PROLOG

7.7K 331 74
                                    

27.09.2023r.

  To trwać będzie bez końca. Uczucie. Szczere, niewymuszone, czyste uczucie płonące w sercu i zatruwające umysł. Nie dało się go usunąć. Wypłukać z krwiobiegu i wydobyć z wnętrzności. Ono żyło. Oddychało. Wrzeszczało. Nieustannie, bez końca.

  Pośrodku tego ja. Patrząc się niezrozumiale w twarz tak łudząco przypominającą moją.

  Stojąc nad grobem ojca wyścielonym kwiatami i awangardowymi zniczami wściekle świecącymi czernią ze sztucznych świeczek. Pochowali go razem z matką. Tak okrutnie mnie to dobiło. Nie zasługiwała, by do końca swych dni leżeć obok własnego oprawcy.

   Zastanawiałam się, dlaczego skręciłam w tą alejkę wiedząc, jak mocno dotknie mnie owy widok. Siedząc na ławce i obracając w dłoni paczkę papierosów, choć poprzysięgłam sobie rzucenie. Odstąpiłam od złowieszczej używki, ale tylko częściowo. Zawsze, gdy dopadała mnie chandra, moja abstynencja odchodziła w niepamięć.

  Zmagałam się z niesłownością. Obiecywałam sobie tak wiele i porzucałam te obietnice niczym niezapełnione pamiętniki do szuflady pod biurkiem. Nigdy nie miałam do nich wystarczającej cierpliwości, nie mówiąc już o byciu sumienną. Zapisywałam wspominki przez kilka dni, by następnie całkiem o nich zapomnieć.

—Jesteś bardzo rozmowna. — Rozbawiony ton wyciągnął mnie z lawiny rozmyślań.

  Uniosłam głowę zerkając na stojącą niedaleko dziewczynę. Miałam wrażenie, jakby była mną sprzed kilku lat. Długie, falowane włosy poruszały się na wietrze, gdy bezwstydnie taksowałam je wzrokiem. One najbardziej nas od siebie odróżniały, gdyż ja swoją burzę postanowiłam ściąć aż przed ramiona jakiś czas wcześniej.

—Nie mam obowiązku poznawać cię z uwagi na powiązania rodzinne. — Odparłam poprawiając materiał czarnej, żałobnej sukienki.

   Poległam. Wcisnęłam do ust papierosa doskonale wiedząc, jak będę żałować go i wszystkich następnych, które na pewno zapalę zaraz po nim.

   Dziewczyna posłała mi karcący wzrok i już otworzyła usta, by coś powiedzieć. Zadręczyć mnie ponownie bezczelną nachalnością, a przede wszystkim ignorancją na miejsce i okoliczności miejsca, w którym się znalazłyśmy. Wreszcie łaskawie postanowiła sobie odpuścić i odeszła bez pożegnania.

  Obiecałam, że już nigdy więcej nie postawię stopy na wyspie otulonej bólem, żalem i połamanym sercem. Złamałam każdą ze złożonych sobie samej przysiąg.

  Zbliżał się wieczór. Szarzejące niebo idealnie komponowało się z szerokim lasem widocznym w oddali zaraz za ostatnim rzędem grobów.

On lubił lasy.

W pewnym sensie pogodziłam się z tym, że odwiedzenie Sycylii było mi pisane. Zdołałabym to przełknąć. Dałabym radę. Zniosłabym to z zaciśniętymi zębami i odfrunęła znów.

   Jak ptak po latach wypuszczony ze złotej klatki. Nauczony już, że latanie to wcale nie choroba.

  Może i dałabym radę, gdyby powrót do miejsca nie wiązałby się z powrotem do pewnych osób. Twarzy śnionych nocami i emocji kojarzonych właśnie z nimi. Uczuć. Prawdziwych uczuć, których nie da się w żaden sposób wyplewić.

Znów tam byłam. Znów brodziłam w pozostawionym przez siebie bagnie licząc na to, że po czasie zdążyło wyparować. Nie zdążyło, a wręcz przeciwnie. Powiększyło się monstrualnie.

Moje zastanowienia zajmowały już tylko myśli, czy zdołam wpiąć się do góry, gdy utknęłam we własnej pułapce.

W pułapce, którą zastawiłam na samą siebie.


***

No dzień doberek moi kochani najukochańsi!!!!

Nie wierzę, że odpierdoliłam taką scenę z pożegnaniem, a wróciłam dosłownie chwilę później XD Naprawdę myślałam, że trochę dłużej mi zejdzie, a jednak sprawnie poszło.

W tej książce chciałabym usystematyzować wstawianie rozdziałów, co mam nadzieję, że się uda. (Ale narazie nic konkretnego nie mówię, bo nie chcę składać pustych obietnic, jak ta debilka Aria)

  Wracam!!! Żebyście znów mogli mnie wyzywać za rollercoaster emocjonalny w życiach bohaterów!!! Też się cieszę <3

Mam nadzieję, że tęskniliście, choć rozłąka trwała niespodziewanie krótko...

Jutro wlatuje 1 rozdział!

Buziaczki!

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz