Rozdział 8

1.6K 146 60
                                    

Christian

– Już nie śpisz, tato?
Uniosłem głowę, równocześnie przecierając zmęczone oczy. Dopiero gdy odsunąłem rękę od twarzy, zauważyłem stojącego w progu Liama. Włosy miał lekko roztrzepane, a powieki zmrużone. Wyglądał, jakby przed chwilą się obudził i pewnie tak właśnie było – dochodziła piąta nad ranem.
Na pytanie syna odpowiedziałem skinięciem głowy. Nie chciałem go denerwować i zdradzać, że tak naprawdę nie dotarłem nawet do łóżka. Całą noc przesiedziałem przed laptopem, naiwnie szukając jakichkolwiek informacji, które mogłyby zbliżyć nas do Neila. Mieliśmy trop, jednak wciąż zbyt mały, by można go uznać za przydatny. Eksperci, którym przekazaliśmy rozbitą i skradzioną z policyjnego parkingu furę, oprócz śladów krwi odnaleźli też niemalże niewidoczne odpryski granatowej farby w miejscu największego wgniecenia. Astrid robiła wszystko, by odnaleźć pojazd Olgierda, prowadziła swoje własne śledztwo w Bodø i stworzyła nawet specjalną listę aut o tym kolorze, jednak żaden z umieszczonych na niej samochodów nie był tym, który zepchnął naszego przyjaciela z trasy.
– To zrozumiałe, że martwisz się dzisiejszą rozmową. – westchnął chłopak, a następnie ruszył w głąb kuchni, obierając kurs na lodówkę.
Z nieznanych mi przyczyn obserwowałem, jak otwiera drzwiczki, wodzi wzrokiem po wszystkich półkach i wreszcie sięga po karton mleka czekoladowego. Dawno nie przyglądałem się Liamowi. Niby widywałem syna codziennie, zwłaszcza teraz, kiedy po ostatnim wybryku z granatem dostał jeszcze bardziej kategoryczny zakaz opuszczania terenu naszej posiadłości, jednak nie miałem czasu na dokładną analizę zmian w jego wyglądzie. Mijaliśmy się niczym duchy, niekiedy nawet ze sobą nie rozmawiając.
Zamknąłem laptopa i oparłem łokcie na wyspie kuchennej, by w pełni skupić się na stojącym przy marmurowym blacie dziecku.
Dziecku...
Coś w tym określeniu zaczęło mnie uwierać. Może to przez rozcięcie na brodzie Liama? Było tak małe, że ledwo zauważalne. Pewnie zaciął się maszynką podczas golenia... Mój syn się golił.
Boże... Mój syn się golił.
Zamrugałem i zjechałem spojrzeniem niżej, zatrzymując je na szerokich barkach. Po chwili łypnąłem na wytatuowane ręce, a na końcu – klatkę piersiową.
Liam nie wyglądał już jak dziecko i choć w głębi duszy doskonale o tym wiedziałem, dopiero teraz świadomość, że mój syn dorósł, uderzyła mnie w policzek z liścia. I tak, jasne – wcześniej zdawałem sobie sprawę z tego, że chłopak imprezuje, popala szlugi czy sypia z koleżankami, ale... tego poranka coś się zmieniło. Niespecjalnie mi się to podobało, lecz co mogłem poradzić na to, że w Malbacie okres dojrzewania trwa o wiele krócej, niż w przeciętnej rodzinie? Liam z rozbrykanego nastolatka przeobrażał się w mężczyznę. Alberto coraz częściej wtajemniczał go w sprawy biznesowe, a brutalne tematy, chociażby takie jak porwanie Neila, nie były już przed Liamem ukrywane. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć i miałem wątpliwości, czy będę potrafił zaakceptować nową rzeczywistość, w której mój syn zacznie się piąć w górę po coraz to wyższych szczeblach naszej mafijno-rodzinnej klasyfikacji. Przyjdzie dzień, że będzie wiedział o każdym mrocznym szczególe. Cały syf tego popieprzonego, brudnego świata zostanie wylany na jego młodą głowę. A najgorsze w tym wszystkim było to, że przypuszczałem, że Liam świetnie sobie z tym poradzi. Cóż, strach ewidentnie siedział w ojcowskiej części mnie...
– Słyszałeś, co powiedziałem?
Ocknąłem się i poprawiłem na stołku barowym.
– Nie. – odparłem, ponownie unosząc głowę, by nasze spojrzenia mogły się spotkać.
– Mówiłem, że powinieneś trochę odpocząć. Olgierd na bank nie zadzwoni o – zerknął na zegarek i zmarszczył brwi w grymasie niezadowolenia – czwartej pięćdziesiąt sześć. Ja pierdolę, myślałem, że jest około siódmej, a tu dopiero...
– Liam – mruknąłem karcąco – nie przeklinaj.
Chłopak uniósł jedną brew i uśmiechnął się drwiąco. Pewnie powinienem być bardziej surowy, ale gdy dostrzegłem w nim Ashley, również rozciągnąłem wargi w delikatnym uśmiechu. Cholernie przypominał swoją zmarłą matkę i było w tym coś ujmującego.
– Przepraszam, tatusiu. – odpowiedział prześmiewczo, chowając mleko do lodówki. – Wiem, że nie powinienem używać brzydkich wyrazów.
Wzniosłem oczy do sufitu i westchnąłem ciężko. Chyba nie miałem siły na dyskusję o czwartej pięćdziesiąt siedem. Łeb dosłownie mi pękał.
Liam podszedł do wyspy kuchennej, odsunął hoker barowy, a następnie usiadł tuż obok mnie.
– Paliłeś. – stwierdziłem, bo nie musiałem pytać. Zapach dymu dotarł do moich nozdrzy tuż po tym, jak szczyl posadził dupę na krześle. – Chyba już o tym rozmawialiśmy, prawda? Masz szesnaście lat, synu. To naprawdę nie jest...
– Wiem. – wymamrotał półszeptem, zwieszając głowę. – Przepraszam – dodał, tym razem szczerze i przesunął dłoń po zmierzwionych włosach. – Też jestem zestresowany dzisiejszym połączeniem. Martwię się o wujka. No wiesz... w jakim stanie będzie i tak dalej – odchrząknął znacząco.
Dalsze tłumaczenie słusznie uznał za zbędne. W pełni rozumiałem jego obawy, bo przecież czułem dokładnie to samo. Na myśl o przyjacielu, z którym od siedmiu dni nie mieliśmy żadnego kontaktu, przechodziły mnie ciarki, a żołądek wypełniał się ciężkimi kamieniami.
– Mam nadzieję, że wszyscy ludzie odpowiedzialni za krzywdę Neila, skończą jak ten cały Filip. – oznajmił nagle Liam.
Spojrzałem na chłopaka ze zdziwieniem.
– A ty niby skąd wiesz, jak skończył Filip, dzieciaku?
– Nie wiem. – odburknął z niemalże wyrzutem. – Nie raczyłeś mi opowiedzieć o tym, jak go załatwiliście, ale mogę się domyślić, no nie?
– Skończmy ten temat. Takie rzeczy nie powinny cię w ogóle interesować.
Liam parsknął bez rozbawienia i skrzyżował łapska na piersi, nieświadomie napinając przy tym niebywałych rozmiarów mięśnie.
Ciekawe, czy wygrałby ze mną w siłowaniu na rękę?
– Daj spokój, już jako siedmiolatek widziałem ludzkie zwłoki.
– Ale tylko na zdjęciach. – odpowiedziałem nieco żałośnie, zupełnie jakby cokolwiek to zmieniało.
Chłopak zaśmiał się głośno.
– Spójrz prawdzie w oczy, tato. Czy tego chcesz, czy nie, jestem tak samo walnięty jak wy wszyscy. Zostałem wychowany przez przestępców – zakończył, wzruszając ramionami.
No tak, żaden problem, pomyślałem posępnie, rodziny nie można się, kurwa, wstydzić.
Uciekłem wzrokiem w bok i przesunąłem palcem po krawędzi blatu.
– Tak, ale...
– Zobaczysz, jeszcze przyjdzie dzień, że będziesz słuchał moich rozkazów. – zagroził i wyszczerzył się złośliwie. Co prawda uśmiech nie sięgnął oczu tego młodego gnojka, zdradzając tym samym, jak bardzo zżerał go stres związany z przetrzymywaniem Neila, ale i tak mnie wkurzył.
– Chyba się zagalopowałeś, synku.
– Chyba nie – odparł cwaniacko. Cała, kurna, Ashley. – Alberto młodszy nie będzie.
Odchyliłem głowę i wymusiłem z siebie cierpki rechot.
– I myślisz, że mianowałby cię dowódcą Malbatu? Dziecko drogie, skąd ty bierzesz te swoje pomysły...
– Nadawałbym się.
Zgarbiłem plecy, oparłem łokcie na kolanach, a twarz schowałem w obu dłoniach. Tym razem naprawdę mnie rozbawił, choć ścisk żołądka i trwające zdenerwowanie ani trochę nie zelżały.
– Liam, jak tam twój sprawdzian z matematyki? – zagadnąłem, wykorzystując jeden z co najmniej dwudziestu ojcowskich tekstów, które miałem przyszykowane właśnie na takie chwile.
Mały gnojek zmrużył powieki i zerknął na mnie gniewnie przez cienkie szparki.
– Dobrze. – burknął pod nosem.
– Tak? A to nie ty ostatnio dostałeś dwójkę...
– No weź, tato – uparcie patrzył mi w oczy, coraz mocniej się napinając.
– I chciałeś poprawić ją na trójkę, ale dostałeś jedynkę? – wybuchnąłem śmiechem.
– Byłem rozkojarzony.
– Popracuj nad logicznym rozwiązywaniem problemów, nim zaczniesz ubiegać się o posadę szefa. – dodałem z aktorską wesołością, poklepując syna po ramieniu.
Szczyt skurwysyństwa.
Liam ściągnął jasne brwi i zacisnął usta w wąską kreskę, zapewne robiąc wszystko, by nie wypuścić spomiędzy warg wiązanki soczystych przekleństw.
– Jeszcze byś się zdziwił – syknął po dłuższej chwili, byle tylko postawić na swoim.
Westchnąłem ze znudzeniem, kręcąc głową.
– Przestań drążyć ten temat.
– Uważasz, że jestem zbyt głupi, by dowodzić Malbatem?
– Tego nie powiedziałem, Liam.
– Więc?
– Uważam, że – zatrzymałem się na moment, by odpowiednio dobrać słowa. – jesteś zbyt miękki.
Zajebiście, Christian. Właśnie to chciał usłyszeć krnąbrny szesnastolatek.
Ledwo wypowiedziałem te zdanie, a już miałem ochotę przywalić sobie otwartą dłonią w czoło.
– Co?!
– Nie no, synu, chodziło mi o to, że...
– Sprawdź mnie. – rzucił wyzywająco.
Wyprostowałem plecy i podrapałem się po skroni w osłupieniu.
– Słucham?
– Opowiedz mi o Filipie.
– Nie. Masz dopiero...
– Tak, wiem, ile mam lat, ale co z tego? – prychnął kpiąco. – Podczas słuchania o jego śmierci nawet powieka mi nie drgnie.
Ułożyłem dłonie na stole i złączyłem palce, tworząc z nich trójkąt.
– To akurat nie świadczy o dojrzałości, a o twoim zdemoralizowaniu, Liam. – wytknąłem mu, na co zareagował szerokim uśmiechem. – I to nie był komplement.
– Boisz się, tato?
Przesunąłem język po dolnych zębach.
– Niby czego?
W niebieskich oczach chłopaka błysnęła niebezpiecznie dzika pewność siebie. Wzdrygnąłem się i przełknąłem ślinę.
– Że kiedyś dopnę swego i zostanę dowódcą Malbatu. – wyjaśnił spokojnym tonem, wyraźnie ze mną pogrywając.
Uniosłem kąciki ust w podstępnym, pozbawionym choćby namiastki rozbawienia grymasie.
– Chcesz posłuchać opowieści od tatusia, Liam?
Skinął głową z zadowoleniem.
– Chcę.
– Ale ostrzegam – pogroziłem szczylowi palcem – jak cię zemdli, to cała rodzina się o tym dowie. Będziesz miał przerąbane u Masona i Neila.
W odpowiedzi Liam poprawił się na stołku, a następnie wykonał gest ręką, dając mi znak, że mogę zaczynać. Uparty dzieciak jeszcze nie wiedział, co go czeka.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz