Rozdział 25

1.9K 150 28
                                    

Neil

– Ma broń, szefie. – Jeden z naszych strażników odwrócił się przez ramię i popatrzył na Alberto. Jego mina zdradzała, że nie do końca wiedział, co dalej zrobić – z marszu zastrzelić Olgierda, czy może poczekać na jasny rozkaz od szefa.
Alberto przewrócił oczami.
– Oczywiście, że jest uzbrojony, do cholery. Byłby skończonym idiotą, gdyby przyjechał tutaj bez broni. Wpuśćcie go.
Kąciki ust Olgierda nieznacznie się uniosły. Poprawił marynarkę, odchrząknął i wykonał krótki gest ręką. Jego ludzie momentalnie zostawili swoje maszyny, ruszając w kierunku bramy. Wypatrzenie kilku znajomych gęb zajęło mi trochę czasu – Olgierd przyjechał z niemałą obstawą. Zastanawiałem się, co chciał tym pokazać. Był tak głupi, że naprawdę myślał, iż pozwolimy mu wtargnąć na nasz teren z tą bandą pojebów, czy próbował nas nastraszyć, zademonstrować, jak wielką armią dysponował?
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, serce waliło mi w klatce piersiowej, a żołądek ścisnął skurcz ekscytacji.
Cóż za miłe spotkanie.
– Wchodzi sam. – Oznajmił Alberto, po czym zmierzył wzrokiem kilkudziesięciu motocyklistów. Sporej części z nich chyba nawet z deczka ulżyło. Nic dziwnego, nasz dowódca gapił się na nich w taki sposób, że nie chciałbym być w ich skórze.
Olgierd dumnie zadarł podbródek.
– Sam? – Powtórzył kpiąco. – Czy uważasz, że to sprawiedliwe?
Alberto skrzyżował ręce. Para ulatywała mu spomiędzy ust przy każdym wydechu, oczy były skupione, plecy wyprostowane. Wyglądał, jakby rozmyślał nad odpowiedzią, chociaż ja zdawałem sobie sprawę, że doskonale wiedział, co powiedzieć. Przecież uzgodniliśmy to już wcześniej.
Wreszcie rozłożył ramiona na boki i rzucił:
– Postanowienie, że wejdziesz na teren naszej posiadłości w pojedynkę, jest bardziej sprawiedliwe niż torturowanie i głodzenie człowieka. Nie uważasz?
Oczy Olgierda przeskoczyły na mnie. Znów miałem kurewsko wielką ochotę, by rozciągnąć wargi w szerokim, złośliwym uśmiechu. Moje mięśnie twarzy niemalże zaczynały się napinać, jednak w ostatniej chwili musiałem olać szefa motocyklistów i odwrócić twarz ku Olivii. To słodkie, że wybrała sobie akurat ten moment na chęć zamordowania naszego gościa.
Głupiutka Holm...
Unieruchomiłem rękę Oli, gdy sięgała po broń. Nie zdążyła nawet odsunąć kawałka swojego różowego sweterka, a już zaciskałem palce wokół jej nadgarstka. Syknęła z bólu i posłała mi gniewne spojrzenie.
– Jakim cudem...
– Wiedziałem, że to zrobisz. – Przerwałem kobiecie i cmoknąłem z zadowoleniem. – Jesteś strasznie przewidywalna.
O ile Alberto – który dzięki swojej mądrości i doświadczeniu zapewne tylko czekał na to, aż Olivia pęknie i będzie próbowała złapać za giwerę – pozostawał niewzruszony, tak Olgierd stał się bardziej czujny. Zabawne, że wystraszyła go laska w prosiakowym swetrze.
– Sami widzicie – mężczyzna łypnął nieufnie na naszą dwójkę. – Samotne wstąpienie do jaskini pełnej lwów, byłoby nierozsądnym posunięciem z mojej strony, żądam więc wpuszczenia moich ludzi.
Roześmiałem się upiornie, ściągając na siebie uwagę kilku motocyklistów. Miałem wrażenie, że niektórzy z nich przechodzili właśnie zawał serca i toczyli nieme, osobiste walki, żeby nie zesrać się w gacie ze strachu. Nie wiedziałem, jak wyobrażali sobie terytorium Malbatu, ale – sądząc po ich pobladłych, przerażonych twarzach – nie spodziewali się zastać całego oddziału strażników, ogromnych murów otaczających nas od świata zewnętrznego i bramy tak potężnej, że nie daliby rady jej sforsować, nawet gdyby Olgierd postanowił naprzeć na nią swoją tłustą dupą.
Widok tych oniemiałych błaznów usatysfakcjonował mnie na tyle, że przestałem makabrycznie rżeć, tym samym oddając pałeczkę Alberto. Może ja bawiłem się tu najlepiej, ale bądź co bądź to on posiadał dumne miano szefem. Do niego więc należał obowiązek poinformowania Olgierda, że trójka jego podwładnych była u nas naprawdę bardzo, bardzo mile widziana.
Alberto pokiwał głową, jakby przyswajał słowa Olgierda. Myślę, że gdyby nasz dowódca nie stąpał po przestępczej drodze i nie był bezwzględnym kryminalistą, na bank odnalazłby się w aktorstwie.
– Cóż, Olgierdzie – Alberto klasnął w dłonie, a następnie zaczął je o siebie pocierać – jeżeli odwaga nie jest twoją mocną stroną, a wizja samotnej wizyty w naszych skromnych progach wywołuje u ciebie uczucie dyskomfortu, zgadzam się, byś wziął ze sobą kogoś zaufanego.
Olgierd zmrużył powieki i przesunął koniuszek języka po dolnej wardze.
– Jedną osobę? – Prychnął wreszcie. – To niedorzeczne.
– Dwie. – Rzucił nasz szef.
Przestąpiłem z nogi na nogę. Byłem tak podekscytowany, że ledwo nad sobą panowałem. Wszystkie najpaskudniejsze, wewnętrzne demony próbowały wygryźć dziurę w mojej skórze i wydostać się na zewnątrz.
– Trzy. – Odparł szorstko Olgierd. – To moje ostatnie słowo.
Idealnie.
Alberto obnażył zęby w uśmiechu i uniósł kciuk.
– Niech będzie. Wejdziesz tu z obstawą trzech ludzi, ale to my zdecydujemy, kim będą ci szczęśliwcy.
W pierwszej chwili Olgierd uchylił usta, lecz nic nie powiedział. Ewidentnie zastanawiał się nad tym, co przed chwilą usłyszał, próbował przewidzieć nasz następny ruch. Milczał przez dobre dziesięć sekund, aż wreszcie zrozumiał przekaz. Wziął głęboki wdech i pokręcił głową, jednak nie w geście odmowy, a zrezygnowania. Zaakceptował kompromis.
– Kajus, Tadas, Siergej – mruknął, odwróciwszy twarz w kierunku przydupasów. – Wchodzicie ze mną.
Moi koledzy i szanowny pan doktor. Co za piękny widok.
Olivia zacisnęła palce na mojej bluzie, sam widok zmierzających ku bramie mężczyzn kompletnie ją przeraził. Przysunąłem kobietę bliżej. Cóż, podobało mi się, że byłem obok i mogłem być dla niej wsparciem. Ten dzień zapowiadał się rewelacyjnie.
– Miło was widzieć, panowie – Alberto zaprezentował teatralny ukłon, gdy Olgierd w asyście trzech zidiociałych pomagierów znaleźli się na naszym terenie. – Pamiętacie mojego syna, Neila, czyż nie?
Puściłem oko do Kajusa i Tadasa. Tak bardzo nie mogłem doczekać się tego spotkania.
– Cześć, Lewis – kąciki ust jednego z facetów powędrowały do góry. – Dobrze wyglądasz.
Biedak nie zdawał sobie sprawy z tego, co robił. Nie wiedział, do czego może doprowadzić pogrywanie ze mną w obecności mojej rodziny. Poczułem jeszcze większe rozbawienie.
– Dziękuję. Doszedłem już do siebie. – Odpowiedziałem spokojnym tonem.
– Świetnie. – Tadas zamrugał wesoło, po czym palnął pogardliwie: – Ale wciąż jesteś trochę blady. Jadłeś dziś śniadanie, Neil? A może... zgłodniałeś?
I bum. Szambo wybuchło.
Olivia, mała, przerażająca jak jasna cholera świnka, zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że ledwo zdążyłem złapać ją za łokieć. Chyba furia nieco przysłoniła jej trzeźwe myślenie, bo zaczęła kląć i szarpać się ze mną w zabawnie nieskoordynowany sposób. Skupiony na Olivii i jej daremnych próbach wyswobodzenia ręki z mojego żelaznego uścisku, nie zauważyłem, jak Christian skacze Tadasowi do gardła. A szkoda, to musiało być niezłe.
– Ty skurwysynu! – Usłyszałem, gdy mój przyjaciel już siedział na mężczyźnie i mocno przyciskał go do ziemi.
Kajus, bohater gotowy ruszyć na pomoc swojemu kumplowi, wyciągnął spluwę.
– Zostaw go! – Wrzasnął.
Gruby również uniósł broń, którą momentalnie wycelował w Kajusa. Wszystko działo się tak szybko, że z trudem rejestrowałem każdy szczegół tej genialnej awantury. Ekscytacja rozsadzała mi żyły, a uśmiech nie schodził z ust.
– Christian, Mason! – Ryknął Alberto. – Natychmiast przestańcie!
– Kajus, opuść broń! – Rozkazał gniewnie Olgierd.
– Jebany śmieć. – Collins napluł Tadasowi prosto w twarz, efektem czego wybuchnąłem histerycznym rechotem.
– Christian! – Powtórzył wściekły Alberto.
Mason wciąż unosił broń, więc Liam, Rachel, Astrid, Nancy, Benjamin oraz Michael postanowili wykazać się solidarnością i poszli w jego ślady.
O rany, gdybym tylko mógł to nagrać... Chyba oglądałbym ten cyrk w zapętleniu. Naprzemiennie z filmem pokazującym ostatnie godziny życia Filipa, rzecz jasna.
– Mason! – Alberto nie przestawał krzyczeć, przez co zdarł sobie gardło.
– Kajus!
– Pierdoleni motocykliści. – Mruknął nasz szesnastoletni szczyl, patrząc prosto w oczy Olgierda.
Zszokowany Christian zamrugał i warknął ostrzegawczo, typowo ojcowskim tonem:
– Liam!
– Zamknijcie się! – Nim zdołałem spojrzeć w kierunku naszego dowódcy, dźwięk wystrzału uderzył we mnie z taką siłą, że aż zapiszczało mi w uszach. Zresztą nie tylko mi, sądząc po zbolałych minach moich przyjaciół. Alberto trzymał giwerę nad głową, za cel obrał sobie zachmurzone niebo, z lufy wydobywał się mały dymek. – Będzie spokój, czy następną kulkę mam władować w któregoś z was?
Przestałem się śmiać, bo szefuncio nie wyglądał, jakby żartował. Olivia też postanowiła odpuścić, podkuliła ramiona pod uszy i zwiesiła głowę, Mason i pozostali schowali broń, a Christian niechętnie zlazł z Tadasa, który od razu zaczął wycierać z policzka ślinę mojego przyjaciela.
Nie wiedziałem, na kogo patrzeć – zarówno Alberto jak i Olgierd przypominali dwóch podkurwionych ojców. Obydwoje gapili się z irytacją na swoje niewychowane, plujące i machające pistoletami dzieci. Brzmiałoby to całkiem uroczo, gdyby nie fakt, że prawie polała się krew.
Sušikti moronai... – Burknął pod nosem Kajus.
Nie zrozumieliśmy ani słowa, ale to wcale nie przeszkodziło mojej rodzinie w ponownym rozkręceniu afery.
– Coś ty powiedział? – Wycedziła Rachel.
– Milcz. – Nasz dowódca posłał kobiecie wściekłe spojrzenie, a po chwili, gdy na parę sekund zapanował względny spokój, kontynuował: – Dobrze, skoro już się poznaliśmy, to...
– Powiedziałem, że jesteście pieprzonymi debilami.
– Kajus! – Wycedził zniecierpliwiony Olgierd.
Liam parsknął aroganckim śmiechem, oznajmiwszy bez zająknięcia:
– Niedługo wszyscy zdechniecie. Osobiście tego dopilnuję.
Christian chyba zakrztusił się własnym językiem, a przynajmniej taki wydał dźwięk, nim zdołał wykrztusić:
– Synu!
– No co?
– Witamy w Malbacie... – Alberto westchnął ciężko i przymknął powieki, demonstrując swoje załamanie.

***

Zeszliśmy do podziemnej części posiadłości szefa i Tary, a następnie zasiedliśmy przy dwóch długich, złączonych stołach. W sumie spokojnie zmieścilibyśmy się przy jednym – dwudziestoosobowym, którego zazwyczaj używaliśmy podczas świąt, ale najwyraźniej Alberto wolał, żebyśmy nie siedzieli zbyt blisko siebie. I słusznie.
Dowódca Malbatu nie zajął miejsca na krześle. Jako jedyny stał i czekał, aż znajdziemy wygodne pozycje, przestaniemy się wiercić.
– Myślę, że możemy już zacząć – stwierdził wreszcie. – Bez zbędnego przeciągania...
– Dzień dobry!
– Jezu... – Sapnął Alberto, usłyszawszy głos Tary Morgan. Wzniósł oczy do sufitu i lekko poruszał ustami, jakby modlił się do Najwyższego o litość. Cóż, chyba tym razem nie został wysłuchany, bo jego kobieta wmaszerowała do środka z ogromną tacą w rękach. – Kochanie, to nie jest dobry moment na...
– Upiekłam ciasteczka dla naszych gości. – Tara uśmiechnęła się promiennie do Olgierda. – Smacznego.
Szef motocyklistów podziękował nad wyraz grzecznie i z zadowoleniem oblizał wargę. Mina zrzedła mu dopiero, kiedy złapał za ozdobiony kawałkami czekolady wypiek, a Alberto głośno odchrząknął, po czym rzucił niewzruszonym tonem:
– Nie radzę. To moja żona, Tara. – Kulturalnie przedstawił kobietę, wskazując na nią otwartą dłonią. – Nie wiem, co tam dodała, ale z całą pewnością nie wyjdziecie stąd żywi.
Kajus, Tadas i lekarzyna z piekła rodem – Siergej zastygli w bezruchu. Kątem oka obserwowali, jak ich dowódca powoli odkłada ciastko na złotą tackę, a na końcu krzywo się uśmiecha.
– Jesteście tacy gościnni... – Olgierd mrugnął do Tary. – Ale zrezygnuję z ciasteczka. Jestem na diecie.
Morgan zachichotała głupkowato i wyszczerzyła zęby.
– Nic nie szkodzi. Nie będę wam dłużej przeszkadzać w biznesowym spotkaniu, idę poczęstować ludzi czekających przed bramą. – Poinformowała słodko. – Może któryś się skusi na małą przekąskę.
Nim zdążyłem parsknąć śmiechem na widok oszołomionych motocyklistów, Tary już nie było. Po prostu wyszła z tacą ciasteczek niewiadomego pochodzenia, jak gdyby nigdy nic. Czy wspominałem kiedyś, jak bardzo kocham swoją rodzinę?
Alberto posłał Olgierdowi przepraszające spojrzenie.
– Nie ma sprawy. – Mężczyzna uniósł dłonie, po czym uśmiechnął się ze szczerym rozbawieniem. – Udajmy, że to nie miało miejsca.
– Dziękuję za wyrozumiałość.
– Twoja żona... Cóż... – Olgierd przesunął palce po brodzie. – Masz z nią wesoło.
– Zdecydowanie. – Przytaknął Alberto. – I to bardzo.

***

Spotkanie przebiegło w rewelacyjnej atmosferze – Christian dwa razy rzucił się na Kajusa, Olivia pod stołem obracała nóż w dłoniach, a ja i Alberto udawaliśmy, że wcale tego nie widzimy, Benjamin gapił się na Siergieja z pogardą wymalowaną na twarzy, z kolei Mason oznajmił, iż prędzej wpierdoli całą blachę ciasteczek Tary, niż wsiądzie z Tadasem do jednego samolotu. Na końcu Alberto i Olgierd wypili po szklaneczce whisky. Gospodarz oczywiście wziął pierwszego łyka, aby nasz gość nie miał wątpliwości, że trunek nadaje się do spożycia. Trochę żałowałem, że szefuncio nie chciał podzielić się ze wszystkimi, ale z drugiej strony, musiałem go zrozumieć – niewinna kropla alkoholu mogłaby rozpętać krwawą jatkę.
Ostatecznie doszliśmy do porozumienia. Przynajmniej trochę. Generalnie nikt nie zginął, więc wizytę motocyklistów można ocenić naprawdę pozytywnie. Ustaliliśmy wiele istotnych szczegółów, słuchałem obydwu mężczyzn w ogromnym skupieniu, a gadki o prochach, norweskich portach, kupnie prywatnego samolotu i podróży do Stanów chłonąłem jak gąbka. Nawet kiedy silne leki przeciwbólowe, które zażyłem tuż przed naradą, przestały działać, i tak bawiłem się świetnie.
– Na następne spotkanie wpadnę z własnymi przekąskami. – Zażartował Olgierd, gdy wstał od stołu. Kajus, Tadas i Siergiej również się podnieśli, jednak nie tryskali takim zadowoleniem, jak przywódca ich śmiesznego gangu.
Ciekawe, ilu frajerów leży martwych pod bramą z niedojedzonym ciasteczkiem w ręce...
– Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. – Olgierd wyrwał mnie z przyjemnych rozmyślań. – Wasz napad na mój pub i bestialskie wyrżnięcie kilkudziesięciu ludzi puszczam w niepamięć, a porwanie Neila potraktujmy jako...
– Jako co, kurwa? – Syknęła Nancy, mocno zaciskając pięści, które trzymała na blacie.
Mężczyzna splótł dłonie, ułożywszy je sobie na brzuchu, po czym zwrócił się do Alberto z wesołym błyskiem w oku.
– Żona?
Szef pokręcił głową.
– Młodsza siostra.
– Rozumiem. – Uśmiechnął się pod nosem. – Porwanie Neila potraktujmy jako ogromny błąd z mojej strony. Nie miałem zamiaru doprowadzać go do tak krytycznego stanu, ale czasu już nie cofnę, prawda? – Zerknął na Nancy, lecz nie czekał na jej odpowiedź, po prostu ciągnął dalej: – Od dziś wszyscy gramy do jednej bramki.
Liam skrzyżował ręce na piersi i parsknął opryskliwie.
– Już to widzę.
– A ty, młody człowieku – Olgierd momentalnie namierzył wzrokiem nadąsanego nastolatka – nie zmarnuj swojego talentu. Uwierz mi, masz szansę być kimś, jeśli tylko otworzysz się na nowe możliwości.
– Jakie możli...
– Srakie. – Warknął Christian, przerywając Liamowi i gwałtownie odsunął swoje krzesło. – Odpieprz się od mojego syna, rozumiesz? To jeszcze dzieciak.
Kąciki ust Olgierda nieznacznie zadrżały. Może nie na tyle, by uznać to za bezczelne i móc postrzelić go za to w kolano, jednak uśmieszek był na tyle wyraźny, że Collins od razu go zauważył, napiął mięśnie i mocno zacisnął szczękę.
– Trzymaj, Liam. – Mężczyzna sięgnął do kieszeni, a po chwili, ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, wyciągnął z niej małą, papierową wizytówkę. – Zadzwoń, gdybyś chciał porozmawiać. – Dodał, przesuwając prostokątną karteczkę po stole.
W oczach mojego przyjaciela zamajaczyła furia. Gdyby nie Alberto, który przez cały czas trzymał rękę na pulsie, sytuacja mogłaby się skończyć nieciekawie. Albo ciekawie, zależy jak kto postrzega małą, spontaniczną strzelaninę.
– Myślę, że na dziś już wystarczy. – Dowódca uraczył naszych gości uśmiechem oznaczającym nic innego jak „spierdalajcie, póki jeszcze żyjecie" i wspólnie ruszyli w kierunku drzwi.
Nie pożegnaliśmy się, bo nie miało to sensu.
Przecież nie zdążymy za sobą zatęsknić, zarechotałem w duchu doskonale wiedząc, że następne spotkanie odbędzie się już za dwa dni. Do tego czasu mieliśmy zdecydować, którzy członkowie naszej rodziny zrobią sobie małe wakacje, odwiedzą stare strony... i zasmakują wolności.

***

– Nienawidzę tego śmiecia.
– No, zauważyłem. – Odpowiedziałem niedbale. Byłem zajęty odpisywaniem na nowe wiadomości Sonji.
– Nie wiem, dlaczego Alberto chce z nim współpracować – Christian nie przestawał jęczeć. – Co to w ogóle miało być? Pili sobie whisky jak najlepsi kumple.
Pokiwałam głową, niespecjalnie zainteresowany rozmową. Słuchałem tego pieprzenia od dobrych trzydziestu minut i wiedziałem, że choćbyśmy przegadali jeszcze raz tyle – i tak nie doszlibyśmy do porozumienia. Collins był zbyt nadęty i dumny, by odpuścić. Nie potrafił lub nie chciał zaakceptować faktu, że potrzebowaliśmy Olgierda i jego ludzi do przejęcia amerykańskiego rynku.
– Widziałeś Olivię? – Zapytałem, gdy wreszcie oderwałem wzrok od ekranu. – Chciała odwiedzić Alice, pogadać o kupach, kolkach, pieluchach i innych niemowlęcych duperelach, a przy okazji odebrać Lillian.
Christian przechylił głowę na bok.
– Poszła do domu, nie mówiła ci?
– Nie. – Popatrzyłem na przyjaciela z ukosa i głośno westchnąłem. – Wciąż nie gadamy.
– To dziwne.
– Bo?
– Bo podczas narady z tymi durniami zachowywaliście się jak...
– Kręciłem się blisko Olivii, ponieważ nie chciałem, żeby niechcący zrobiła sobie krzywdę tym tępym nożem, który przez cały czas trzymała pod stołem. – Wywróciłem oczami, kiedy Christian wybuchnął śmiechem. – No i Alberto byłoby wściekły, gdyby wystartowała z nim na Olgierda, nie?
– Jasne, jasne. – Collins zrobił głupią minę. – Olivia też uraczy mnie jakimś dennym wytłumaczeniem? Przez kilka godzin pieprzyła cię wzrokiem, więc pewnie ma już przyszykowaną wymówkę?
Przystanąłem w miejscu. Mimo paskudnej pogody, poczułem przypływ gorąca. Śnieg wymieszany z deszczem padał mi na twarz, przynosząc ukojenie rozgrzanej skórze, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz. Bardzo przyjemny... Niemalże tak przyjemny, jak wizja seksu z Olivią. Nie spaliśmy ze sobą od dawna, a ja wciąż pamiętałem każdy szczegół jej ciała, każde znamię, nawet bliznę na kolanie, którą podobno nabyła w wieku dziewięciu lat.
Często zastanawiałem się, kiedy będę gotowy. Czy w ogóle wrócę do normalności i będę mógł czerpać radość ze zbliżeń z Oli. Samotne zaspakajanie potrzeb pod prysznicem działało mi już na nerwy, a libido zamiast się zmniejszać, przekraczało wszelkie granice.
– Ej, Lewis – Christian pstryknął palcami tuż przed moim nosem. – Słyszysz mnie? Zamarzłeś, czy co?
Spojrzałem w dół, a gdy dostrzegłem wybrzuszenie w spodniach, sapnąłem z irytacją.
Cholerny Arnold.
– Nie. – Burknąłem, czując jak koszulka przykleja mi się do spoconych pleców. – Wręcz przeciwnie.

***

Christian rozsiadł się na kanapie i czekał, aż znajdę Holm, ale kobieta jakby wyparowała. Przeszukałem całą chatę, każdy pokój, wszystkie piętra, lecz nie przyniosło to żadnego rezultatu. Gdyby nie fakt, że w przedpokoju stały jej buty, a mokre ślady na podłodze wyglądały na dość świeże, pomyślałbym, iż sama poszła do Alice. Skoro jednak była w domu... Popatrzyłem na jedną z przeszklonych ścian i uśmiechnąłem się na widok własnego odbicia w szybie. Wiedziałem już, które pomieszczenie powinienem sprawdzić. Nie wpadłem na to wcześniej, bo pokój był zbyt nowy, bym w ogóle o nim pamiętał i tak dobrze ukryty, że mijałem go co najmniej trzy razy i nie zwróciłem na niego uwagi.
Nacisnąłem prawie że niewidoczne drzwi, których kolor zlał się z kolorem farby na ścianie, a gdy mechanizm je odblokował, wszedłem do środka. Zapach nowych mebli wymieszany z perfumami Olivii dotarł do moich nozdrzy, a ostre światło podrażniło oczy. Pomieszczenie było małe i skromnie urządzone – kanapa rogowa, biurko oraz szafa z jasnego drewna. W jej szufladach przechowywaliśmy broń i przekąski na wypadek niebezpieczeństwa, ale najwyraźniej Olivia czuła się w tym pokoju na tyle dobrze, że postanowiła siedzieć w nim nawet, gdy naszej rodzinie nic nie groziło.
Siedziała po turecku na blacie biurka i z uśmiechem na ustach obserwowała...
– No wiesz ty co – parsknąłem śmiechem. – Podglądasz Christiana?
Holm uniosła kąciki ust.
– Nie moja wina, że lustro wisi akurat w salonie. – Wzruszyła ramionami, nie odwracając się w moją stronę nawet na krótką chwilę. – Lubię tu siedzieć.
Oparłem bark o ścianę i powiodłem wzrokiem za spojrzeniem Olivii. Gapienie się na naszego przyjaciela było naprawdę ciekawym doświadczeniem, nieświadomy niczego Christian klikał w pilot, zapewne podgłaśniając kanał sportowy. Najbardziej jednak rozbawiło mnie to, że choć doskonale wiedziałem, iż Collins śledził wiadomości w telewizji, z naszej perspektywy wyglądał, jakby patrzył prosto na nas.
– Dlaczego wybrałaś sobie akurat to miejsce? – Zapytałem, przerywając ciszę, która zawisła w pokoju. – Nie jest zbyt przytulne.
Oli przejechała językiem po wewnętrznej części policzka i powoli odchyliła głowę, by móc na mnie spojrzeć.
– Ten pokoik mi się podoba.
– W porządku, ale...
– Po prostu zazwyczaj nie ma w nim ciebie. – Oznajmiła beznamiętnym tonem.
Przełknięcie śliny przyszło mi z wielkim trudem. Okej, przyznaję, nie takiego wyznania się spodziewałem, jednak czy mogłem winić Olivię za jej szczerość? Powiedziała to, co czuła i choć cholernie mnie to zakłuło, odparłem:
– Rozumiem. Masz prawo być na mnie zła.
Olivia uśmiechnęła się delikatnie.
– Nie jestem zła, Neil. – Zmieniła pozycję. Oparła stopy na krańcu blatu, a kolana przycisnęła do klatki piersiowej. – Wcześniej może faktycznie doskwierał mi gniew, ale teraz – westchnęła posępnie – teraz chyba czuję rozczarowanie. Zaufałam ci, myślałam, że nasza relacja, choć czasami bywała okropnie popieprzona, ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, a ty tak po prostu...
– Chodzi o Sonję, tak?
– A jak ci się wydaje, do cholery?
Wkurzona Holm. Sama słodycz.
Moje kąciki ust mimowolnie powędrowały ku górze, kompletnie nad nimi nie panowałem. Olivia mogła mi wmawiać, że jej złość całkowicie ustąpiła miejsca rozczarowaniu, ale sama wiedziała, że mijała się z prawdą. Była wściekła, rozgoryczona i zazdrosna, a ta mieszanka wybuchowa nakręcała mnie jeszcze bardziej.
Chwyciłem swojego iPhone'a i wysunąłem go w kierunku kobiety. Olivia uniosła brew, jakby nie do końca rozumiała, co ma zrobić.
– Proszę bardzo, otwórz wiadomości z Sophią.
– Sonją, kutasie – poprawiła mnie, na co zareagowałem cichym śmiechem. – Teraz mi je pokazujesz? Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Skąd mam wiedzieć, że nie usunąłeś niektórych smsów?
Popatrzyłem na Olivię, nie kryjąc wesołości.
– Będziesz musiała mi zaufać.
– Tobie? Świetny żart, Lewis.
– No dalej, śmiało. – Nalegałem. – Przeczytaj wszystko.
Holm wyciągnęła dłoń, a następnie chwyciła mój telefon, równocześnie wsuwając kciuk drugiej ręki do ust. Przygryzła opuszek i popatrzyła na czarny ekran. Zdziwiło mnie, że nie odblokowała go w ułamku sekundy, bo gdybym to ja dostał pozwolenie na przeszperanie komórki Olivii, dogrzebałbym się do smsów sprzed lat i bezczelnie przejrzał całą galerię zdjęć... Tyle że ja byłem fiutem, a Oli kobietą z klasą. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, oddała mi smartfon i na powrót wlepiła wzrok w Christiana, który właśnie kładł swoje śmierdzące stopy na mój ulubiony stolik kawowy.
Debil.
– Nie chcę tego czytać. – Stwierdziła cichutko, bawiąc się palcami.
– Dlaczego?
– Ponieważ to nie w porządku.
Przetarłem twarz dłonią.
– Obawiam się, że nigdy cię nie zrozumiem, Holm. Nie tego właśnie chciałaś? Sprawić z kim piszę?
– Chciałam. – Przytaknęła.
Czułem coraz większe zdezorientowanie. Nie wiedziałem już nawet, czy Olivia dalej była zła, czy może właśnie zaczynała się ze mną droczyć. Stwierdziwszy, że gdyby nie baby i ich humory, świat naprawdę wyglądałby inaczej, a wszystko byłoby prostsze, rozłożyłem ramiona w geście bezsilności.
– Więc o co chodzi? Dałem ci możliwość przeczytania naszych smsów. Przyznaję, Sophia... to znaczy Sonja wysłała mi wiadomość podczas imprezy z okazji Halloween, później wielokrotnie próbowała namówić mnie na spotkanie, ale za każdym razem odmawiałem. Kurwa, Oli, czemu nie możesz po prostu wziąć tego cholernego telefonu, upewnić się, że jestem z tobą szczery...
– Nie będę czytać waszej konwersacji. – Weszła mi w słowo.
– Ale dlaczego?!
Olivia zadarła podbródek i spojrzała prosto na mnie. Dopiero wtedy dostrzegłem, że jej pełne, różowe wargi układały się w śliczny uśmiech.
Znieruchomiałem, po raz enty zbity z tropu.
– Chyba masz sklerozę, Neil. Zaledwie dwie minuty temu powiedziałeś, że będę musiała ci zaufać. – Wzruszyła ramionami. – Nie muszę sprawdzać twojego telefonu czy śledzić cię poprzez rodzicielską aplikację do szpiegowania niegrzecznych dzieci. Jesteś dla mnie zbyt ważny, bym chciała to zepsuć bezsensowną kontrolą. Ufam ci.
Otworzyłem szerzej oczy. Naprawdę to powiedziała? Przez chwilę brałem pod uwagę, że Olivia najzwyczajniej w świecie znów ze mną pogrywała, ale gdy uświadomiłem sobie, że mówiła prawdę, nie mogłem wyjść z podziwu.
Ufa mi.
Chyba przestałem kontrolować swój zachwyt nad Holm. Po raz kolejny poczułem kołatanie serca i pulsowanie w podbrzuszu, a poziom chęci przeżycia z moją Oli każdej pieprzonej godziny aż do końca naszych dni, wyszedł poza skalę.
Spałem z wieloma kobietami, ale żadna nie powiedziała nigdy, że mi ufa. Nie wiedziałem, czym konkretnie zasłużyłem sobie na zaufanie Olivii, ale postanowiłem tego nie zmarnować.
Odepchnąłem się od ściany i ruszyłem w stronę kobiety leniwym krokiem. Jej uśmiech tylko się poszerzył.
– Dziękuję, że przyszedłeś ze mną porozmawiać. – Szepnęła, gdy stanąłem obok biurka. Odwróciła się, zarzuciła mi ręce na szyję, a następnie przesunęła pośladki do krawędzi blatu, by móc opleść moje biodra swoimi nogami. – I oczywiście za to, że chciałeś pokazać mi te wiadomości.
Słodka Holm.
– Ja też dziękuję. – Pocałowałem ją w czubek głowy.
– Za co?
– Nieważne, jak wiele niewyjaśnionych spraw było między nami, ty i tak postanowiłaś stanąć w obronie mojej godności i spróbować zabić Olgierda tępym nożem do masła.
Olivia zmarszczyła brwi.
– Ten nóż naprawdę był aż tak tępy?
– Jak cholera, Oli.
– Co za wstyd.
– Miał nawet ślady od kremu czekoladowego...
– Jezu, przestań!
Musiałem przygryźć wargę, żeby nie parsknąć śmiechem. Olivia od razu to wychwyciła, ale zamiast się wkurzyć i skomentować rozrywające mnie od środka rozbawienie, skupiła wzrok na moich ustach. Poczułem, jak żołądek wypełnia mi się chmarą motyli.
– Mogę cię pocałować, Neil? – Zapytała. Musiała widzieć mieszaninę trudnych emocji, które najprawdopodobniej wypełzły na moją twarz. – Jeżeli nie jesteś w nastroju, to powiedz.
Suchość w gardle i wzwód napinający na materiał spodni zaczynały doprowadzać mnie do szewskiej pasji. Chciałem, ale nie mogłem. Próbowałem, ale nie dawałem rady. Wiedziałem, że jestem z Olivią, lecz kiedy zamykałem oczy, widziałem kurwę, która zgniotła moją psychikę na miazgę.
– Hej, wszystko gra – Oli przesunęła mi palce po policzku i żuchwie. – Dajmy sobie czas, nie musimy nic robić. Chcę, żebyś czuł się dobrze.
Zwiesiłem głowę, jednak moje ręce wciąż pozostawały na talii kobiety. Dotyk Olivii już mnie nie przerażał, wręcz przeciwnie – pragnąłem go coraz bardziej.
– Wiesz co? – Uśmiechnąłem się, kiedy nasze spojrzenia znów się skrzyżowały. – Chyba coś zrozumiałem.
– Co takiego?
– Ja też chcę, żeby było ci dobrze. – Odpowiedziałem, przesuwając dłonie wyżej. Gdy znalazły się na linii piersi, a ja zacząłem kierować je ku złotym guzikom, Olivia uchyliła usta.
– Neil, doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło...
– Jeżeli nie życzysz sobie, żebym cię rozbierał, wystarczy jedno słowo.
Milczenie kobiety w połączeniu z zaróżowionymi policzkami, było tak naprawdę jasnym potwierdzeniem, że marzyła o tym samym, co ja. Potrzebowałem jednak czegoś więcej.
– Oli, chcesz tego?
Wsunęła palce w moje włosy i lekko pociągnęła za kosmyki.
– Tak.
Byłem zbyt zniecierpliwiony, by rozpinać każdy guzik, więc zerwałem prosiakowy sweter jednym, silnym szarpnięciem. Trochę go szkoda, ale uznałem, że kupię Olivii ładniejszy i to taki, w którym nie będzie wyglądać jak Miss Piggy z Mapetów.
– Obiecaj mi jedno, Holm.
– Bez obaw, dupku. Nie zakocham się w tobie, za bardzo mnie wkurwiasz.
Tym razem nie zdołałem powstrzymać rozbawienia i zaśmiałem się prosto w usta Oli. Spijała moje dźwięki, a nasze pocałunki stawały się coraz głębsze.
– Nie, miałem na myśli coś innego. – Wydyszałem, gdy oksytocyna uderzyła mi do głowy.
– Zamieniam się w słuch.
– Obiecaj, że nie będziesz mnie dotykać. Odtąd – przyłożyłem rękę do miejsca, w którym zaczynały się blizny po cięciu nożem – dotąd. – Wskazałem twardego penisa, który, choć dawał dość sprzeczne sygnały, bo prawie rozwalał rozporek, wcale nie chciał być dotykany.
Olivia raz jeszcze pogładziła mój policzek.
– Obiecuję. – Swoje zobowiązanie przypieczętowała kolejnym pocałunkiem w sam środek ust. – Ale nie możemy zrobić tego tutaj.
Popatrzyłem na kobietę ze zdziwieniem.
– Dlaczego nie?
– Przecież Christian na nas patrzy! Nie będziesz robić mi dobrze na jego oczach, do cholery.
Krew zawrzała w moich żyłach, kropla potu spłynęła po plecach. Powoli odwróciłem twarz w kierunku szyby. Zupełnie zapomniałem, że zaledwie parę metrów od nas, tuż za ścianą, na kanapie wylegiwał się mój najlepszy przyjaciel.
Pulsowanie w skroniach przybrało na sile i stało się – nim zdążyłem przemyśleć, czy odwalenie tak popierdolonej i perwersyjnej akcji na sto procent jest dobrym pomysłem, już ściągałem Olivii spodnie, uciszając jej jęki własnymi ustami.
Niegrzeczne zabawy na czyichś oczach. Nie licząc trójkątów, jeszcze nigdy tego nie robiłem i wolałbym, aby po drugiej stronie lustra siedział ktoś obcy, a nie, kurna, znudzony meczem lub reklamami Christian. Coś jednak podpowiadało mi, że kolejna szansa na pieprzenie Oli przy niemającym o niczym pojęcia świadku, może się nigdy więcej nie powtórzyć.
Chwyciłem Olivię za włosy i okręciłem je sobie wokół pięści, a kiedy odchyliła głowę, wgryzłem się w jej szyję. Spomiędzy warg kobiety uleciał przeciągły jęk rozkoszy poprzedzony krótkim piśnięciem bólu i zaskoczenia.
– Niech patrzy. – Wyszeptałem, odsuwając materiał czerwonych stringów Holm na bok.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz