Rozdział 16

1.7K 149 36
                                    

Olivia

Ścisnęłam album ze zdjęciami i mocno przycisnęłam go do piersi.
Neil nie był sam – choć stałam za zamkniętymi drzwiami, doskonale słyszałam śmiech blondyna, kiedy Liam opowiadał mu o czymś zabawnym.
Chłopak siedział u Lewisa od rana. Zazdrościłam im tej swobodnej rozmowy, żartowania. Ja uciekałam z pokoju, gdy tylko Neil zaczynał się budzić, przez co od dawna nie zamieniliśmy nawet słowa. Wcale tego nie chciałam, ale czułam, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Nie mogłam przecież zmusić mężczyzny do tego, żeby cieszył się z mojego widoku...
Wzięłam głęboki, oczyszczający wdech i zapukałam do drzwi. W pokoju zapanowała cisza.
– Proszę – Neil zabrał głos dopiero po kilku sekundach.
Nacisnęłam na klamkę, a następnie bezszelestnie wślizgnęłam się do środka. Zrobiłam to szybko, by niepewność i zawstydzenie nie zdążyły mnie dogonić.
– To ja – uśmiechnęłam się słabo, stanąwszy przed Collinsem siedzącym na krześle i Lewisem, który wciąż leżał w łóżku.
Młodszy od razu ustąpił mi miejsca.
– Oczywiście – odpowiedział wesoło, wskazując na puste już krzesło. – Nikt inny by nie zapukał. Rozgość się, Oli.
Odruchowo zrobiłam pół kroku wstecz. Zabrakło mi śmiałości, by usiąść tak blisko Neila.
A jeżeli w ogóle nie jestem tu mile widziana?
– Nie chciałam wam przeszkadzać – machnęłam wolną ręką. – Pewnie jesteście w trakcie rozmowy, więc...
– Liam właśnie wychodził – przerwał mi Neil.
Nastolatek łypnął na wujka z uniesioną brwią.
– Wychodziłem?
– Tak – parsknął blondyn, wyciągając zabandażowaną rękę, by zbić z chłopakiem piątkę na pożegnanie. – Wychodziłeś.
– No dobra, wychodzę – Collins puścił mi oko. – I tak nie chciałbym być świadkiem tego, co będziecie tu wyczyniać.
Moje wargi nieznacznie drgnęły, gdy ze wszystkich sił próbowałam pohamować własny uśmiech, który uparcie walczył o wtargnięcie na usta.
– Zajmij się swoimi sprawami – Neil brzmiał na naprawdę rozbawionego. – Plan związany z twoją nauczycielką od historii sam się nie zrealizuje, prawda?
– Prawda – przytaknął młody. – Dzięki za wskazówki.
– Nie ma sprawy, lata praktyki.
– Myślisz, że Alberto się nie zorientuje?
Lewis popatrzył na Liama z politowaniem.
– Błagam cię – rzucił kpiąco. – Szef ma dużo na głowie, więc jeżeli dobrze to rozegrasz, na bank zgodzi się na te korepetycje bez mrugnięcia okiem.
Chłopak wyszczerzył zęby, wyraźnie zadowolony z odpowiedzi i tanecznym krokiem ruszył w kierunku wyjścia. Już po chwili w pokoju zostaliśmy całkiem sami.
Wsunęłam album pod pachę, by móc spleść ze sobą palce. Nie bardzo wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Cóż, nawet jeżeli między mną, a Neilem wcześniej coś było, teraz nie potrafiłam określić, na jakim etapie znajdowała się nasza znajomość.
– Nie usiądziesz?
Podniosłam wzrok na mężczyznę, tym samym uświadamiając sobie, że przez cały czas mnie obserwował. W jego spojrzeniu błyszczało coś, co z jednej strony sprawiało, że odczuwałam jeszcze większe zdenerwowanie, lecz z drugiej – szalenie mi się podobało. Nic nowego, przecież Neil Lewis od początku naszej burzliwej relacji był pełen skrajności. Nigdy wcześniej nie poznałam mężczyzny, który złapałby mnie w pułapkę stworzoną z nienawiści tylko po to, by później wypełnić ją namiętnością i pożądaniem.
Wsunęłam za ucho zbłąkany kosmyk włosów i powoli podeszłam do krzesła.
– Nie tutaj – Neil zaśmiał się cicho, ponownie skupiając całą moją uwagę na swoich oczach. Tygodniami marzyłam o tym, żeby znów zobaczyć ten piękny kolor. – Chodź – poklepał materac obok siebie, równocześnie robiąc mi więcej miejsca.
Chociaż od odnalezienia Lewisa minęło już trochę czasu, niektóre ruchy wciąż sprawiały mu większe lub mniejsze trudności, a niekiedy powodowały prawdziwy dyskomfort. Nic więc dziwnego, że gdy wreszcie przestał się wiercić i przesuwać, wyglądał na zmęczonego.
– Mogłam usiąść na krześle, Neil – wyszeptałam z troską.
– Auć... – mężczyzna zmarszczył nos. – Czy właśnie dostałem kosza?
Parsknęłam śmiechem, wdzięczna za żart, dzięki któremu udało mi się rozluźnić, minęłam krzesło, zdjęłam buty i z przyklejonym na twarzy bananem weszłam Lewisowi do łóżka.
Zabrzmiało to dość jednoznacznie, wiem. Tak miało zabrzmieć.
Usadowiłam się wygodnie, opierając plecy o drewniane wezgłowie. Z początku próbowałam zachować między nami chociaż kilka centymetrów dystansu, jednak na tak ciasnej powierzchni było to cholernie trudne. Poza tym Neil nie sprawiał wrażenia, jakby żałował swojej decyzji, a moja bliskość ani trochę mu nie przeszkadzała.
– Dobrze cię widzieć, Lewis.
Uśmiechnął się, uwydatniając dołeczki w policzkach. Nancy i Lillian też miały podobne, ale nie takie.
Takie, jedyne w swoim rodzaju, miał tylko Neil.
– I vice versa, Holm – celowo zaakcentował moje nazwisko. – Cieszę się, że tym razem przyszłaś, kiedy akurat nie mam drzemki.
Zmieszana przygryzłam wewnętrzną część policzka.
– Skąd wiesz, że odwiedzałam cię, gdy spałeś?
– Bo może wcale nie spałem? – głos mężczyzny stał się zabawnie tajemniczy i przyciszony.
Delikatnie musnęłam stopą nogę Neila. Nie zareagował na to w żaden negatywny sposób.
– Skoro nie spałeś, to wiesz, co do ciebie mówiłam.
W oczach Lewisa zamigotały ciekawskie iskierki.
– No dobra, spałem – przyznał, choć przecież doskonale o tym wiedziałam. – Co do mnie mówiłaś?
– To tajemnica.
– Tajemnica? Między tobą, a śpiącym mną?
– Dokładnie – zachichotałam, ponownie przesuwając stopę wzdłuż nogi mężczyzny.
Siedząc w takiej pozycji, byłam w stanie sięgnąć tylko do jego kolana, ale nie szkodzi. Każdy dotyk, nawet tak skromny, niesamowicie mnie cieszył.
– Niech ci będzie – przekręcił się na bok i podparł głowę na zgiętym łokciu. – Mam tylko nadzieję, że to nie wyznanie miłosne, co?
Dopiero wtedy zauważyłam ten złośliwy uśmiech na twarzy mojego rozmówcy.
Cholerny Neil Lewis.
– Bez obaw, dupku. Musiałabym mieć naprawdę nierówno pod sufitem, żeby się w tobie zakochać. Nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Neil parsknął śmiechem.
– Sądzę, że jednak nie jesteś całkowicie zdrowa na umyśle – rzucił, mrugając niewinnie.
– Czyżby? – popatrzyłam na mężczyznę z góry. – Że niby cię kocham?
– Tego nie powiedziałem.
– Więc co to miało znaczyć? – podrapałam się po czole, nieco zbita z tropu.
– Osoba niemająca problemów psychicznych raczej nie wysadziłaby granatu w centrum miasta.
Uchyliłam usta i zmarszczyłam brwi, tym samym doprowadzając Neila do jeszcze głośniejszego rechotu.
– Kto ci powiedział?! – jęknęłam, przyciskając album do rozgrzanych ze wstydu policzków. – Jezu, to było tak strasznie głupie, że chyba nie chcę do tego wracać.
– Głupie? Raczej imponujące, Oli.
Och, więc znów jestem Oli, nie Holm. Wystarczyło użyć granatu.
Przewróciłam oczami, nie podzielając zadowolenia Neila. Z czego tu się cieszyć? Gdybyśmy wybrali inną dzielnicę, zabiłabym setki niewinnych obywateli.
– Porozmawiajmy o czymś innym – zdecydowałam.
– Jak dla mnie bomba.
Skarciłam mężczyznę wzrokiem, ale niewiele go to chyba obeszło. Wręcz przeciwnie – jego rozbawienie zyskało na sile.
– Właściwie to jak twoje samopoczucie?
– Czuję się wystrzałowo.
– Neil!
– No dobra, dobra. Już nie będę.
Czy potraktowałam słowa Lewisa na poważnie? Oczywiście, że nie. Dałabym sobie rękę uciąć, że akcję z wybuchem będzie mi wypominał do końca życia.
– Dlaczego go przyniosłaś? – zapytał nagle, wskazując na album, o którym całkiem zapomniałam.
Wyprostowałam plecy i posłałam Neilowi ciepły uśmiech.
– Zaglądałeś już do koperty?
Pokręcił głową.
– Nie miałem czasu, przepraszam. Liam dotrzymywał mi towarzystwa prawie przez cały dzień.
– Więc otwórz ją teraz – zachęciłam mężczyznę ruchem głowy.
Popatrzył we wskazane przeze mnie miejsce i sięgnął po kopertę z czerwonym całusem, a następnie, bez zbędnego gadania, zaczął ją rozrywać. Niszczył papier powoli, by nie uszkodzić zawartości.
Po kilku sekundach wyciągnął mały przezroczysty woreczek. Na widok pamiątki, którą ostrożnie wsadziłam do środka, otworzył szerzej oczy. Wgapiał się w zasuszone płatki róży jak zahipnotyzowany, nieświadomie rezygnując nawet z mrugania.
Wreszcie przełknął ślinę, odwrócił wzrok od woreczka i spojrzał mi prosto w oczy.
– Czy to...
– Tak – uśmiechnęłam się. – Kiedyś zapytałeś mnie, czy potrafiłabym rozpruć laleczkę Rose, a później zeszyć w taki sposób, żeby Lillian niczego nie zauważyła. Nie wiedziałam, o co tak naprawdę ci wtedy chodziło... Zrozumiałam dopiero, gdy w nocy zabrałam się do pracy i wewnątrz szmacianki znalazłam to – kiwnęłam brodą na stare płatki kwiatów. – Większość zostawiłam w lalce, a kilka wyciągnęłam i schowałam do tego woreczka. Są bardzo kruche i delikatne, lepiej ich nie dotykaj.
Neil zamrugał, nie kryjąc zdziwienia. Chyba nie spodziewał się, że w ogóle pamiętałam o jego zaległej prośbie, a co dopiero, że naprawdę wypatroszę Rose z waty i – jak zdążyłam się domyślić – pamiątki po Jeanette.
– Oli, nie wiem, jak mam ci dziękować – wyznał po chwili ciszy. Ciężko było rozszyfrować, czy ton jego głosu był smutny czy wesoły. Brzmiał bardzo neutralnie, ale przypuszczałam, że wewnątrz mężczyzny hulały miliony emocji, których on sam nie potrafił zidentyfikować i wyrazić.
– Daj spokój, to nic wielkiego – machnęłam ręką.
– Mylisz się...
Cóż, zapewne miał rację. Jeanette Blom zajmowała szczególne miejsce w sercu Neila Lewisa. Starałam się to rozumieć, przecież wiedziałam, jak cudowną kobietą była moja najlepsza przyjaciółka... A jednak coś nieprzyjemnego ścisnęło mnie w żołądku. Zazdrość? Nie, to niemożliwe. Nie mogłabym być zazdrosna o Jeanette. O każdą, ale nie o nią.
Spuściłam wzrok i wbiłam go w swoje własne dłonie, zażenowała nadmiarem myśli, które zaatakowały moją głowę. Z obrzydzeniem do samej siebie zaczęłam żałować, że płatki róży nie były jedynym prezentem, który schowałam do koperty.
Nie mogłam nic poradzić na to, że reakcja blondyna na pamiątkę po zmarłej Jeanette zadziałała na mnie w tak beznadziejny sposób.
Naprawdę byłam zazdrosna. Zazdrosna o kobietę, którą kochał Neil.
Odchrząknęłam, by pozbyć się chrypki.
– W środku koperty jest coś jeszcze – mruknęłam niechętnie, choć ze wszystkich sił starałam się zachować pozory normalności.
Lewis zajrzał do papierowego opakowania i wyciągnął kilka fotografii złączonych spinaczem biurowym. Nim zdążył wszystkie przejrzeć, wyjaśniłam:
– Christian znalazł te zdjęcia u mnie w domu. Co prawda Filip wyrzucił prawie wszystkie, ale na szczęście zapomniał o jednej teczce, trzymałam ją ukrytą w szufladzie biurka... To moje fotki z Jeanette. Niektóre jeszcze z czasów szkoły, są też nowsze, na przykład z wakacji czy jakichś imprez. No i najważniejsze – wzięłam głęboki wdech – na paru ujęciach Jeanette jest w zaawansowanej ciąży. Pomyślałam, że chciałbyś mieć takie zdjęcia w swoim albumie i właśnie dlatego go tu przyniosłam.
Neil patrzył na mnie uważnie. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął, z kolei ja ledwo panowałam nad mimiką. Chciałam się zmusić do uśmiechu, ale nie byłam w stanie. Poczułam gulę w gardle i pieczenie w kącikach oczu.
– Dziękuję, Oli – mężczyzna zaczął przeglądać fotografie. Już na mnie nie patrzył, co jednocześnie przyjęłam z ulgą i zawodem.
– Nie ma za co – wyszeptałam, uciekając wzrokiem w bok.
– Ile tu macie lat?
Pochyliłam się w stronę Lewisa, a jego zapach, choć wymieszany z wonią przeróżnych leków stojących na blacie obok łóżka, dotarł do moich nozdrzy. Pachniał świeżo, pewnie dziś rano brał prysznic. Ślina napłynęła mi do ust.
Zamyśliłam się przez chwilę.
– Może z siedemnaście. To impreza walentynkowa.
– A kim jest ten gość? – Neil wskazał palcem Simona Kånge.
Zachichotałam na widok dawnego znajomego.
– Był szkolną gwiazdą koszykówki, wszystkie dziewczyny za nim szalały.
Blondyn rozciągnął usta w cwaniackim uśmiechu.
– Ty też?
– Nie – skłamałam, trącając mężczyznę ramieniem. – Ja od zawsze miałam słabość do gangsterów.
– No tak, to by wyjaśniało twój wieloletni związek z Filipem.
– Och, zamknij się, Lewis.
Obejrzeliśmy wszystkie zdjęcia, niektóre nawet po kilka razy. Neil nie krył zainteresowania, kiedy opowiadałam mu o wycieczkach, które odbyłam z Jeanette, naszych szkolnych przygodach i zabawnych wpadkach. Słuchał uważnie, a ja przez cały czas próbowałam sobie wmawiać... Że chciał wiedzieć to wszystko ze względu na mnie.
– Zdecydowanie musisz przychodzić tu częściej, kiedy nie śpię.
– Nie ma sprawy – odpowiedziałam, bawiąc się brzegiem swetra. – Już wcześniej chciałam cię odwiedzić, ale nie byłam pewna, czy jesteś gotowy.
Ledwo zdążyłam dokończyć zdanie, a dłoń Neila leniwie przesunęła się po moim udzie. Nie był to mocny, zaborczy dotyk, raczej delikatne głaskanie nogi ukrytej pod materiałem spodni, ale i tak bardzo zaskoczył mnie tym śmiałych ruchem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Zostaniesz dziś na noc? – zapytał znienacka.
Zacisnęłam palce u stóp, a następnie obróciłam ciało przodem do Neila, układając głowę na poduszce.
– Myślisz, że to dobry pomysł?
Lewis westchnął ciężko.
– Chciałbym, aby wszystko wróciło już do normy.
– Daj sobie czas – uniosłam dłoń i musnęłam mu włosy palcami. Były miękkie i zaczesane do góry, tak jak zawsze.
Zupełnie, jakby nic się nie zmieniło.
Chciałam je chwycić i mocniej pociągnąć, ale doskonale wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Jeszcze nie.
– Przyprowadzisz tu Lillian?
– Neil, musisz dojść do siebie. Benny wspominał coś o oparzeniu na brzuchu, boli cię, prawda?
Demonstracyjnie przewrócił oczami.
– Już prawie go nie czuję.
– Mogę... – zawahałam się przez chwilę, niepewna, czy w ogóle powinnam pytać o takie rzeczy. Szybko doszłam do wniosku, że nie, ale Lewis patrzył na mnie wyczekująco, więc niestety było już za późno. – Mogę zobaczyć? – kiwnęłam palcem na kołdrę, by nie miał wątpliwości, że chodzi mi o ranę po przypaleniu skóry.
Przejechał językiem po górnych zębach, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, lecz ostatecznie pokiwał głową, oparł ciężar ciała na jednym łokciu i zaczął podwijać materiały kilku warstw ubrań. Wreszcie moim oczom ukazało się paskudne poparzenie, w dużej mierze zagojone, jednak wciąż wyglądające na cholernie bolesne.
– Tak mi przykro, że musiałeś doświadczyć czegoś tak okropnego – wyszeptałam, wodząc wzrokiem po śladach powstałych wskutek cięcia nożem. – Gdybym w jakiś sposób mogła ukoić twoje cierpienie... – poruszyłam dłonią, by musnąć opuszkami palców skórę Neila. Dzieliły nas zaledwie milimetry, już prawie go dotykałam, gdy nagle gwałtownie zassał powietrze, opuścił bluzę i poderwał się do pozycji siedzącej.
Przerażona cofnęłam rękę. Nie zarejestrowałam nawet momentu, w którym również usiadłam.
– Jezu, przepraszam!
– To... to nie twoja wina – wymamrotał, nerwowo pocierając skroń. – Ja po prostu...
– Nie powinnam była cię dotykać, wybacz, Neil. Więcej tego nie zrobię. A przynajmniej nie bez uprzedzenia.
Blondyn opadł na plecy, wypuszczając powietrze z płuc. Nie wiedziałam, które z nas było bardziej zakłopotane.
– Właśnie to miałem, kurwa, na myśli.
Zamrugałam, zerkając na mężczyznę z dezorientacją.
– Słucham?
– Właśnie to miałem na myśli mówiąc, że chciałbym, aby wszystko wróciło już do normy – wyrzucił z siebie zbolałym głosem, tępo gapiąc się w sufit.
Usiadłam po turecku i podciągnęłam kołdrę, by zakryć ciało Lewisa. Co prawda miał na sobie ubrania, ale stwierdziłam, że dodatkowa ochrona dobrze mu zrobi.
– Neil, potrzebujesz...
– Tak, wiem – westchnął – potrzebuję czasu. Słyszę to codziennie, Oli – przetarł twarz rękawem bluzy. – Ale co będzie, jeżeli nigdy nie wygrzebię się z tego gówna?
– Może powinieneś wyrazić zgodę na terapię? – zasugerowałam.
– Nie chcę. Nie jestem świrem.
Uśmiechnęłam się łagodnie.
– Masz bardzo stereotypowe myślenie. Nancy też uczęszczała do psychologa.
– To co innego. Ona jest kobietą.
– No i? – zerknęłam na Lewisa, unoszą brwi. – Mężczyźni też mogą potrzebować pomocy specjalisty, też mogą płakać, być zagubieni czy przerażeni i niestety też padają ofiarom gwa...
– Nie – przerwał mi błyskawicznie, niemalże od razu napinając wszystkie mięśnie. – Nie potrzebuję psychologa. Sam sobie poradzę.
Zmieniłam pozycję. Miałam wrażenie, że jakkolwiek bym nie usiadła, i tak będzie mi niewygodnie. W dodatku w pokoju zrobiło się strasznie duszno, atmosfera zgęstniała, a ciężar powagi stanu zdrowia Neila po raz kolejny osiadł mi na ramionach. Lewis był niczym rozbity kubek, który panicznie bał się kleju, chociaż ten mógłby mu pomóc.
Objęłam kolana rękoma i przycisnęłam je do piersi. Świadomość tego, że nieważne, jak bardzo bym chciała, nie byłam w stanie przekonać mężczyzny do zmiany zdania odnośnie terapii, najzwyczajniej w świecie mnie dobijała.
Chociaż może..., pomyślałam, ująwszy dolną wargę między zęby. Żułam ją i przygryzałam tak długo, aż byłam gotowa, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.
– Ej, dupku – uśmiechnęłam się złośliwie.
Lewis odpowiedział mi równie „przyjacielskim" grymasem.
– Czego chcesz, Holm?
– Mogę złapać cię za rękę?
– Co? – parsknął, ale nie sposób było nie zauważyć, że zaintrygowałam go tym z pozoru niewinnym pytaniem. Przekręcił się na bok i wysunął dłoń w moją stronę. – Oczywiście, że możesz.
– Dzięki.
Splotłam palce z palcami Neila. Jego skóra jak zwykle była lodowata, ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić.
– No i co teraz? – zapytał z rozbawieniem, gdy zrozumiał, że nie miałam zamiaru niczego mu wyjaśniać.
– Czy taki dotyk jest dla ciebie w porządku?
Zmrużył powieki i zamyślił się przez chwilę.
– Tak – odparł, nie odwracając ode mnie spojrzenia. – Jest bardzo w porządku.
– Świetnie – wyszczerzyłam zęby. – Stawiajmy małe kroczki.
– Ale ja nie lubię chodzić powoli... Wolę zapierdalać sprintem.
– Wiem, Neil – pogładziłam mężczyznę kciukiem po wierzchu dłoni. – Kiedyś przebiegniesz maraton. Obiecuję ci to.

***

Uchyliłam ciężkie powieki. Kark miałam nieprzyjemnie zdrętwiały i spocony, a kręgosłup obolały. Cholera, nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam.
– Co się stało? – wymamrotałam przez wysuszone gardło. – Która godzina?
Nancy, uśmiechnięta od ucha do ucha, wcisnęła mi do wolnej ręki butelkę wody. Dopiero, gdy spróbowałam odkręcić korek, uświadomiłam sobie, że Neil wciąż trzymał moją dłoń. Spał tak spokojnie, iż nie miałam serca go budzić. Jak najdelikatniej wyswobodziłam się z jego uścisku i zaczęłam kręcić sztywnym nadgarstkiem.
– Już ósma. Położyłam Lillian spać.
Popatrzyłam na przyjaciółkę przepraszająco.
– Przecież ja miałam to zrobić – sapnęłam. – Wybacz.
– Daj spokój, nic się nie stał – Nancy zerknęła na swojego brata, a następnie wróciła spojrzeniem do mnie i sugestywnie poruszyła brwiami. – Dobrze widzieć was razem.
Byłam jeszcze zbyt zaspana, by się uśmiechnąć, ale musiałam przyznać kobiecie rację. Na samą myśl o tym, że zasnęłam przytulona do ramienia Neila, czułam przyjemne łaskotanie w brzuchu.
– Dzięki, że przyszłaś mnie obudzić – ziewnęłam. – Gdyby nie ty, pewnie spałabym tu całą noc.
Nancy zachichotała.
– Uwierz, kochana, najchętniej dałabym wam święty spokój i zajęła się Lilly aż do rana, ale Alberto kazał mi tu przyjść i przypomnieć wszystkim o rodzinnym spotkaniu – Nancy rozłożyła ręce na boki. – No co zrobisz. Jak trzeba, to trzeba...
Palnęłam się w środek czoła – nieco mocniej niż planowałam – i jęknęłam przeciągle.
– Całkiem zapomniałam o tym zebraniu. Myślisz, że powinnam w nim uczestniczyć?
– Oczywiście – posłała mi wesołe spojrzenie i kolejny serdeczny uśmiech. – Należysz do Malbatu.
– Tak, ale...
– A poza tym – Nancy klasnęła w dłonie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że może zakłócić sen drzemiącego obok mężczyzny – dziś naprawdę warto być obecnym. Szykują się niezłe dramy.
Przetarłam oko pięścią i znów głośno ziewnęłam.
– Dramy?
– No, Alberto i Christian są strasznie pokłóceni, więc może być ciekawie.
Informacja przyjaciółki zadziałała na mnie otrzeźwiająco. W ekspresowym tempie wyostrzyłam umysł, pozbywając się gęstej mgły, która jeszcze przed chwilą utrudniała mi logiczne myślenie.
Pobudka, szare komórki.
– O co poszło? – zapytałam z niepokojem.
– Tego nie wiem, ale Mason wziął stronę Christiana.
– Cóż, przyjaźnią się – wzruszyłam ramieniem. – To chyba nic nowego, że stoją za sobą murem, prawda?
Blondynka energicznie pokiwała głową.
– Prawda – przyznała – ale podobno sytuacja jest o tyle dziwna, że... Neil poparł szefa.
Otworzyłam szerzej oczy.
– Poważnie?
– No, niestety tylko tyle udało mi się podsłuchać – kobieta zrobiła krok w stronę łóżka, odrzucając na bok długie, pofalowane włosy. – Ale coś czuję, że na dzisiejszym zebraniu będzie niezła jazda.
Objęłam się ramionami, gdy po plecach przebiegł mi nieprzyjemnie chłodny dreszcz. Prawdopodobnie był to znak od mojej podświadomości. Próbowała mnie ostrzec, bo już wtedy wiedziała, że Nancy miała rację.
Czekała nas jazda. W dodatku bez trzymanki.
Nigdy bym się nie spodziewała, że ludzie odpowiedzialni za krzywdę Neila, którym w myślach tak często się odgrażałam i marzyłam o ich zasłużonym cierpieniu... niebawem będą jeść z nami przy jednym stole.

A mi będzie bardzo ciężko zaakceptować decyzję o zawieszeniu broni...
... I niejednokrotnie chwycę za nóż.

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz