Christian
– To ja! – krzyknęła Tara, przekroczywszy próg naszego domu.
Przewróciłem oczami i przysunąłem sobie parującą kawę pod sam nos, by następie posłać Alice wymowne spojrzenie znad kubka.
– Nie ma nikogo w domu! – odkrzyknąłem, nim teściowa zdążyła wejść do kuchni, a tym samym zepsuć mi humor.
Alice zachichotała, szczerze rozbawiona.
– Christian...
– No co?
– Mógłbyś być nieco milszy. Miejże trochę klasy.
– Och, jasne – parsknąłem cicho. – Żeby jeszcze Tara Morgan ją miała.
– Sugerujesz, że mojej mamie brakuje ogłady?
Uniosłem brew i nieznacznie przechyliłem głowę.
– Sugeruję, że wyżera nam masło orzechowe.
– Wielkie mi halo – Alice zdawała się bawić coraz lepiej. – Wszyscy lubią masło orzechowe.
– Ale Tara nie używa łyżki, tylko wtyka paluchy w słoik.
Starsza kobieta pojawiła się w zasięgu naszego wzroku, okrążyła wyspę kuchenną i odsunęła stołek barowy.
– Tara wtyka co? – zerknęła na mnie ze złośliwym uśmiechem, najwyraźniej nie dosłyszawszy naszej wymiany zdań sprzed paru sekund.
– Wtyka nos w nie swoje sprawy.
– Christian! – tym razem Alice nie ograniczała się do chichotu, a wybuchła śmiechem.
– Jakiś ty zabawny.
– To nie był żart. – odpowiedziałem teściowej, na co pokazała mi język.
– Zamiast się wymądrzać, lepiej wstaw wodę na kawę – Tara rozłożyła ręce na boki, otwartymi dłońmi wskazując na pusty blat. – Tak dbasz o gościa? Nie zaproponujesz nawet niczego do picia?
– Jakiego gościa? – prychnąłem. – Mieszkasz paręset metrów dalej.
– Żałujesz kawy ukochanej mamusi?
Uniosłem kąciki ust i lekko wzruszyłem ramionami.
– Niestety skończyły mi się wszystkie dodatki.
– Obejdzie się bez bitej śmietany i syropu karmelowego. Może być zwykłe cappuccino.
– Miałem na myśli cyjanek lub arszenik.
Tara zmrużyła powieki.
– Burak...
– Jesteście niemożliwi – Alice podeszła do ekspresu. – Posiedzisz z nami, Christian?
– Nie, zaraz wychodzę do Neila.
Kobieta zastygła z różową filiżanką w dłoni. Dopiero po kilku sekundach głośno przełknęła ślinę i popatrzyła na mnie przez ramię, wyginając wargi w wymuszonym uśmiechu.
– Do Neila?
Skinąłem głową.
– Myślisz, że to dobry pomysł? – Tara założyła nogę na nogę, a następnie nerwowo zastukała palcami o kolano. – Jest jeszcze bardzo słaby.
Wiedziałem, dlaczego Alice i jej mama tak panikowały. Od odnalezienia Neila minął ponad tydzień.
To były cholernie dziwne i ciężkie dni. Odwiedzałem przyjaciela codziennie, więc widziałem, jak się zmienia i powoli dochodzi do siebie. Kiedy byliśmy w męskim gronie, z Neilem można było w miarę sensownie pogadać, zaczynał nawet żartować i choć faktycznie szybko opadał z sił, czułem, że jesteśmy na dobrej drodze do odzyskania tego, co Olgierd postanowił nam zabrać.
Problemy pojawiały się dopiero, gdy próg pokoju Lewisa przekraczały kobiety. I to nie tak, że Neil nie chciał ich widzieć... On po prostu nie mógł znieść ich widoku, chociaż starał się, by było inaczej. Każdego dnia pytał mnie o Olivię. Był spragniony słuchania o tym co robi, jak się czuje, czy Balto nie przysparza jej problemów, co jadła na śniadanie, w co bawiła się z Lillian. W jego oczach widziałem szczere zainteresowanie i tęsknotę, a jednak coś potwornego uniemożliwiało mu ucieczkę z bańki, w której został zamknięty bez swojej zgody.
Coś potwornego...
Wzdrygnąłem się, równocześnie odstawiając pusty kubek na kuchenny blat.
To, co spotkało Neila za murami kryjówki motocyklistów, w dużej mierze było dla nas tajemnicą. Mężczyzna nie rwał się do tego, by cokolwiek nam zdradzić, a my nie naciskaliśmy. Mimo to mieliśmy pewne podejrzenia, które aż mroziły krew w żyłach. Z jednej strony wydawały nam się wręcz nieprawdopodobne, lecz z drugiej... Cóż, łatwiej byłoby mi sobie wmawiać, że szokujące zachowanie Neila, to nic innego, jak efekt niedożywienia i przyjmowania silnych leków, gdyby nie to, że wciąż nie mogłem pozbyć się niepokojących, atakujących mnie nocami myśli.
Skrzyżowałem ręce na piersi, zwiesiłem głowę i cofnąłem się wspomnieniami parę dni wstecz... To właśnie wtedy uzmysłowiliśmy sobie, że koszmar, którego doświadczył Neil, prawdopodobnie był tysiąc razy gorszy, niż przypuszczaliśmy.
***
– Znów leci ci krew z nosa – odezwałem się z troską do przyjaciela, gdy jego górną wargę oraz skórę tuż nad nią pokryła szkarłatna strużka.
Blondyn nie zareagował na moje słowa. Gdyby miał siłę, pewnie wzruszyłby ramionami, ale jako że przez wyczerpanie ledwo panował nad przymykającymi się powiekami, postanowił w ogóle nie wykonywać żadnych ruchów. Nie odwracając wzroku od pustej ściany, pił bulion warzywny przez słomkę. Wiedziałem, że zaraz go skończy, a wtedy strasznie się wkurwi.
Kubek bulionu, odrobina puree z jednego ziemniaka lub marchewki i pół łyżki jogurtu naturalnego. Tak właśnie wyglądała dieta naszego pacjenta, która i tak zdążyła się już rozwinąć, odkąd odnaleźliśmy go balansującego na skraju śmierci głodowej. Wcześniej dostawał tylko kilka gram bliżej niezidentyfikowanej papki. Całą porcję pochłaniał na raz, wylizywał talerz i dostawał gwałtownych napadów agresji. Właściwie pod względem ataków niewiele się zmieniło, więc powoli podszedłem do stołu, by sięgnąć po chusteczkę, a następnie obrałem kurs na łóżko. Stawiałem ostrożne kroki, żeby nie rozproszyć Neila. Na szczęście – ku mojej ogromnej uldze – przy nas, facetach, zachowywał się całkiem spokojnie.
Stanąłem przy przyjacielu i wytarłem mu krew, która zdążyła już spłynąć na brodę.
– Powinieneś się przespać, kiedy skończysz jeść – zasugerował Benjamin.
Neil nieznacznie uniósł brew.
– Śpię przez większość czasu – wymamrotał niewyraźnie, wciąż trzymając słomkę między wargami.
– To dobrze. Organizm potrzebuje snu do regeneracji.
– A myślałem, że jedzenia.
Alberto i Mason westchnęli w tym samym momencie, natomiast ja spojrzałem Lewisowi ponad ramieniem. Miałem rację – koniec bulionu oznaczał początek awantury. Zacząłem modlić się w duchu, by tym razem blondyn odpuścił. Dostawał już tyle leków uspokajających, że aż mnie mdliło.
– Niedługo zwiększymy ci porcję – szef uśmiechnął się smutno i przysiadł na skraju materaca. Ubrany w koszulkę z krótkim rękawem kompletnie nie pasował do Neila, który miał na sobie kilka warstw ciuchów, w tym grubą bluzę z kapturem i wełniane skarpety. Niesamowicie marzł.
– Mhm – Lewis mruknął bez przekonania, po czym wypluł słomkę, co oznaczało koniec „posiłku". Zabrałem mu kubek i pomogłem wygodniej położyć się na łóżku. – Kiedy będę mógł zobaczyć Lillian?
Benny splótł swoje chude palce, a następnie zaczął je nerwowo wykręcać.
– Cóż, no... Teoretycznie byłoby to możliwe choćby i zaraz, ale... No wiesz... Jakby to powiedzieć...
– Wyglądasz jak gówno, Neil – wtrącił Mason, zerknąwszy na przyjaciela.
Blondyn lekko rozciągnął kąciki ust. Nie nazwałbym tego uśmiechem, ale stwierdzenie Grubego wyraźnie go rozbawiło. To był cholernie dobry znak.
– Wielkie, kurwa, dzięki.
– Nie ma sprawy – Mason puścił mu oko. – Jak trochę wydobrzejesz, od razu przyprowadzimy do ciebie małą. Codziennie pyta o to, kiedy wrócisz z wyjazdu.
– W porządku. – odpowiedział Neil i przełknął ślinę, odrobinę się przy tym krzywiąc.
Obserwowałem, jak przyciska blady policzek do poduszki. Mrugał coraz wolniej, a otwieranie oczu przychodziło mu z coraz większym trudem.
– Będziemy się zbierać – zadecydowałem, posyłając Alberto i Grubemu dosadne spojrzenie.
Od razu wstali, gotowi, by dać Neilowi święty spokój. Wszyscy wiedzieliśmy, że musiał odpoczywać, zwłaszcza, że jeden z lekarzy twierdził, iż w nocy dręczyły go koszmary.
– Pozdrówcie ode mnie dziewczyny. W szczególności Oli – wychrypiał słabo, nim zdążyliśmy podejść do drzwi.
– Jasne. Jeżeli chcesz, możemy poprosić ją, żeby dziś wieczorem cię odwiedziła.
– Nie – odpowiedział mi zbyt szybko, bym uznał to za normalne. Przystanąłem i powoli odwróciłem się przodem w kierunku przyjaciela. – To znaczy... – odchrząknął lekko zmieszany – Chcę być sam.
Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni.
– Oczywiście, rozumiem. W takim razie śpij dobrze, głąbie.
– Dzięki.
Ponownie ruszyliśmy w stronę wyjścia. Alberto chwycił za klamkę i otworzył drzwi na oścież. Byliśmy już za progiem, gdy Neil ponownie zabrał głos.
– Benny?
Doktorek cofnął się o krok, by zajrzeć do środka z łagodnym u śmiechem. Ja również spojrzałem na blondyna. Sam, podłączony do tych wszystkich kabli wyglądał strasznie mizernie. W dodatku jego oczy... Miałem wrażenie, że chcą powiedzieć nam wszystko to, co nie przechodziło mu przez gardło. Błyszczały w dziwny sposób, jakby kłębiły się w nich setki trudnych emocji. Strach, ból, poczucie winy, rozpacz. Wszystko na raz.
– Słucham?
– Mam jeszcze jedną prośbę – wydukał półszeptem, podciągając kołdrę pod brodę.
Benjamin skinął głową.
– Śmiało.
– Chciałbym się przebadać... W sensie sprawdzić, czy... – Neil zawahał się przez chwilę, jego głos brzmiał coraz bardziej cherlawo. – Czy nie zostałem czymś zarażony poprzez kontakt z cudzą krwią.
Wstrzymałem powietrze, gdy jakaś niewidzialna macka zacisnęła się wokół moich płuc.
Alberto, Mason i Benny również wyglądali, jakby przez chwilę nie mogli odetchnąć i dopiero po kilku sekundach oprzytomnieli na tyle, by zapanować nad mimiką twarzy.
Doktorek głośno odkaszlnął.
– Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. – znów uraczył blondyna uśmiechem, jednak tym razem krzywym i wymuszonym.
– Jest jeszcze coś.
– Zamieniam się w słuch, Neil.
– Muszę wykonać badania na...
W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Lewis zrobił długą pauzę, a ja zacząłem wątpić, że naprawdę chce dokończyć swoją wypowiedź. Odniosłem wrażenie, iż zaczął żałować rozpoczęcia tego tematu. Ciekawość jednak wzięła górę.
– Badania na co? – Spytałem najbardziej luźnym tonem, aby nieco rozładować napiętą atmosferę.
Neil zamknął oczy. Już na nas nie patrzył. Nie do końca wiedziałem, jak to rozumieć, dopóki nie wydusił z siebie trzech słów, które zagrzmiały w mojej głowie i na dobre się w niej zadomowiły:
– Na choroby weneryczne.
Zamarłem. Czułem na sobie wzrok Masona i Alberto, ale nie potrafiłem na nich spojrzeć. Nogi się pode mną ugięły.
– Neil – zacząłem tak cicho, że przez chwilę nie miałem pewności czy brat w ogóle był w stanie mnie usłyszeć – czy ktoś cię...
– Nie – rzucił pospiesznie. Głos lekko mu się załamał. – Chcę tylko zrobić te badania. To wszystko.
– Ale... – urwałem, gdy silna dłoń szefa opadła na moje ramię.
Wbiłem wzrok w podłogę. Zaschło mi w ustach, a skronie zaczęły makabrycznie pulsować.
– Wszystkim się zajmiemy – Alberto wyprostował plecy. Choć na niego nie patrzyłem, wiedziałem, że wszystkie jego mięśnie zesztywniały wskutek zdenerwowania. – Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował...
– Nie, dziękuję.
– Może dobrego psychologa? Załatwimy ci najlepszą pomoc w Norwegii albo ściągniemy eksperta zza granicy...
– Nie.
Zacisnąłem pięści i palce u stóp, by nie wybuchnąć. Gniew dosłownie rozsadzał mi czaszkę, a chęć przetrącenia Olgierdowi karku kumulowała się w moich barkach. Gdybym mógł dorwać tego skurwysyna w swoje ręce, chyba zdarłbym z niego skórę na żywca i to bez użycia większej siły.
Czy to możliwe, że Neil został zgwałcony? Czy Olgierd posunąłby się aż do tego, by wynająć kogoś do zrobienia mu tak potwornej krzywdy? Przecież to... Nie, musieliśmy coś źle zrozumieć. Niby jakim cudem? Neil? Nasz Neil?
Wzdłuż kręgosłupa spłynęła mi kropla potu. Czułem mdłości i przepotężną złość, nad którą powoli traciłem kontrolę. Wiedziałem, że gdy tylko zamkniemy drzwi, wyjdę z domu Alberto i Tary, pobiegnę na siłownię i będę uderzał w worek treningowy tak długo, aż nie zedrę sobie kostek do krwi. Chaos myśli zaczął mnie przygniatać.
Co oni mu zrobili, do kurwy nędzy?
Alberto przetarł spocone czoło wierzchem dłoni.
– Odpoczywaj, Neil. Przyjdziemy do ciebie później.
– Mhm – wymruczał bez życia.
Nim znów opuściliśmy pomieszczenie, dowódca odetchnął głęboko, a po chwili rzucił:
– Zwolnię cały personel płci żeńskiej. Zostaną tylko mężczyźni – lekarze i kilku pielęgniarzy. W porządku?
Neil nie odpowiedział, a jedynie mocniej zacisnął powieki, co uznaliśmy za nieme potwierdzenie.
Tamtego dnia nie odezwał się już ani słowem.
CZYTASZ
MALBAT TOM 5
Mystery / ThrillerBędzie mocno, będzie bardzo krwawo, będzie mrocznie, będzie śmiesznie. Kiedyś wymyślę lepszy opis... Albo i nie :) OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy, brutalnych tortur, przemocy seksualnej, narkotyków, wulgaryzmy.