XXIV

1.3K 163 19
                                    


  Słowa ugrzęzły mi w gardle, a razem z nimi zakończyła się cała komunikacja werbalna. Zastanawianie się nad prawidłowością własnych poczynań postanowiłam sobie zostawić na kolejny dzień, bądź tydzień, a najlepiej to miesiąc. Wtedy w głowie widniał mi tylko jeden, właściwy obrazek, którego usunięcie przypominało walkę z najgroźniejszym wirusem biologicznym – niemożliwą do zwyciężenia. Widziałam, myślałam i żyłam tylko nim. Jego zdecydowaną, stanowczą postawą, chłopięcą twarzą, która mimo upływu lat wciąż wyglądała tak samo poza nieco większą powagą i przede wszystkim o jego wzroku. O głębokich, ciemnych oczach w kolorze butelkowej zieleni.

  Mimo chwilowej niesprawności jednej z rąk, bez strudzenia zaniósł mnie prosto do swojego gabinetu. Zatrzasnął za sobą drzwi i wciąż trzymając mnie zranioną dłonią, podszedł do biurka z zamachem pozbywając się leżących na nim teczek, zeszytów i starannie poukładanych kartek. Jedynym, co zostawił była niewielka lampka, którą odpalił zaraz po usadzeniu mnie na pustym już blacie.

–Na górze masz przecież sypialnię. – zauważyłam zerkając na walające się po podłodze papiery. – A nawet kilka. – dodałam.

Spotkałam się z jego spojrzeniem w ciepłym, przyćmionym świetle. Moja uwaga wyraźnie do niego nie trafiła, czego nie omieszkał się nie zaznaczyć zdegustowanym pokręceniem głową.

–Utknęliśmy kiedyś na dachu w Vegas, pamiętasz? – zapytał całkowicie odbiegając od tematu i w tym samym czasie powoli pozbywał się moich spodni.

–Pamiętam.

Złożył zdjętą odzież i położył ją na oparciu krzesła. Stanął między moimi nogami i złapał mnie za podbródek unosząc go odrobinę wyżej, bym zetknęła się z jego oczyma.

–Mówiłaś coś wtedy o miejscach. – zaczął wypowiedź jednocześnie rozprawiając się z guzikami czarnej, szerokiej koszuli. – Myślałaś, że poszedłem tam, bo tamto miejsce kojarzyło mi się z Aurorą. Mówiłaś, że do takich miejsc przychodzi się, żeby wspominać związane z nimi sytuacje. – zacytował już nieco mniej pewnie. – Zaskoczyłaś mnie. – odchrząknął szeroko otwierając oczy, a moje usta wykrzywiły się w małym uśmiechu.

  Nie miałam pojęcia, co przeraziło Finniana bardziej: to, że nie miałam na sobie stanika, czy to, że na mostku widniał tatuaż. Czarny, minimalistyczny wzór centralnej gwiazdy o ostro zakończonych ramionach.

Nie miałam też pojęcia, czy tak intensywnie i perwersyjnie przyglądał się tatuażowi, czy może jednak nagiej klatce piersiowej.

–No i co w związku z tymi miejscami? – przerwałam ciszę.

–Racja. – otrząsnął się i na nowo powrócił do utrzymywania kontaktu wzrokowego, co zdecydowanie szło mu opornie. – Wraca się do tych miejsc, żeby wrócić do tych sytuacji. – powtórzył to samo stwierdzenie. – A ja w sypialni bywam rzadko Aria. Głównie siedzę tutaj. – wyjaśnił. – Dlatego chciałbym nadać temu miejscu lepszych wspomnień, do których mógłbym w każdej chwili wrócić.

Parsknęłam cichym śmiechem słysząc najgłupsze od dawna wytłumaczenie wymawiane z tak rezolutną pewnością.

–Powiedzmy, że rozumiem. – odpowiedziałam, a on bez chwili namysłu musnął językiem mój tatuaż.

–Co on oznacza? – spytał.

  Wypuściłam z ust powietrze czując jego usta błądzące po moim ciele, do których niedługo później dołączyła zdrowa ręka. Nią przejechał po plecach, jakby chcąc się upewnić, czy nadal posiadam blizny.

Nigdy ich nie usunęłam, chociaż mogłam. Nie do końca wiedziałam również, dlaczego.

Przecież trwałam w przekonaniu, że ich nienawidzę. Że nienawidzę własnego ciała tylko z powodu tych kretyńskich szram pozostawionych przez ojca, a jednak coś mnie przy nich trzymało.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 12 hours ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz