XXVII.

4.4K 301 43
                                    

–Powinnam się już zbierać. – oznajmiłam uprzednio sprawdzając godzinę. – Trochę się zasiedziałam, a jestem umówiona z Finnianem.

W oczach Lawrenca zagościł niepokój, którego skrywanie szło mu zdecydowanie nieskutecznie.

–Myślałem, że tylko tymczasowo u niego mieszkasz. Znowu ze sobą randkujecie? – zapytał, więc w odpowiedzi pokiwałam głową. Nie powiedział już nic. Spuścił mętny wzrok w dół, a ja podeszłam do niego i przytuliłam na pożegnanie.

  Atmosfera z przyjaznej nagle stała się przerażająco pusta. Niezręczna. Mężczyzna nie był tak zgorzkniały nawet, gdy opowiadał o śmierci mojego ojca. Wiedziałam, że nie darzył Valerio ani gramem sympatii, jednak ten mimo wszystko był jego pracodawcą. Lawrence uwielbiał dlań gotować.

Może się o mnie martwił? Może nie chciał, bym wracała do świata, od którego całe życie walecznie uciekałam?

I to w imię czego? W imię uczucia? Głupiej, młodzieńczej, pierwszej miłości?

–Pa Lawrie. Postaram się za niedługo wpaść.

  Został w kuchni, a ja podążyłam korytarzem ku wyjściu. Nie odprowadził mnie, a konsternacja na jego twarzy przypomniała bliźniaczką reakcję sprzed ponad dwóch lat, gdy wyznałam, z kim się spotykam. Wtedy był równie zdziwiony. Równie zaskoczony i dopiero od Finniana dowiedziałam się, że w przeszłości go uratował.

  Nacisnęłam na klamkę, co przyniosło marny skutek, gdyż drzwi okazały się zamknięte, a w zamku nie było klucza.

–Lawrence! Otworzysz mi? – krzyknęłam. Zero reakcji. – Lawrence! – Nadal nic. Kompletna pustka. Chłód zaniepokojenia powitał mój kark i pędem ruszyłam, by sprawdzić, dlaczego nie reaguje. Ściągnęłam brwi widząc, że wciąż siedzi przy stole i ze znużeniem przypatruje się mojemu zakłopotaniu. – Coś się stało? Wołałam cię.

–Słyszałem. – przyznał sięgając po szklankę wody.

–W takim razie otworzysz mi drzwi? Powinnam już jechać.

–Obawiam się Aria, że na razie to niemożliwe. Musimy jeszcze o czymś porozmawiać. – wskazał na puste krzesło, które zajmowałam wcześniej. Ciepło miłego, troskliwego kucharza dbającego o mój dobrostan wyparowało od tak. Jakby wcześniejsza rozmowa była czymś sztucznym, nieprawdziwym.

–O czym chcesz rozmawiać? – wysiliłam się na spokojny ton i usiadłam naprzeciwko niego niecierpliwiąc się tematem, który chciał podjąć.

–Wiem o produkcji narkotyków. Wiem o wszystkim.

Oczy omal nie wyleciały mi z orbit, a do gardła podeszła wielka gula.

–I co w związku z tym? – wyplułam dusząc się własnymi słowami, a wszystko tak nagle wróciło. 2021 rok wrócił do całkowitej pełni swych mocy.

–Przez dwadzieścia lat dla ciebie gotowałem, kwiatuszku. Makarony, pizze, bruschetty, caprese, tortellini i wszystko, cokolwiek chciałaś. – uśmiechnął się szeroko, lecz po raz pierwszy jego uśmiech zdawał się skrywać za sobą podstęp. – Chciałbym, żebyś teraz uczyniła to samo dla mnie.

–Mam produkować dla ciebie kwas? Lawrence, żartujesz sobie?

–Ludzie upominają się o ten konkretny towar. Błagają o niego. A twoja tajemna pracownia czeka nietknięta, aż wreszcie do niej wrócisz.

Pracownia. Pracownia w domu należącym do mojego byłego męża, którą postanowiłam zaprojektować niedługo po ślubie. Jeżeli Lawrence o niej wiedział, oznaczałoby to, że kontaktował się z Marco.

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz