Rozdział 24

1.7K 153 49
                                    

Olivia

– CO?!
– Żartujecie sobie?!
– Oczywiście, że żartują. – Stwierdziła Rachel, zakładając ręce na piersi. Zmieniła pozycję dopiero, gdy Alice podała jej lekko pogniecione zdjęcie. – O ja pierdolę! – Kobieta przykryła usta otwartą dłonią. – Jednak nie żartują!
Wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu.
– Będziecie mieli dziecko?! – Nie czekając na potwierdzenie, bowiem szeroki uśmiech Christiana był najlepszą odpowiedzią na moje pytanie, poderwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku Collinsów. – Nie mogę w to uwierzyć! Gratuluję!
– Jak to dziecko?! I dlaczego nie wiedziałem o tym wcześniej?!
– Czy Christian i Alice muszą z tobą planować starania o nowego członka rodziny, Mason? – Alberto popatrzył na mężczyznę z rozbawieniem.
Gruby zrobił niezadowoloną minę.
– No raczej! Przecież się przyjaźnimy.
– Jestem w szoku. – Astrid zaklaskała i podskoczyła w miejscu. – Który to tydzień?
– Siedemnasty, końcówka czwartego miesiąca.
Rozdziawiłam buzię. Czułam na sobie spojrzenia Astrid, Rachel oraz Nancy, dziewczyny skakały zdezorientowanym wzrokiem między Alice i Christianem, a pozostałymi członkami Malbatu.
– Drugi trymestr? – Rachel wsunęła palce we włosy. – Ukrywaliście to przed nami?
– Nie, my po prostu...
Christian objął żonę w talii i przyciągnął ją do siebie, nie przestając się szczerzyć. Chyba nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.
– Jeszcze wczoraj byliśmy tak samo zaskoczeni jak wy. – Wyjaśnił z wesołym błyskiem w oku.
Spomiędzy moich warg uleciało krótkie piśnięcie.
– Serio? – Nie mogłam zapanować nad uśmiechem i łzami, które zaczęły napływać mi do oczu. – Nie wiedzieliście?
Alice pokręciła głową.
– Niespodzianka. – Nieśmiało wzruszyła ramionami.
Cały salon zadrżał od krzyków, rechotów i jęków pełnych zachwytu. Wszyscy próbowali podejść do Collinsów, składali gratulacje, głaskali Alice po brzuchu, poklepywali Christiana po plecach.
– Zróbcie mi miejsce, niosę fotel! – Zawołał nagle Mason.
Odwróciłam głowę, by już po chwili odkryć, że mężczyzna naprawdę taszczył mebel przez środek salonu.
– Co robisz? – Alberto uniósł wysoko brwi.
– Przyszła mama musi dużo odpoczywać. Dajcie jeszcze jakieś poduszki!
– Chwila, moment – Alice zachichotała. – Ja wcale nie chcę...
– Chcesz – zapewnił ją Gruby. – Zobaczysz, nim się obejrzysz, będą boleć cię nogi. Usiądź, a ja przygotuję ci śniadanie. Pomożesz mi, skarbie? – Zapytał, szukając wzrokiem swojej żony.
Oczy wszystkich powędrowały za spojrzeniem Masona. W całym tym zamieszaniu zupełnie zapomnieliśmy o Nancy. Stała nieco z boku i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w zdjęcie z USG, które parę minut wcześniej podała jej Rachel. Była tak pochłonięta podziwianiem niewyraźnej, czarnobiałej fotografii, że nie zauważyła nawet, iż prawie cała rodzina intensywnie ją obserwowała.
Christian odchrząknął cicho, po czym zapytał z wyraźnie słyszalną troską:
– Nancy, wszystko gra?
– Co? Och, tak. Oczywiście, że tak – machnęła ręką, w której trzymała zdjęcie. – Wybaczcie, zamyśliłam się i... – Przestąpiła z nogi na nogę. Była tak zdenerwowana, że aż serce ścisnęło mi się z żalu. W salonie zapanowała niezręczna cisza, dopiero po dłuższej chwili Nancy przymknęła powieki, wydając z siebie głośne, pełne frustracji westchnięcie. – Dobra, kogo ja oszukuję... Cholernie wam zazdroszczę. – Rozłożyła bezradnie ramiona. – To nawet nie jest zdrowa, pozytywna zazdrość. Zastanawiam się, dlaczego, kurwa, wy tak po prostu zaliczyliście wpadkę, a ja nie mogę zostać matką. Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie. Może jestem najgorszą przyjaciółką na świecie, ale obiecuję, że uchylę nieba temu małemu szkrabowi, którego nosisz pod sercem. Bycie ciocią idzie mi całkiem nieźle.
Mason w ułamku sekundy znalazł się przy swojej żonie, niewiele później dołączyli do nich Christian i Alice. Równocześnie zamknęli Nancy w szczelnym uścisku, nie dając kobiecie żadnych szans na ucieczkę. Szeptali jej coś na ucho, a czy były to słowa wsparcia, pocieszenia czy wzruszające podziękowania, wiedzieli tylko oni. Najważniejsze, że Nancy wreszcie się uśmiechnęła, i to całkiem szeroko. Uraczyła nas nawet chichotem, który – choć stłumiony przez materiał bluzy Christiana – brzmiał naprawdę słodko. Na końcu z oczu Bradley popłynęły łzy... I wszystko skończyłoby się pięknie, gdyby nie to, że nie potrafiłam jednoznacznie określić, czy były to łzy szczęścia, czy bólu i rozczarowania.

***

– Nie jest ci zimno?
Alice uniosła głowę, by spojrzeć na stojącego obok fotela Alberto.
– Nie, Christian i Mason już mnie o to pytali. Dziewięć razy.
– Wiem, ale od tego czasu mogłaś już trochę zmarznąć.
– Pytali o to jakieś cztery minuty temu – parsknęłam, podciągnąwszy nogi pod brodę. Wraz z Rachel i Astrid zajęłyśmy kanapę. Nie odstępowałyśmy przyszłej mamy na krok.
Alberto potarł kark, nieświadomie zdradzając swoje zakłopotanie.
– Przez cztery minuty temperatura powietrza mogła się trochę obniżyć...
– Jest w porządku, dziękuję za troskę, tato.
Nastrój Alberto uległ błyskawicznej poprawie. Jego kąciki ust wystrzeliły do góry, a w oczach zamigotały duma i zadowolenie.
– Może jesteś głod...
– Nie, już jadłam.
– A spragniona? Jeżeli chcesz pić, to mogę naparzyć herbaty w dzbanku i...
– Wypiłam już dwa kubki. – Alice posłała mężczyźnie wesołe spojrzenie. – Myślę, że potrzebuję odrobiny odpoczynku.
Dowódca pstryknął palcami.
– Odpoczynek. – Energicznie pokiwał głową. – Masz rację, musisz dużo odpoczywać. To teraz bardzo ważne, czytałem o tym. Nie powinnaś się przemęczać ani denerwować, bo...
– Alberto...
– Ach, tak. Odpoczynek... – Powtórzył, unosząc ręce w poddańczym geście. – Odpoczynek... Odpoczywaj, Alice... – Mruczał pod nosem, gdy powoli, nie odwracając wzroku od naszej małej grupki, zaczął się wycofywać. Dopiero kiedy odszedł na bezpieczną odległość, wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
– Wiedziałam, że tak będzie. – Alice pogładziła się po brzuchu. – Byle przeżyć do marca.
– Po narodzinach maleństwa odbije mu jeszcze bardziej.
– Nie strasz mnie, Rachel.
– Nie straszę, moim zdaniem to cholernie urocze. Wszystkim facetom kompletnie odbiło.
– Nie tylko facetom – Astrid zatarła dłonie i wyszczerzyła zęby. – Już nie mogę się doczekać tego okruszka... Niemowlaki tak cudownie pachną. Naprawdę nie chcesz zdradzić, czy to chłopiec czy dziewczynka?
Alice zaprzeczyła ruchem głowy.
– Jeszcze nie. Najpierw musimy porozmawiać z Liamem. – Westchnęła.
– Odnoszę wrażenie, że poinformowanie młodego o rodzeństwie nieco cię stresuje – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
– Mhm – Collins nie próbowała nawet udawać, że jestem w błędzie, a moje przypuszczenia nie są trafne. – Strasznie się boję i nie wiem co zrobię, jeżeli zareaguje negatywnie.
Palce Alice przemykały po brzuchu schowanym pod ciepłym, wełnianym swetrem. Był jeszcze płaski, ale podobno ginekolog kazał im się nie martwić. Stwierdził, że widoczny brzuszek ciążowy może pojawić się nawet pod koniec szóstego miesiąca. Mimo wszystko nie mogłam odwrócić wzroku od dłoni kobiety, a świadomość, że masowała miejsce, gdzie ukrywało się malutkie, bezbronne dzieciątko, ściskała mnie za gardło i wywoływała pieczenie w kącikach oczu. Próbowałam skupić uwagę na rozmowie dziewczyn, ale moje myśli wciąż krążyły wokół jednego tematu... Jak to jest być w ciąży, jak to jest czuć w sobie nowe życie i najważniejsze – czy kiedykolwiek będzie dane mi tego doświadczyć? Czy przyjdzie dzień, w którym usłyszę słodkie „mamo"? Z początku liczyłam na to, że Lillian zechce, abym została jej rodzicem, lecz z czasem zaczęłam akceptować wybór dziewczynki. Najwyraźniej dla niej już zawsze miałam pozostać ciocią Olivią...
Im dłużej o tym wszystkim myślałam, tym większą winę widziałam w mężczyznach, na których trafiałam i którym ewidentnie na mnie nie zależało. Być może gdybym miała u swego boku kochającego partnera, wszystko potoczyłoby się inaczej? Może zdecydowalibyśmy się na dziecko, stworzyli coś pięknego, dali Lilly przykład szczęśliwej rodziny... Tymczasem wylądowałam w Malbacie. Nie żebym bardzo z tego powodu cierpiała, właściwie to wszyscy członkowie tej niestandardowej mafii stali mi się naprawdę bliscy, jednak dość sporym problemem był brak niezależności. Utknęłam w domu Neila Lewisa, nie miałam dokąd odejść, nie wiedziałam, czy dałabym radę zapewnić Lillian bezpieczeństwo. Jakkolwiek gównianie nie czułam się w obecności faceta, który zaczął pisać ze swoją ex, wiedziałam, że w strzeżonym gniazdku Malbatu nic złego nie mogło nam się stać.
Zmieniłam pozycję i rozciągnęłam wargi w sztucznym uśmiechu, kiedy Alice, Astrid i Rachel głośno zachichotały. Nie miałam pojęcia, co było powodem ich wesołości, ale nie chciałam, by zauważyły, że kompletnie odpłynęłam myślami. Parę minut później dołączyła do nas Tara.
– Ten dzieciak już jest taki piękny! – Astrid nie przestawała rozczulać się nad zdjęciem z USG. – Uroczy, choć przypomina kosmitę.
Tara splotła ze sobą dłonie i zamrugała niewinnie, po czym rzuciła:
– Cały tatuś.
– Mamo... – Alice wywróciła oczami.
Tym razem zaśmiałam się zupełnie szczerze.
– Na co stawiacie? Chłopca czy dziewczynkę? – Rachel wyciągnęła szyję, by dostrzec choć kawałek fotki. – Ja myślę, że to chłopak.
– Dlaczego? Przecież nie widać nic między jego nóżkami.
– Nie wiem, coś czuję w kościach, że Liam będzie miał braciszka. Po prostu ma tak małego ptaszka, że nie widać go na zdjęciu.
– No mówiłam, że cały ta...
– MAMO.
– Dobrze, już dobrze – Tara uciszyła córkę gestem ręki. – Nie możesz się denerwować.
Alice spiorunowała mamę wzrokiem.
– Jesteś mistrzynią wyprowadzania mnie z równowagi.
– Wypraszam sobie.
– Niekiedy bywasz bardziej wredna od Neila.
– No teraz to już przesadziłaś, dziecko. – Kobieta oparła pięści na biodrach. – Nie znam nikogo wredniejszego od... A tak właściwie to, gdzie on jest?
Poczułam na sobie zainteresowane spojrzenia przyjaciółek.
– Zaspał? – Astrid zerknęła na zegarek. – Już zaraz dziesiąta.
Najchętniej w ogóle nie poruszałabym tematu Lewisa, ale dziewczyny wyraźnie czekały na moją odpowiedź. Nie wiedziałam tylko, jak przekazać im w subtelny sposób, że prywatne sprawy mężczyzny niestety już mnie nie dotyczyły.
– Wydaje mi się, że jest chory. – Oznajmiałam, nerwowo wykręcając palce.
Alice uniosła brew.
– Wydaje ci się? – Zapytała ostrożnie.
– Nie rozmawiamy. To znaczy... tylko trochę. Wiem, że wczoraj bardzo źle się czuł, a w nocy miał gorączkę.
– Skąd te ciche dni? – Rachel wyraźnie posmutniała.
Stwierdziwszy, że i tak nie uda mi się uniknąć niewygodnej rozmowy, zresztą z czasem prawda i tak wyszłaby na jaw, wzięłam głęboki wdech, a następnie wyrzuciłam wszystko, co ciążyło mi na sercu:
– Neil chyba wrócił do swojej byłej. Nie jestem pewna, ale wymieniają sporo wiadomości, więc wychodzi na to, że za sobą zatęsknili.
– Co?!
– Alice, nie możesz się denerwo...
– Niby do jakiej byłej? Sophii?!
– A nie Sonji? – Wymamrotałam nieśmiało.
– Odbiło mu? – Astrid popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. – Pogadam z nim.
– Nie!
– Olivia ma rację, rozmowa nic nie zdziała. – Zaskoczona odwróciłam głowę w kierunku Alice. Już miałam jej podziękować za to, że postanowiła się za mną wstawić, gdy nagle ponownie zabrała głos: – Trzeba działać, a tak się składa, że mam doświadczenie w walce z natarczywymi idiotkami. Parę lat temu zlikwidowałam Patricię i jestem z tego powodu niesamowicie dumna. Wrobiłam ją w kradzież biżuterii. W sumie to mogłam po prostu sprzedać jej kulkę, ale...
– Nie będziemy wrabiać Sonji w kradzież, a tym bardziej do niej strzelać. – Przerwałam Collins, choć wypowiedź przyjaciółki niezaprzeczalnie przypadła Astrid i Rachel do gustu. Wyglądały na podekscytowane i gotowe do działania choćby i w tym momencie. Cóż, z jednej strony było to odrobinę niepokojące, jednak z drugiej... szalenie miłe.
Tara położyła mi rękę na barku, skutecznie odciągając moją uwagę od wizji ewentualnego zamordowania rywalki, i zapytała łagodnie:
– Więc co zamierzasz zrobić, skarbie?
Dobre pytanie...
Uśmiechnęłam się bez rozbawienia.
– Jeszcze nie wiem. Ale coś wymyślę.


***

MALBAT TOM 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz