Ariadna
Patrzyłam na bladą, umalowaną zupełnie nie w jej stylu twarz. Wsłuchiwałam się w kazanie księdza nie wierząc nawet w istnienie życia pośmiertnego i mimo mojego ateizmu, jej życzyłam niebios. Wieczności pełnej tego wszystkiego, czego nie zaznała na ziemi.
Złożyłam kondolencje jej rodzicom, jakbym dwa lata wcześniej wcale nie życzyła jej śmierci. Płakałam nad jej grobem zszokowana przedawkowaniem narkotyków, chociaż przecież przewidziałam to zdarzenie.
Jeszcze tylko 3 dni. Tylko 3 dni, a przynajmniej cząstka tych emocji opadnie.
Wizja powrotu do Nicei niestety nie była w stanie stłamsić poczucia żaru, złości i zatrważającego uczucia jego spojrzenia na mnie. Bezwstydnie analizował każdy mój ruch, każde przeżegnanie się i ciche wyszeptanie modlitwy. Nie miał skrupułów, by nie poinformować mnie o posiadaniu siostry, a już tym bardziej by się z nią spotykać, dlatego jedyne słowa, jakie miałam zamiar z nim zamienić, to przeproszenie. Właściwie chciałam go przeprosić głównie dla własnych korzyści, bo jego osoba obchodziła mnie tyle, co kolor alby kapłana odprawiającego pogrzeb.
Granitowy nagrobek pełen był wieńców, zniczy i kwiatów. Uśmiechnęłam się ponuro, gdy Aurora trzęsącymi się dłońmi kładła wieniec od nas. Był w kształcie okręgu, co symbolizować miało cykl życia, nieskończoność i życie wieczne. Lilie - odrodzenie duszy, żółte róże - przyjaźń i goździki, jako nieskończona pamięć i lojalność. Do tego dwie długie wstęgi z napisem: „Dla najlepszej przyjaciółki od najlepszych przyjaciół".
Ceremonia dobiegła końca, ale tylko ona. Tęsknota, żal i rozgoryczenie pozostaną w każdym z nas jeszcze na długo. Możliwe, że do samego końca, aż spotkamy się z nią ponownie, jeśliby wierzyć natchnieniu księdza, który wielokrotnie powtórzył podobne stwierdzenia.
—Chcecie jechać do nas? — Zapytała Aurora, gdy większość żałobników opuściła już teren cmentarza. Włącznie z Antonio, który przyszedł delikatnie spóźniony, i jako jeden z pierwszych się z nami pożegnał mówiąc, że musi zająć się dziadkiem. — Zamówimy obiad, upijemy się, a na koniec zrobimy karaoke, tak jak ona by sobie życzyła. — Dodała ocierając szkliste oczy i spojrzała na trzy czarne konie naszego towarzystwa.
—Wy jedźcie, jak chcecie. Ja sobie odpuszczę. — Finnian odpowiedział niemal od razu zwracając się do Claytona i Milo. — Nie mam nastroju.
No tak, bo my mamy wyśmienity wręcz nastrój, by balangować z uśmiechem na twarzach, jakbyśmy wcale nie pochowali przyjaciółki.
—Nie puścimy cię nigdzie samego. Nie tego chciałaby dla ciebie Sofie.
—Sofie nie żyje, Aurora. — Uciął delikatnie podnosząc głos. — A ja wolę zostać sam. Koniec. — Odpalił papierosa z trudem przystawiając do niego zapalniczkę.
—Nie zgadzam się.
—Niech sobie robi, co chce. — Wcięłam się w konwersację mając jej już serdecznie dosyć. — A mówiąc „sam" ma na myśli spędzenie czasu z moją siostrą. — Wymsknęło mi się z ust, nim zdążyłam przeanalizować treść tej wypowiedzi. Prędko jej pożałowałam, gdyż wszystkie skołowane ślepia spoczęły na mnie. — Nie wiedzieliście? No to teraz już wiecie.
—Aria, o czym ty kurwa mówisz? — Spytała Elena patrząc na mnie, jak na furiatkę, co w pewnym stopniu na pewno było prawdą.
—Teraz będziesz urządzać sceny? Naprawdę? — Histeryczny, przerażający wręcz śmiech wydostał się z jego ust, gdy nadal stałam, jak kołek żałując, że cokolwiek w ogóle powiedziałam. — Nie masz prawa sprowadzać wszystkiego do siebie w dzień jej pogrzebu. Nie masz kurwa prawa. — Wysyczał zaciskając szczękę i mierząc mnie przy tym tak rozeźlonym spojrzeniem, jakbym odcięła ostatnią nić cierpliwości, która go powstrzymywała.
CZYTASZ
Senza Fine II
عاطفيةHistoria Ariadny Pastorini nie mogłaby się zakończyć jedynie teatralną ucieczką i ułożeniem sobie dalszego, spokojnego życia w Nicei. Choć szczerze wierzyła, że tak właśnie się stanie, a wszystkie jej problemy znikną wraz z wylotem ze znienawidzonej...