrzec. W jednej ręce trzymała misia Zezola, na którym miała wyładowywać frustracje związane z nieobecnością Neila, a w drugiej uchwyt od nosidełka dla lalek. – Furia tęskni za wujkiem Christianem.
Uniosłam brwi i zajrzałam do plastikowego nosidełka. Zamiast interaktywnego bobasa w czapeczce i śpioszkach, zobaczyłam dzikie, drzemiące ptaszysko. Upierzony łepek Furii leżał na poduszce, kołdrę zdobiło kilka piór, a długi, ostry dziób ginął w kolorowych falbankach.
– Skąd wiesz, że tęskni? – Zapytałam, gładząc Lilly po policzku.
– Powiedziała mi.
– Mhm, rozumiem...
– Czy Furia może spać u nas? – Pchełka odłożyła pluszaka i nosidło, by złożyć dłonie jak do modlitwy. – Proszę. Zaopiekuję się nią do czasu powrotu wujka.
Przesunęłam język po wnętrzu policzka, nieprzesadnie zachwycona pomysłem dziewczynki.
Bardzo lubiłam zwierzęta, wcześniej moje serce skradła suczka należąca do Malbatu – Shelby, a teraz ogromną, bezwarunkową miłością darzyłam Balto – psa, którego dostałyśmy w prezencie od Neila. Od zawsze marzyłam o dużej rodzinie i wielu zwierzętach, nieważne, czy miałyby to być psy czy koty... Jednak opieka nad wściekłym ptaszorem wykraczała poza granice mojej wyobraźni.
– Sama nie wiem... – Wsunęłam włosy za uszy – A ty co o tym sądzisz, Alice? – Posłałam przyjaciółce błagalne spojrzenie, mając szczerą nadzieję, że kobieta zrozumie mój dylemat i celowo odmówi pożyczenia nam pupilka Christiana.
Collins łypnęła na śpiącą Furię, następnie na Lillian, aż wreszcie jej wzrok wylądował na mnie.
– Nie poradzę sobie z nią. – Jęknęła. – Ten dzikus non stop dziobie, ucieka i macha skrzydłami, a w dodatku Christian kazał mi ją karmić żywymi robalami.
Skrzywiłam się z odrazą.
– Ze mną jest grzeczna! – Na twarz Lilly wpełzł szeroki uśmiech. – Mogę zabrać Furię do nas? Ciociu Alice, zgódź się, proszę!
Kobieta raz jeszcze zajrzała do nosidła i głośno westchnęła.
– A może na czas nieobecności chłopaków przeniesiecie się do mnie? – Zaproponowała, dostrzegłszy moją zbolałą minę. – Będzie nam o wiele raźniej we trójkę.
Pomysł Collins przypadł mi do gustu. Nawet bardzo, bo mieszkanie w ogromnej willi Lewisa, kiedy byłyśmy z Lilly same, a większość czasu i tak spędzałyśmy w jednym pokoju, niekiedy przyprawiało mnie o dreszcze niepokoju. Przestronne pomieszczenia, duże okna, przez które czułam się obserwowana... i bolesne wspomnienia. Już raz siedziałam z Lillian w domu Neila, czekając na to, aż jego gehenna dobiegnie końca. Doskonale pamiętałam ból brzucha, który towarzyszył mi, gdy z przerażeniem odliczałam dni do kolejnej rozmowy z Neilem oraz jego porywaczami.
Odkaszlnęłam, by pozbyć się chrypki i wróciłam na ziemię, zostawiając ponurą przeszłość w spokoju.
– To świetny pomysł. – Wyraziłam aprobatę, na co Lilly zapiszczała z radości.
– Ciociu Alice, czy mogę spać razem z Furią?
– Możesz skarbie, ale muszę cię ostrzec, że ten ptak akceptuje tylko wujka Christiana, więc bardzo możliwe, że w nocy będzie próbowała wysiadywać ci głowę.
– Ale super! – Lillian ukucnęła i wyciągnęła na wpół przytomnego ptaszora z nosidełka, po czym przytuliła go do piersi. – Bardzo się cieszę!
Ja również bardzo się cieszyłam, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, że decyzja o tymczasowej przeprowadzce do Alice być może uratowała mi życie.


***

Olgierd odstawił szklaneczkę na stół, przetarł górną wargę dwoma palcami i ciężko opadł na fotel.
– Nie czuję się najlepiej. – Mruknął, ułożywszy dłonie na brzuchu.
– Nic dziwnego – Tara zmrużyła powieki. – Wyżłopałeś tyle whisky, że...
– Kochanie.
Upomniana przez Alberto kobieta ostentacyjnie wzruszyła ramionami.
– Mówię prawdę. Dziwne, że nie leży pijany jak bela.
– Właśnie. – Mason zmarszczył krzaczaste, ciemne brwi. – A tak swoją drogą, moglibyście się trochę podzielić.
Najwyraźniej nie tylko mnie irytował widok dwóch mężczyzn popijających alkohol. Niby wiedziałam, że siorbali go z nerwów, oczekując telefonu od Christiana, który potwierdziłby, że bezpiecznie dotarli na miejsce, ale i tak nie mogłam znieść myśli, że Alberto tak dobrze dogaduje się z Olgierdem. Jakim cudem interesy przysłoniły mu trzeźwe spojrzenie na świat? Czy nasz dowódca zapomniał już, jak bardzo ucierpiał jego syn? Czułam niesamowity żal.
– Macie całkowity zakaz spożywania procentów. – Przypomniał ostro Alberto. – Nie chcę żadnych bójek, afer i problemów. Jasne?
Mason zaklął pod nosem, po czym ruszył w kierunku kanapy. Nie zdążył jednak na niej usiąść, bo na blacie zawibrował czarny, służbowy iPhone. Wszyscy zerwaliśmy się do pionu i w ułamku sekundy okrążyliśmy obydwu dowódców.
Alberto wyprostował plecy, wziął głęboki wdech i chwycił komórkę. Był niesłychanie spięty, czoło błyszczało mu od potu, a jego źrenice rozszerzyły się tak bardzo, że przypominały talerze. Mimo to od mężczyzny biła imponująca pewność siebie.
– Halo? – Zapytał opanowanym, miarowym tonem, a następnie kliknął symbol głośnika.
Po drugiej stronie słuchawki rozległy się szumy i trzaski. Wstrzymałam oddech i mocno zacisnęłam pięści.
– Halo, słyszysz mnie? – Po kilku sekundach z łatwością rozpoznaliśmy głos Astrid.
– Astrid? To ja, Alberto. Wszystko w porządku?
Serce biło mi tak mocno, że aż bolały mnie żebra.
– Tak, lot przebiegł bez żadnych problemów. Dzwonię, bo Christian pomaga wynosić bagaże, nie ma go w pobliżu.
– Ilość ofiar? – Dopytywał szef.
– Zero.
Alberto i Olgierd równocześnie odetchnęli. Obserwowałam, jak twarz naszego dowódcy staje się coraz bardziej rozluźniona, a jego usta tworzą delikatny, niemal niezauważalny uśmiech.
– Jak znieśliście podróż?
– Dobrze. Wciąż jesteśmy podzieleni, grupa motocyklistów siedziała w innym miejscu, tak żebyśmy nie musieli na siebie patrzeć.
– Sprytnie. – Pochwalił Olgierd.
Alice wepchnęła się przed Michaela i Masona, by być jak najbliżej telefonu.
– Astrid, czy z Liamem wszystko dobrze? – Zapytała szybko, zupełnie jakby połączenie w każdej chwili mogło zostać przerwane.
Nasza przyjaciółka zamilkła na krótką chwilę.
– Mhm, wszystko gra.
– Na pewno? – Collins przyłożyła sobie dłoń do klatki piersiowej. – Bardzo się o niego martwię.
– Niepotrzebnie, Alice. Nie powinnaś się denerwować.
– A co robił przez cały lot? To przecież bardzo długa podróż.
Astrid znów zrobiła pauzę.
– Halo? – Tym razem nawet Alberto brzmiał na zaniepokojonego. Nic zresztą dziwnego, przecież to właśnie on wyraził zgodę na to, by nastolatek uczestniczył w tak ryzykownej misji. – Jesteś tam? Mów, co z młodym? Na sto procent wszystko w porządku?
– Tak, na sto procent. – Astrid odchrząknęła znacząco. – Podczas lotu doszło do pewnego... incydentu.
Żołądek podszedł mi do gardła, a kolana zaczęły drżeć.
– Jakiego incydentu? – Wyszeptałam, nim Alice zdołała wykrztusić z siebie choćby słowo.
– Incydentu w toalecie... ze stewardessą. Wraz z Christianem doszliśmy do wniosku, że załoga pokładowa powinna być odrobinę starsza, lub składać się z samych mężczyzn. To zapobiegłoby podobnym problemom w przyszłości.
Poczułam, jak mój oddech ucieka spomiędzy lekko rozchylonych warg, a fala emocji przetacza się przez organizm, ostatecznie pozostawiając za sobą ulgę. Strach o chłopaka błyskawicznie minął, przykryłam usta dłonią, by zahamować chichot, ale dość szybko okazało się, że to bez sensu – niemal wszyscy z wyjątkiem Alice wybuchli śmiechem, toteż i ja przestałam walczyć z rozbawieniem.
– Karygodne. – Burknęła Collins. – A co na to mój mąż? Miał go pilnować, do jasnej cholery.
– Musisz mu wybaczyć, zagadał się z Bennym i Rachel na temat operacji piersi, więc...
– Ej! – Gdzieś w tle usłyszeliśmy kobiecy wrzask. – Nie mów im, że chcę zrobić sobie cycki! To miała być tajemnica!
Potężny kamień spadł mi z serca, cudownie było usłyszeć bliskich. Od prawie dwunastu godzin trwaliśmy w stresie, a teraz, kiedy wiedzieliśmy już, że nasza rodzina i ludzie Olgierda bez żadnych problemów dotarli na lotnisko w Montgomery, wreszcie mogliśmy trochę odsapnąć.
Oczywiście niepokój wciąż siedział nam na barkach, jednak stał się o wiele lżejszy niż jeszcze parę minut temu.
– A jak Neil? – Odezwałam się, ściągając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Alberto posłał mi ciepły uśmiech.
– Przespał większość lotu. Teraz wyszedł na fajkę, mam mu coś przekazać?
Ujęłam dolną wargę między zęby. Było tyle rzeczy, o których chciałam powiedzieć Neilowi. Niby widzieliśmy się zaledwie kilkanaście godzin temu, ale pragnęłam, by wiedział wszystko – co czułam, o czym myślałam i jak bardzo za nim tęskniłam.
– Przekaż mu, że go kocham i razem z Lillian nie możemy się doczekać, aż wróci do domu. – Rzuciłam o wiele szybciej niż było to konieczne, doskonale zdając sobie sprawę, że nie będę mogła cofnąć swojej wypowiedzi.
– Nie ma sprawy. – Astrid zaśmiała się serdecznie.
– A tobie jak minęła podróż? – Niespodziewanie Nancy wyrosła tuż obok mnie. – Nie wynudziłaś się?
– Ależ skąd. Właściwie to muszę wam o czymś powiedzieć, dajcie mi szefa.
Alberto ponownie przysunął telefon bliżej swoich ust, po czym rzekł z kompletną powagą:
– Zamieniam się w słuch.
– Chyba namierzyłam Elvisa Moore. Oczywiście nie jestem pewna i trzeba to jeszcze sprawdzić, ale wydaje mi się, że coś z tego będzie.
Oparłam dłonie o blat stołu. Każde napomknięcie o mężczyźnie, który – niczym dzikie, bezwzględne zwierzę – polował na moich bliskich, powodowało, że żyłami, zamiast krwi, płynęła mi adrenalina. Mimo strachu czułam dziwną, trudną do opisania moc, coś jakby nadnaturalną siłę. Wiedziałam, że byłabym w stanie stanąć w obronie swojej rodziny i nie cofnęłabym się przed niczym, by zlikwidować zagrażającego nam potwora... Potwora, który próbował zabić dziecko. Nie miałam dla niego choćby grama litości.
Dowódca Malbatu pokiwał głową i przesunął język po dolnych zębach.
– Świetna wiadomość, Astrid. Jesteś niesamowicie pracowita i zdolna.
– Dzięki, tatku.
Alberto i Olgierd uśmiechnęli się szeroko. Reakcja tego drugiego momentalnie zadziałała mi na nerwy, z trudem opanowałam chęć bezczelnego przewrócenia oczami.
Olgierd nas nie znał, a w dodatku gówno wiedział o jakichkolwiek wartościach w relacjach międzyludzkich. Był tylko głową beznadziejnej bandy motocyklistów, nie miał pojęcia, czym tak naprawdę są miłość, lojalność, zaufanie czy wsparcie. Dlaczego więc zależało mu na Malbacie i sojuszu z Alberto? Czyżby widział w naszej rodzinie coś, czego nie mógł kupić za pieniądze?
– Jestem z was bardzo dumny. Dajcie znać, jak dotrzecie na miejsce, pamiętaj o wymienieniu karty SIM i uważajcie na siebie. Będziemy w kontakcie.
– Jasna sprawa, szefie. Do usłyszenia. – Odpowiedziała Astrid nim połączenie zostało przerwane, a my na powrót rozproszyliśmy się po całym salonie.
Szybka rozmowa z przyjaciółką zadziałała na mnie bardzo odprężająco. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem i to właśnie na tym postanowiłam się skupić... Przynajmniej do czasu.

Uniosłam wzrok znad gazety, gdy czyjaś sylwetka zasłoniła lampkę, tym samym odbierając mi jedyne źródło światła. Zdążyłam przeczytać zaledwie dwa krótkie artykuły, więc nie kryłam niezadowolenia, gdy moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Olgierda.
– Potrzebujesz czegoś? – Zapytałam, uświadomiwszy sobie, że mężczyzna nie ma zamiaru odezwać się jako pierwszy.
Olgierd przesunął dłoń po karku. Wyglądał na zmieszanego.
– Musimy porozmawiać.
– Więc słucham. – Demonstracyjnie zatrzasnęłam czasopismo. Chciałam, by wiedział, że mi przeszkadza. – Czego ma dotyczyć ta rozmowa?
– Lewisa.
Miałam ochotę roześmiać się w jakiś lekceważący, prześmiewczy i niekulturalny sposób, ale jak na złość cholernie zaschło mi w gardle. Ograniczyłam się więc do cichego parsknięcia.
– Poważnie? Interesuje cię akurat ten człowiek? – Podwinęłam palce u stóp, kiedy odpowiedział mi twierdzącym ruchem głowy. Nie spodziewałam się, że zignoruje moje buntownicze nastawienie i będzie chciał kontynuować tę dyskusję. – Dlaczego? Nie poznałeś Neila wystarczająco dobrze, kiedy trzymałeś go w zamknięciu przez trzy tygodnie?
Olgierd westchnął i usiadł na kanapie tuż obok mnie. Założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na piersi, robiąc wszystko, by zauważył moją niechęć.
– Wiem, że masz mi to za złe, Olivio – zaczął spokojnym tonem. – Ale liczę na to, że kiedyś zrozumiesz, co mną kierowało.
– Wątpię.
– Jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy...
Zamknęłam oczy, żeby nie musieć na niego patrzeć. Nic to jednak nie dało, wciąż czułam paskudny zapach drogich, ale mdlących perfum.
– Oczywiście, znęcanie się nad Neilem nie było w porządku, lecz pamiętaj, że Malbat również ma dość długą listę grzechów. – Dokończył.
Jeżeli tą pogadanką chciał zburzyć mur, który świadomie wybudowałam, obiecując sobie, że nie przepuszczę przez niego ani jednej cuchnącej, motocyklowej gnidy – nie udało mu się. Mój ciśnieniowy alarm został aktywowany, zapłonęłam od furii.
– Wystarczy. – Wycedziłam, po czym raptownie podniosłam się z kanapy.
Reakcja Olgierda była natychmiastowa.
– Zaczekaj, Olivio.
– Czego ty tak właściwie chcesz?
– Chcę, żebyś wreszcie dała nam szansę.
– Co? – Łypnęłam na mężczyznę z ukosa. Nie zasługiwał, bym uraczyła go całą swoją uwagą.
– Zależy mi na dobrych relacjach ze wszystkimi członkami Malbatu, więc wraz z moimi ludźmi pomożemy wam w dorwaniu Moore. Alberto zaakceptował ten pomysł.
Przygryzłam wnętrze policzka. Z jednej strony wolałabym odciąć sobie język tępym nożem, niż wybaczyć Olgierdowi to, co zrobił z Neilem, ale z drugiej... Może naprawdę potrzebowaliśmy wsparcia, a Alberto postanowił zawrzeć sojusz nie bez powodu? Im dłużej o tym wszystkim myślałam, tym większe zdezorientowanie czułam. Nie podobało mi się to.
Odwróciłam twarz w kierunku rozmówcy. Olgierd wyglądał, jakby był gotów błagać mnie o wybaczenie, co ani trochę nie pomogło moim rozszalałym przemyśleniom.
Kim ty, kurna, jesteś? I na ile można ci ufać?
Objęłam się ramionami, spuściłam głowę, a następnie wydałam z siebie sapnięcie pełne zmęczenia. Miałam dość, postanowiłam skończyć rozmowę.
– Dokończymy później. – Mruknęłam cicho, licząc na to, że mężczyzna nie będzie próbował przekonywać mnie do dalszej konwersacji.
Chciałam wyjść z salonu, odetchnąć świeżym powietrzem. Chociaż Olgierd przez cały czas siedział w tym samym miejscu i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, czułam się przytłoczona.
– Jak wolisz. – Rozciągnął kąciki ust w uśmiechu, po czym przesunął język po dolnej wardze. Niby nie było w tym niczego dziwnego, a jednak zrobiło mi się niedobrze. Mój szósty zmysł ewidentnie ostrzegał mnie przed tym człowiekiem. – Przemyśl, proszę, moje słowa i przyjmij wreszcie szczere przeprosiny. Lewis to świetny gość, razem dokonamy rzeczy niemożliwych.
Przełknęłam ślinę, nieprzyjemny posmak podrażnił mi gardło.
– Dlaczego tak bardzo zależy ci na moim ułaskawieniu? – Spytałam półszeptem.
Nie odpowiedział.
Neil, wracaj już do domu.

***

Założyłam kaptur, szalik i rękawiczki, po czym szybkim krokiem wyszłam z domu Tary i Alberto. Zimny wiatr uderzył mnie prosto w twarz, ale nie próbowałam się przed nim chronić, wręcz przeciwnie – marzyłam, by oczyścił mój umysł, uratował moją obolałą głowę przed paniką, która zaczęła w niej kiełkować i dał mi odrobinę wytchnienia. Musiałam uspokoić kołatanie serca, a przede wszystkim uwierzyć, że dowódca Malbatu nie pozwoliłby, aby naszej rodzinie stała się krzywda.
Wzięłam głęboki wdech ustami, a po kilku sekundach wypuściłam powietrze przez nos. Powtórzyłam cały proces co najmniej dziesięć razy i dopiero wtedy poczułam, że jestem gotowa, by ruszyć z miejsca. Wepchnęłam dłonie do kieszeni kurtki, obierając kurs na willę Neila. Musiałam spakować rzeczy Lillian, swoją piżamę, ciepły szlafrok, zabawki Balto i...
– Zabłądziłaś?
Męski baryton, który rozbrzmiał tuż za moimi plecami, sprawił, że niemal upadłam na pokrytą roztopionym śniegiem ziemię. Zadrżałam i odwróciłam się na pięcie, niezdolna do zidentyfikowania głosu swojego nieproszonego towarzysza.
– Tadas? – Nie kryłam zdziwienia, gdy żółta łuna padająca z najbliższej latarni, oświetliła twarz wspólnika Olgierda.
Odruchowo zrobiłam mały kroczek wstecz.
– Dokąd idziesz? – Mężczyzna nadrobił dzielący nas dystans, przesuwając się do przodu.
Cofnęłam się o kolejny krok.
– Do domu.
– Po co?
Czułam, jak pot spływa mi wzdłuż kręgosłupa. Wcześniej terytorium Malbatu było dla mnie definicją bezpieczeństwa, lecz w momencie, w którym Tadas bezczelnie naruszał moją prywatność, miałam wrażenie, że utknęłam w akwarium pełnym piranii.
Co tu się dzieje, do cholery?
– Chcę spakować parę rzeczy – wyjaśniłam przez ściśnięte gardło. – Razem z córeczką będę spać u przyjaciółki. – Dodałam z premedytacją.
Przeraził mnie fakt, że chciałam, aby Tadas wiedział, iż nie zostanę w nocy sama. Musiałam to wreszcie przyznać – bałam się. Nie wiedziałam, do czego był zdolny.
– Pomogę ci. – Zaoferował, znów zmniejszając odległość między nami.
Zmusiłam się do słabego uśmiechu, równocześnie walcząc ze łzami, które zaczęły napływać mi do oczu.
– Nie trzeba.
Błoto i resztki śniegu chlupnęły pod butami podwładnego Olgierda. Był coraz bliżej.
– Pomogę ci. – Powtórzył twardym, zachrypniętym głosem.
Jeżeli wcześniej prześladowały mnie jakiekolwiek wątpliwości co do intencji mężczyzny – właśnie zostały rozwiane. Miałam problem.
Duży problem.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz